Wszyscy jesteśmy migrantami

(fot. shutterstock.com)

Bardzo niedawno został przeprowadzony kolejny atak terrorystyczny. Tym razem dotknął on kraj, w którym mieszkam, w którym mam przyjaciół, w którym przeżyłem Camino de Santiago.

Jest mnóstwo rzeczy, które nas dzielą, jak zamiłowania sportowe, poglądy polityczne, religia, czy nawet bardziej trywialne - jak sposób spędzania wolnego czasu. Jednak są też rzeczy, które nas łączą, których doświadcza każdy z nas, choć na różny sposób. Jedną z nich jest to, że każdy z nas jest migrantem - zmienia miejsce zamieszkania, nauki, pracy.

Migrujemy, bo dorastamy, bo szukamy szczęścia w innym miejscu, bądź też różne doświadczenia zmuszają nas do wyruszenia w drogę. Każda zmiana miejsca, jeśli tylko mamy choć trochę otwartości, może powodować zmianę myślenia i rozszerza horyzonty. Nawet jeśli wyruszamy tylko na kilka dni lub tygodni, to może być ona niebywałą szansą na naukę, czego w moim przypadku doświadczyłem podczas niedawnego Camino de Santiago.

DEON.PL POLECA

(fot. Tomasz Lipa SJ)

Wyruszyłem w sposób dosyć niestandardowy - w grupie ponad 20 osób, z czego większość była imigrantami z Afryki o jeszcze nieuregulowanej sytuacji prawnej. To młodzi faceci z chęcią do działania, ale mocno ograniczeni, a czasem nawet zmiażdżeni przez system prawny w Hiszpanii.

System ten sprawia, że w ciągu 3 lat od przybycia nie mają możliwości na legalną pracę, co w obliczu dużego bezrobocia i niechęci do "czarnych" kończy się brakiem jakiegokolwiek źródła utrzymania. W ramach JRS (Jesuit Refugee Service) oferujemy im pobyt w naszych domach, a także dbamy o integrację społeczną oraz odpowiednią formację, która umożliwi znalezienie pracy.

Odkryliśmy, że aby odnaleźć się w społeczeństwie nie wystarczy jedynie mieszkać na tym samym obszarze. Trzeba mieć też coś wspólnego - nie tylko język, ale też i doświadczenia, które zostawiają ślad w każdym z nas i zmuszają do zmiany myślenia.

Camino jest czasem intensywnym w którym często wychodzi prawda o nas samych i o tym, jak potrafimy odnajdywać się w relacjach. Trudności jak zmęczenie, problemy zdrowotne, czy też posiłki, które nie zawsze odpowiadały naszym potrzebom (co szczególnie odczuwali muzułmanie z naszej grupy) generowały napięcia.

(fot. Tomasz Lipa SJ)

Dodatkowym wyzwaniem była konieczność dostosowania się do planu dnia całej grupy, czy też czekania na słabszych. Wreszcie godzina milczenia i refleksji każdego dnia na początku drogi była często bardzo wymagająca, szczególnie jak się miało wiele do podzielenia i chęci poznania osób idących obok. Jednak pomimo tych problemów, wymagań i różnych oczekiwań, wydaje mi się, że udało nam się stworzyć wspólnotę. Wieczorem, pomimo zmęczenia, zasiadaliśmy razem i rozmawialiśmy.

Dzieliliśmy się modlitwą, doświadczeniami dnia, przemyśleniami, uczuciami. Były momenty napięć, trudnych rozmów, od których zależał dalszy sens wspólnego maszerowania. Były momenty śmiechu, wspominania różnych zabawnych sytuacji doświadczonych w trakcie drogi.

Wreszcie były chwile powagi, dzielenia się swoimi przeżyciami, które przypominały o trudnych wydarzeniach, jak w przypadku Afrykańczyków ich najtrudniejszej dotychczas podróży - kilkunastu miesięcy pełnych niebezpieczeństw w różnych krajach północnej Afryki, zakończonych ryzykowną przeprawą pontonem do Europy.

Jednak każde doświadczenie, zarówno to pozytywne jak i trudne, ubogacały nas i scalały jako wspólnotę. Odkrywaliśmy, że nie jesteśmy aż tak różni, choć początkowo na pierwszy rzut oka tak wiele nas od siebie oddzielało.

(fot. Tomasz Lipa SJ)

Bardzo niedawno został przeprowadzony kolejny atak terrorystyczny. Tym razem dotknął on kraj, w którym mieszkam, w którym mam przyjaciół, w którym przeżyłem Camino de Santiago. Dokonali tego ci, którzy kiedyś przybyli do Hiszpanii, ale jednak nie chcieli, nie potrafili, czy też nie znaleźli nikogo na swojej drodze, kto by im pomógł zakończyć proces migracji.

