Taizé we Wrocławiu to wielka szansa dla Kościoła w Polsce

(fot. Dominika Feiglewicz)

Europejskie Spotkanie Młodych organizowane przez ekumeniczną wspólnotę z Taizé odbędzie się w Polsce. Trzeba zrobić wszystko, żeby wykorzystać tę okazję do otwarcia się na młodych. Szczególnie tych, którzy dziś z różnych powodów nie znajdują dla siebie miejsca w Kościele.

Kiedy usłyszałem, że kolejny etap Pielgrzymki Zaufania zawita na Dolny Śląsk, ucieszyłem się, bo to informacja z gatunku tych, które dają nadzieję. Kończący się rok był trudny i przygnębiający. Afery i skandale seksualne z udziałem duchownych poważnie zachwiały zaufaniem do Kościoła.

Moje pokolenie nie doświadczyło nigdy wcześniej kościelnego wstrząsu i kryzysu na dużą skalę. Ostatnie miesiące mają niestety znamiona takiego wydarzenia. Funkcjonuję na co dzień w środowiskach mocno zaangażowanych w życie Kościoła i nawet w takich grupach ludzie czują się przytłoczeni, a nawet załamani brudami, które wychodzą na jaw.

Sam znam kilka osób, które mają poważny kryzys wiary, pojawiła się w nich jakaś blokada. Coś w nich pękło. Mają problem z byciem w Kościele, który przez lata zamiatał poważne problemy pod dywan i - wydaje się - bardziej przejmował się tym, żeby niewygodne fakty nie ujrzały światła dziennego niż pomocą ofiarom księży pedofilów.

DEON.PL POLECA


Jeśli ludzi wierzących dotknął kryzys, trudno wyobrazić sobie, co może się dziać z tymi, którzy do tej pory byli gdzieś na granicy, wahają się albo już odeszli ze wspólnoty Kościoła.

Mówiąc krótko - krajobraz po "Klerze", skandalach pedofilskich i innych aferach z udziałem kilku znanych duchownych jest naprawdę nieciekawy. I właśnie w takiej sytuacji dociera do nas informacja o spotkaniu Taizé we Wrocławiu. Trudno nie widzieć w tym "zbiegu okoliczności" palca troszczącego się Boga. To spotkanie ma szansę być wydarzeniem, w trakcie którego młodzi ludzie będą mogli wejść w doświadczenie rzeczywistości żywego Kościoła. Takiego Kościoła, który szuka jedności, cieszy się ze swojej różnorodności i nikogo nie wyklucza. I jest skoncentrowany na wcielaniu w życie ewangelicznej prostoty, radości i miłosierdzia. Bo Taizé to taka wspólnota, która od lat wychowuje kolejne pokolenia chrześcijan szukających pojednania tam, gdzie są podziały, próbujących budować mosty tam, gdzie urosły mury i chcących tworzyć bardziej solidarną i wrażliwą rzeczywistość w konkrecie codzienności.

Historia tej ekumenicznej wspólnoty jest też dowodem na to, że nie ma sytuacji beznadziejnych, że zmiany zawsze są możliwe. Brat Roger, założyciel Taizé, jako młody chłopak poczuł, że chce zrobić coś, by chociaż troszkę zmienić świat na lepsze. Chciał, żeby jego życie wiarą nie było nijakie i zatrzymujące się na poziomie deklaracji.

Dlatego zrobił coś szalonego - zaufał Ewangelii, wsiadł na rower i pojechał przed siebie. Bez szczegółowego planu działania. W Burgundii spotkał babcię, która mu powiedziała, że w jej wiosce jest mnóstwo samotnych ludzi. No wiec został z nimi. Zaufał Bogu, wbrew logice i lękowi. Tak rodzą się najpiękniejsze rzeczy. Trwała wojna. Postanowił zrobić, co w jego mocy, by pomóc najbardziej potrzebującym. Najpierw ukrywał Żydów. Później pomagał niemieckim jeńcom.

W tym samym czasie razem z pierwszymi towarzyszami (a później współbraćmi) modlił się i pracował. W ten sposób małymi, niepozornymi krokami powstawała wspólnota. Do wioski zaczęli przyjeżdżać ludzie z całej Europy. Najpierw setki, później tysiące. Z tego zrodziły się Europejskie Spotkania Młodych, które z kolei były inspiracją dla Jana Pawła II do powstania Światowych Dni Młodzieży. A wszystko zaczęło się od tego, że pewien młody chłopak czytał Ewangelię i uwierzył w jej przesłanie.

Takie rzeczy mogą się dziać również dziś, także u nas w Polsce. Warunek jest jeden - musimy wracać do Ewangelii i jej słuchać. Tak jak brat Roger. Spotkanie we Wrocławiu i przygotowania do niego, to będzie doskonały czas na takie właśnie słuchanie i nawrócenie. I na szukanie nowej ewangelicznej świeżości. Jeśli wykorzystamy tę szansę, może uda nam się ożywić nasz Kościół, który potrzebuje pozytywnego impulsu, jak zasmogowane miasta świeżego powietrza.

