Teologia i polityczne spory

(fot. shutterstock.com)

Powinniśmy się lękać o przyszłość Kościoła, gdzie panuje całkowita bierność i inercja życia duchowego i teologicznego, a całość energii zostaje zużyta na drugorzędne tematy.

Patrząc z boku na medialne relacje z życia Kościoła w Polsce można dojść do wniosku, że mamy do czynienia z niesamowicie ostrym podziałem istniejącym wśród osób duchownych.

Jako członek "księżowskiej kasty" wydaje mi się jednak, że istniejące między nami podziały są o wiele mniejsze niż te, które starają się wykreować media. Owszem mamy różne polityczne poglądy i nierzadko dochodzi między nami do wymiany opinii. Tworzymy wspólnotę, w której umiemy się różnić.

Oczywiście niektórzy z nas, (bo nie jesteśmy nadludźmi), dają się zwieść ułudą wybrania i uwierzyło w swą szczególną, dziejową rolę w dziele naprawy Kościoła i świata. Są to jednak sporadyczne wypadki. Dlatego też z wielką przykrością przyjmuję wszelkiego rodzaju listy "prawdziwych księży" lub "zaczynu nowego w Kościele" tworzone przez media i powielane przez naiwne osoby.

DEON.PL POLECA

Jest to prawdziwie szatańska robota. Diabeł jest tym, który dzieli i w podobnych zestawieniach chodzi tylko o to, aby jednych duchownych przeciwstawiać drugim.

Trudno jednak nie przyznać racji temu, co napisał na swoim blogu Błażej Strzelczyk: brakuje wśród nas twórczego sporu dotyczącego doświadczenia wiary i w konsekwencji możliwych różnic wynikających z odmiennej "wrażliwości religijnej lub interpretacji Pisma Świętego". Niedawny spór ks. Węgrzyniaka z bpem Rysiem dotyczący kwestii natchnienia tłumaczeń tekstów biblijnych był jedynie jaskółką, która jednak wiosny nie czyni.

Pracując na katolickiej uczelni w dalekiej Ameryce Łacińskiej, przychodzi mi się niekiedy zetknąć z uwagami i zastrzeżeniami, nawet tak ważnych instytucji jak Kongregacja Nauki Wiary, dotyczącymi niektórych tez stawianych przez pracujących na tym terenie teologów.

Krytyczne uwagi odnoszą się do treści zamieszczonych w publikacjach i dotyczących zagadnień z chrystologii, eklezjologii lub innej gałęzi teologii. Być może błędy te wynikają z braku doświadczenia młodego bądź co bądź Kościoła, z braku odpowiedniego zaplecza, które często rekompensowane jest intuicją. Jednak jest w tym fakcie coś pozytywnego.

Świadczy to bowiem o życiu tutejszej teologii, która nie boi się stawiać pytań, szukać odpowiedzi, błądzić i weryfikować wcześniej stawiane tezy. Świadczy to też o tym, że rzymskie dykasterium z uwagą śledzi rozwój tutejszej myśli teologicznej i w razie potrzeby koryguje.

Trudno mi powiedzieć, ilu polskich [a nawet szerzej: europejskich] teologów może "poszczycić się podobnym zainteresowaniem" ze strony Kongregacji Nauki Wiary. Niektórzy księża stają się "buntownikami", ale z zupełnie innych niż teologicznych powodów: ze względu na swoje polityczne uwikłania lub też przez jakąś fotkę z kontrowersyjnym celebrytą zamieszczoną na społecznościowym portalu.

Owszem, także latynoscy duchowni w nie tak dawnej przeszłości mieli często problemy ze względu na swe polityczne sympatie: dawali się ponieść ideologii, niewiele mającej wspólnego z chrześcijaństwem, wchodzili nawet do rządów. Motywem ich działań była jednak troska o ubogich i wykluczonych.

Jest czymś przykrym, gdy duchowny staje się "buntownikiem", ponieważ staje po stronie politycznych elit i osób zamożnych: tych, którzy krzywią się na wspomnienie osób cierpiących z powodu głodu.

Bez wątpienia mamy do czynienia z kryzysem teologii na starym Kontynencie. Zwrócił zresztą na to uwagę kard. Walter Kasper w wywiadzie dla włoskiego Il Foglio: "W czasach Soboru były wielkie osobistości jak Congar, De Lubac, Balthasar, Rahner czy sam Ratzinger. Dziś mamy tylko profesorów teologii, a nie teologów".

