Rekolekcje ze znanym charyzmatykiem i co dalej?

(fot. Alfonso Scarpa on Unsplash)

Co jeśli po takich rekolekcjach, spotkaniach nawróci się tłum? Jeśli organizatorzy zaprosili charyzmatyka do głoszenia z powodu przekonania o swojej słabości ewangelizacyjnej, to czy będą w stanie poprowadzić nawróconych dalej? Czy organizatorzy mają plan na kolejne lata prowadzenia w wierze tłumu nawróconych?

Miesiące wakacyjne sprzyjają organizacji rekolekcji czy spotkań ewangelizacyjnych w plenerze, na ulicach, rynkach miast. Najczęściej na tego typu wydarzenia zapraszani zostają "znani charyzmatycy". W tekście nie zostaną przywołane żadne konkretne osoby, nie będzie też oceny prawdziwości ich działania, ale wrzucając w wyszukiwarkę hasło "znany charyzmatyk", na pewno kilka nazwisk polskich, i nie tylko, się pokaże. Obserwując to zjawisko, można zadać sobie pytanie: Dlaczego? Dlaczego zapraszani są właśnie ci najbardziej rozpoznawalni? Dla krótkiego doprecyzowania na potrzeby tego tekstu: znany charyzmatyk to ktoś, kto modli się, głosi, a zazwyczaj jego działalność poparta jest różnymi niestandardowymi dla przeciętnego wierzącego zjawiskami (uzdrowieniami, proroctwami, darem języków itp.). Do tego staje się popularny dzięki pośrednictwu Internetu i doświadczeń tych, którzy byli już na spotkaniu z nim.

Zatem kluczowe staje się pytanie, dlaczego zapraszani są znani charyzmatycy? Może zapraszający (duszpasterze, grupy wiernych) czują się niewystarczająco przygotowani? przekonywujący? w ewangelizacji i dlatego proszą o pomoc tych, których uważają za specjalistów. Może też obowiązuje zasada: prorok we własnym kraju nie przekona opornych, a taki charyzmatyk z innego miasta może lepiej sobie poradzi i dzięki jego działalności nawrócą się tłumy.

Niewątpliwie głoszeniu Ewangelii przez Jezusa, jak później i przez Apostołów, towarzyszyły znaki, cuda, niezwykłe zjawiska. Są one nieodłącznym elementem ewangelizacji, gdyż objawiają moc samego Boga, która ma potwierdzać (zgodnie z Ewangelią) prawdziwość głoszonej nauki. Oczywisty jest też fakt, że "znani charyzmatycy" mają też pewną ekspresję wypowiedzi, pełną emocji, a prócz tego mnóstwo przykładów, historii działania Bożego, co już na najbardziej pierwotnym poziomie psychologicznych oddziaływań sprawia, iż chętniej się ich słucha. Nie ma w tym niczego złego, nie trzeba doszukiwać się od razu manipulacji. Bóg wykorzystuje możliwie wiele różnych kanałów, by dotrzeć do człowieka.

Tylko w tym kontekście pojawia się i drugie pytanie: Co dalej? Co jeśli po takich rekolekcjach, spotkaniach nawróci się tłum? Jeśli organizatorzy zaprosili charyzmatyka do głoszenia z powodu przekonania o swojej słabości ewangelizacyjnej, to czy będą w stanie poprowadzić nawróconych dalej? Ewangelizacja jest początkiem drogi, nie bez powodu Kościół już w pierwszych wiekach rozpoznał konieczność dalszego prowadzenia człowieka, stąd stopniowe wydłużanie czasu okresu przygotowania do chrztu oraz katechezy po nim. Czy organizatorzy mają plan na kolejne lata prowadzenia w wierze tłumu nawróconych?

Niezależnie od powodów zapraszania znanych charyzmatyków istotne, naglące jest zastanowienie się przez organizatorów, dlaczego to robią i co chcą zrobić później. Tego domaga się odpowiedzialność za potencjalnie nawróconych ludzi, którzy zapewne nieraz z przeżytym doświadczeniem zostają sami. Bez wspólnoty, bez dalszego prowadzenia i niestety z czasem może się ono okazać jakimś miłym wspomnieniem, które niewiele zmieniło w ich życiu. Co gorsza, może też doprowadzić do pewnej odporności na ekspresyjne głoszenie i znaki, w myśl zasady: znam to, to już było.

