Sobór Watykański III?

ks. Adam Błyszcz CR

Pierwszy wniosek jaki się nasuwa po lekturze (nawet pobieżnej) Instrumentum to świadomość jakiejś bezdennej przepaści między codziennym życiem zdecydowanej większości ochrzczonych a doktryną Kościoła. To właściwie dotyczy wszystkich omawianych aspektów życia chrześcijańskich rodzin. Czytając poszczególne punkty pogłębiała się we mnie świadomość jakiejś niewyobrażalnej klęski misji Kościoła.

Pod koniec czerwca Stolica Apostolska opublikowała Instrumentum laboris - dokument przygotowujący Nadzwyczajny Synod Biskupów w 2014 oraz Synod Biskupów w 1015. Można powiedzieć, że szykuje nam się "Vaticanum III". Na samym początku autorzy dokumentu zaznaczyli, że chodzi o ustalenie strategii duszpasterskiej wobec wyzwań, przed którymi stoi wspólnota rzymskokatolicka.

Oś dokumentu stanowi osiem tematów, które znalazły się w kwestionariuszu Franciszka rozesłanym do wszystkich episkopatów świata. Pytania to zostały także opublikowane przez DEON i były przedmiotem dyskusji w wielu środowiskach katolików zaangażowanych w życie Kościoła.

DEON.PL POLECA

Dokument noszący (przyznać trzeba, że nieco przydługi) tytuł Wezwania duszpasterskie odnośnie rodziny w kontekście ewangelizacji podzielony jest na trzy części. Pierwsza dotyczy problemu komunikowania ewangelii rodziny dzisiaj, druga poświecona jest duszpasterstwu rodzin wobec nowych wyzwań, zaś trzecia koncentruje się na kwestii otwartości na życie.

Pierwszy wniosek jaki się nasuwa po lekturze (nawet pobieżnej) Instrumentum to świadomość jakiejś bezdennej przepaści między codziennym życiem zdecydowanej większości ochrzczonych a doktryną Kościoła. To właściwie dotyczy wszystkich omawianych aspektów życia chrześcijańskich rodzin. Czytając poszczególne punkty pogłębiała się we mnie świadomość jakiejś niewyobrażalnej klęski misji Kościoła. Wydaje się, że przyczyny takiego stanu rzeczy są wielorakie.

Przede wszystkim brak autentycznego doświadczenia chrześcijańskiego, osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem. Takie stwierdzenie każe nam przemyśleć i jakość naszej katechezy, i jakość naszego życia parafialnego, i jakość naszej liturgii. Zresztą, w dokumencie do tych dwóch pierwszych wątków będzie się wracało po wielokroć.

Na ten brak nakładają się także czynniki kulturowe, które utrudniają misję ewangelizacyjną Kościoła. W pierwszej części, jako najpoważniejsza bariera, zostaje wymieniona erozja pojęcia prawa naturalnego. To prawo w dzisiejszej kulturze albo jest problematyczne albo niezrozumiałe. Przyczynił się do tego rozwój nauk ścisłych, które rzuciły wezwanie samemu pojęciu natura. Nie wolno zapomnieć o zauważalnej redukcji praw człowieka do praw podmiotu samoustalającego się (indywidualizm). Wspomniana zostaje także (a jakże) teoria gender rozumiana jako pogląd, który powstanie płci tłumaczy uwarunkowaniami społecznymi, kulturowymi czy osobistymi decyzjami podmiotu, ale niekoniecznie wiąże tę płeć z biologią.

To wszystko prowadzi do sytuacji, w której współczesna kultura neguje uniwersalność prawa naturalnego, gdyż brakuje punktu odniesienia, który byłby wspólny dla wszystkich. Po prostu brakuje natury!

Tutaj na marginesie należałoby poczynić jedną uwagę. Dostrzeżenie kryzysu pojęcia prawa naturalnego nie jest nowością w Kościele. Już w 2008 roku Międzynarodowa Komisja Teologiczna przygotowała dokument (w języku polskim opublikowany w 2010 roku) W poszukiwaniu etyki uniwersalnej: nowe spojrzenie na prawo naturalne.

Ta troska Kościoła o właściwe rozumienie prawa naturalnego "nie jest obroną jakiegoś abstrakcyjnego pojęcia filozoficznego ile podkreśleniem koniecznego związku jaki Ewangelia ustanawia z tym, co ludzkie" (pkt 20). Wygląda to trochę tak jakby z erozją pojęcia prawa naturalnego Kościół tracił to, co w starożytności nazywano praeparatio evangelica filosofica, a co ułatwiało zrozumienie orędzia chrześcijańskiego przez pogan, zwłaszcza na płaszczyźnie moralnej.

Jedną z konsekwencji utraty świadomości istnienia prawa naturalnego jest "uprywatnienie" małżeństwa i rodziny. Polega to na tym, że państwo uchyla się od wspierania małżeństwa i rodziny (widząc w tym prywatny wybór swoich obywateli), zaś same małżeństwa i rodziny wycofują się z przestrzeni publicznej na państwo (czyli anonimowe struktury) cedując swoje powinności (jak chociażby wychowanie dzieci).

Dokument Stolicy Apostolskiej w kilku miejscach postuluje znalezienie nowego języka, który pozwoliłby przekazać współczesnemu człowiekowi Ewangelię rodziny. Czy ten postulat wypełnić ma posługiwanie się obrazem Świętej Rodziny z Nazaretu? Odnoszę jednak wrażenie, że to przywoływanie rodziny nazaretańskiej może narazić Kościół na zarzut, że trzymając się prawa naturalnego szuka jakiejś jego konkretyzacji historycznej. Nie żebym nie wierzył w Świętą Rodziną. Wydaje mi się tylko, że dane historyczne są tak znikome, że budowanie na tym jakiejkolwiek duchowości małżeńskiej czy też rodzinnej naraża Kościół na zarzut, że ucieleśnia w ten sposób prawdy prawa naturalnego. Jak to powiedział kiedyś jeden z teologów (co prawda odnosząc się do innej historii): trudno nie przyznać, że czynnik teologiczny (w tym wypadku filozoficzny) zdominował czynnik historyczny.

Jeśli w pierwszej części najwięcej miejsca zajmuje właśnie kwestia dekadencji pojęcia prawa naturalnego to w drugiej części omawia się przede wszystkim kryzys rodziny. Przestała ona być środowiskiem wiary. Zanika w niej doświadczenie miłości ojcowskiej (bo kryzys przeżywa postać ojca), wrażliwość na życie. Poddana została mentalności konsumpcyjnej, w której mieć usidliło być. Prawo cywilne faworyzuje indywiduum a nie wspólnotę. Prowadzi to do rzeczywistej redefinicji małżeństwa. Hasła, które wywołują przygnębiający krajobraz egoizmu i duchowej pustyni.

W dodatku Kościół jest świadomy, że w tym kryzysie umęczonej rodziny (i małżeństwa) najczęściej postrzegany jest jako wspólnota wyłączająca a nie jako wspólnota, która towarzyszy i wspiera. To w tej części (jakkolwiek przy omawianiu kwestii związków osób tej samej płci) padną słowa, które wyrażają całą dramaturgię obecności (i misji) Kościoła w dzisiejszym świecie: jak pozostać wiernym Magisterium (w tym całej Tradycji) a zarazem okazać miłosierdzie i towarzyszyć człowiekowi XXI wieku?

