Sojusz tronu i ołtarza. Czy to dzisiaj możliwe?

Paweł Kowalski SJ (fot. Mike Rogers SJ)

Bardzo często rozdział Kościoła od państwa rozumie się opacznie jako brak wpływu jednego na drugie. W efekcie Kościół widziany jest jako "państwo w państwie". Tymczasem sam rozdział jest czymś istotnym i wartym poparcia, nie może on jednak oznaczać zerwania wzajemnych relacji.

Historia Kościoła zna wiele narzędzi przez jakie staraliśmy się ewangelizować świat. Byli więc Apostołowie przepowiadający na placach, były wspólnoty czerpiące siły do codzienne życia ze wspólnej modlitwy, byli chrześcijanie, którzy ratowali chore dzieci, które niezadowoleni rzymscy rodzice zrzucali ze skarby niedaleko Rzymu. Były jednak i takie narzędzia ewangelizacji, o których już wiemy, że nie odpowiadają wymogom dzisiejszego świata. Jednym z nich, jest zespolenie państwa i religii. I chociaż może brzmieć to abstrakcyjnie, to jednak w historii miało ono ogromne znaczenie. Chodzi bowiem o coś głębszego niż o przysłowiowy sojusz tronu i ołtarza. Ten jest bowiem czymś bardzo pozytywnym, jeżeli obie organizacje starają się oddziaływać pozytywnie na społeczeństwo. Czymś, czego powinniśmy unikać, to wymóg, aby elementem wymaganym od jakiegokolwiek społeczeństwa było należenie do określonej grupy religijnej. Taka postawa neguje jedno z podstawowych praw człowieka jakim jest wolność religijna.

Rozdzielamy więc państwo od Kościoła. Problem jednak w tym, że czasem to rozdzielenie ma wymiar wykluczający. Jest to postawa, którą nieraz słychać w debacie publicznej, kiedy np. jakiemuś ekspertowi odmawia się wiarygodności, bo kiedyś prowadził jakiś merytoryczny kurs dla zgromadzenia zakonnego. Innymi słowy, wiarygodne staje się nie to, co niezależne od Kościoła, ale to co od niego odseparowane. I tak więc rozdzielenie, które ma gwarantować wolność, staje się elementem wykluczającym.

DEON.PL POLECA

To wykluczenie działa czasem w obie strony. Z jednej, ludzie są stygmatyzowani za ich związki z organizacjami Kościelnymi, z drugiej jednak zaczyna się zakazywać wierzącym jakichkolwiek wypowiedzi związanych z życiem politycznym. Stawianie przez wierzących polityki i Kościoła, po przeciwnych stronach barykady jest wynaturzeniem dobrej i pochwalanej szczególnie przez ostatnich papieży idei wolności sumienia.

Niedawno poprosiłem kilku moich włoskich znajomych, aby opowiedzieli przed kamerą swoje refleksje dotyczące Kościoła. Jeden z nich pozwiedzał, że to co go denerwuje to, że księża coraz mniej angażują się w życie społeczne Kościoła. Mam wrażenie, że wśród księży ci, którzy mieliby coś sensownego do powiedzenia i zdziałania w polityce, są często za cicho, a dużo bardziej słychać tych, którym tylko wydaje się, że mają coś do powiedzenia, co często prowadzi do "wydarzeń medialnych", które skutkują krytyką całego Kościoła. W efekcie jedni są coraz bardziej spacyfikowani, a drudzy poczuwają się niejako do obrony swojego osobistego zdania, które zdaje się mieć wartość absolutną.

Nie chodzi oczywiście o to, żeby podczas liturgii nakłaniać kogokolwiek do głosowania na jakąś partię, albo piętnować inną. Jednak przepowiadanie Chrystusa i Jego Ewangelii nie może być czymś, co nie dotyka naszej codzienności, w której jedną z ważniejszych tonacji gra właśnie polityka.

Z jednej strony mamy więc postawę otwartości, aby Słowo Boże dawało nowe życie naszej działalności, bardziej nawet przez pokazywanie perspektyw niż przez ocenę moralną dotychczasowych poczynań. W praktyce można sobie wyobrazić homilię, która będzie wzywała np. do pojednania pomiędzy zwaśnionymi nacjami, czy też do pomocy obecnym na granicach naszego myślenia. Życie Kościoła to Eucharystia, nie tylko jako celebracja liturgiczna, ale i przedłużenie obecności sakramentalnej w codzienności. Dlatego nie mniej ważne jest zaangażowanie społeczne Kościoła w polach w których ludzie doświadczają najbardziej swojej biedy. Odważna homilia musi być kontynuowana przez nie mniej odważne możliwości działania.