I jeszcze, często w rekolekcjach ze znanymi charyzmatykami uczestniczą osoby żyjące wiarą w sposób świadomy, zaangażowane w grupy parafialne, a czasem nawet i całe wspólnoty. Tu znowu wraca pytanie: Dlaczego? Może jest to czasem podszyta nieuświadomionym sentymentalizmem chęć powrotu do początku swojej drogi z Jezusem, tego, jak wtedy łatwiej było "czuć", "widzieć", "słyszeć", a dziś… to nie takie proste. Pamięć o tym, co Bóg zdziałał, jak pociągnął i prowadził, to istotna sprawa w wierze. Izrael wspominał co roku wydarzenie wyjścia z Egiptu, by nie zapomnieć dzieł Boga. W wierze ta pamięć, co jakiś czas odświeżana, jest wsparciem w trudniejszych okresach. Ale i tu pojawia się niebezpieczeństwo, czy przypadkiem nie dochodzi do zatrzymania się w rozwoju życia z Bogiem? Za najlepszy okres uważany jest ten, w którym się czuło, doświadczało, widziało etc. i za wszelką cenę próbuje się do niego wrócić. A przecież to tylko pewien etap, święci mistycy przekonują, że trzeba iść dalej. Gdzieś, gdzie relacja bardziej niż niezwykłymi epizodami jest pewną stałością trwania w Bogu, na zewnątrz przejawiającą się nie tyle w znakach i cudach, co w codziennym, czasem heroicznym, kochaniu drugiego.

Magdalena Jóźwik - doktor teologii dogmatycznej, od ponad roku pracuje w Archidiecezjalnym Centrum Formacji Pastoralnej oraz współtworzy Szkołę Katechetów Parafialnych w Katowicach. Wcześniej przez 5 lat pracowała w sekretariacie II Synodu Archidiecezji Katowickiej