Być może jednym z pierwszych efektów postulatu odnowienia języka teologicznego, duszpasterskiego jest dosyć serdeczne i ciepłe odniesienie się do osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Otóż w punkcie 80 czytamy, że kryją się nich pokłady wielkiego cierpienia i świadectwa szczerej miłości. Zważywszy, że pierwsze pozytywne odniesienie się do tych osób mamy dopiero w Familiaris consortio (Adhortacja Apostolska świętego Jana Pawła II z 1981) trzeba przyznać, że postęp jest imponujący. Jak na Kościół! Autorzy Instrumentum wyrażają życzenie, aby Kościół zechciał wyposażyć się w narzędzia duszpasterskie, które pozwolą tym osobom, żyjącym w związkach nieregularnych, okazywać więcej miłosierdzia, wyrozumienia i łaskawości.

Czytając te refleksje światowego episkopatu nie sposób umknąć pytaniu ku czemu ma to prowadzić. Do legitymizacji drugich związków? Do życia po chrześcijańsku na miarę możliwości? Być może pomocne byłoby tutaj odniesienie się do prawosławnej kategorii ekonomii zbawienia, do której w swoich najnowszych książkach Miłosierdzie i Ewangelia rodziny odwołuje się kardynał Kasper. To wymagałoby osobnej refleksji, ale mam nieodparte wrażenie, że tam gdzie tradycja prawosławna mówi o ekonomii tam Kościół katolicki mówi o towarzyszeniu. I ponownie wraca kwestia zachowania stosownej równowagi między miłosiernym przyjęciem człowieka a służeniem mu pomocą w osiąganiu autentycznej dojrzałości ludzkiej i chrześcijańskiej. Doskonale sobie zdajemy sprawę, że tej dojrzałości nie sposób osiągnąć bez stawiania wymagań!

Jaką formę to towarzyszenie musiałoby przyjąć skoro dokument wprost mówi o klęsce tych wszystkich programów katechetycznych, które miały objąć rodziców dzieci pierwszokomunijnych, młodzieży do bierzmowania czy też narzeczonych przygotowujących się do małżeństwa. Przytłaczająca większość z nich, po uzyskaniu celu, odchodzi z życia parafialnego.

Mówiąc o osobach żyjących w związkach niesakramentalnych nie wolno zapominać o tych, którzy, mimo opuszczenia, dochowują wierności węzłowi małżeńskiemu. Co ciekawe, dokument Stolicy Apostolskiej nazywa ich nowymi ubogimi, czyniąc w ten sposób aluzję do Kazania na Górze.

Ów przygnębiający obraz zostaje dopełniony w trzeciej części dokumentu, w którym omawia się kwestie otwartości na życie. Bez zbędnych słów zostaje powiedziane, że zasady Kościoła odnoszące się do ludzkiej płciowości (określone przede wszystkim w encyklice Pawła VI Humanae Vitae) znane są znikomej liczbie wiernych. Przede wszystkim tym, którzy związani są z duszpasterstwami specjalistycznymi. Co więcej, sami duchowni wobec tego nauczania zajmują częstokroć postawę dwuznaczną.

