Watykański szef dyplomacji i cud pokoju
Działania Kościoła katolickiego, a zwłaszcza niektóre wypowiedzi papieża Franciszka w związku z wojną na Ukrainie, budziły w minionych miesiącach i latach duże kontrowersje. Jednak Kościół nie zrezygnował ze starań przywrócenia tam pokoju. Dowodzi tego zakończona w minionym tygodniu wizyta bardzo bliskiego współpracownika Papieża.
Wedle powszechnie dostępnej wiedzy pierwsze starożytne igrzyska olimpijskie odbyły się w 776 roku przed narodzeniem Chrystusa. Jednak zgodnie z potwierdzaną przez archeologów legendą, odbywały się one już kilkadziesiąt lat wcześniej. I już wtedy utrwalony został na brązowym dysku traktat, który na czas igrzysk gwarantował „pokój boży”. Zapewniał on nie tylko gwarancję bezpieczeństwa dla zawodników, ale również przerwanie na czas igrzysk konfliktów zbrojnych. Co prawda w starożytności kilka razy olimpijskie zawieszenie broni zostało złamane, ale sama idea było traktowana przez długi czas bardzo poważnie.
Baron Pierre de Coubertin, nazywany ojcem nowożytnego ruchu olimpijskiego, również chciał wskrzesić ideę pokoju na czas igrzysk. Nie ma jednak w tej sprawie żadnego światowego traktatu. I, jak łatwo się przekonać śledząc w ostatnich dniach doniesienia ze świata, w czasie trwających obecnie w Paryżu trzydziestych trzecich Igrzysk Olimpijskich w różnych punktach naszej planety walki trwają. Tak jest m.in. na Ukrainie, tak jest na Bliskim Wschodzie.
Wprawdzie w kwietniu 2024 roku prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiedział, że zrobi wszystko, aby na czas tegorocznych igrzysk w Paryżu na całym świecie zapanował pokój olimpijski, ale jak widać, nie zdołał go zapewnić. Nie zdołała go zapewnić Organizacja Narodów Zjednoczonych, która ogłosiła trwający od 19 lipca do pierwszych dni września rozejm olimpijski, ale nie potrafiła go wyegzekwować.
O zachowanie tegorocznego rozejmu olimpijskiego kilkukrotnie apelował również papież Franciszek. „Niech igrzyska olimpijskie będą okazją do zawarcia rozejmu w wojnach, demonstrując szczere pragnienie pokoju” – mówił w niedzielę poprzedzającą ich rozpoczęcie. Swój apel ponowił tydzień później, już w trakcie zawodów.
Wśród rozczarowania ignorowaniem wezwań do rozejmu olimpijskiego uwadze wielu komentatorów umknęło istotne wydarzenie, które z pewnością jest związane z kwestią pokoju światowego. Trudno powiedzieć, czy to przypadek, ale jest faktem, że gdy wchodził w życie ogłoszony przez ONZ rozejm olimpijski, w Ukrainie pojawił się reprezentant Kościoła katolickiego, którego wcześniej tam nie było.
Wydawałoby się, że kto jak kto, ale watykański sekretarz stanu powinien już dawno znaleźć się w tym kraju, w którym od prawie dziewięciuset dni trwa pełnoskalowa wojna. A jednak kard. Pietro Parolin nie był w Ukrainie po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji 24 lutego 2022 r. W imieniu Następcy św. Piotra kilkukrotnie odwiedzał ją w tym czasie jałmużnik papieski kard. Konrad Krajewski.
Co ciekawe, kard. Parolin, który wcześniej był w Ukrainie dwukrotnie, w roku 2016 i 2021 (promował wtedy akcję pomocową „Papież dla Ukrainy”), nie przyjechał tylko jako dyplomata. Przybył jako papieski legat na uroczystości zakończenia pielgrzymki katolików obrządku łacińskiego w narodowym sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej w Berdyczowie, które miały miejsce 21 lipca br. Jednak w czasie pięciodniowego pobytu odwiedził także Lwów, Odessę i Kijów.
Analizując publikowane przez watykańskie media wypowiedzi kard. Parolina można dostrzec, że pobyt w Ukrainie nie był dla niego łatwym przeżyciem. W Odessie mówił, że cały ból pogrążonego w wojnie kraju odczuwa mocniej od chwili, kiedy postawił stopę na ukraińskiej ziemi. „Jest to ból tych, którzy stracili bliskich, tych którzy zostali ranni, stali się inwalidami; tych którzy opłakują zniszczenie swych domów, ból tych którzy musieli uciekać i szukać schronienie gdzie indziej. Ból tych wszystkich, których w jakikolwiek sposób dotyka ta straszliwa wojna” – powiedział w odeskiej katedrze.
Przyznał też, że jego pobyt ma nie tylko charakter duszpasterski. „Mam jednak nadzieję, że ta wizyta podobnie jak te wcześniejsze, np. wizyta kard. Zuppiego, będą mogły dać mały wkład w budowanie pokoju dla tej ziemi” – powiedział. W kolejnych dniach wielokrotnie mówił o pokoju. Warto jednak zwrócić uwagę, w jaki sposób to robił np. w Berdyczowie. „Boże pokoju, kto sieje niezgodę, nie może Cię zrozumieć, kto kocha przemoc, nie może Cię przyjąć” – wołał i dodał: „Do Boga, który jako jedyny może nawrócić ludzkie serce, zwracamy się z natarczywym błaganiem, aby ci, którzy budują pokój, wytrwali w swoim celu, a ci, którzy w tym przeszkadzają, zostali uzdrowieni z nienawiści, która ich dręczy”.
Bez trudu można w tych słowach watykańskiego sekretarza stanu wyczuć poczucie ludzkiej bezradności. Nie krył, że osiągnięcie pokoju na Ukrainie przekracza ludzkie możliwości. Dlatego zwracając się z błaganiem do Boga mówił o „cudzie upragnionego pokoju”. Nie wiadomo, czy w podobnym tonie rozmawiał z Wołodymyrem Zełenskim. Wiadomo, że po spotkaniu z nim ukraiński prezydent dziękował za „znaczący gest wsparcia” i wielokrotnie wspominał o pokoju.
Można się zastanawiać, dlaczego kard. Parolin, który przez prawie dwa i pół roku od rosyjskiej inwazji nie pojawił się na ukraińskiej ziemi, stanął na niej właśnie teraz, niedwuznacznie dając do zrozumienia, że jego wizyta ma charakter misji pokojowej. Co skłoniło watykańską dyplomację do takiego kroku? Czy ma on związek z poważną możliwością istotnej zmiany w światowej polityce i podejściu do wojny w Ukrainie po listopadowych wyborach w Stanach Zjednoczonych? Niewykluczone. Od jakiegoś czasu także ukraiński przywódca mówi o potrzebie pokoju częściej i w innym tonie, niż robił to jeszcze kilka miesięcy temu.
Wizyta watykańskiego sekretarza stanu w Ukrainie z pewnością jest sygnałem dla świata, że Kościół nie zrezygnował z działań zmierzających do zakończenia działań wojennych za polską wschodnią granicą. Być może faktycznie przywrócenie tam pokoju wymaga cudu. Ale cuda nie wykluczają ludzkich starań i działań.
Skomentuj artykuł