Światowość uwodzi katolickie

(fot. shutterstock.com)

Kocham Kościół za genialny zmysł, dzięki któremu wynosi na ołtarze wielu wychowawców i szalonych społeczników: św. Urszula Ledóchowska, św. Jan Bosco, św. Wincenty Pallotti, bł. Edmund Bojanowski, bł. Zofia Czeska. Święci patroni niedocenionej pracy, czasem beznadziejnej, lub takiej, w której nigdy nie zobaczy się efektów swojego poświęcenia. Słowa abp Henryka Hosera na temat duszpasterstwa małżeństwa i rodziny w naszym kraju, uczyniły dużo fermentu i niejednego wytrąciły z dobrego samopoczucia. Dotykają sfery, o której wszyscy - jako żywo - w Kościele dyskutują; wszyscy wiedzą, że jest problem; wszyscy wiedzą jak go rozwiązać i nad którym wszyscy lubią sobie ponarzekać. I… generalnie na tym się kończy. Dlaczego? Patrz wyżej! Brakuje - jak u świętych już tutaj wspomnianych - wiary, że się pracuje "pomimo", pomimo, że ta praca nie przynosi widoków na przyszłość, że ciężko o jakieś spektakularne efekty, że statystyki nas miażdżą, że tak po ludzku, ręce opadają. Gdyby jednak Kościół przyjął taką logikę, zdradziłby swojego Pana i drogę krzyża, gdzie "skuteczność" mierzy się zgoła inną miarą - warto zatem uderzyć się w pierś i zadać sobie pytanie, czy do ewangelizacji, o kształcie której też tak dużo deliberujemy, nie wkrada się coś zgoła przeciwnego: "gwiazdorzenie" lub działanie na pokaz, rodem z kampanii wyborczej naszych wybrańców na Wiejskiej. Czy to, co krytykujemy jako "światowe", nie spenetrowało naszego sposobu życia i dzielenia się wiarą? Czy nie mijamy się z istotą, kiedy całą energię koncentrujemy na krótkotrwałych, czasem spektakularnych środkach, tymczasem cel gdzieś nam umyka.

W Metropolii Katowickiej, co roku organizowane - przy współudziale władz samorządowych - jest Metropolitalne Święto Rodziny. Czy to wydarzenie ma wpływ na codzienne życie rodzin?! Żaden lub znikomy. Jest za to feta, splendor i duże koszta. W ubiegłym roku, wyprzedziliśmy nawet papieża Franciszka ogłaszając - przed watykańskim synodem - Rok Rodziny (XII 2013 r. - XII 2014 r.). Gdyby tak przeprowadzić ankietę wśród wiernych naszych diecezji (tzn. gliwickiej, opolskiej i katowickiej), to dowiemy się, że większość z nich nawet nie ma świadomości, że taki rok przeżywaliśmy. Inicjatywa zgasła zanim zaczęła płonąć. No, ale co tam, zorganizujmy kolejne sympozjum - w tym jesteśmy naprawdę świetni: jest problem to jest temat, zwołujemy największe sławy, zapraszamy gości, robimy kampanię, organizujemy koncerty, słuchamy wykładów (przy okazji których prelegenci zbierają punkty do habilitacji czy innego dorobku intelektualnego). Następnie drukujemy, wydajemy, a to wszystko po to, aby owe komentarze mogła przeczytać tylko garstka osób, a jeszcze mniej mogło je zrealizować lub wprowadzić w życie. Uprawiamy "politykę" niezliczonych komentarzy bez praktycznego odniesienia - przed czym przestrzega papież Franciszek w adhortacji o głoszeniu Ewangelii (Evangelii gaudium, 201). Wstyd się przyznać, że szkoda lasów na papier, no ale cóż, uspokoiliśmy sumienie: "Przecież coś robimy!". Kuriozalność opisanej tu praktyki polega jednak na tym, że prawdziwy odbiorca tych pysznych uroczystości - czyli przeciętna rodzina Kowalskich, borykająca się z różnymi problemami - nie stanie się beneficjentem owych imprez, ponieważ nawet tam nie dotrze: albo nie zostali zaproszeni albo bieda i beznadzieja życia już dawno wyrzuciła ich poza margines, zresztą, źle by się czuli w takim towarzystwie. W ten sposób przepaść pomiędzy naszymi salonami a rodzinami, które nie dają sobie rady jest namacalna i staje się coraz większa. W tym kontekście nauczanie papieża Franciszka to dynamit wysadzający nasze "czcigodne" praktyki do góry nogami. Franciszek uczy, że w centrum Kościoła jest ubogi (por. EG 48. 