Odpowiedzi na te wszystkie wątpliwości szukać będą ojcowie synodalni jesienią 2014 i 2015 roku. Ale już teraz autorzy Instrumentum laboris sugerują pewne rozwiązania. Jakie to są zatem środki zaradcze, sygnalizowane na poziomie tej wczesnej refleksji poszczególnych episkopatów i innych środowisk katolickich? Zaleca się, aby ożywiać całe duszpasterstwo rodzinne, małżeńskie Słowem Bożym - tak jakbym słyszał ojca Piotra Rostworowskiego, który w 1970 roku mówił, że jedyną siłą zdolną oprzeć się sekularyzacji jest Słowo Boże. Duszpasterze powinni także ukazywać charakter egzystencjalny prawd przekazywanych w dokumentach Kościoła. Odpowiedzialni za duszpasterstwo mają towarzyszyć rodzinom w przestrzeni parafii, pojmowanej jako rodzina rodzin. Nie sposób uciec myśli, że czasami mamy do czynienia ze swoistą żonglerką słowną. Sobór Watykański II wypracował wizję parafii jako wspólnoty wspólnot. Teraz natomiast mówi się o parafii jako rodzinie rodzin. Nie ulega jednak wątpliwości, że ta batalia o przyszłość naszego Kościoła rozstrzygnie się właśnie w naszych parafiach. Od ich kondycji zależeć będzie czy Kościół będzie w stanie realizować swoją misję we współczesnym świecie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sobór Watykański III?
Komentarze (70)
H
historyk
29 lipca 2014, 21:54
Kościół i chrześcijanin zawsze dawał świadectwo! W czasach Imperium Rzymskiego nie dostosowywano doktryny Kościoła do rozwiązłych rzymskich obyczajów by zwiększyć liczebność gmin lecz piętnowano je. Chrześcijanie za cenę życia trzymali się uporczywie swoich wartości. Liczyła się jakość wiernych a nie ilość. Kto odrzuca naukę Kościoła będzie potępiony, ma do tego prawo, bo ma wolną wolę. Jeszcze większe rozluźnienie obyczajów i przyzwolenie na grzech (jak np. komunia dla osób rozwiedzionych, czy będących w konkubinacie) będzie tragiczne, Kościół katolicki stanie się farsą. Mam nadzieję, że tego nie dojdzie, bo ja z Kościołem, który odchodzi od korzeni i zmienia się na wzór protestanckiej sekty nie chcę mieć nic wspólnego.
Jack French
29 lipca 2014, 22:51
super, to wyrzekniesz się Jezusa, bo reguły Ci się nie będą zgadzać? KK nigdy nie będzie głosić czegokolwiek innego niż to, co głosił Jezus.
W
walnut
30 lipca 2014, 02:29
O to się jezcze zdziwisz. Teologia ma to do siebie że jest jak biała kartka papieru - wszystko przyjmie. Do teologii katolickiej można wprowadzić dowolne modyfikacje - komunię dla rozwiedzionych i powtórnie związanych węzłem małżeńskim, śluby gejów, zgodę na in-vitro i antykoncepcję, nawet aborcję, ponieważ na popracie tych słów znajdzie się w Biblii odpowiednie fragmenty. Co powiedział Jezus to tego niekt nie wie i się nie dowie. Nie wiem czy wiesz jaka jest historia powstania Biblii, ale nie dysponujemy orginalnym tekstem ewangelii. To co istenije to są kopie, kopii, kopi, kopi, które były wielkorotnie powielane ręcznie, z błędami, tłumaczone na rózne języki z przeinaczeniami, więc obecny teskt Biblii rózni się znacznie od oryginału. W związku z tym KK może go sobie dowolnie zinterpretować.
H
historyk
30 lipca 2014, 16:05
komunia dla rozwiedzonych jest sprzeczna z Ewangelią! podobnie jak tolerowanie konkubinatów. poczytaj Mt rozdział 6 i 19.
H
historyk
30 lipca 2014, 16:09
Mam do Ciebie pytanie.. skoro jak zauważyłeś oryginalny tekst Biblii się nie zachował, to na jakiej podstawie wyciagasz wniosek, że obecnie znana Ewangelia rozni się od oryginału? Troszkę to nielogiczne. Abstrahuje od tego, że nie do końca masz rację z tym, że tekst się nie zachował.
T
trads
30 lipca 2014, 18:27
Tolerowanie konkubinatów zaczęło się już dawno, mniej więcej od wejścia w życie Familiaris consortio. I nikt nie zauważył, że to jest sprzeczne z Ewangelią?
W
walnut
30 lipca 2014, 18:41
Ponieważ każde kolejne wydanie/ tłumczanie ST i NT jest inne niz poprzednie. różnice są zwłaszcza widoczne kiedy porównuje się starsze wydania Biblii. trudno więc uważać, że obecne wersje ST i NT są identyczne jak pierwitne ewangelie, które w ogó,le nie był w wesrji pisanej a jedynie istniały w przekazie ustnym, modyfikowanym wraz z każdą opowieścią. Przekaz pisany ewangeli pojawił się kilkanaście - kilkadziesiąt lat po Chrystusie. jest w sieci sporo wykładów znanego biblisty Bart D. Ehrman, który omawia jak zmieniał się i był także modyfikowany tekst Biblii na przestrzeni 2000 lat.
J
Juzefa
29 lipca 2014, 06:51
Ten Pan na zdjenciu to nie jest zaden ksionc! ksionc chodzi caly dzien w sutannie tak jak Pan Jezus i modli sie. matka Boska powiedziala ze ci mlodzi ksienza to majom kochanki
A
arek
29 lipca 2014, 07:51
fajna ironia ale .. ten proboszcz nie jest młody ale kreuje sie na młodego i modnego. Żeby chociaż byl rzeczywiście mlody...
A
arek
28 lipca 2014, 19:37
Jaką piękna pozę ten proboszcz przybiera na zdjęciu. Robi na deonie za supergwiazdę? Bo czytać jak zawsze nie ma o czym? Podobne do TP czy wyborczej
BB
bebe. b.
28 lipca 2014, 12:27
artykuł o niczym. To streszczenie dokumentu, a na czym polega rozjeżdżanie pomiędzy kościołem i wiernymi autor w końcu nie wyjaśnił.
X
xdrt
28 lipca 2014, 11:18
warto zajrzeć. http://christianitas.org/numer/2/
P
PanSatyros
27 lipca 2014, 23:15
c.d III. uaktualnienie nauki z obecnym stanem wiedzy. nawet dla najwytrwalszych o najgoręcej wierzacych np. nauki przedmałżeńskiw aka poradnia rodzinna jest po prostu droga przez mękę. Przykro mi, ale w poradni rodzinnej nasłuchałem się takiej ilości CHORYCH bzdur (np. że karmienie piersią zabezpieczy nas przed nastepną ciążą), że ciężko mi inaczej patrzeć na tę instytucję niż 'z przymrużeniem oka' (zwłaszcza, że nawet księża z parafii przy której owa poradnia rodzinna funkcjonuje o 'wykładowcy' mówią z conajmniej ... ironią). Przeciwnym biegunem jest rozmowa z 70 letnią starą panną, która opowiada jak model rodziny powinien funkcjonować. No i wisienka na torcie - małżeńswo z ...4 letnim stażem opowiada o trudach małżestwa i rozwiązywaniu konflików. IV. podejmowanie tematów bez 'doktrynalnej' naleciałości. Czyli np. czystość przedłamłżeńska? Dobrze, ale nie w kontekście przeciwwagi dla rozwiązłości seksualnej, bo przecież  można nie dochować czystości przedmałżeńskiej ale nie być rozwiązłym seksualnie (a niestety najczęściej głoszone nauki sprowadzają to do tego samego poziomu; co próbowałem wyjaśnić w poradni rodzinnej - nie udało się, bo mieściło się to po za utartym schematem 'wykładowczyni').