Dlatego zaangażowanie Kościoła w politykę to nie tylko księża. Jak mówił kiedyś papież Franciszek, polityka wydaje się być czymś brudnym właśnie dlatego, że nie ma tam odpowiednio dużo ludzi wierzących! To właśnie z naszej wiary wynika wprost zaproszenie do zaangażowania politycznego! Bo to czego potrzebujemy, to właśnie głębokiego zaangażowania wierzących katolików w politykę, oczywiście na najwyższym poziomie merytorycznym.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sojusz tronu i ołtarza. Czy to dzisiaj możliwe?
Komentarze (6)
BS
boją się Króla pyszni
8 marca 2014, 22:46
Są takie objawienia s.b. Rozalii Celak, które mówią o potrzebie Intronizacji Chrystusa na Króla Polski a ogólniej na Króla każdego państwa jeśli państwa chcą przetrwać zapowiadane nadchodzące kary. Z natury tej Intronizacji wynika, że będzie musiało zajść uzgodnienie prawodawstwa z wymaganiami wiary. Najprawdopodobniej głową państwa będzie Bóg a prezydent jako wybieralny przez Naród będzie drugą osobą w państwie. Nastąpi przeniknięcie się struktur Kościelnych i państwowych, gdy Kościołowi zostanie powierzona oświata i sądownictwo tak jak to było w średniowieczu. Nastąpi odejście od modelu państwa świeckiego. Takie będą warunki przetrwania Polski. Na razie można tego typu rzeczy wyśmiać, ale za parę lat nie będzie już do śmiechu. A tymczasem trwa walka z Królem. Modernizm wyklucza, że przyjmujemy Żywego Pana Jezusa w Komunii Św. w niektórych kościołach tak się organizuje przyjmowanie  Ciała Pana Jezusa, aby nie podawać na klęczaco, byle szybko, wyręcza się szafarzami nadzwyczajnymi, nawet kiedy nie ma aż takiej potrzeby. Ludzie zaczęli wstydzić się klękać, nie trzeba widocznie adorować Króla Wszechświata. Ci, co powinni zachęcać mówią, że nieważne jak przyjmować Komunię św. czy tak czy siak, bo ważniejsza jest wygoda człowiecza. Trwa ohyda spustoszenia, ktrą zapowiedział prorok Daniel, oczyszczenie trwa i ostrzeżenia MB Fatimskiej ignoruje się przez  m o d e r n i s t ó w. Króla Wszechświata Pana Jezusa winniśmy grzesznicy prosić na kolanach, aby Królował w Polsce, w której został   z d e t r o n i z o w a n y.
G
gość
8 marca 2014, 11:36
Jeżeli należę do Kosciola a żyję w państwie to w swoich codziennych wyborach powinnam kierować się sumieniem ukształtowanym przez wiarę ,Bogu oddawac to co boskie a "cesarzowi" co cesarskie. 
Paweł Tatrocki
4 marca 2014, 15:44
c.d. Wiele państw zapewne się nie ugnie przed Bogiem jak np. Niemcy, Rosja, Francja, Chiny, USA, Kanada, Iran, Izrael, Zjednoczone Królestwo, Indie i wiele innych. Cóż zgodnie z proroctwem zatwierdzonym przez Kościół (Rozalia Celak czeka na beatyfikację) przestaną one istnieć i ich terytoria będą do zajęcia. Można sobie wyobrazić, że Rosję, Niemcy i pół Francji zajmuje Polska, Chiny Korea Południowa, a Nepal Indie, zaś Meksyk USA i Kanadę. Na razie to czysta fantazja, ale jakoś historia będzie się musiała dalej potoczyć skoro na arenie zostanie tylko kilka, kilkanaście państw (to też domysł) ocalonych od zagłady a reszta nacji zostanie odesłana do Pana Boga na sąd i zniknie z rzeczywistości, pozostanie po nich tylko bardziej lub mniej chlubna historia i wykopaliska. Zatem coraz ciekawsze czasy przed nami. Przewiduję, że zaczną się one mniej więcej za cztery lata.
Paweł Tatrocki
4 marca 2014, 15:42
Są takie objawienia s.b. Rozalii Celak, które mówią o potrzebie Intronizacji Chrystusa na Króla Polski a ogólniej na Króla każdego państwa jeśli państwa chcą przetrwać zapowiadane nadchodzące kary. Z natury tej Intronizacji wynika, że będzie musiało zajść uzgodnienie prawodawstwa z wymaganiami wiary. Najprawdopodobniej głową państwa będzie Bóg a prezydent jako wybieralny przez Naród będzie drugą osobą w państwie. Nastąpi przeniknięcie się struktur Kościelnych i państwowych, gdy Kościołowi zostanie powierzona oświata i sądownictwo tak jak to było w średniowieczu. Nastąpi odejście od modelu państwa świeckiego. Takie będą warunki przetrwania Polski. Na razie można tego typu rzeczy wyśmiać, ale za parę lat nie będzie już do śmiechu.
C
Chmurny
17 marca 2014, 11:57
Ty tak na trzeźwo?
N
ngwaka
3 marca 2014, 21:25
Modernizm aż piszczy.. A tak przy okazji bardzo ładna koloratka do tej sukni zakonnej, ogólnei widać na zdjęciu że Jezuita ;P To już nawet nie oburza, to już śmieszy.. ... Gdzie tu widzisz modernizm?