"To nie moja sprawa". Tak się umacnia klerykalizm
Papież Franciszek wprost stwierdza, że nadużycia seksualne wobec nieletnich są owocem klerykalizmu. Na czym ten klerykalizm polega? Między innymi na zwalnianiu się niemałej części wspólnoty Kościoła z odpowiedzialności za drugiego - czy to chroniąc bezbronnych, czy upominając grzeszących.
Od kilku lat nie brakuje w mediach doniesień o kolejnym Kościele lokalnym, który musi zmierzyć się z trudną prawdą o niemałej liczbie przypadków wykorzystania seksualnego nieletnich przez księży. Z jednej strony pewnie wielu z nas ciągle szokują te doniesienia, aż trudno sobie wyobrazić, że kogoś tak bezbronnego jak dziecko czy ufnego jak młody, dorastający człowiek można tak skrzywdzić i co gorsza, udawać przed wszystkimi, także przed samym sobą być może, że nic się nie stało. Z drugiej strony, czasem rodzi się pytanie, który kraj będzie następny? albo jaka będzie kolejna, trudna sprawa wypływająca na światło dzienne (medialne) z kościelnego ukrycia?
Z czasem także może pojawić się myśl… ale to nie u nas, w związku z tym, dlaczego miałyby nas interesować problemy, krzywdy Kościoła z innych stron świata? Odpowiedź na to retoryczne pytanie przynosi List papieża Franciszka do ludu Bożego, napisany właśnie w związku z wykorzystaniem seksualnym nieletnich przez osoby duchowne i konsekrowane. Papież zwraca się w nim do całego Ludu Bożego (czyt. wszystkich w Kościele - duchownych, świeckich, konsekrowanych) i przypomina fundamentalną dla Kościoła prawdę zapisaną w liście św. Pawła do Koryntian: "Gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki" (por. 1 Kor 12,26). Obraz Kościoła jako Ciała Chrystusa łatwiej pomaga zrozumieć, że to, co się dzieje nawet wiele kilometrów od nas, zadaje ból całej wspólnocie, podobnie jak gdy boli człowieka jedna z części ciała, cały czuje się źle. Zatem po raz kolejny papież Franciszek wzywa do wyjścia ze skupienia tylko na sobie, na swojej lokalnej wspólnocie kościelnej i domaga się zaangażowania całego Ludu Bożego w niesieniu zła i krzywdy, które się wydarzyły. Jak zwykle, Franciszek nie stroni od konkretów, gdyby ktoś nie wiedział, jakiego zaangażowania oczekuje od niego papież, to w liście podane zostały wskazówki - post, modlitwa, a wszystko po to, byśmy się nawrócili i tworzyli w przyszłości taką kulturę życia Kościoła, w której nie będzie miejsca na tego typu sytuacje.
Rodzi się w tym miejscu kolejne pytanie, czy papież nie jest zbytnim optymistą, że uda się na stałe wyleczyć wspólnotę Kościoła z tego konkretnego grzechu? Wydaje się, że Franciszkowi nie chodzi tylko o wykorzystywanie nieletnich, ale także o ukrywanie, udawanie, że nic się nie stało, niebranie odpowiedzialności za popełnione zło i krzywdę. Papież Franciszek nieraz w dosadnych słowach wypowiadał się na temat pedofilii, pokazując, że dla jej sprawców nie ma w Kościele taryfy ulgowej. W przywołanym liście Franciszek apeluje o nową kulturę życia Kościoła, w której duchowni nie będą traktowani jak jakaś inna kategoria, której grzechy można przemilczeć, ukryć. Ale żeby tak się stało, potrzeba też nowej postawy ze strony świeckich, ich reakcji, zaangażowania. Ciągle bowiem gdzieś z tyłu głowy czy serca traktujemy duchownych jako tych, którzy nauczają, pouczają, wiedzą, co jest dobre, a co złe, a czasem chyba zapominamy, że przecież nie przestają być przy tym ludźmi. Jeśli zdarza się świeckim traktować duchownych jako jakąś lepszą, bardziej uprzywilejowaną kategorię ludzi, to umacniają w nich przekonanie, że właśnie tacy są. I naprawdę, by się temu oprzeć, nie ulec pysze prowadzącej do zaślepienia, potrzeba wiele samozaparcia i ascezy. Z jednej strony świeccy chcą ulegać złudzeniu, że ksiądz jest mniejszym grzesznikiem, z drugiej strony duchowni nieraz żyją w presji bycia lepszym, niezastąpionym, doskonałym we wszystkich dziedzinach.
Do bycia człowiekiem przynależy także popełnianie błędów, a co gorsza czasem ich niedostrzeganie, z kolei poczucie odpowiedzialności za wspólnotę domaga się reagowania, gdy ktoś w niej (nawet duchowny) źle postępuje. Upominanie nie należy do prostych zadań, wymaga miłości i delikatności, Jezus w Ewangelii daje proste kryteria - idź upomnij w cztery oczy, a jeśli nie posłucha, donieś Kościołowi. Upominanie duchownych przez świeckich ciągle pewnie wielu jeszcze wydaje się niestosowne, łatwiej sobie powiedzieć, że może coś nam się wydaje albo nie powinniśmy się wtrącać, albo że to nie nasza sprawa, przecież ksiądz wie, co jest dobre, a co złe, itp.
Papież Franciszek wprost stwierdza, że nadużycia seksualne wobec nieletnich są owocem klerykalizmu. Na czym ten klerykalizm polega? Między innymi na zwalnianiu się niemałej części wspólnoty Kościoła z odpowiedzialności za drugiego - czy to chroniąc bezbronnych, czy upominając grzeszących. W imię dobrego wychowania, czasem nie reagujemy, nie rozmawiamy, nie wychodzimy z troską, a przecież widzimy. Nie chodzi tu tylko o wykorzystanie seksualne nieletnich, chodzi o naszą postawę wobec grzechu i zła w Kościele, u naszych najbliższych, w naszych parafiach. Co my, świeccy, z tym robimy? Post, modlitwa, nawrócenie, upominanie czy… to nie moja sprawa?
Magdalena Jóźwik - doktor teologii dogmatycznej, od ponad roku pracuje w Archidiecezjalnym Centrum Formacji Pastoralnej oraz współtworzy Szkołę Katechetów Parafialnych w Katowicach. Wcześniej przez 5 lat pracowała w sekretariacie II Synodu Archidiecezji Katowickiej
Skomentuj artykuł