198), a drogą do niego nie są kolejne konferencje naukowe na temat biblijnej kategorii anawim, albo też struktury, instytucje, godności, stanowiska, tytuły ale konkretna odpowiedź na "tu i teraz" współczesnego człowieka i porozbijanych rodzin. Dla przykładu, jeden z rozdziałów tej pomocy pisze działalność charytatywna Kościoła, której nie należy mylić z lukrem dobrych uczynków. W tym kontekście Caritas to nie tylko jakiś pobożny gadżet, ale sedno Kościoła, które stanowi o jego istocie - "przynależy do istoty jego pierwotnej misji" - zwracał uwagę w encyklice o miłości papież Benedykt XVI (Deus caritas est, nr 32). Podobnie jest z rodzinami, o które upomniał się apb Hoser - założę się, że niejedno magisterium, ba, doktorat, napisalibyśmy w oparciu o przeprowadzone sympozja, konferencje poświęcone drodze rodziny i jej kryzysowi we współczesnym świecie i Kościele, drodze, która - jak pokazuje nasza praktyka - ma "nie po drodze" z tymi, którzy tą rodzinę budują lub do złożenia której się przygotowują.

Stępiły się nasze duchowe zmysły i jako odpowiedzialni za głoszenie Dobrej Nowiny już nie tylko nie mamy zapachu ale i nie rozpoznajemy zapachu powierzonych nam owiec (por. EG 24). Czasem przypominamy lekarza, który owszem, ma wiedzę i tytuły, ale gdzieś w głębi gardzi, brzydzi się swoim pacjentem i traktuje go "z góry", jak przedmiot. Potrafimy tak dużo i pięknie mówić o rodzinie, ale za to, z jakim wielkim trudem przychodzi przeoranie świadomości o potrzebie zakładania profesjonalnych poradni rodzinnych przy parafiach, lub przynajmniej w dekanatach, których pracownicy byliby uczciwie wynagradzani przez kurie diecezjalne (z umową o pracę!), a nie na zasadzie koperty od księdza proboszcza. Może mniej pieniędzy przeznaczajmy na blichtr - odnawianie gzymsów i rynien w starych, już dawno wymarłych opactwach, na restaurację figur świętych czy organizację kolejnego sympozjum. Nie dyskutujmy o problemach małżeństwa i rodziny, ale zacznijmy je rozwiązywać; zamiast wić ciepłe gniazda w miejscach naszej pracy i powołania wyjdźmy do ludzi ubogich. Oni sami nie przyjdą. Nie biadolmy nad kryzysem rodziny, tylko pomóżmy jej godnie żyć. Wzmocniona rodzina ochroni się przed wszelkimi "homoeksperymentami". Przestańmy narzekać na dzieci i młodzież, że "jacy oni okropni i że nie wiedzą, co ze sobą zrobić" - tylko wyjdźmy do nich z konkretnymi propozycjami zagospodarowania czasu. Nie mamy innej perspektywy, gdyż nasze chrześcijaństwo stanie się niebawem salonowe, a takie chrześcijaństwo - Bogu dzięki! - straci wiarygodność i umrze (por. EG 272). Choć, mimo wszystko, jest nadzieja - jeśli ob-umrze, wtedy wyda owoc (por. J 12,24): "Wyjdźmy więc, aby ofiarować wszystkim życie Jezusa Chrystusa. […] wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody kurczowego przywiązania do własnego bezpieczeństwa" (EG 49).