P
PanSatyros
27 lipca 2014, 23:14
Moje przemyślenia na temat zapobiegania laicyzacji, ciągle takie same: I. sklejenie kościoła z rzeczywistością oraz NIEZBĘDNA optymalizacja. Przykład: Toruń, jedno z dużych blokowisk. Na dystansie 10 minut spacerkiem 2 kościoły + trzeci w budowie. Na dystansie kolejnych 10 min - 4 kościół. Ale żeby na dynamicznie rozwijających się terenach podmiejskich postawić chociażby malutki kościółek... to gdzież by tam... A niech jeżdzą po kościoła PKS! W kościu bardziej potrzebny nam kolejny kościół na osiedlu w mieście. To nic, że pozostałe mają problem z uzbieraniem z tacy na jakiekolwiek opłacenie rachunków. O chociaż prowizorycznym odświeżeniu świątyni nie wspominam bo i po co. II. dontrola 'jakości' duszpasterzy. Przykro mi - spore grono, z racji intelektu amoeby powinna mieć zakaz kontaktu z wiernymi. Słuchanie 500 raz 'skacz, Ty mnie nie widzisz, za to ja Ciebie widze' jako opowieści bliskiego znajomego, jest uwłaczająca dla inteligencji przeciętnego wiernego. I tutaj niestety nic innego powiedzieć nie można. Bo o ewnagelizacji oczywiście nie rozmawiamy bo dla tak wyniosłej płaszczyzny trzeba by na początku przynajmniej sprowadzić część ewnagelizatorów do 'minimum inteektualnego'. c.d
TZ
trolle zarabiają
27 lipca 2014, 22:22
osa 11:30:30 | 2014-07-27 Trzeba by było zwołać sobór trupi, aby wywalić zezwłok L.Kaczyńskiego z naszego  Wawelu, prtzecież to mieszaniec żydowski. troll niczego i nikogo nie uszanuje, taka zajadłość może być toksyczna dla samego trolla, zwykle słowa wracają ....
T
tak
27 lipca 2014, 15:59
Czołowy konsultant Zespołu Smoleńskiego, prof. Wiesław Binienda został doradcą powołanej przez Baracka Obamę, Prezydenckiej Rady Ekspertów ds. Nauki i Techniki. Rolą tej elitarnej grupy jest przygotowanie strategii rozwoju wysokich technologii w najważniejszych dziedzinach przemysłu amerykańskiego - dowiedziała się "Gazeta Polska Codziennie". – Niedawno podczas spotkania rozmowa zeszła na temat katastrofy smoleńskiej. Jeden z kolegów wspomniał, jak samoloty wbijały się w stalowe konstrukcje WTC, a Tu-154M nie mógł przeciąć nawet brzozy. Wszyscy siedzący przy stole zaczęli się śmiać – mówi prof. Binienda.
MN
modernizacja nie od Boga
27 lipca 2014, 15:53
Bóg nie zmienia przykazań, poglądów, nauki... polecenia dla Apostołów, uczniów, kapłanów: idźcie i nawracajcie narody /a nie -   dialogujcie, modernizujcie/   uzdrawiajcie Moją Mocą  i wypędzajcie złe duchy ... nie gorszcie maluczkich, nie popełniajcie grzechów sodomskich - tosą twarde Prawa Boże - to żaden Synod zmienić nie może to się nie zmienia, PRAWDA jest tylko jedna.
T
Tonia
30 lipca 2014, 18:06
A ty sądzisz, że  znasz prawdę? Albo że zna ją ten bubek na zdjęciu?
SP
słowa ponadczasowe
27 lipca 2014, 15:42
Chciwość Judasza zaślepiła, przystąpił do kapłaństwa i w grzechach przyjął Ciało i Krew Moją. - To go ostatecznie zgubiło. Innych Apostołów powołałem osobiście do tej godności, a Judasz sam przyszedł. - Nie chciałem go przyjąć, bo wiedziałem, z jaką intencją przychodzi i jak zakończy swój urząd. - Lecz usilnie proszony, przyjąłem go, aby inni mieli przykład, że do kapłaństwa wdzierać się nie można, lecz oprócz pobożności i nauki, trzeba być wolnym od grzechów cielesnych, od pychy, chciwości i od zamiłowania w światowych rozkoszach, trzeba być człowiekiem umartwionym, gotowym na wszystkie niedostatki, a nawet na śmierć dla Imienia Mego i w obronie wiary. Powiedz księdzu proboszczowi, żeby wśród zdolnych, czystych i pracowitych młodzieńców upatrywał kandydatów do seminarium, poddawał im myśl poświęcenia się stanowi duchownemu, ale nie namawiał i nie zmuszał. Zgłaszających się niech dobrze zbada, czy mają powołanie, niech im przedstawi, że w kapłaństwie trzeba wypełnić ślub dozgonnej czystości. Kto się nie zlęknie, owszem jest pewny, że tego ślubu dotrzyma, niech wie, że go Bóg powołuje. Seminarium nie jest domem poprawy, lecz szkołą udoskonalenia i oświecenia młodych lewitów, posiadających już ugruntowane cnoty chrześcijańskie, gotowych do poświęcenia wszelkiego rodzaju. - Takim tylko niech daje świadectwa moralności i wysyła do biskupa.
SP
słowa ponadczasowe
27 lipca 2014, 15:35
OSTATNIA WIECZERZA W pierwszym wielkim widzeniu Wanda Malczewska usłyszała m. in. następujące słowa Chrystusa: „Patrz do czego doprowadziła Judasza chciwość i świętokradztwo! Wstąpił do grona Apostołów, bo myślał, że będę królem ziemskim, a swoich zwolenników uczynię ministrami, naznaczę im wysoką pensję i będą używali rozkoszy światowych. Gdy się przekonał, że Królestwo Moje nie jest z tego świata, że moich uczniów i zwolenników czeka praca bez zapłaty pieniężnej, nędza, prześladowanie, a nawet śmierć męczeńska, wtedy postanowił odstąpić ode Mnie... ...Jeżeli spotkasz rodziców, kształcących syna na księdza, powiedz im, żeby go nie namawiali – a tym bardziej zmuszali. Niech się sam namyśli, niech się zapozna z jakimś gorliwym i świątobliwym kapłanem i przypatrzy się jego codziennemu życiu. Niech się często u niego spowiada, a rodzice niech modlą się w jego intencji. Ksiądz po wyświęceniu staje się ofiarą całopalną na Moim ołtarzu, jak Ja stałem się ofiarą na ołtarzu Ojca Mojego Niebieskiego. Jego ojcem i matką, siostrą i bratem jest Kościół Święty, a dziećmi jego są wierni, dla których ma pracować, dawać dobry przykład i uczyć, jak mają zdobywać bogactwa duszy tj. cnoty, za które kupią sobie dobra w Królestwie Niebieskim.”
P
parafianin
27 lipca 2014, 13:16
Jaki proboszcz i autor tej pisaniny takie komentarze. Proboszczu nawróć się i zajmij swoja praca podstawową a nie rozsiewaj zgorszenia wśród katolików.
O
osa
27 lipca 2014, 11:30
Trzeba by było zwołać sobór trupi, aby wywalić zezwłok L.Kaczyńskiego z naszego  Wawelu, prtzecież to mieszaniec żydowski.
MR
Maciej Roszkowski
27 lipca 2014, 16:16
Twoje lekarstwo znalazło się, jest w łazience na drugiej półce
Paweł Tatrocki
27 lipca 2014, 10:33