Prosto z Europejskiego Spotkania Młodych Taizé w Madrycie redaktor naczelny DEON.pl Piotr Żyłka.

Dziennikarz, publicysta, człowiek z Zupy na Plantach. W latach 2015-2020 redaktor naczelny DEON.pl. Autor książek, m.in. bestsellerowego wywiadu z ks. Kaczkowskim "Życie na pełnej petardzie. Wiara, polędwica i miłość", przetłumaczonej na język niemiecki rozmowy z ks. Manfredem Deselaersem "Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz" czy "Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet". Laureat Nagrody "Ślad" im. bp. Jana Chrapka. Prowadzi podcasty "Słuchać, żeby usłyszeć" i "Wiara wątpiących".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Taizé we Wrocławiu to wielka szansa dla Kościoła w Polsce
Komentarze (19)
AK
Anna K
3 stycznia 2019, 00:54
Dlaczego tak mało to rozważań, co dobrego może przynieść Spotkanie Młodych i jak się do niego przygotować? Łatwiej skupic się na złu?
AK
Anna K
3 stycznia 2019, 14:32
Mam na myśli oczywiście komentarze pod tekstem, dyskusję - a nie artykuł.
2 stycznia 2019, 23:30
redaktor może zaklinac rzeczywistość: "Jeśli wykorzystamy tę szansę, może uda nam się ożywić nasz Kościół, który potrzebuje pozytywnego impulsu, jak zasmogowane miasta świeżego powietrza." ale to nic nie zmieni. Fakty sa takie: 1. Kościł otwarty rzeczywiście jest martwy (podobnie jak Tradycjonaliści) - mało jest w obu powołań i małżeństw otwartych na wiecej niż dwoje dzieci. To w wiekszości ludzie którzy autentycznie odkryli wiarę, ale często przegrali z pokusą wygody. 2 Kościół oparty o religijność naturalną nie przetrwa 50 lat wobec galopującej laicyzacji. W parafiach pełno jest babć, których wnuki otwarcie przyznają się do ateizmu. 3. Są rzeczywistości w KK (tak, tu w Europie) które rozwijają się dynamicznie, nie narzekają na brak powiłań i dzieci. One ewangelizują i realnie stają się przyszłością KK. A Taize, to rzeczywiście światna sprawa.
MR
Maciej Roszkowski
31 grudnia 2018, 19:26
Pamiętam msze studenckie u Jezuitów na Rakowieckiej, pamiętam śpeiwane tam kanony. To też jest Kościół, to my możemy być tym i takim Kościołem. Mimo zmartwień i zawodów jakie spotykamy ze strony Kościołą instytucjonalnego. Ten Kosciół, ale i przecież wierni przechodzili przez ostatnie 2 tys. lat wielkie próby, zawsze z nich wyszli. Co warta jest nasza wiara, jeśli zachwieją nią skandale (Które są dla mnie bardzo bolesne). Przecież nie wierzymy w Papieża, biskupów, księży choćby najmądrzejszych i najśwętszych. Jak pojmujemy naszą odpowiedzialność za wspólnotę, którą jest nasz Kościół, co chcemy i możemy zrobić? Sam szukam odpowiedzi na te pytnia.
SK
Sofia Kowalik
31 grudnia 2018, 19:52
wiara w księdza to nieporozumienie; zamiast narzekać na instytucję proponuję wszystkim nie dawać kasy w parafii gdzie ksiądz jest niewierzący, zyje dla bryki, wycieczek i własnego hobby; prawda jest taka że na wsiach ludzie i tak dają bo się wstydzą opinii sąsiada lol
MR
Maciej Roszkowski
31 grudnia 2018, 19:53
Pytałe o to, co pozytywnego możemy zrobić.
JK
Jacek K
31 grudnia 2018, 20:02
Problemem jest to, że my katolicy jesteśmy jak nasi biskupi! Sól utraciła swój smak! Czy kiedykolwiek ją miała?
JK
Jacek K
31 grudnia 2018, 20:03
Możemy starać się żyć nauką Jezusa...
MR
Maciej Roszkowski
31 grudnia 2018, 21:02
No to się starajmy
SK
Sofia Kowalik
31 grudnia 2018, 22:12
Ja odkąd myślę gdzie daje kasę to mniej nie denerwuje urzędniczość KK. 
MK
Marek Kępka
2 stycznia 2019, 23:55
Mów za siebie kolego, bij się we własne piersi. Ja w ostatnich latach nawróciłem pięć osób, a nad kolejnymi dwoma "pracuję" już trzeci rok i zobaczymy co z tego będzie. Módlcie się, żeby się powiodło, to nasz święty Kościół wzbogaci się (nie, droga Sofio, nie mówię tu w kontekście pieniędzy) o kolejne duszyczki.
3 stycznia 2019, 00:01
"czy kiedykolwiek ją miała", dosyć beszczelnie kolego... czyżbyś uważał że Jezus się pomylił wybierając Dwunastu? sugerujesz że biskupi nigdy nie mieli smaku? a może KK to pomyłka? zadufany w swój rozumek ... zabłądziłeś
AK
Anna K
31 grudnia 2018, 18:37
