Stygmaty - sensacja czy coś więcej?

(fot. Salve TV / TV Trwam / youtube.com)

U jednych budzą religijną fascynację i nabożną cześć. Innych irytują i budzą podejrzliwość. Dla jeszcze innych są ciekawostką lub niewartą głębszego zainteresowania sensacją. Od niespełna ośmiu wieków stygmatycy pojawiają się w życiu Kościoła.

W połowie września Polskę odwiedził Brat Elia Cataldo, włoski stygmatyk, nazywany "bratem pocieszenia" lub "drugim ojcem Pio". Sam w odniesieniu do siebie używa określenia "Osiołek Boga".

Pierwszy raz pojawił się w naszym kraju w ubiegłym roku. Ma 55 lat. Nie jest księdzem. Był kapucynem, ale w roku 2000 założył nowe zgromadzenie - wspólnotę Apostołów Bożych (Apostoli di Dio), która funkcjonuje w byłym franciszkańskim klasztorze w Calvi, w Umbrii. Dziesięć lat wcześniej, gdy miał 28 lat, otrzymał widoczne stygmaty. Jednak sam mówi, że stygmaty ma od 48 lat.

DEON.PL POLECA

Z medialnych materiałów na jego temat można się dowiedzieć, że w Wielkim Tygodniu w sposób fizyczny doznaje takich cierpień, jakich doświadczał Jezus w Czasie swojej męki, że ma dar bilokacji, uzdrawiania, czytania w ludzkich sercach. Także o tym, że zrobił "pierwsze w historii zdjęcie Jezusowi". Ma widzenia Maryi, Jezusa i Aniołów.

Nie epatuje stygmatami. Nie eksponuje ich podczas spotkań. Raczej stara się je ukrywać. Nie obnosi się również z cierpieniem i bólem. Jak podkreśla towarzyszący mu wszędzie, wyznaczony przez biskupa opiekun duchowy ks. Marco Belladelli, brat Elia jest zawsze pogodny.

Ci, którzy się z nim zetknęli, mówią, że jest pełen ciepła, miłości i spokoju. Zachęca do modlitwy, do ciągłego pamiętania o Bogu, do cierpliwości i rozmowy w relacjach międzyludzkich. Wyjaśnia, że choć cuda są znakami Bożej łaski, nie są najważniejsze w życiu. Najważniejsza jest wierność Ewangelii, bo tylko ona przynosi w życiu prawdziwy pokój serca.

Zainteresowanie wizytą Brata Elii w Polsce było tak duże, że trzeba było organizować dodatkowe spotkania, w większych świątyniach. W niektórych mediach pojawiły się sensacyjne materiały na jego temat. Można postawić pytanie, czy rzeczywiście służy to głoszeniu Dobrej Nowiny.

Niektórzy uważają, że stygmaty nosił św. Paweł Apostoł. W ten sposób interpretują przedostatnie zdanie Listu do Galatów "przecież ja na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa" (Ga 6,17). Jednak powszechnie za pierwszego stygmatyka uważany jest św. Franciszek z Asyżu. Nie ma wcześniejszych informacji o ludziach, którzy w sposób widoczny nosiliby na swym ciele znaki męki Jezusa Chrystusa. Od XIII stulecia było ich - według różnych danych - od trzystu do czterystu. Ktoś zwrócił uwagę, że zdecydowana większość z nich, to kobiety.

W dokumentach Kościoła próżno szukać oficjalnych wypowiedzi na temat stygmatów. Nie wspomina o nich Katechizm Kościoła Katolickiego. Tylko stygmaty św. Franciszka uważa się za oficjalnie uznane przez Kościół. Około dwudziestu świętych to stygmatycy. Jednak nikogo z nich nie wyniesiono do chwały ołtarzy ze względu na znaki Chrystusowej męki. Dla wielu noszących stygmaty stały się one nie tylko przyczyną fizycznych cierpień, ale również powodem licznych kłopotów, niedogodności, a niejednokrotnie niechęci, nawet szykan, także ze strony ze strony przedstawicieli Kościoła. Z drugiej strony odnotowano przypadki nadużyć, symulowania stygmatów i prób odnoszenia z tego faktu różnych (niekoniecznie materialnych) korzyści.

Osoby przyznające się do noszenia stygmatów są często poddawane licznym badaniom. Budowane są rozmaite teorie i hipotezy na temat pochodzenia znaków na ich ciele. Zwraca się m. in. uwagę, że ich rany niejednokrotnie są odzwierciedleniem nie faktycznych ran Jezusa Chrystusa, ale sposobu, w jaki zostały uwidocznione na jakimś obrazie, rzeźbie lub krucyfiksie. Źródeł ich powstawania szuka się w psychice osób nimi obdarzonych. Neguje się ich nadnaturalne pochodzenie.

Kościół zachowuje wobec stygmatów daleko idącą ostrożność. Warto jednak pamiętać, że często są one znakiem szczególnej, osobistej, wręcz intymnej relacji człowieka wierzącego z Jezusem Chrystusem. Jeśli chcą o niej dawać świadectwo, zasługują na szacunek. Jednak skupianie się na nich, zwłaszcza w atmosferze sensacji i płytkiej fascynacji z pewnością niczemu dobremu nie służy.

ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Stygmaty - sensacja czy coś więcej?
Komentarze (2)
Andrzej Ak
21 września 2017, 17:40
Jeśli stygmatycy są wciąż potrzebni Bogu (a wciąż są potrzebni) to oznacza, że Ofiara za ten świat jest wciąż potrzebna. Oznacza to również, że w każdej Eucharystii jest Ofiara naszego Pana Jezusa, który w niepojęty dla naszego umysłu sposób wciąż ofiarowuje nam swoje Przenajświętsze i jakże drogocenne Ciało i Krew. A my jakże powszechnie z laickim spokojem stajemy jak równy z równym i bierzemy to Przenajświętsze Ciało niczym burek kiełbasę. Nie wiem jak przemawiać do wierzących, że Eucharystia jest niesamowicie ogromnym Darem Boga dla nas ludzi. Dlatego powinniśmy Ją z najwyższym szacunkiem przyjmować jedynie do ust i w pozycji uniżenia, choćby przyklęknięcia. Jakże małym okruchem jest człowiek względem Boga! A mimo to jakże często o tym zapomina, bądź wogóle nie dopuszcza tego faktu do swojej świadomości. Dlatego stygmatycy są potrzebni temu światu, aby przypominać o Przenajświętszej Ofierze i świadczyć o prawdziwych fundamentach wcale nie łatwej wiary w Boga. Wiary, która nie polega na łatwym życiu na skróty, lecz codziennym pokonywaniem rozmaitych przeszkód i nie w samotności, lecz razem z Bogiem.
20 września 2017, 11:04
Stygmatycy to osoby obdarzone łaską udziału w cierpieniach Naszego Pana. Na rynku idei chrześcijaństwa lekiego,łatwego i przyjemnego - towar raczej niespotykany.