Od klęski duchowej jest Jezus. Jak powiedział mam moc oddać narody na pastwę ich namiętności i ma moc przyciągnąć je do siebie z powrotem. Mało jest w liturgii modlitwy do Ducha Świętego, do Boga Ojca (tylko Ojcze Nasz). Nie ma oparcia Kościoła o życie nadprzyrodzone, o charyzmaty Ducha Świętego, o cuda. To powinno być powszechne. Wtedy zupełnie inaczej byłaby postrzegana nauka Kościoła nie tylko z dziedziny seksualnej i małżeńskiej, ale i społecznej, doktrynalnej. Ludzie czytaliby encykliki papieskie i chcieliby je wcielać w życie. A tak to jest powolne spadanie Kościoła w przepaść, z której w zasadzie tylko Bóg swoją nadprzyrodzoną mocą może wybawić. Ale cóż, czyż nie powiedział, że bramy piekielne go nie przemogą?
27 lipca 2014, 08:54
Współczesny wykształcony człowiek nie potrzebuje wierzyć. Dla większości także i Polaków Kościół stal się jedynie świadczeniodawcą usług religijnych. W tym także czegoś, co kiedyś nazywało się małżeństwem, a obecnie dla wielu sprowadza się do ceremonii zaślubin. Niestety, sam Kościół w jakiejś części uległ światowym trendom i stał się jedynie dostawcą emocjonalnych uniesień, taką pluszową przytulanką. Wiarę powoli w tej części Kościoła zastępuje się pojęciami szczęście (doczesne), miłosierdzie myli się ze współczuciem, a miłość to jedynie uczucie. Stąd plaga czegoś, co wielu nazywa już rozwodami kościelnymi, czyli żądaniem uznania małżeństw drugich, trzecich …. Tanie i populistyczne granie na emocjach (przecież małżeństwo się może nie udać, zostałam(em) skrzywdzony i mi się należy szczęście u boku drugiego „męża/żony”). I wielu księży wprost akceptujących taki stan rzeczy, ba wręcz błogosławiący takim konkubinatom i głoszący, iż nie należy się „rozwodzić drugi raz”. Bo szczęście dzieci, bo szczęście własne. A gdzie w tym wiara i zaufanei Bogu?  Jedyną drogą Kościoła, to jest wskazywania chrześcijaństwa pełnego, wymagającego poświecenia wszystkiego, co pochodzi z tego świata. Odrzucanie pokusy trwania z ludźmi stojącymi w rozkroku, kochającymi „dary świata” a bojącymi się (z tradycji, środowiska) porzucić Kościół. Bądź gorący lub zimny. Innej drogi nie ma.
CZ
chlopak ze Slaska
27 lipca 2014, 00:08
Glowny problem laicyzacji to brak znajomosci Jezusa, Ewangelii, Kerygmatu. Czesto gesto nam zwyklym swieckim nikt o tym nie mowi, to znaczy o Panu Jezusie, skonczylo sie na religii w szkole' czasem ktos z nas kazania na Mszy poslucha i tyle. Duzo ludzi chodzi do kosciola z przyzwyczajenia, niestey albo nie chodzi w ogole. Ostatnio u nas przy parafi byly takie rekolekcje przy parafii gdzie wlasnie byl organizowany kurs Nowe Zycie. Dopiero po tym kursie spotkalem naprawde Jezusa. Nam swieckim brakuje takich kursow przy parafiach. Wiec drodzy kaplani do dziela my tez chetnie pomozemy jak bedzie trzeba.
MR
Maciej Roszkowski
26 lipca 2014, 17:05
Wymienione tu problemy są krytyczne dla przyszłości, ale nie rozwiąże ich kler, hierarchia, czy Sobór. To zadanie w którym każdy musi znaleźć swoje miejsce. Przynajmniej świadcząc dobrym przykładem o słuszności wyznawanych poglądów. Nie jestem rygorystą, ale duchowni powinni ubierać się zgodnie ze swoim powołaniem. Nie zawsze, ale częściej. A nam też przydał by się krzyżyk lub medalik.
V
veritas
26 lipca 2014, 17:24
Nie jestem rygorystą, ale duchowni powinni ubierać się zgodnie ze swoim powołaniem. Spoko. Niedługo będzie się widziało sutannę albo habit w co drugim knajpianym ogródku. Oczywiście na grzbiecie kelnerów.
K
KamilŁ
26 lipca 2014, 12:17
Właściwie refleksje są dwie: - często wśród kapłanów można spotkać się z najemnictwem, czyli wykonywaniem "pracy", a nie służbą na rzecz Boga, Kościoła i bliźniego. Przejawia się to choćby w wakacje tym, że wprowadza się "krótsze kazania" z racji wakacji, zawiesza się "nabożeństwa" albo po prostu odwołuje się niektóre Msze św., bo przecież są wakacje. I argumentuje się to ślicznie tym, że ludzie nie będą przychodzili. A przecież wakacje to czas wzmożonej aktywności i czasu wolnego młodych ludzi, to właśnie wtedy można ich zachęcać do poznawania wiary. A po drugie wakacji nie mają ci, którzy pracują i dla nich takie argumenty nie mają zastosowania. - brak spotkania z Jezusem Chrystusem żywym i prawdziwym. To nie jest klęska misyjnego Kościoła (bo misyjny Kościół na wielu kontynentach ma się dobrze), lecz klęska ludzi zaangażowanych w odnowę. Wprowadzanie udziwnień, głoszenie sprzecznych z nauką Kościoła poglądów, folgowanie swoim własnym poglądom i brak życia zgodnego z Ewangelią, skutkuje tym, że to nie działa. I to nie jest wina Soboru, tylko niewłaściwego ustawienia priorytetów. Powinniśmy się modlić o więcej Ducha Świętego, o to, byśmy my byli otwarci bardziej na Niego, wsłuchiwali się. Wtedy zaczną dziać się cuda.
W
ww
26 lipca 2014, 10:07
No jeżeli szanowny ksiądz widzi przepaść między doktryną Kościoła a wiernymi to znaczy, że ksiądz nie rozumie czym jest doktryna. Przypomnę księdzu, że doktryna jest niezmienna od 2 tys. lat i na szczęście nie zmieni się nigdy. Może w sensie pastoralnym coś nie grać, to fakt. Sposoby serwowania doktryny też są nieraz niewłaściwe, przestarzałe - to też fakt. Ale inny fakt jest też taki, że współczesny świat kulturowo oddala się od wiary i to nie jest wina wiary. Po prostu potrzeba preewangelizacji, a nie zmiany doktryny.
Z
zk
26 lipca 2014, 12:12
Doktryna jest niezmienna??? Dopiero na soborze nicejskim ustalono dogmat trynitarny, już 300 lat po śmierci Jezusa. Dogmat o transsubstancjacji został ogłoszony już 1200 lat później. Przez całe stulecia doktryna uzasadniała przymus religijny, aż tu w roku 1965 AD. Kościół odkrył wolność religijną. Palenie heretyków i czarownic było dobrze uzasadnione przez doktrynę a teraz coś mało się o tym mówi. Gdyby nie zmiana doktryny do dziś byśmy tych heretyków palili i palili.
A
a
26 lipca 2014, 14:30
to, że dogmaty się formułowały, nie znaczy, że ich nigdy nie było. teologia właśnie polega na tym, że broni podstawowych prawd wiary. kto wie, może w obliczu dzisiejszego kryzysu rodziny Kościół ogłosi nowy "dogmat": o tym, że rodzina, to podstawowa komórka społeczna i składa się z mężczyzny, kobiety i dzieci. przez 2 tys lat było to oczywiste i nagle nie jest. w takich sytuacjach powstają dogmaty i nne takie
E
ech
26 lipca 2014, 16:29
Do soboru nicejskiego nie trzeba było wierzyć w boskość Jezusa z Nazaretu aby być chrześcijanienm. Jeszcze Paweł z Tarsu nic o tym nie wiedział.  No i dlaczego nie palimy tych heretyków?
