Sprawa abpa Paetza nie została rozwiązana
Choć decyzja nuncjusza apostolskiego ws. abpa Paetza cieszy wielu komentatorów, to wydaje się ona niewystarczająca. Niedoszły udział abpa Paetza w ważnych uroczystościach z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski to skutek, a nie przyczyna problemów.
Nuncjusz Apostolski w Polsce zareagował na doniesienia, że w uroczystej Mszy świętej z okazji obchodów 1050-lecia chrztu Polski weźmie udział abp Paetz. W liście do hierarchy Nuncjusz napisał, że "Ojciec Święty zdecydowanie ponawia zaproszenie do życia w odosobnieniu, w postawie skruchy i modlitwy".
Również rzecznik Kurii Poznańskiej napisał, że "Stolica Apostolska nie widzi możliwości uczestnictwa abp. Juliusza Paetza w jubileuszowych uroczystościach kościelnych z udziałem legata papieskiego. Zdaniem nuncjatury decyzję tę należy traktować jako normę także na przyszłość, zwłaszcza w perspektywie Światowych Dni Młodzieży".
Wydaje się jednak, że w ten sposób przeciwdziałamy jedynie skutkowi, a nie przyczynie problemów. Co nią tak naprawdę jest?
Jak pisze Zbigniew Nosowski: "w sprawie abp. Paetza wiadomo właściwie tylko tyle, że niewiele wiadomo. (…) Wciąż musimy się tego domyślać, odczytując ukryte znaczenie dyplomatycznych watykańskich decyzji, tajemniczych rozgrywek, potwierdzeń i zaprzeczeń. W czasach jawności i przezroczystości - gęsta mgła niedomówień i niedopowiedzeń".
Podobną opinię wyraził Tomasz Terlikowski: "Dlaczego nie nałożono kar za działania, które są skandalem nawet w korporacji, a w relacji między kapłanem a biskupem, biskupem a klerykiem są zbrodnią? Dlaczego nie wyciągnięto konsekwencji wobec tych, którzy go przez lata kryli? Nie ponieśli ich przecież biskupi, którzy nie przekazywali informacji papieżowi, i uniemożliwiali mu reakcję. Nie ponieśli konsekwencji ci, którzy naciskali na ofiary, by te milczały (…) Niezałatwione sprawy zawsze się mszczą".
To komentarze z ostatnich dni. Do sprawy odnosili się jednak również hierarchowie. W opublikowanym dwa lata temu wywiadzie, bp Andrzej Czaja mówił: "Jeżeli grzesznik sam nie umie nazwać po imieniu zła, którego dokonał, a jest to zło publiczne, to musimy jako Kościół wyznać na głos tę winę za niego. Tak robił starożytny Kościół. A potem nakładano publiczną pokutę. Po jej odbyciu, wyrażeniu skruchy i prośby o przebaczenie grzesznik mógł w pełni wrócić do wspólnoty Kościoła. Uważam, że mamy tu sobie trochę do wyrzucenia. Te niedokończone sprawy (np. sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza) ciągle wracają, kładą się cieniem na życie i postrzeganie Kościoła. Nie pomaga się też konkretnemu człowiekowi, by mógł naprawić swoją zaburzoną relację z Kościołem. (…) Na dziś stan, w jakim abp Paetz znajduje się w Kościele jest nijaki, a dla wiernych bardzo nieczytelny".
Sytuację pogarsza fakt, że od samego początku kwestii skarg o molestowanie kleryków przez abpa Paetza towarzyszyła niejasność. Początki sprawy sięgają jesieni 1999 roku, kiedy to rektor poznańskiego seminarium ks. Tadeusz Karkosz przekazuje informacje ks. Tomaszowi Węcławskiemu, ówczesnemu dziekanowi Wydziału Teologicznego UAM. Zawierają one liczne skargi kleryków na zachowanie abp. Paetza.
Rok później, w sierpniu 2000 roku ks. Węcławski rozmawia o sprawie z kard. Josephem Ratzingerem. W Watykanie przekazuje list interwencyjny podpisany przez grupę księży i osób świeckich. W maju Nuncjusz Apostolski, abp Józef Kowalczyk otrzymuje świadectwa i zeznania kleryków na temat zachowań arcybiskupa.
Niestety, sprawa w tamtym czasie nadal stoi w miejscu.
Dopiero w listopadzie 2001 roku dr Wanda Półtawska przekazuje wiadomość papieżowi Janowi Pawłowi II, który - zgodnie z jej relacją - dowiaduje się o tej kwestii dopiero wtedy. Ojciec święty wysyła wówczas do Poznania swoich przedstawicieli, którzy mają na celu zebranie bezpośrednich relacji na temat niepokojących doniesień o arcybiskupie.
Czynnikiem, który doprowadził do rozpowszechnienia informacji o arcybiskupie Paetzu, jest obszerny artykuł w Rzeczpospolitej ("Grzech w pałacu arcybiskupim" autorstwa Jerzego Morawskiego) z 23 lutego 2002 roku.
Abp Paetz formalnie rezygnuje z pełnionej funkcji w Wielki Czwartek, 28 marca 2002 roku. Otrzymuje również zakaz sprawowania funkcji biskupich, np. wyświęcania kapłanów, udzielania sakramentu bierzmowania oraz przewodniczenia uroczystym mszom.
Decyzja została podjęta bezpośrednio przez papieża po przeprowadzeniu dochodzenia przez specjalnie wyznaczonych wizytatorów, m.in. księdza Antoniego Stankiewicza (obecnie biskupa). Nikt jednak nie potwierdził stawianych abpowi Paetzowi zarzutów, nikt też nie złożył zawiadomienia w prokuraturze.
Jak pisał ks. Adam Boniecki: "Niestety, istnieje szeroko rozprzestrzeniona opinia, że ewentualni oskarżyciele byli do tego skutecznie zniechęcani. Czterech dziekanów złożyło wtedy rezygnacje z funkcji. W listopadzie 2001 redaktor poznańskiego "Przewodnika Katolickiego" ks. Jacek Stępczak został odwołany z funkcji za odmowę publikacji oświadczenia broniącego arcybiskupa i wyjechał na misję do Zambii. Także publikacja w "Tygodniku Powszechnym" rozmowy z ks. Tomaszem Węcławskim, opisującym przebieg całej historii, nie spotkała się w wysokich kręgach kościelnych z najlepszym przyjęciem"
Od tego czasu już kilkakrotnie media interesowały się sprawą abpa Paetza, zazwyczaj wtedy, gdy brał udział w ważnych uroczystościach (do czego formalnie ma prawo, nie może im jedynie przewodniczyć).
Dlatego aktualne wydają się słowa Zbigniewa Nosowskiego sprzed 6 lat, kiedy wybuchł jeden ze skandali związanych z udziałem abpa Paetza w ważnej uroczystości: "Pożar został zatem, jak się wydaje, ugaszony. Ale może znowu ponownie wybuchnąć, jeśli nie zlikwiduje się przyczyny, dla której w tej sprawie mała iskra tak łatwo przeradza się w groźny ogień. Tą przyczyną jest, w moim przekonaniu, brak publicznego wyjaśnienia przez Stolicę Apostolską poważnych zarzutów, jakie padły wobec abp. Juliusza Paetza".
Skomentuj artykuł