Miałam okazję jakiś czas temu uczestniczyć w Europejskich Spotkaniach Młodych organizowanych przez wspólnotę z Taize i potwierdzam, że są one niezwykłym wydarzeniem. Dla mnie były otwarciem na świat, na innych ludzi, pokazaniem, jak można cieszyć się Ewangelią, wspólnotą i przeżywać wiarę na co dzień. Wcześniej modlitwa kojarzyła mi się tylko z powagą, z wnętrzem kościołów - wspólnota z Taize uczy własnie poczucia wspólnoty, odważnego wyrażania wiary w środowisku równieśników, przeniesienia Ewangelii do własnego życia i wielu, wielu innych rzeczy.     A w dodatku to spotkanie ludzi młodych, ktorzy tworzą Kościół wolny od błędów poprzednich pokoleń, więc jak najbardziej to drugi biegun aktualnych skandali i kryzysów.
JK
Jacek K
31 grudnia 2018, 15:09
Myślę, że wielu gorliwie wierzących katolików w Polsce myślało, że KK to taka arka Noego - bezpieczne miejsce na morzu cywilizacji śmierci. Ale ostatnie wydarzenia zaburzyły ich poczucie bezpieczeństwa. Ksiądz i parafia, mogą być także, a może jeszcze bardziej, miejscami demoralizacji. Krzyż przetsał symbolizowąć dobro, ale zło. Za fasadą pięknych słów wyszła obłuda, pycha, fausz, nieliczenie się z dobrem innych itd. Najgorsze są skandale seksualne, bo seksualność jest dla wielu synonimem grzechu i zepsucia. Stąd wielu katolików przeżywa kryzys... Bardzo to wszysko smutne...
SK
Sofia Kowalik
31 grudnia 2018, 11:07
Póki jest Toruń nie ma wielkich szans bo zawsze będzie brakować wiarygodności. Za 10 lat kościoły będą puste.
MM
Marco M
31 grudnia 2018, 12:24
Dlatego powinniśmy zrobić to co Niemiecki Kościół w latach 80-tych. Albo amerykański jeszcze na przełomie 60-tych i 70-tych. Teraz tam kościoły są pełne. A nie, zaraz...
SK
Sofia Kowalik
31 grudnia 2018, 13:29
Zobacz co się stało w naszym postkomunistycznym grajdole z kościołem na Węgrzech czy Słowenii... nie trzeba daleko szukać analogii. To tam liczyła się kasa, romans z władzą, biznesy medialne i nie tylko... jakoś dziwnie podobnie się zrobiło? :D 
JK
Jacek K
31 grudnia 2018, 14:45
Kościoły były pełne w krajach gdzie ludzie byli do kościołów zganiani siłą państw. Od kiedy państwom jest obojętne czy ludzie chodzą czy nie do kościała - ludzie przestają chodzić. Kler miał (a w Polsce jeszce ma) liczne przywileje (Czy ktoś zna księdza, który o 7.00 stoi jak ja w przychodni po numerek do lekarza rodzinnego jak jest chory, albo miesiącami czeka na wizytę u specjalisty?) i to był magnes przyciągający młodych do seminariów. Być biednym księdzem, bez władzy, bez przywilejów - jaka to atrakcja? Więc seminaria pustoszeją. Kościoły pustoszeją? Czy przesłanie Jezusa - bez silnego popracia ze stony władzy - jest atrakcyjne? Czy Jezus coś nam daje? Czy to "coś" jest warte tego, aby nie walczyć o dobra doczesne? Chrześcijaństwo przestaje być polisą na wygodniejsze życie, przepustką na salony tego świata. Jeśli nią jest, przetaje być autentyczne. Nie macie poczucia, że w swojej masie katolicy w Polsce, to hipokryci? Spasialiśmy. Taki bp Gółdź, ze swoim prywatnym pałecem za nasze pieniądze, jest w naszej wspólnocie tolerowany. Gdyby jego ekscesy nas bylwerowały - nie byłby już dziś tym kim jest. Widać taki Kościół nam pasuje....
MM
Marco M
1 stycznia 2019, 09:00
Dochodzę do wniosku, że Twój dziwny światopogląd wynika głównie z ignorancji. Na Węgrzech Katolicyzmu nie było przez 150 lat, od połowy XVIII wieku aż do końca I Wojny Światowej. Wiesz czym był Józefinizm? Habsburgowie podporządkowali sobie biskupów katolickich tworząc kościół państwowy (w strukturze de facto protestancki) nieuznający niezależności władzy kościelnej od państwowej. Był to potworek, który skutecznie spowodował odwrót społeczeństwa od Kościoła, zwłaszcza Węgrów, gdyż jako narzędzie władzy świeckiej, tłumił ich dążenia niepodległościowe. Potworek ostatecznie zdechł dopiero wraz z ustąpieniem monarchii Habsburgów po Wielkiej Wojnie. I już nawet mniejsza o to, że współczesny Kościół węgierski nie jest w najmniejszym stopniu konserwatywny (w swej głównej części, bo pojedynczy rozsądni biskupi oczywiście są).