W
ww
26 lipca 2014, 17:18
Proponuję jakąś lekturę z definicją doktryny, będzie łatwiej dyskutować. No i gratuluję tezy o tym, że św. Paweł nic nie wiedział o boskości Jezusa z Nazaretu - śmiała teza :) Znów proponuję lekturę - listów pawłowych - naprawdę będzie łatwiej dyskutować. A odpowiedź na pytanie, dlaczego nie palimy heretyków jest prosta: drewano jest tańsze :)
E
ech
26 lipca 2014, 18:23
Z cynizmem nie można dyskutować. Dla publiki:  Trudno też coś poradzić na ignorancję.  Paweł wypracował doktrynę o odkupieńczej misji Jezusa. Nie miał jednak jasnej koncepcji jego natury. Nigdzie wyraźnie nie napisał, że uważa Jezusa  za osobę boską. Wiem, że to zaskakujące, ale cóż tak właśnie jest.
?
???
26 lipca 2014, 20:44
czy sugerujesz, że św. Paweł Apostoł nie wierzył w boskość Jezusa z Nazaretu??? tę herezję już znamy, została obalona dawno temu... 
G
GP
26 lipca 2014, 21:01
"On to, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem..." No to jest chyba dość jasne
?
?!?
26 lipca 2014, 21:09
to proszę, powiedz jeszcze, na którym uniwerku kończyłeś teologie, niech wie publika za których seminarzystów najbardziej się modlić, żeby w trakcie studiów nie stracili wiary...
EE
ech ech
26 lipca 2014, 21:28
Ujęcie natury Chrystusa u Pawła nie jest jasne. "Być na równi z Bogiem" a "być Bogiem" to różne rzeczy. W liscie do Rzymian Jezus jest nazywany narzędziem Boga (Rz 3.25), w innym ustępie tego listu Chrystus jest porównywany do Adama i mowa tylko o jego człowieczeństwie (Rz 5.12 -21). W 1 liście do Koryntian Paweł powiada wszystko jest wasze wy zaś Chrystusa, Chrystus zaś Boga (1 Kor 3.22 - 23). Z tych sformułowań wynika, że Chrystus był w opinii Pawła osobą o ponadludzkim statusie, ale nie Bogiem samym, kimś w rodzaju pośrednika. Od biedy da się to pogodzić z dogmatem trynitrnym, ale za cenę słownych wygibasów. Ktoś kto prawdy wiary chrześcijańskiej poznawał z katechizmu i dzieł teologów ma prawo być zdziwiony rzeczywistą treścią Biblii greckiej. Życzę dalszych owocnych poszukiwań.  
SS
szkoda słów
26 lipca 2014, 23:58
No tak, najpierw śmichy-chichy, co za niedorzeczna teza itd. A jak przyjdzie uzasadnić swoje stanowisko to argumentu brakuje, jest za to próba donosiku.
Paweł Tatrocki
27 lipca 2014, 11:33
A co z fragmentem, że nikt bez pomocy Ducha nie może powiedzieć, że Chrystus jest Panem czyli Bogiem.
U
uch
27 lipca 2014, 11:59
"czyli Bogiem" to już licentia poetica.
A
ania
28 lipca 2014, 19:43
to nie jest próba donosiku, mam wrażenie, że w ogole nie rozumiesz, o co mi chodzi: nie ma większego sensu czytanie Biblii ani studia teologiczne, jeśli Twoim celem jest podważanie podstawowych prawd wiary. pół biedy, jeśli jesteś odosobnionym przypadkiem, który chce z jakiegoś powodu udowodnić swoje dziwne tezy; gorzej, jeśli ktoś tak Cię uformował, że szukasz nie wzrostu w Wierze, ale błędu - bo to jest poważna sprawa
H
historyk
29 lipca 2014, 22:06
nie do końca. św. Paweł używa greckiego słowa Kyrios, co może oznaczać, że miał na myśli zarówno Pana w rozumieniu zbliżonym do języka polskiego (gdy mówimy komuś per Pan zwracamy się z szacunkiem, mówimy o kimś ważnym, stojącym wyżej od nas) lub Pana w znaczeniu - Boga.
EP
ech pech
30 lipca 2014, 11:05
W czasach Jezusa i Pawła żebracy proszący o datki zwracali się do możnych Kyrie eleyson. Stąd zresztą zwrot ten zawędrował do liturgii chrześcijańskiej. Bardzo różnie można rozumieć owo kyrie.
T
tadzik
26 lipca 2014, 05:00
czyli rozpaczliwa proba zatrzymania odplywu tzw. "wiernych"  i kasy kosciol w europie sie konczy, jesli bedzie trwal to w afryce i ameryce poludniowej
K
KRis
26 lipca 2014, 02:02
Płacą księdzom za naukę religii a ta nauczana jest przez katechetów i co gorsza katechetki ! - zgroza
4
4006
26 lipca 2014, 13:27
No pewnie instytucjonalny Kosciół Katolicki w 100 % MĘSKI - bo tak GO sobie zawłaszczyliscie (!) niszczą podstępnie KATECHETKI !!!! Gratuluję !!!.... albo nie raczej BARDZO WSPÓŁCZUJĘ !!!!!!!!!!!!!
GM
Grzegorz M.
25 lipca 2014, 23:20
Aby dotrzeć do przyczyn takiej przepaści trzeba postawić się na miejscu przeciętnego, niewierzącego (de facto) wiernego (bo i dlaczego miałby wierzyć? Czy współczesny Kościół potrafi uzasadnić , dlaczego właściwie mielibyśmy wierzyć Jezusa, a nie np w Hare Krysznę?) i dostrzec, że taki wierny słysząc naukę Kościola na wymienionych w artykule kursach (pierwszokomunijnych, narzeczeńskich, etc) zada sobie proste pytania: po co to wszystko? OK, znam stanowisko Kościoła ws antykoncepcji, współżycia przed małżeństwem itp. ale po co te wyrzeczenia? Czy stanie mi się coś złego gdy pójdę do łózka ze swoją dziewczyną? Że co? Że wartość oczekiwania, że wyjątkowa atmosfera nocy poślubnej? Może ktoś to lubi - de gustibus non est disputatem. Do mnie to nie przemawia na tyle mocno by przez 5-6 lat (tak! tak! kiedyś narzeczeństwo nie trwało tak długo! nie było tego problemu!) zadręczać się z czystością. To nie są dostatecznie obiektywne argumenty. Dopóki Kościół nie odpowie solidnie i jasno na te pytania wiernego, dotyczce zresztą każdego z osobna punktu nauki Kościoła, to laicyzacja będzie podstępować. Koniecznością jest więc rozwój apologetyki podawanej w języku zrozumiałym dla współczesnego człowieka.
GM
Grzegorz M.
25 lipca 2014, 23:22
*laicyzacja będzie postępować, nie podstępować. Mea culpa.
M
Monika
26 lipca 2014, 10:46
To jest sedno sprawy! Odejście od apologetyki. Chęć podobania sie światu za wszelką cenę. To skutkuje bolesnym paradoksem, jakim są niewierzący księża, a nawet biskupi. Oni tak naprawdę sami nie wiedzą, dlaczego wierni mają wypełniać przykazania. Jak więc mają nauczac innych? Nawet taki drobny z pozoru fakt - ksiądz Błyszcz prezentuje się użytkownikom portalu w rozchłestanej koszuli, a nie w sutannie. Jakie świadectwo daje? Pośrednio mówi nam, że nie ceni sobie godności kapłańskiej. Chce prezentować się jak luzak, chce przypodobać się światu. Swoim strojem nie chce dawać świadectwa.
A
ania
26 lipca 2014, 11:11
