Radość i roztropność Benedykta XVI
Pamiętam słynne zdanie skierowane do kapłanów w katedrze warszawskiej w 2006 r. Mówił, że ksiądz ma być specjalistą od kontaktu człowieka z Bogiem, a nie ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki...
Łamiąc schematy
Błogosławiony Jan Paweł II cierpiał do końca swoich dni. To był swoisty testament cierpienia pisany na oczach całego świata. Wielokrotnie go namawiali, aby odstąpił urząd młodszemu i sprawniejszemu. Jednak jego intuicja podpowiadała coś innego. Po nim przyszedł Prefekt Kongregacji Nauki Wiary, rasowy teolog i jednocześnie skromny robotnik winnicy Pańskiej. Niezależnie od tego, ile lat wyliczał sobie na Stolicy Piotrowej, miał intuicję, aby w pewnym spokojnym momencie historii Kościoła zdać urząd.
Dwie różne intuicje dwóch wielkich papieży. Te porównania nie mają sensu, jeśli zakładamy, że któryś z nich postąpił źle albo gorzej. Papież szuka woli Boga, a Bóg nie jest schematyczny.
Specjalista od kontaktu z Mistrzem
Pamiętam słynne zdanie skierowane do kapłanów w katedrze warszawskiej w 2006 r. Mówił, że ksiądz ma być specjalistą od kontaktu człowieka z Bogiem, a nie ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Wtedy, jeszcze jako młody chłopak nie zawsze widzący sens w kościelnej polityce, nie przypuszczałem, że kiedyś tak bardzo będę analizował te słowa.
Podczas swojego pontyfikatu (choć pewnie już wcześniej, tyle że nie w świetle kamer, przez co nie zwracaliśmy uwagi) ukazał jasną wizję kapłaństwa. Jako Namiestnik Chrystusa na ziemi chciał realizować kapłaństwo służebne. Mimo misji dyplomatycznej stronił od uwikłań w spory polityczne, chcąc całym sercem przylgnąć do Boga. Zaufanie do współpracowników było wystawiane na próbę, lecz to nie zniechęciło go do ufania ludziom. To człowiek prostej (lecz nie prostackiej) wiary, pełen pokory, skromności i szlachetności. Jednocześnie pełen głębokiej, intelektualnej prawdy.
Kiedyś tytuł teologa zyskiwał nie tylko teoretyk w dziedzinie teologii, ale człowiek, który równocześnie prawdziwie rozwijał życie duchowe. Joseph Ratzinger nie mnożył skomplikowanych traktatów teologicznych, ale wyjaśniał prawdy wiary w oparciu o swoją relację do Mistrza.
Sedno wiary
Papież wielokrotnie mówił, że wiara w postęp zastąpiła chrześcijańską nadzieję. Czymś niesamowitym było spokojne i jednocześnie dobitne głoszenie prawdy o pierwszeństwie wiary i to, co ją konstytuuje: zawierzenie, spotkanie z żywą Osobą, doświadczenie mocy Boga i nadanie życiu nowej postawy w relacjach. Wiara Kościoła najbardziej wyraża się w liturgii, będącej źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego. W Duchu liturgii tłumaczył skomplikowane zagadnienia liturgiki, opierając je na podstawowym fundamencie, że liturgię sprawuje się dla Boga, a nie dla nas samych. Jak pisał emerytowany biskup Rzymu, liturgia jest aktem, w którym wierzymy, że Bóg wkracza w naszą rzeczywistość i możemy Go spotkać, dotknąć.
We wspomnianym już przemówieniu do warszawskich księży, podkreślał także, że gdy kapłan wypowiada słowa ja czy moje, czyni to nie w swoim imieniu, ale w imieniu Chrystusa, który zapragnął posłużyć się jego ustami, rękami, ofiarnością i talentem. Całe życie Josepha Ratzingera jest ukierunkowane ku Chrystusowi. Widać to było w papieskich przemówieniach, publikacjach, jak też rozważaniach.
W pożegnalnym przemówieniu życzył kardynałom, aby stawiając Chrystusa w centrum życia mogli zawsze doświadczać radości. Dzięki Bogu, że po medialnej zawierusze, wyszliśmy z klimatu afery o abdykacji i w gotowości na trud jutra, tak często zastanawiamy się, jak świadczyć o Chrystusie. Z radością i roztropnością - tak jak nas uczył (i wciąż będzie uczyć) Joseph Ratzinger. Jego modlitwy Kościół naprawdę potrzebuje…
Tekst pochodzi z bloga dk. Kamila Falkowskiego: kamfal.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł