Św. Katarzyna, komunia na rękę i słabość metody
Muszę powiedzieć, że sposób, w jaki ks. Piórkowski postąpił z pismami św. Katarzyny zupełnie mnie nie przekonał do praktyki przyjmowania/udzielania komunii św. na rękę
Podczas moich dość częstych debat z ateistami o wierze i istnieniu Boga, stawiam sprawę jasno: chętnie zostanę ateistą, jak mnie do tego przekonasz. Podobnie jest też z komunią świętą na rękę: jeszcze się nie znalazł taki, który by mnie do tego przekonał. Przykładowo konia z rzędem temu, kto mi wyjaśni, co mam zrobić jako ksiądz, gdy po wydaniu hostii na rękę odbiorca nie spożyje jej przy mnie, tylko wsadzi ją sobie do kieszeni i wybiegnie z kościoła. Nie mam przecież kościelnej policji, żeby go ścigać. Owszem, ktoś powie, że z ust też sobie można wyjąć hostię – i jak wiemy takie przypadki miały miejsce – to jednak, żeby to zrobić należy pokonać, chyba mimo wszystko, nieco większą barierę.
Miałem okazję przeczytać otekst ks. Dariusza Piórkowskiego, którego cenię i poważam za jego trafne komentarze odnośnie życia współczesnego Kościoła. Przystępowałem do lektury z myślą, że być może mój opór jest rzeczywiście nieuzasadniony i powinienem jednak ulec misternie uplecionej argumentacji, wziętej w końcu z pism św. Katarzyny Sieneńskiej. To przecież znaczący autorytet. Muszę jednak powiedzieć, że sposób, w jaki ks. Piórkowski postąpił z pismami św. Katarzyny zupełnie mnie nie przekonał do praktyki przyjmowania/udzielania komunii św. na rękę, ponieważ uważam, że doszło w jego analizie do znaczącej nadinterpretacji słów świętej Doktor Kościoła. Zresztą w zasadzie bez znaczenia jest tutaj, do czego ks. Piórkowski przekonuje, liczy się słabość samej metody. Gdyby, bowiem w ten sam sposób zabrał się do argumentowania doktryny o realnej obecności czy też o grzechu pierworodnym, również twardo pozostałbym w gronie sceptyków.
Pierwszy i główny zarzut dotyczy sposobu czytania pism mistycznych, jakie pozostawiła po sobie św. Katarzyna. Przede wszystkim trzeba mieć na względzie, że ludzki język przejawia istotną ułomność w relacjonowaniu przeżyć o charakterze mistycznym. Innymi słowy, swoją treścią i bogactwem przeżycia znacznie one przekraczają możliwości językowej ekspresji. Skutkuje to tym, że język mistyków to język wysoce metaforyczny, a analiza ich wypowiedzi wymaga zastosowania narzędzi hermeneutyki, czyli właściwego odczytania sensu tych tekstów. Popatrzmy na główny cytat wyjęty przez ks. Piórkowskiego z pism tej mistyczki, kiedy relacjonuje ona słowa skierowane do niej przez Boga Ojca: „Kto go dotyka? Ręka miłości. Tą ręką dotyka dusza tego, co oko intelektu widziało i poznało w Sakramencie przez wiarę” (Dialog o Bożej Opatrzności, czyli księga Boskiej nauki). Owszem jest tutaj mowa o fizycznej ręce, ale moje pytanie dotyczy tego, czy mamy prawo interpretować to w sposób literalny? Sądzę, że równie – a kto wie, czy nie bardziej – uprawnione tu jest rozumienie w sensie duchowego dotyku Ciała Pańskiego, realizowanego przy pomocy metafory dotyku ludzkiej ręki.