nie zgadzam się, jeśli mogę: sama apologetyka nic tu nie da, a wręcz wzbudza reakcje kompletnie skrajne, jak pokazuje np. "sprawa prof. Chazana".  albo raczej, apologetyka, tak, ale z użyciem rozumu i dostosowaniem do współczesnego świata. niektórzy ludzie mają alergię na kościół i kler, do takich dotrze tylko ksiądz bez koloratki, co nie znaczy, że ten ksiądz zdejmując koloratkę ma "zdjąć" też doktrynę cały problem jest: jak mówić Prawdę, żeby ludzie chcieli ją przyjąć? jak jesteś zbyt radykalny i nzywasz rzeczy po imieniu, nikt nie chce słuchać, nawet biskupi; jak jesteś zbyt "otwarty", to już nie głosisz ewangelii, tylko jakiś swój sos; jak znaleźć ten złoty środek? prawda jest taka, że Prawda w większości jest odrzucana przez nas, grzeszników, którzy tak naprawdę lubimy te nasze ciemności...
K
KamilL
26 lipca 2014, 12:10
Zadaniem Kościoła nie jest uzasadniać tego, dlaczego ktoś ma się "zadręczać" czystością, tylko głoszenie Ewangelii i prawd obiektywnych, wynikających z objawienia. Jeśli ktoś jest niewierzący, to pół biedy, ale jeśli dodatkowo jest przekonany o swej nieomylności, to wtedy po prostu jest głuchy na argumenty, bo żadne nie będą w stanie go przekonać. Jeśli ktoś upatruje "umęczenia" w czystości, czyli cnocie, to raczej nie rozumie już podstaw. Czystość nie jest jakimś wyrzeczeniem się tylko, poza tym czystość nie nie to samo co wstrzemięźliwość. Czystość to cnota wynikająca z jednej strony z wolnej woli człowieka i jego autentycznego spotkania z Chrystusem, a z drugiej strony jest podtrzymywana przez Łaskę. Czekanie na argument "miażdżący" tak mocno, by ktoś uwierzył w Boga, nie nadejdzie, prócz tego, który wynika z Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Jeśli ktoś ma problem z czystością i nauką Kościoła, to może powinien zwrócić się za pośrednictwem Kościoła do Boga o pomoc (czyli o tę Łaskę). Laicyzacja to jest stanowisko prezentowane powyżej, że istnieje ktoś taki jak niewierzący wierny. Po prostu zabrakło w życiu prawdziwego spotkania z żywym i autentycznym Bogiem, który pojawia się w życiu każdego człowieka. Ale trzeba się samemu o to zwrócić, prosić, a Bóg daje się poznać. Polecam poczytać np. św. Augustyna. Bo gadanie o tym, że ktoś ma mnie przekonać, czy czekanie na to, jest pychą po prostu i takim samooślepieniem się. Zachęcam do wyjścia poza siebie.
GM
Grzegorz M.
26 lipca 2014, 23:01
Zgadzam się zarówno z Moniką, jak i z Anią. "jak znaleźć ten złoty środek?" - zapewniam, że to możliwe, ale wymaga sporo nauki sztuki perswazji, czyli sztuki takiego mówienia, aby być pozytywnie odebranym a przy tym przede wszystkim dobrze zintepretowanym przez rozmówcę, unikając jego uprzedzeń czy obaw. Odnoszę wrażenie, że wielu księżom niestety tego brakuje. Pozdrawiam.
GM
Grzegorz M.
26 lipca 2014, 23:02
Wspomnę tylko, że  ja osobiście nie utożsamiam się z tą postawą, którą przedstawiłem w swoim poście, tylko chciałem zaprezentować często obserwowane przeze mnie podejście do doktryny zwykłego wiernego. Czy święty Piotr nie napisał "Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest" (1 P 3, 15)? >>>"Zadaniem Kościoła nie jest uzasadniać" - ależ właśnie zadaniem Kościoła jest m. in. uzasadniać, dlaczego powinniśmy uwierzyć w to, że katolicyzm jest tą prawdziwą i słuszną wiarą. Rozumieli to doskonale dawni ludzie Kościoła i stworzyli gałąź teologii zwaną apologetyką. W przeciwnym razie - co mógłby odpowiedzieć katolik zapytany, dlaczego wierzy? "Bo tak uznałem"? "Bo tak jest mi dobrze"? To nie byłaby odpowiedź, która wzbudzi szacunek u niewierzącego; to byłoby podejście sekciarskie, niegodne prawdziwego chrześcijanina, który wie, że wiara (tu: treść doktryny) i rozum (tu: uzasadnienie, dlaczego doktryna jest taka a nie inna) to dwa skrzydła wznoszące zgodnie człowieka do Boga. >>>"głoszenie Ewangelii i prawd obiektywnych" - w głoszeniu Ewangelii trzeba właśnie pokazać to, że nie jest ona mitologią (tak często jest ona dzisiaj spostrzegana) tylko właśnie prawdą obiektywną. cdn.
GM
Grzegorz M.
26 lipca 2014, 23:02
>>>"prócz tego, który wynika z Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa" - pełna zgoda. I warto popracować by nad tym, aby przeciętny Polak nie spostrzegał tego wydarzenia jako mitu/bajki z księgi napisanej przez pasterzy 2000 lat temu, ale właśnie fakt obiektywny. To bardzo duża różnica. Nie pomoże tu powtarzane po wielokroć "Bóg cię kocha". Co oczywiście nie deprecjonuje prawdy zawartej w tym stwierdzeniu. >>>"Jeśli ktoś upatruje "umęczenia" w czystości, czyli cnocie, to raczej nie rozumie już podstaw." - ta czystość to był tylko przykład, pytania, które podałem nie dotyczą tylko tej kwestii. Jednak, jeśli ktoś "nie rozumie podstaw" - to czy należy go "olać", no bo jak tu z takim rozmawiać? Nie, należy mu te podstawy jasno i zrozumiale wyłożyć. Wielu stara się to robić, jednak niepokoi mnie to, że często w tych tłumaczeniach wiele jest emocjonalizmu i argumentów, które w najlepszym razie mogą zostać uznane za kwestię gustu; np. przytoczone przeze mnie bliżej niesprecyzowana i niewyjaśniona "wartość oczekiwania", "konieczność przezwyciężania siebie" itd. To dla przeciętnego wiernego nic nie znaczy, jest zbyt ogólne; on oczekuje wyjaśnienia, jakie złe skutki wynikną z niedochowania czystości; i muszą to być skutki obiektywne. Pozdrawiam.
K
KamilŁ
27 lipca 2014, 11:14
Proszę nie brać mojego komentarza pierwszego personalnie. Starałem się sformułować go bezosobowo, stąd moje "ktoś" jako podmiot. To nie był zarzut w Pana stronę, tylko własnie w stronę stwierdzeń. Absolutnie zgadzam się, że zadaniem Kościoła jest uzasadnianie prawd wiary i ich głoszenie. Ale w tym moim zdaniu chodziło tylko o to, że Kościół nie musi uzasadniać, dlaczego ktoś "ma umęczać się czystością". Ma bronić czystości, wskazywać na jej wartość, na to, że to jest cnota oraz dodatkowo wynika ona z osobistej relacji z Bogiem. I wcale nie uważam, że trzeba "olać" kogoś, kto nie rozumie podstaw. Stwierdzam właśnie, że trzeba mu to wyjaśnić, lecz nie na zasadzie argumentu emocjonalnego tylko jak najbardziej mówić o wartości jaką jest czystość. :) I z całą resztą również się zgadzam. Pozdrawiam :)
A
ania
25 lipca 2014, 22:22
