Wojownicy kulturowi
Wszyscy mają na sztandarach bardzo szczytne hasła. Ale czy to znaczy, że musimy zapisywać się pod te sztandary? Dlaczego tak często nie mamy ochoty uczestniczyć w marszach i wiecach, choć nie potępiamy haseł tam wznoszonych?
Jesteś progresistą czy tradycjonalistą? - co za głupie pytanie! A jednak coraz częściej je słyszymy. Politycy na swoje sztandary wzięli różne ważne dla nas hasła i teraz nie możemy już o nich dyskutować. Możemy się tylko opowiadać: za lub przeciw. Odebrali nam prawo do dyskusji, do zgłębiania tematu, do szukania złotego środka, do rozumienia drugiej strony… Wzmacniają to pogardą dla inteligentnych. Nawet w Kościele myślący teologowie boją się publicznych debat, by nie zakrzyczeli ich domorośli fanatycy.
Islamscy wojownicy kulturowi zabijają muzułmanów zbyt mało radykalnych i niszczą kulturę. Ateistyczni wojownicy kulturowi stworzyli terror rewolucyjny i obozy zagłady. Wielki kapitał amerykański postanowił podporządkować sobie Kościół i doszło do tego, że papież Franciszek musi wzywać biskupów w USA (i nie tylko), by byli duszpasterzami, a nie wojownikami kulturowymi.
Wszyscy mają na sztandarach bardzo szczytne hasła. Ale czy to znaczy, że musimy zapisywać się pod te sztandary? Dlaczego tak często nie mamy ochoty uczestniczyć w marszach i wiecach, choć nie potępiamy haseł tam wznoszonych? Czyżby brakowało nam radykalizmu? A może właśnie ich radykalizm nas odrzuca?
Nazwałbym to radykalnym odrzucaniem radykalizmów. Tak było z szabatem w czasach Jezusa. W niewoli babilońskiej Żydzi nie mieli swojej ziemi, świątyni, języka, a obrzezanie było dość powszechne i u innych ludów. Niemal jedynym wyróżnikiem narodowym był szabat. To on pomagał zachować tożsamość. Dlatego dostał się na sztandary polityczne. Jezus, uzdrawiając w szabat, nie negował go. Chciał tylko przywrócić mu pierwotne znaczenie, by był dla człowieka (a nie człowiek dla szabatu). Wystąpił przeciw wojownikom kulturowym, radykałom polityczno-religijnym. I za ten Jego radykalizm postanowili Go zabić.
Myślę, że to zdrowy odruch, gdy podejrzliwie patrzymy na nawet najszczytniejsze hasła zaprzęgnięte do propagandy. I nie najważniejsze jest to, że wodzowie są obłudnikami, i nie to, gdzie są źródła finasowania (lub zakręcania kurka), tak by na "uwięzi" mieć "autorytety" moralne. Tak najpoważniej chodzi o to, czy to wszystko jest dla człowieka, czy raczej służy do "dziel i rządź". Aborcja, eutanazja, homoseksualizm, rodzina, pedofilia, UE, prawa człowieka, feminizm, dostęp do broni, kara śmierci, mutacje genetyczne, szczepionki, niewolnictwo, dostęp do wody, uchodźcy… Radykalizm w tych sprawach to nie jest walenie inaczej głosujących, to raczej odporność na takie "dziel i rządź", a równocześnie nieuciekanie od tematów, szukanie rozwiązań "dla człowieka".
Ale to się tak bardzo nie podoba wojownikom kulturowym, że krzyczą o spiskach i prześladowaniach.
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe". Tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Krakowskiej
Skomentuj artykuł