DEON.PL POLECA


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Światowość uwodzi katolickie
Komentarze (15)
P
po
7 lutego 2015, 13:32
p p p
MA
Marek Aureliusz
7 lutego 2015, 11:42
                         Drogi Autorze !  Pierwsze słowa są ...wyjaśnieniem problemu .  Owszem byli tacy ludzie jak U. Ledóchowska  ale to nie jest problemem instytucji , to osamotnieni "Don Kichoci " ale nie część systemu.  Całośc albo prawie całość [ Caritas ] wysiłków finansowych instytucji jest związana Z UTRZYMANIEM DUCHOWIEŃSTWA A NIE POTRZEBAMI KOSCIOŁA. Ostatni przykład "konwencja antyprzemocowa " KEP będzie ubolewać , labidzić ale nie wykona żadnych kroków antyunijnych, a to przecież z UE owa "konwencja" przyszła, nie wykona zdecydowanych ruchów  bo to godzi w konkretne interesy materialne ...kosciola ? Nie duchowieństwa . Dlatego bedzie instytucja światowa , musi być światowa , to już nie jest kościół św, Piotra i Pawła, on NIE PRACUJE WSPÓLNIE , nie dzieli wspólnie pieniędzy ,  on ma do zaoferowania  ?...słowa, słowa a jak komu mało to jeszcze słowa , on musi być "na topie" na fali musi być światowy lubować się w wielkich masiowych wydarzeniach , jest jak ...gwiazda filmowa która MUSI byc rozpoznawalna ...bo z tym profilem działaności zginie , musi trzymać się kurczowo tego co światowe... bo zginie.
C
Chloe
6 lutego 2015, 19:23
b. dobra diagnoza.
jazmig jazmig
5 lutego 2015, 21:31
Kolejne bice się w cudze piersi. Autorze, podaj pomysły, a nie tylko krytykuj.
R
rafi
7 lutego 2015, 12:02
Rcepta jest od wieków ta sama: post i modlitwa.
AL
Andrzej L
5 lutego 2015, 13:22
Drodzy Bracia w Chrystusie Panu ! Kochani Ojcowe Kościoła, Biskupi i Kapłani !  Prośmy, wołajmy wszyscy razem o Bożego Ducha ! .... a jak przyjdzie - to nie bójmy się Go !  Nie strajmy się Go ujarzmiać, nie próbujmy Go ograniczać, gasić Jego "ogień". "Nie celujmy do Niego z łuku", ale idźmy jak upici młodym winem !  Nie martwmy się też, co będziemy jeść, z czego będziemy żyć, ani co będziemy mówić ... Bóg Ojciec, który nas Kocha da nam wszystko co potrzebne, a Duch Ojca naszego będzie mówił przez nas ! Wołajmy  Ducha Świętego WSZYSCY, ZGODNIE i RAZEM  !   Odrzućmy podziały, spory. Nie udowadniajmy, kto wie lepiej, kto zrobił więcej. Nie szukajmy swoich racji, nie prowokujmy podziałów, bo w tym jest diabeł !  Przed upadkiem kroczy pycha ! Przed obliczem Pana uniżmy się. Pan sam wywyższy nas ! Czy Boży Duch przyjdzie do nas, jak my będziemy uwikłani w to, co diabelskie ?!
A
Andrzelika
5 lutego 2015, 13:35
Jasne spory odrzucić, ten kto dzieli to diabeł. Ale jak rozpoznać, że Duch Boży działa w nas? Jak pozbyć się niepotrzebnych emocji? Jak zrobić, aby nie było w nas słomianego zapału, uniesienia np. po rekolekcjach tylko aby faktycznie Duch Boży działał i zamieszkał w nas? Jak zwykle ujarzmiany Ducha Bożego, chce wiedzieć by tego nie robić. Jak się uniżyć?  
AL
Andrzej L
5 lutego 2015, 20:03
Owoce łaski Ducha Świętego Miłość- kiedy każdego dnia kochasz bardziej, Radość- kiedy cieszyszą cię nawet drobnostki i widzisz w nich dary Boże,   Pokój - kiedy w sercu masz pokój i tym pokojem się dzielisz, Cierpliwość, kiedy jesteś wyrozumiała i nie kłócisz się, Łaskawość- kiedy jesteś pogodna i łagodna, Dobroć - kiedy masz dla innych dobre słowo ....  i każdego dnia jesteś coraz bardziej : uprzejma, cicha, wierna, skromna, wstrzemięźliwa i czysta - to możesz być pewna,że w Tobie działa Boży Duch !!! 
