To są naprawdę wyjątkowe święta
To są naprawdę wyjątkowe święta; w ich centrum znajduje się Boskie Dziecko. Dzięki temu dzieciństwo każdego z nas nabiera nowego, uświęconego znaczenia. Czy Boże Narodzenie byłoby tak niezwykłe, gdyby nie dzieci?
Kto z przejęciem i wypiekami na twarzy gra w jasełkach, ubiera choinkę, czeka na pierwszą gwiazkę, rozpakowuje prezenty od św. Mikołaja (Aniołka, jak np. w tradycji krakowskiej), sprawdza, czy zwierzęta mówią w tę noc ludzkim głosem? Najgłośniej śpiewa kolędy, zachwyca się szopką? Chyba żaden czas nie zapada dzieciom w pamięć równie mocno.
Dotyczy to nie tylko katolików. W raporcie CBOS "Święta Bożego Narodzenia" z grudnia 2011 roku czytamy: "Dla zdecydowanej większości Polaków najważniejsze w czasie świąt Bożego Narodzenia są elementy odwołujące się do życia rodzinnego i tradycji: spędzenie czasu z najbliższymi, wyjątkowa atmosfera tych dni, podtrzymywanie zwyczajów. [...] Religijny i świecki sposób przeżywania świąt nie wykluczają się nawzajem - przenikanie się tych dwóch elementów stanowi o specyficznym charakterze polskiego Bożego Narodzenia, które - choć ze swej istoty religijne - przeżywane jest uroczyście zarówno przez wierzących, jak i niewierzących." To się nie zmienia od lat. Polacy po prostu lubią atmosferę świąt, nawet, gdy nie doświadczają głębi przesłania duchowego. Nic dziwnego, skoro mamy piękne, oryginalne, barwne bożonarodzeniowe tradycje.
Przykładem jest choćby wigilijny post. Z religijnego punktu widzenia nie jest obowiązkowy - w innych krajach katolicy jedzą w tym dniu mięso. U nas z dziada pradziada wilia 25 grudnia wiązała się z postem. Na tym opiera się menu uroczystej wieczerzy. Wymagała ona kunsztu kulinarnego; w niejednym domu była arcydziełem gospodyni. W tym przypadku tradycja ma większe znaczenie, niż nakazy religijne, ubogaca je. Post podkreśla stan oczekiwania.... Ten zwyczaj łączy Polaków wierzących, agnostyków, ateistów.
Dlatego bardziej, niż dzielenie na chrześcijan (należących formalnie do danego wyznania, praktykujących regularnie lub okazjonalnie) oraz niewierzących, intryguje mnie różnica perspektyw dorosłych i dzieci. Dla nas "starych" Boże Narodzenie to trochę rutyna. Finał maratonu zmagań: porządki, zakupy, gotowanie, pieczenie, trud wysyłania życzeń rodzinie i znajomym, organizacja podróży itd. Dzieci nie mają tych trosk. Dla nich jest to czas niespodzianek. Tajemniczych zwyczajów jest tak dużo, że przenoszą je w inny wymiar.
Ania Rusowicz, córka Ady Rusowicz i Wojciecha Kordy, mówi we "Wprost": "Wigilia z dzieciństwa była wielkim przeżyciem. Pamiętam, że nawet bombki na choince były niezwykłe. Miałam swoją bombkę z bałwankiem. Że też takie rzeczy w głowie zostają… I choinkę pamiętam, a nawet stojak od niej. I rodziców śpiewających kolędy na głosy." Gdy miała 7 lat, jej mama, znana piosenkarka, zginęła w wypadku. W tym kontekście zdanie: "Mama bardzo dbała o to, żeby Boże Narodzenie było prawdziwe, wspaniałe…" brzmi nie tyle, jak obraz samych Świąt, co chwil spędzonych z mamą. Ale wielu z nas ma równie wyraziste wspomnienia. Ja też miałam swoją bombkę.
Jedna opowieść tego typu goni dziś w mediach następną.... Nieważne, czy święta były dostatnie, czy nie. Rodzice małej Ani często wyjedżali za granicę, dostawała piękne prezenty. To nie jest warunek konieczny ciepłych wspomnień. Justyna Kowalczyk prezentów nie pamięta. Zwierza się czytelnikom jej bloga na natemat.pl: "Jak w wielu polskich rodzinach w czasach przełomu, tak i u nas sytuacja finansowa bywała nieciekawa. Większość ozdób choinkowych robiłyśmy same. [...] Co tylko było w zasięgu wzroku, mogło stać się ozdobą. To dopiero była choinka! Pewnie dziś bym powiedziała, że okropna, ale wtedy byłyśmy z niej z Iśką dumne jak pawie."
Wspomina się i w domach. W historiach z dzieciństwa uderzają dwie rzeczy. Jedna, to czar jednoczenia rodzinnej wspólnoty. Druga, to "rytuały" specyficzne dla każdej rodziny. U mnie "rytuałem", stricte familijnym, było np.... liczenie choinek. Gdy szliśmy na Pasterkę, około dwudziestominutowy spacer przez dzielnicę domków jedno i dwurodzinnych (najchętniej po białym, nie posypanym solą śniegu) był urozmaicany przez wypatrywanie oświetlonych choinek w oknach. Liczyło się tylko te święcące! Zabawa skończyła się wraz z rozwojem kapitalizmu: ilość iluminacji w domach i ogródkach tak niebywale wzrosła, że ich liczenie nie miało już sensu. Dziś trudno uwierzyć, że była to autentyczna frajda...
Dzieci pamiętają drobiazgi. I wcale nie to, do czego my, dorośli, przykładamy wagę. Może warto spojrzeć na moment oczami dziecka? My wiemy, że święta szybko przemijają. Kolejne za rok. Dziecku utkwią w głowie może właśnie te - na całe życie.
Okres świąt może prowokować dodatkowe napięcia, generować stres i konflikty. Za atmosferę świąt odpowiadają rodzice. Dorośli nadają ton. Czy na pewno mamy świadomość tego, co się liczy? Suto zastawiony stół, opinia teściowej, jakość wykonania kolęd, estetyczne opakowania - czy radość dziecka? I czy ono wie, że należy do wspólnoty, że to jest wpólnota? Że jest kochane?
Liczy się miłość. Ona jedna. Nie tylko do Dziecka, które dwa tysiące lat temu przyszło na świat w stajence. Do wszystkich dzieci i każdego z osobna. Bezbronnych, kruchych, zależnych. Tym razem - zależnych od nas, a nie dobrej woli ludzi z Betlejem czy właściciela gospody.
Skomentuj artykuł