Podobną opinię wyraził kard. Jorge Medina Estévez: "Nie widzę, aby dzisiaj w Kościele istniało pokolenie tak wybitnych teologów jak to miało miejsce w czasie Vaticanum II. Wtedy rzeczywiście było wielu wyróżniających się i wielkich teologów. Nie jest to jednak stan dzisiejszy". Nie kto inny jednak, jak sam Prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, kard. Müller, wskazał na Amerykę Łacińską jako na kontynent, który wypracował jedyną oryginalną myśl teologiczną w Kościele po Vaticanum II: "Ruch teologiczny Ameryki Łacińskiej, powszechnie znany pod nazwą «teologii wyzwolenia» jest jedynym, według mojej opinii, godnym uwagi i najbardziej znaczącym prądem teologicznym w XX w".

Czy pragnę zachęcać do odstępstw od ortodoksji, twierdząc że są one czymś pozytywnym? Absolutnie nie. Zadanie teologów, jeżeli na poważnie traktują swoją misję w Kościele, polega jednak na poszukiwaniu w świetle Objawienia odpowiedzi na aktualne problemy i rola ich jest służebna w stosunku do pasterzy Kościoła.

Ich zadanie nie jest odtwórcze i nie polega tylko na powtarzaniu dawno przyjętych twierdzeń, lecz jest w pełni twórcze, czyli polega na poszukiwaniu "nowych ścieżek" w katolickiej myśli.

Owszem, czasami pomylą się, jednakże nie błądzi jedynie ten, kto nic nie robi. Natomiast do Nauczycielskiego Urzędu Kościoła i od Pasterzy należy weryfikacja tych poszukiwań i stwierdzenie, czy jest to droga Kościoła, czy też droga, która prowadzi na manowce. Ostateczne zdanie należy do pasterzy, do biskupów, na których barkach spoczywa ciężar prowadzenia Bożej owczarni.

W III wieku św. Cyprian, biskup i męczennik, stał się protagonistą jednej z większych polemik Kościoła pierwszych wieków. Spór dotyczył ważności chrztu udzielanego przez heretyków. Podobnie jak większość biskupów afrykańskich, Cyprian całkowicie negował ważność chrztu udzielanego przez heretyków i nakazywał powtórnie chrzcić tych, którzy pragnęli przejść do Kościoła katolickiego.

Kościół Rzymu uznawał natomiast taki chrzest za ważny. Jedynie prawie równoczesna męczeńska śmierć dwóch największych oponentów: Cypriana i papieża Stefana I, uchroniła Kościół przed rozłamem. Ostatecznie przeważyła opinia rzymska, którą potwierdził Synod w Arles (314 r.), co w niczym nie przeszkodziło temu, by Cyprian został świętym. Spór okazał się bardzo potrzebny i miał ogromny wpływ na rozwój katolickiej doktryny chrzcielnej oraz eklezjologii.

Nie należy lękać się o przyszłość Kościoła, w którym toczone są dyskusje nawet w tak ważnych kwestiach jak dopuszczenie osób żyjących w nowych związkach do Eucharystii. Obecny przedsynodalny spór, którego bohaterami są kard. Müller, kard. Kasper i kard. Marx przypomina inny spór miedzy św. Cyprianem, papieżem Stefanem i Nowacjanem, gdzie chodziło o problem dopuszczenia upadłych (lapsi) do pełnej jedności z Kościołem.

Ówczesny spór pomógł w pogłębieniu teologii dotyczącej sakramentu pojednania i z całą pewnością ten obecny (niezależnie jak się zakończy) pogłębi zrozumienie katolickiej doktryny na temat sakramentu małżeństwa.

Teologiczny rozwój nie zakończył się przecież w III lub V wieku. Byłbym bardzo ostrożny z używaniem wszelkiego rodzaju określeń typu: heretyk, schizmatyk lub prawdziwy obrońca katolickiej doktryny w stosunku do jednej lub drugiej strony aktualnego sporu (choć i nie należy się dziwić, że i takie określenia się pojawiają. Podobnie przekrzykiwano się w czasie teologicznych debat pierwszych wieków).

O wiele bardziej powinniśmy się lękać o przyszłość Kościoła, gdzie panuje całkowita bierność i inercja życia duchowego i teologicznego, a całość energii zostaje zużyta na drugorzędne tematy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Teologia i polityczne spory
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.