Santo subito, satysfakcja i...

ks. Artur Stopka

Co prawda do chwili, gdy piszę te słowa, żaden przedstawiciel Stolicy Apostolskiej nie wydał oficjalnego komunikatu, mówiącego o tym, że "komisja kardynałów i biskupów z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych zaaprobowała w głosowaniu cud wybrany do kanonizacji polskiego papieża", ale informacja przez media została uznana za pewną i już zaczęła żyć własnym życiem.

Takie mamy czasy, że stosowne instytucje (nie tylko kościelne), nie podają już wiadomości, a jedynie potwierdzają (lub nie) wcześniejsze przecieki. Przykra to i pod wieloma względami wątpliwa praktyka, ale nie widać chętnych do podjęcia wysiłków, by ją zmienić.

A skoro dziś zamiast sprawdzonych informacji mamy głownie przecieki, to nic dziwnego, że pierwsze, a więc najważniejsze oficjalne komentarze, dotyczą głównie wiadomości nieoficjalnych. I w ten sposób komentarz staje się uwiarygodnieniem wiadomości, która "wyciekła".

Także ten mój komentarz.

Nie kryję. Zakładając prawdziwość podanej przez włoską agencję ANSA informacji, cieszę się, że proces kanonizacyjny Jana Pawła II zmierza do finału. Należę do ludzi głęboko przeświadczonych o świętości Papieża Polaka i nie miałbym nic przeciwko zastosowaniu wobec jego osoby wczesnochrześcijańskiego zwyczaju ogłaszania świętości przez swoistą aklamację, na podstawie powszechnego przekonania wielkich rzesz wiernych Kościoła. Ale tu znów pojawia się odwołanie do czasów współczesnych, w których co prawda szacunku zarówno do źródła, jak i do odbiorcy informacji tyle, co kot napłakał, ale za to przywiązanie do procedur ogromne. "Czy Panu Bogu jest potrzebny dwuetapowy proces beatyfikacyjno-kanonizacyjny, aby wpuścić Jana Pawła II do nieba?" - zapytała mnie niedawno pewna pani profesor nauk ścisłych. Na szczęście okrasiła swoje pytanie figlarnym uśmiechem, bo gdyby postawiła je na poważnie, znalazłbym się w dużym kłopocie.

W kłopocie zresztą i tak się znalazłem, ponieważ chwilę później już z powagą na twarzy pani profesor snuła w mojej obecności rozważania wybiegające w przyszłość.

"Wcześniej czy później cud zostanie uznany" - mówiła takim tonem, jakby głośno myślała. "Wszystkie komisje i dykasterie go zaaprobują, a na końcu zatwierdzi go obecny papież. Potem będą wielkie uroczystości kanonizacyjne. Wszyscy będziemy chodzili w uniesieniu i pełni wewnętrznej satysfakcji, że oto jeden z nas, Polak, został uznany za świętego. Będziemy się puszyć i popatrywać na innych z wyższością. No bo to przecież nasz papież. Tu się rodził. Tu wychowywał. Po tej ziemi chadzał. Tu księdzem i biskupem został. Stąd do Watykanu pojechał... A potem uroczystości się skończą. Euforia minie. Imiona Jana Pawła II dołożą do litanii. Ale co poza tym? Czy ogłoszenie go świętym cokolwiek zmieni? Tu? W Polsce? W jego Ojczyźnie, którą tak kochał i tak się o nią martwił?".

Kard. Stanisław Dziwisz komentując medialne informacje o zatwierdzeniu cudu koniecznego do kanonizacji Papieża Polaka, który osiem lat temu odszedł "do domu Ojca", powiedział między innymi: "Decyzja ta jest potwierdzeniem świętości Jana Pawła II, a także ukazaniem jeszcze raz, że droga do świętości, którą szedł Jan Paweł II, jest drogą pewną i wzorem do naśladowania".

Myślę, że w tych wypowiedzianych na gorąco słowach metropolity krakowskiego jest przynajmniej zaczątek odpowiedzi na wątpliwości i pytania wygłoszone przez panią profesor nauk ścisłych. Bo faktycznie, było by głupio i bez sensu, gdyby z ogłoszenia świętym jedynego dotychczas naszego rodaka na Stolicy Piotrowej nie wynikło nic poza kilkunastoma chwilami wzmożonego uniesienia i poczucia satysfakcji, że oto kolejny "nasz" został doceniony.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Santo subito, satysfakcja i...
Komentarze (6)
S
serkan
3 lipca 2013, 23:02
nie wiem, po co pisać takie rzeczy
MR
matrix rządzi !
3 lipca 2013, 19:50
Takie mamy czasy, że stosowne instytucje (nie tylko kościelne), nie podają już wiadomości, a jedynie potwierdzają (lub nie) wcześniejsze przecieki. Przykra to i pod wieloma względami wątpliwa praktyka, ale nie widać chętnych do podjęcia wysiłków, by ją zmienić. A kto niby miałby to zmienić, skoro jest to jedna z powszechnych dziś metod "społecznego" wymuszania decyzji przez czynniki (media) ideologiczno-politycznie zaangażowane ? W takiej sytuacji o wiele łatwiej jest dany "przeciek" instytucjonalnie przyklepać, niż - mając przeciw sobie media - być skazanym na ciągłe udowadnianie, że krowa nie jest wielbłądem.
C
cogito
3 lipca 2013, 19:15
Jeśli miałbym wybierać między świętością a byciem "prawdziwym katolikiem", to wybrałbym to pierwsze. Bo nie wiemy do końca co znaczy "prawdziwy" katolik, a wielką szkodą by było, gdyby JPII miał być prawdziwym katolikiem kosztem świętości - z całym szacunkiem do wiele czcig(ł)odnej Tradycji Katolickiej [czymkolwiek by ona nie była].
3 lipca 2013, 15:46
Od razu polubiłam panią profesor:)
W
wierny
3 lipca 2013, 11:55
A co do wpływu na nasze życie. Dobrze by było jakby nowy święty był patronem od czegoś świeckiego np. bezrobotnych, pracujących, wczasowiczów (spływy kajakowe) czegoś konkretnego, tak, aby modlić się do naszego świętego często i z ufnością w sprawach ważnych. Chyba, że będzie taka praktyka, żeby modlić się zawsze w każdej sytuacji.
W
wierny
3 lipca 2013, 11:46
Jeszcze tylko ogłsić go Doktorem Kościoła i będzie pełnia szczęścia. Mógłby być doktorem pracy ludzkiej (encyklika ,,Centisimus Annus" i praca), lub doktorem Mądrości Bożej za encyklikę ,,Fides et Ratio".