AL
Andrzej L
5 lutego 2015, 20:28
Emocje z "wyłączeniem głowy" są wręcz niebezpieczne. Kiedy liczymy na siebie, zbytnio kalkulujemy, obliczamy, mierzymy ... stajemy się księgowymi, a nie świadkami Ewangelii. To nie apostołowie byli wielcy i wspaniali, ale Bóg. Bóg jest Niesamowity, ale to do nas należy decyzja. Zachęcam do oddania życia Jezusowi ! Nie zawiedziecie się !   Jezu, Ty umarłeś z Miłości do mnie. Ty mnie znasz i kochasz takiego/taką jakim/jaka jestem ... a ja jestem grzesznikiem. Chcę rozpocząć nowe życie i uroczyście oświadczyć Ci, że zrywam z wszelkim grzechem i złym przyzwyczajeniem. Wyrzekam się wszelkiego zła i szatana, który odciąga mnie od Ciebie. Od teraz chcę żyć dla Ciebie i z Tobą.  ODDAJĘ CI SIEBIE,  oddaje Ci moje życie !   OGŁASZAM CIĘ MOIM PANEM I KRÓLEM ! Za pośrednictwem Twojej Niepokalanej Matki ,mojego Anioła Stróża oraz świętych moich Patronów proszę Cię abyś dał mi Swojego Ducha. Daj mi Panie Ducha  Mądrości, Prawdy i Miłości, aby we mnie działał i prowadził mnie przez całe moje życie. Amen.  
A
Andrzelika
5 lutego 2015, 20:44
Tak oddanie życia Jezusowi jest bardzo ważne. Oddałam je wiele razy publicznie i robię to niemal codziennie na modlitwie. Nawracać się do Niego codziennie. Ponieważ jak zawsze nie wiem, kto faktycznie pisze dane komentarze napiszę tak: Pięknie to napisałeś/ napisałaś. Dziękuję.
5 lutego 2015, 12:46
Jeśli chodzi o regularną pracę w rodzinach nad nimi samymi na szeroką skalę w Polsce wypracował to nieźle choćby Ruch Światło-Życie w ramach Domowego Kościoła. Polecam rodzinom do sprawdzenia w swoich parafiach możliwości zaangażowania się. Ale również może do zainspirowania i adaptowania do swoich charyzmatów, specyfiki w innych ruchach, chociażby w Odnowie, która z kolei wytycza szlak ważnej w dzisiejszych czasach aktywizacji żywego ognia Ducha Św. Tak, jak to było na początku - paliwa dynamicznego rozwoju Kościoła wbrew wszystkiemu co się działo wówczas. A więc tak, jak dzieje się w pewien sposób i teraz...
AL
Andrzej L
5 lutego 2015, 12:34
 Wszystko OK i generalnie się zgadzam z autorem, gdyby nie ta delikatna krytyka ogłoszenia Roku Rodziny w metropolii katowickiej. Mówienie o tej inicjatywie, jako kompletnie chybionej jest delikatnie mówiąc nieuprawnoine. Wiem, że w wielu parafiach dokonało się w tym roku wiele inicjatyw (lepszych i gorszych , ale chodzi przecież też o to, aby "obudzić olbrzyma" i poruszyć, wykorzystać potencjał parafii). Jestem przekonany, że owoce są i na pewno nie da się ich "zobaczyć" za pomocą ankiety. Wiem jednak, że Kościół w Polsce (wierni i instytucja) nie wykorzystuje swojego ogromnego potencjału. Jednak nie będzie z tego nic, jeżeli nie towarzyszyć temu wszystkiemu głęboka, osobista relacja (biskupów,kapłanów, świeckich) każdego z nas z Jezusem. I od tego trzeba zacząć. Aby głosić rodzinom Jezusa, trzeba Go najpierw spotkać, doświadczyć, ukochać. Nie mozna się dzielić  czymś, czego się nie posiada ! Nie można się dzielić Kimś, kogo się nie spotkało , nie doświadczyło !   Zbudujmy osobistą relacje z Jezusem, a wszystko pójdzie jak  z płatka !!!  Ktoś, kto ma taką relację nie potrafi, nie może o nie nie mówić - to się dzieje samo przez się - Duch, który jest w Nich mówi, działa za Nich. 