moim zdaniem, wcale nie chodzi tu o "erozję pojęcia prawa naturalnego"; chodzi o najzwyklejszą pychę ludzką, która każe nam uznać siebie samych za twórców prawa prawo naturalne ma za dawcę Boga, jak pisze JPII w Veritatis Splendor; uznać istnienie czegoś takiego jak prawo naturalne, równa się: uznać istnienie kogoś większego niż my sami: Boga (kto to prawo nadał) można to ubierać w piękne słowa, ale o to tu chodzi: nie ma Boga, a nawet jak jest, nie potrzebujemy go, sami jesteśmy sobie bogami
?
?
25 lipca 2014, 22:14
Mam pytanie bardzo konkrente: jak pomóc osobom tkwiącym w związku niesakramentalnym, które:  1. wiedzą, że czynią źle 2. doznały miłosiernego spojrzenia ze strony Kościoła na swoje cierpienie 3. odrzuciły je i uznały, że miłosierdzie im się należy, a że wygodniej jest jak jest, to żyją tak dalej ????????????? proponuję, żeby Synod zadał sobie poważnie to pytanie
!
!
27 lipca 2014, 18:54
Osoby przygotowujące  Synod (np. kard. Kasper)  już dali do zrozumienia jaka będzie odpowiedź na Twoje pytanie: osoby, którym wygodniej jest żyć w związku niesakramentalnym otrzymają zapewne prawo do Komunii świętej.
D
DG
25 lipca 2014, 20:20
Cztery uwagi:  (1) Jeśli prawo naturalne ma być podstawą działalności Kościoła to bardzo źle. Czy Jezus głosił prawo naturalne? (2) Doktryna prawa naturalnego odegrała istotną rolę w dziejach prawa i myśli politycznej, ale już dawno zanikła poza katolickimi uczelniami. Ostatnią jej wersją żywą w kulturze była doktryna prawa naturalnego markiza de Sade. Zgodnie z nią libertyn może czynić wszystko co mu namiętność podpowiada. (3) Doktryna zawarta w Humanae vitae jest absurdalna. Jeśli da się uzasadnić potępienie aborcji, to potępienie antykoncepcji jest niemądre. Przed wynalezieniem antykoncepcji kobieta rodziła od 6 do 8 dzieci w ciągu życia. Umierając przy którymś kolejnym porodzie. Środki antykoncepcyjne umożliwiły uniknięcie bezmiaru cierpienia. (4) Stosunek duchowieństwa do katolickiej doktryny o rodzinie wyraził najlepiej nieżyjący już ks. prof. Waldemar Irek. Spłodził syna, ale nie zostawił mu nic w testamencie.
A
anonim
25 lipca 2014, 21:19
ad.1. To nie prawo naturalne ma być podstawą działalności Kościoła. Wyciągnąłeś błędne wnioski gdyż zapewne niezbyt uważnie przeczytałeś artykuł. Artykuł nie jest manifestem programowym lecz recenzją refleksji nad istniejącym stanem. W dodatku, erozja pojęcia prawa naturalnego jest wymieniana jedynie przy czynnikach kulturowych, jako jeden z czynników utrudniających misję ewangelizacyjną Kościoła. ad.2. Nieprawda. Współcześnie funkcjonują różnorodne koncepcje bazujące na prawie naturalnym. Ale to całkiem naturalne i logiczne, że doktryna prawa naturalnego rozwija się współcześnie głównie na katolickich uczelniach. Trudno aby było inaczej skoro mówi ona o stałych, niezmiennych wartościach. ad.3. Nieprawda. Duża śmiertelność rodzących związana była z tzw. gorączką połogową, będącą de facto wynikiem masowych zakażeń przy ówczesnym braku higieny spowodowanym brakiem wiedzy o bakteriach. Nieprawda. Potępienie antykoncepcji nie jest niemądre. Ale to zbyt obszerny temat.
D
DG
26 lipca 2014, 00:44
ad. 1. Wspólnie z ks. Błyszczem ubolewam nad niezbyt mądrym dokumentem kościelnym. Imputowanie tępoty adwersarzowi to typowy chwyt gmnazjalisty. ad2. W sprawie znaczenia teorii prawa naturalnego odsyłam do podręczników teorii prawa, filozofii prawa i historii tegoż. Można twierdzić, że filozofowie prawa z KULu są lepsi od tych z Harvardu, ale ci drudzy jakby bardziej wpływowi. ad. 3. Oczywiście, że środki antykoncepcyjne nie chronią przed przedwczesną śmiercią. Chronią przed niechcianą ciążą a zarazem przed pokusą zbrodni. Na kursie przedmałżeńskim też słyszałem, że potępienie antykoncepcji jest świetnie uzasadnione, ale to zbyt obszerny temat. Ponoć są uczeni, którzy to wytłumaczyli, niestety niktich nie zrozumiał. ad. 4 I co?
W
ww
26 lipca 2014, 10:18
Tu nie trzeba nic imputować. Tu następuje autoimputacja. Jeżeli szanowny uważa, że ktoś ma rację tylko dlatego, że jest "jakby bardziej wpływowy" to sorry... obstawiam, że maturę już ma :) Podobnie przykład z ks. Irkiem - to już nawet niżej niż gimnazjum... bieda człowieku, bieda. A już argument, że kobiety umierały przy porodach, bo rodziły dzieci :) to mnie najbardziej rozbawiło. Czyli znaczy to, przejmując tok rozumowania szanownego, że dzisiaj umierają rzadziej rodząc wiele dzieci, bo... stosują antykoncepcję ... to ci logika. Ale elokwencji nie brakuje - i to jest jeszcze gorzej, bo utwierdza w "mądrości"
D
DG
26 lipca 2014, 12:21
Po czym poznać wypowiedź gimnazjalisty, otóż: 1. Polemizuje z tezami przez nikogo niewypowiedzianymi, które przypisuje adwersarzowi. 2. Zakłada, że jest mądrzejszy i demonstruje to poczucie. 3. Zawsze ma ostatnie słowo. 4. Bełkotliwość jego wypowiedzi czyni polemikę niemożliwą.
T
tomi
25 lipca 2014, 16:37
Przepasc to dopiero bedzie. Zmienia sie mentalnosc ludzi, szczegolnie mlodych ktorzy juz zalozyli rodziny, albo nie zalozyli. Nie ma sensu wymyslac zadnych planow, prospektow tylko podjac proste dzialania. Ja wiem ze latwiej duzo gadac, pisac, obdarowywac sie doctorami honoris causa, wizytami w ratuszach i odezwami do ludu. Bezpiecznie, odpowiednio zdystansowany, niedostepny, w miescie poza kosciolem dobrze zakamuflowany biskup, ksiadz. Tylko gdzie tozsamosc. Ksiadz ktory nie chce wygladac na ksiedza, chce pracowac jak kazdy w jakims fachu, na wieczor co najwyzej odprawic 30 min Msze Św i  miec swiety spokoj. Tylko pytanie po co to wszystko? Czy idealem sa tu "ksieza" profesorowie, dziennikarze, urzednicy kurialni, zolnierze ? Ile w nich jeszcze ksiedza? Tyle co zakladana od czasu do czasu koloratka? Niestety potrzeba ludzi do ewangelizacji, do wyjscia tam gdzie ludzie pracuja, zyja, udzielania sie, rozmawiania, modlenia z zachowaniem tozsamosci. Z tego pieniazkow nie bedzie, wiec czesc stanu duchownego musi pracowac zeby wyzywic tych co ewangelizuja, a tu potrzeba solidarnosci i odrzucenia wygody i samowystarczalnosci. Nie czas na odezwy tylko czas na dzialanie.
Z
ziomal
25 lipca 2014, 15:55
Artykuł podpisał ksiądz. A ten gościu na zdjęciu to kto? Ktoś pomylił zdjęcia?
L
Lajkonik
25 lipca 2014, 16:09
Eeee..., to soborowy model kościoła ( Vaticanum Tertius )
X
xdr
25 lipca 2014, 16:15
Tertium, Tertium skoro Vaticanum
I
iZA
26 lipca 2014, 08:01
Przeciez widac,ze na zdjeciu NIE JEST ksiadz... Ksieza nosza koloratki, a ten nie ma...