Święty kiermasz
Nie dlatego "święty", że odbywał się w holu kościoła jezuitów na Rakowieckiej, w Warszawie, w sanktuarium św. Andrzeja Boboli, nie dlatego, że echem odbijał się również na niedzielnych Mszach świętych, ale dlatego, że ludzie przynieśli tutaj z dobrej woli książki, zabawki i inne przedmioty, które się mogą przydać zwykłemu człowiekowi w jego zwyczajnym życiu.
Przedmioty te lub gadżety, jak to się dziś modnie nazywa, przynieśli parafianie. Ekspozycja kiermaszowa prezentowała się bardzo zwyczajnie. Wolontariusze różnych grup kościelnych mieli baczenie na całą sprawę, przyjmując zainteresowanych kiermaszem, czyli tych, którzy chcieli się włączyć w pomoc dla chrześcijan w Syrii, bo na ten cel miały być przeznaczone zebrane fundusze.
W holu kościoła zatem przez całą niedzielę odbywało się "handlowanie". Biorę ten wyraz w cudzysłów, bo wolontariusze, którzy pomagali finalizować zakupy, robili to na przekór podstawowym zasadom nowoczesnego marketingu, mówiąc potencjalnemu klientowi, że ta książka jest trochę nudna i nie obawiali się wcale, że dostaną za to burę od organizatora. Co dziwniejsze, pomimo tak negatywnej uwagi towar został kupiony i to za wyższą cenę. Czasami nawet kupujący nie zabierali zakupionego towaru. Nie, nie dlatego, że kiermaszowe eksponaty miały małą wartość, ale dlatego, by nie zabrakło towaru dla innych chętnych.
Obok działalności "handlowej", prowadzona była także działalność stricte religijna. Ludzie modlili się w intencji pokoju w Syrii i na Bliskim Wschodzie w łączności z papieżem i całym Kościołem. Inspiracją było dramatyczne wezwanie Franciszka do modlitwy i postu w intencji pokoju. Kto chce, niech przyłączy się do mnie - powiedział papież, a na jego wezwanie odpowiedziały miliony ludzi na całym świecie. Dokonała się wówczas jakaś dziwna przemiana świadomości i te miliony ludzi nagle uświadomiło sobie, że ten mały kraik na Bliskim Wschodzie to bliscy nam ludzie, których należy uchronić przed dalszą eskalacją wojny i przed amerykańską interwencją.
Decyzja już została podjęta - zapewniał cały świat prezydent Obama. - Pozostaje tylko jeszcze kwestia czasu, gdy ten moment nadejdzie - mówił. Ta chwila nie nadeszła. Podczas Mszy świętych czuć było niesamowitą duchową komunię z tym udreczonym Kościołem, który jest świadkiem wiary w Chrystusa od dwóch tysięcy lat. Mówią o tym Dzieje Apostolskie, wspominając Szawła, który przybył do Damaszku, by aresztować mężczyzn i kobiety, zwolenników "tej drogi", by ich w kajdanach prowadzić na sąd do Jerozolimy.
Ta wyraźnie odczuwalna komunia pomiędzy wiernymi kościoła, w którym odbywał się kiermasz, a wiernymi cierpiącego Kościoła w Syrii, katolikami i prawosławnymi była wielkim sukcesem kiermaszu. Dzięki temu również zebrane pieniądze nabrały innego sensu, stając się wyrazem solidarności i duchowej jedności obu wspólnot. Właśnie dlatego nazwałem kiermasz świętym i uświęcającym tych, którzy w nim uczestniczyli, mierząc się z wyzwaniem moralnym i duchowym, stanowiącym okazję ujawnienia się ludzkiej szlachetności, której na co dzień często nie widać.
Tego rodzaju kiermasze, czy podobne inicjatywy, stanowią swego rodzaju terapię dla świata pesymizmu, egoizmu i samotności. Pozwalają redukować obszary piekła na ziemi i to nie tylko tej w dalekiej Syrii, ale również tej, na której żyjemy i my.
Skomentuj artykuł