Przyjaźnimy się z Jerzym

( fot. Grzegorz Kramer SJ / facebook.com)

Jerzy został ogłoszony błogosławionym nie za poglądy polityczne, ale za męczeństwo za wiarę. I dlatego mnie bardzo fascynuje. Ten tekst to bardziej świadectwo tego, że święci to normalni przyjaciele.

W ostatnich dwóch latach często wyjeżdżam głosić Słowo. Za każdym razem wrzucam na mój profil FB informację: "jedziemy z Jerzym do…". Ludzie różnie reagują: jedni się oburzają, że jak to tak o świętym po imieniu, z relikwiami (te według nich powinny być zamknięte w kościele); inni z kolei przyzwyczaili się do tego przekazu i często piszą: "pozdrów Jerzego, poproś go o wstawiennictwo w mojej sprawie". Zaprzyjaźniliśmy się.

Jeżdżę na Żoliborz, gdzie jest jego grób, zawsze, kiedy tylko mogę. Spędzam tam maksymalnie dużo czasu. Chodzę wokół grobu jak jeden z członków Straży Honorowej, którzy od pogrzebu pilnują grobu. Po prostu spędzam z nim czas. Mówię do niego, z nim się modlę, czytam, przeglądam Internet, czasem marznę albo moknę na deszczu. Po prostu czuję się jak u siebie.

Pierwszy raz usłyszałem o nim kilka tygodni po śmierci, w 1984 roku. Ksiądz przyniósł na katechezę zdjęcie jakiegoś kapłana i kazał nam zanieść do domu. Powiedział, że rodzice będą wiedzieli, o co chodzi i mają je schować. Moi tak schowali, że nigdy go nie znaleźliśmy. Kiedy mieszkałem w Warszawie (2004-2007), nigdy nie byłem na Żoliborzu, a Jerzy nie był dla mnie kimś szczególnym. Zresztą wtedy kojarzył mi się bardziej z polityką i przeszłością. Po diakonacie trafiłem do parafii św. Klemensa we Wrocławiu, parafii z silnymi tradycjami robotniczymi, w której przed laty pracował śp. o. Adam Wiktor SJ, nazywany "Popiełuszką południa". Tam w kościele każdego dnia widywałem (brzydki) portret Jerzego zawieszony wysoko na ścianie. Zaczynałem go lubić, przytargałem ze strychu portret. Przełomem był film Wolność jest w nas. Wróciłem do domu z pragnieniem bycia dobrym księdzem i… męczeństwa, a od dnia beatyfikacji Jerzego wiedziałem, że to "swój człowiek". W Krakowie dużo go słuchałem i czytałem, jeździłem do miejsc naznaczonych jego obecnością. Dziś jest kimś tak obecnym w moim życiu, że czasem myślę sobie, że znamy się od urodzenia.

DEON.PL POLECA

Jest kilka rzeczy w Jerzym, które są mi bardzo bliskie. Najpierw nieśmiałość. Wyczytałem gdzieś, że zauważono, że Jerzy na co dzień był bardzo nieśmiały, cichy i wycofany, dopiero przy ołtarzu i ambonie coś się w nim budziło. Mam podobnie. Nie wiem, co on czuł, kiedy stawał przy ołtarzu czy mówił homilię, ale ja czuję w tych momentach, że to nie ja działam, że to, co się dzieje, nie jest ze mnie. Drugą bliską mi cechą jest strach. Jerzy się bał. W ostatnich miesiącach widać to było także fizycznie. Oczywiście powody jego i mojego lęku są inne. Ja żyję w czasach, w których nic mi nie grozi, ale poczucie lęku jest we mnie mocne. Świadomość tego, że inni też się bali i boją, sprawia, że potrafię działać pomimo tego, co odczuwam. Prostota Jerzego to kolejna cecha, która jest mi bliska. Jerzy nie mówił wzniosłym językiem, był otwarty na drugiego człowieka, również jego dom był otwarty dla innych.

I jeszcze jedna rzecz, która chyba jest najważniejsza: poszukiwanie Boga, dobra w drugiej osobie. Jerzy bardzo ufał ludziom, nie szukał w nich wrogów. Na tyle, na ile było to możliwe, wychodził z otwartością również do swoich przeciwników. Wszyscy znają jego gest, kiedy w zimny wieczór wyszedł z gorącą herbatą do czatujących pod jego oknami ubeków. To oczywiście jest tylko ilustracja tego, jakim był człowiekiem. Nie szukał tego, co dzieli, ale tego, co łączy. Jego przepowiadanie mocno osadzone w nauczaniu Kościoła zawsze było skierowane do szukania zgody i przebaczenia.

Jerzy został ogłoszony błogosławionym nie za poglądy polityczne, ale przez męczeństwo za wiarę. I dlatego mnie bardzo fascynuje. Świetnie wykorzystał kontekst, w którym się znalazł, do tego, by głosić Ewangelię, by przyprowadzać ludzi do Jezusa. On nie tylko uczył nazywać zło złem, ale przede wszystkim pokazywał, jak żyć dobrze w czasach, które sprzyjały temu, by nie zawsze zachowywać się moralnie.

Ten tekst to bardziej świadectwo tego, że święci to normalni przyjaciele, niekoniecznie od jakichś spraw, ale kompani w drodze do Boga.

Grzegorz Kramer SJ - jezuita, bloger, pomysłodawca mszy w intencji mężczyzn w kościele św. Barbary w Krakowie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przyjaźnimy się z Jerzym
Komentarze (3)
E
Ewcia
22 października 2016, 21:20
Znam wielu "przyjaciół" ks. Jerzego. Mówię o świadkach Jego życia. Wśród nich jest wiele wspaniałych osób, ale część - pożal się Boże. Gdy Jerzy żył, udawali że go nie znają, kryli się przed nim, nie przyznawali się do niego, nie reagowali na prośbę o pomoc, a teraz są wielkimi bohaterami. To ludzie stojący w pierwszych ławkach na uroczystościach i odsłaniający pomniki. Są jeszcze tacy przyjaciele, którzy wprost go zdradzili.
J
Jacek
19 października 2016, 18:21
Dziękuję za mocne świadcectwo
19 października 2016, 13:47
"On nie tylko uczył nazywać zło złem, ale przede wszystkim pokazywał, jak żyć dobrze w czasach, które sprzyjały temu, by nie zawsze zachowywać się moralnie." No to teraz mamy takie czasy w sposób szczególny.O.Kramer oczekujemy od Ciebie jednoznaczności i czystości przekazu wiary katolickiej ,oczekujemy od Ciebie bezkompromisowości w obronie Kościoła Rzymskokatolickiego. Czy stać Cię na to? Możesz zostać wyrzucony na margines Kościoła, mozesz być poddany ostarcyzmowi, zostać sam. Czy stać Cię na to?