A
adamigo
5 lutego 2015, 19:08
To jest b.dobra uwaga, nie można się dzielić Kimś, Kogo się nie doświadczyło. Ale też i ów Ktoś nie tak od razu na zawołanie i nie do każdego przychodzi, raczej woli się bawić w ciuciubabkę, czasem całymi latami - a jak tu się żarliwie modlić o wiarę i to doświadczenie, jeżeli właśnie owej wiary i żarliwości ów Ktoś mi wydziela po ociupince. Nie zgasi knotka o nikłym płomyku, owszem - ale i nic tej nikłości nie zaradzi. Osobiście moje wrażenie jest takie, że bronię przegranych pozycji i z honorem na nich polegnę, tylko czy to wystaczy jako zasługa na Niebo? Staram się trzymać katolicki kurs w rodzinie, ale co z tego wyjdzie, Ktoś raczy wiedzieć. A Domowy Kościół - to do p. Borowskiego - to mimo wszystko sprawa elitarna, tam się z ulicy nie trafia, i choć nie widziałem nigdy tego od wewnątrz, przeczuwam(jako katolik!) katolicki smrodek a la Towarzystwo Wzajemnej Adoracji. Poniekąd zbieżnie z jedną z tez artykułu.
AL
Andrzej L
5 lutego 2015, 19:47
Ten Ktoś dobija się całymi latami do naszych serc (wiem to po sobie), jest bardzo cierpliwy i nigdy się nie męczy. On jest zawsze na wyciągnięcie ręki ....tylko rzadko kiedy te ręce mamy wolne (otwarte).   
D
daisy
5 lutego 2015, 11:26
Wydaje mi się, że ewangelizacji trzeba działać kompleksowo (od małych drobnych działań po duże), na różnych płaszczyznach. Duże „imprezy” jak Jezus na Stadionie też przynoszą owoce, jest mnóstwo nawróceń również w małżeństwach/ rodzinach. Zgadzam się ewangelizacją powinno być całe nasze życie, we wszystkich środowiskach, w których jesteśmy, nawet w anonimowym Internecie. Nasze zachowanie, życie ma pokazywać wszystkim napotkanym Jezusa. Jest to oczywiście BARDZO TRUDNE. Prawda nie powinniśmy się zamykać, ograniczyć się do spektakularnych „działań” by być zadowolonym z siebie, dla lepszego samopoczucia (udało mi się coś zrobić, wiec jestem dobry) lub działam w tej grupie ewangelizacyjnej, więc jest po prostu świetny i lepszy od innych. Myślę, że w ewangelizacji trzeba tak działać jak jeden z największych ewangelizator św. Paweł, co nie jest łatwe. Duszpasterstwo rodzin jest kluczowe. Powinniśmy docierać do wszystkich do małżeństw sakramentalnych, ale również i do osób żyjących bez ślubu lub w „małżeństwach” niesakramentalnych i robić wszystko, co umiemy by ludziom pokazać/ przybliżyć Jezusa, Ewangelię. Myślę, że duszpasterstwo małżeństw jest kluczowe, jak słusznie powiedział arcybiskup Hoser - "trzeba towarzyszyć małżeństwu - w jego kryzysach, zmianach faz życia, we wszystkich wyzwaniach, aż dojdzie do szczęśliwej starości.." Konieczna współpraca kapłan – świecki. Świecy współpracujący z kapłanem mogą wejść w środowiska, które są zamknięte na kapłanów. Jest wiele inicjatyw, ale jaki procent małżeństw i o takich inicjatywach trzeba mówić głośno. Dużo otrzymaliśmy, wiec wiele się od nas będzie się wymagać