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rekolekcje ze znanym charyzmatykiem i co dalej?
Komentarze (6)
AK
Anna K
31 lipca 2018, 13:18
Rekolekcje są po to, bu świadomie traktować swoją wiarę, by przejść od uczestnictwa w obrzędach na zasadzie obowiązku do ich głębszego zrozumienia i przeżywania. Więc o co chodzi w tym artykule? Czy problemem jest tłum nawróconych? Więc czy lepiej, żeby nic się nie zmieniało? Lepsza stara stagnacja niż nowe ożywienie? Niż żywa wiara? Lepsi wierni przychodzący tylko od czasu do czasu do kościoła?
T
Ter
29 lipca 2018, 03:01
"Doktor teologii dogmatycznej" to brzmi dumnie i mam bardzo dużo respektu dla osób z takimi tytułami. Tym razem jednak problem wydaje mi się wyssany z palca. Bo, tak na chłopski rozum: zawsze lepiej przeżyć nawrócenie niż nie przeżyć. To nigdy nie jest raz na zawsze, ale dobrze jak jest do czego wrócić. Dziwi mnie pytanie (zaniepokojenie?), po co osobom świadomym swej wiary udział w takich rekolekcjach. Czy takie osoby nie skorzystają niczego? Są juz tak ukształtowane, że nic im nie potrzeba? Nawracamy się całe życie i wiele rzeczy się na to składa. Człowiek jest istotą myślącą ale też emocjonalną i duchową, więc jest tu potrzebna równowaga: modlitwa, wiedza, przeżycie. Poza tym, to nieprawda, że osoby "nawrócone" (cokolwiek to oznacza, pewnie autorka ma na myśli całkiem świeżo nawrócone z pogaństwa lub niewiary) po takich rekolekcjach są pozostawione potem sobie samym. Mają do dyspozycji wspólnoty parafialne: Światło-Życie, Neokatechumenat, Odnowa w Duchu Św. i inne. U mnie w parafii po rekolekcjach z o. Bashoborą powstała wspólnota właśnie jako ich kontynuacja. Na rekolekcjach o. Bashobory rozprowadzane są też jego książki, więc też jest do czego zajrzeć, by sobie przypomnieć słowa, które tak nas porwały i zachwyciły. Większość rodzimych znanych rekolekcjonistów - charyzmatyków też ma własne publikacje, do których potem mozna wrócić. Tak więc cieszmy się z tego, że mamy wybór uczestniczenia bądź nie w takich wydarzeniach.
Andrzej Ak
28 lipca 2018, 22:00
Dalej to Modlitwa, która dla wielu z nas jest wciąż tajemnicą konieczną do odkrycia. Ku przyszłości. Bardzo zastanawiającym jest fenomen ludzkości pragnącej odkrywać i poznawać, już nie odległe ziemie i kontynenty, lecz planety zdolne do przeżycia i układy słoneczne, a w przyszłości być może nawet całe galaktyki. Nie tak dawno powstał nawet serial poświęcony takim eksploracjom w kosmosie (Lost in Space), przybliżający możliwe trudy na tej drodze. Mnie w tym serialu zdziwiło podobieństwo do naszego przyszłego życia duchowego, bo może być ono w jakimś ujęciu nawet podobne. I tak jak w przestrzeniach obcych planet zdatnych do przeżycia ogromną wartością może być posiadane paliwo (obok żywności i tlenu), tak w przestrzeniach życia duszy i Ducha może być Modlitwa. Modlitwa, która niczym paliwo daje możliwość ciągłego przemieszczania się,a tym samym doświadczania tego co Bóg postawi na naszej drodze, drodze ostatecznie prowadzącej do Niego. Po co byłaby nam przeznaczona ta droga? Bóg przecież obiecał, iż wybrani zastąpią miejsca dawnych Aniołów służących Bogu, którzy upadli. Jednak, aby sprostać zadaniom które być może nas Tam czekają, musimy jeszcze wiele się nauczyć. Jednak na początku tej drogi jest test, test naszej wiary, naszej przynależności, test naszego serca. Być może na tej trudnej przyszłej drodze czeka nas tak wiele zadań i lekcji, iż zanim na nią wejdziemy wpierw musimy dojrzeć na wielu płaszczyznach.  Właściwa dojrzałość, która jest wymagana nie jest możliwa bez udziału i obecności Boga w naszym życiu. I tak to co nam się wydaje być przyszłą drogą w tym wymiarze życia, może się okazać zaszczepionym pragnieniem drogi naszej duszy. Duszy którą otrzymaliśmy od samego Boga i która być może przemierzyła ogromną drogę przez wiele galaktyk, by z wymiaru samego Boga dotrzeć na miejsce narodzin nas samych w ciałach naszych matek. To pragnienie powrotu do Boga póki co popycha nas do szukania życia na innych planetach, kiedyś jednak odkryjemy tą prawdę.
27 lipca 2018, 18:55
O cudzie słów kilka :-) i będzie opowiadanko :-). Wczoraj miałem wypadek, przekoziołkowałem na rowerze, przez kierownicę, lądując na szutrowo- glinowej powierzchni :-). Śmieję się, ale skończyło się odartym ramieniem, plecami i biodrem. Jak zwykle w takich wypadkach, zwijałem się parę minut z bólu a potem wstałem, bo trzeba było do domu (pomijam fakt, że miałem przed sobą 20 km. na rowerze :-)). W domu opatrywanie i niemiłosierne pieczenie przy zabiegach z wodą utlenioną :-), ale nie było wyjścia rany były miejscami zabrudzone gliną. No cóż przecierpiałem, ale teraz już jest dobrze z lekkim pieczeniem, no ale gdzie tu cud ? Ano właśnie, cud był taki, iż dobrze, że to stało się już przy powrocie (zacisnęło przednie hamulce i kopyrtka) a nie przy zjeżdzaniu z Rdzawki. Rdzawka to tak wieś pod górę :-), czyli miejscami jest nachylenie, rzędu 20 % a więc przy zjeżdzaniu byłem rozpędzony, gdzieś ok. 60 km/g lub lekko powyżej. Teraz puenta, co by było gdyby te klocki hamulcowe zawiodły przy tym zjeżdzaniu ? No a co by było, gdyby zawiodły, przy zjeżdzaniu Zakopianką ? Brrr, strach myśleć i dobrze, że mnie sponiewierało na wiejskiej, polnej drodze, bo później już bardzo uważałem !!! Puenta :-), Bóg działa również przez takie zdarzenia i Chwała Jemu za to :-), amen.
M
Małgorzata
26 lipca 2018, 22:43
Ci, którzy poszli za Chrystusem w większości byli ludźmi wierzącymi w Boga. Gdy jednak spotkali Syna Bożego, słuchali, poznawali , widzieli cuda ich wiara ożyła. Zapragnęli poświęcić wszystko by za Nim pójść. Tak również dzieje się dzisiaj dzięki niezwykłej wierze charyzmatycznych kapłanów i nie tylko, tych którzy "niosą" Chrystusa.  Pamiętam jak ja sama brałam udział w rekolekcjach z o. Antonello, o. Bashoborą. Pamiętam jak o. Bashobora szedł wśród kilku tysięcznego tłumu ludzi przez około godzinę z Najświętszym Sakramentem. Większość płakała, bo doświadczenie żywej obecności Jezusa było tak mocne i prawdziwe, nawet ksiądz który towarzyszył ojcu dawał później świadectwo w parafii mówiąc jak był poruszony widząc zapłakane twarze . Te doświadczenia zmieniły wiele w moim życiu. Każda kolejna adoracja jest od tamtej pory zupełnie inna, wiem przed kim klękam. Nie da się nie iść za Jezusem i nie da się pozostać w miejscu. Jezus żyje i wskazuje jaką drogą dalej iść. Najlepiej jeśli uda się pozostać we własnej prafii i w niej nie pozostać biernym katolikiem.
Zbigniew Ściubak
26 lipca 2018, 11:38
Podoba mi się to charyzmatyczne: "Precz z rozumem". I ten konflikt też fajny, między KK, dla którego rozum i rozsądek jest fundamentem, nową falą "romantyków" dla których "czucie" jest esencją i fundamentem, tak że rozum i rozsądek można wreszcie odstawić pod szafę, bo posługiwanie się nim, jest kosztowne i trudne, co widać po powyższym tekście.