Warto pamiętać, że integralną część egzegezy Pisma Świętego stanowi analiza tekstu, zmierzająca do ustalenia, czy dany tekst można czytać literalnie, czy stanowi on jedynie pewien rozbudowany obraz, niosący w sobie pewien ukryty sens. To trudna i bardzo skomplikowana praca. Przykładowo, nikt przecież nie traktuje dziś opisu stworzenia świata z Księgi Rodzaju jako rzeczywistego przebiegu zdarzeń. Lekceważenie metaforyczności teologicznej narracji może, więc prowadzić do znaczących błędów. Pozwolę sobie w tym momencie powtórnie posłużyć się cytatem z pism filozoficznych Alberta Einsteina, który można moim zdaniem śmiało przenieść na obszar teologii: ,,Większość pomyłek w filozofii i logice pojawia się dlatego, że umysł ludzki jest skłonny do brania symbolu za rzeczywistość'”.
Drugi metodologiczny zarzut do twierdzeń ks. Dariusza Piórkowskiego, jaki mam na myśli to interpretowanie przez niego pism św. Katarzyny bez odniesienia do kontekstu, w którym zostały sformułowane. Uwzględnienie kontekstu jest konieczne zwłaszcza wtedy, gdy teksty te posiadają charakter metaforyczny. Metafora ma tę unikalną cechę, że jest otwarta, to znaczy dopuszcza wiele interpretacji. Aby uzasadnić, że wybrana przez nas interpretacja jest poprawna, musimy dostarczyć dodatkowej informacji. Tak też należało postąpić, chcąc wykazać, że św. Katarzyna ze Sieny rzeczywiście miała na myśli praktykę komunii św. na rękę. Do tego celu potrzebna byłaby znacznie szersza wiedza na temat poglądów tej świętej odnośnie Eucharystii i sposobu jej przyjmowania, które to poglądy mogą być rozproszone w całym szeregu jej pism. Nie jestem ekspertem w temacie, ale przypuszczam, że takie opracowania mogą istnieć. W ich świetle literalna interpretacja przytaczanej wypowiedzi św. Katarzyny podana przez ks. Dariusza Piórkowskiego mogłaby się okazać zupełnie chybiona.
Trzecia budząca się we mnie wątpliwość dotyczy również kontekstu, ale nieco szerszego, bo wykraczającego poza pisma św. Katarzyny, ale mogącego mieć wpływ na jej poglądy. Z wielu historycznych opracowań można wyczytać, że obecna w pierwszych wiekach chrześcijaństwa praktyka komunii na rękę była wypierana przez udzielanie jej bezpośrednio do ust co najmniej od V–VI wieku, a całkowicie zaniknęła na początku IX wieku po Chrystusie. Dodatkowo także, rodzący się w XIII wieku kult eucharystyczny oraz sformułowana w tymże samym okresie przez św. Tomasza z Akwinu doktryna o Eucharystii motywowały do postaw czci wobec Najświętszego Sakramentu, wyrażających się w trosce o uszanowanie każdej cząstki Ciała Pańskiego. Dlatego podawano ją wprost do ust z pominięciem dodatkowej powierzchni dłoni przyjmującego. Z tym też wiązały się zachowane do dziś praktyki starannego oczyszczania (puryfikacji) naczyń liturgicznych, czy już znacznie rzadziej współcześnie obecne, trzymanie przez celebransa złączonych tzw. palców kanonicznych od konsekracji do ablucji. Nie wchodząc obecnie w kwestie oceny tych praktyk pragnę jedynie zaznaczyć, że trudno mi sobie wyobrazić, aby w kontekście liturgicznej dyscypliny Kościoła tamtych czasów oraz jej teologicznego zaplecza św. Katarzyna chciała tak odważnie wystąpić z postulatem przyjmowania komunii świętej na rękę. Czy rzeczywiście jej cywilna odwaga w konfrontowaniu i napominaniu kościelnych autorytetów mogłaby pójść aż tak daleko?
Podsumowując mój polemiczny głos zastanawiam się, co skłoniło ks. Dariusza Piórkowskiego do wytoczenia tak ciężkiej artylerii jak autorytet cenionej świętej i Doktor Kościoła w sprawie, która nie jest przedmiotem Objawienia, ani jakichkolwiek innych absolutnych prawd. Zresztą w ogóle dziwi mnie, jak teolog może osiągnąć taką pewność, skoro nasz umysł odsłania nam tylko skromną część blasku Bożej prawdy. W chrześcijaństwie z reguły lepsze owoce przynosiła siła argumentu, a nie argument siły.
Skomentuj artykuł