Uważam, że dopiero przyjęcie nowego miejsca za swój nowy dom oraz odkrycie w innych swoich braci, może być uznane za końcowy etap migracji. Jednak to wymaga od nas odkrycia, że jest więcej rzeczy, które nas łączą niż dzielą, że jesteśmy częścią tej samej wspólnoty. Drogi do osiągnięcia tego są różne, ale na pewno jedną z najlepszych jest przeżycie czegoś razem. Camino de Santiago to świetna, ale jednocześnie tylko jedna z wielu opcji będących w naszym zasięgu.

Tomasz Lipa SJ - jezuita, studiował filozofię na Akademii Ignatianum w Krakowie. Obecnie pracuje w JRS (Jezuickiej Służbie Uchodźcom) w Madrycie. Tekst ukazał się na portalu jezuici.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wszyscy jesteśmy migrantami
Komentarze (18)
JK
Jan Kowalski
23 sierpnia 2017, 14:34
No, panie ZbyszkuS, pierwsza odpowiedz taka zaczepno-obronna, troche jak uczen w podstawowce przylapany na goracym uczynku, ktory wypiera sie wszystkiego "w zywe oczy" (a przeciez wpisy mowia same za siebie...); ale drugi wpis (uzupelnienie) podoba mi sie; widac, ze cos w panu drgnelo; beda jeszcze z pana ludzie; glowa do gory! nie poddawac sie frustracjom!
Zbigniew Ściubak
23 sierpnia 2017, 15:10
Proszę wybaczyć. ale sposób prowadzenia rozmowy z Pana/Pani strony jest - mówiąc delikatnie - odpychający i antychrześcijański. Ludziom pańskiego/pani pokroju odpowiadać nie należy. Zrobiłem błąd.
Oriana Bianka
23 sierpnia 2017, 07:55
W czasie takiej wędrówki można się dużo o sobie dowiedzieć, każdy człowiek ma swoja historię. Nie można wydawać sadów o ludziach dopóki się ich nie pozna. Dobrze, ze znajduja się ludzie, którzy zajmą się tymi przybyszami, bo imigranci nie sa w łatwej sytuacji. Może dzięki tej pielgrzymce dokonaja własciwych wyborów życiowych. W komentarzach poniżej przeczytałam, ze komentujacy uważają, że imigranci sa muzułmanami, w tekscie nie znalazłam wzmianki, że ci ludzie sa muzułmanami. ​Większosć mieszkańców Afryki to chrześcijanie. 
Zbigniew Ściubak
23 sierpnia 2017, 08:22
Cytuję twoją wypowiedź: "W komentarzach poniżej przeczytałam, ze komentujacy uważają, że imigranci sa muzułmanami, w tekscie nie znalazłam wzmianki, że ci ludzie sa muzułmanami." Nie Ci ludzie są muzułmanami, tylko, że są wśród nich muzułmanie. A teraz cytuję tekst komentowany: "Trudności jak zmęczenie, problemy zdrowotne, czy też posiłki, które nie zawsze odpowiadały naszym potrzebom (co szczególnie odczuwali muzułmanie z naszej grupy) generowały napięcia."
Oriana Bianka
23 sierpnia 2017, 08:38
Nie zauważyłam tego fragmentu w nawiasie, że byli wśród nich muzułmanie. Ale jeśli nawet byli, to dobrze, że chcieli razem iść z chrzescijanami. Dzieki temu mogli poznać chrzescijan i chrzescijaństwo i modlić się razem o pokój.  
Zbigniew Ściubak
23 sierpnia 2017, 08:59
Najpierw stawia Pani zarzut komentującym, że uważają, że w grupie byli muzułmanie, gdy tymczasem, w tekście Pani tego nie znalazła. Gdy zwraca się Pani uwagę, na to, że w tym krótkim przecież tekście jest to napisane, pisze Pani, że to dobrze. Szanowna Pani, muzułmanie jak i ateiści to nasi bracia. Chodzi o to, co Pani pisze i co Pani rozumie, i co Pani widzi z treści, które sa czarno na białym. Wypadałoby napisać na początek "przepraszam". Wszystkie te zapalczywe głosy oburzenia i "chrześcijańskie" deklaracje wspólnoty z muzułmanami, jak rozumiem, odnoszą się do jednego jedynego pytania postawionego w komentarzu pod tym tekstem. Pytania, na które żaden z "obrońców" muzułmanów w dziwaczny i zastanawiający sposób nie chce wprost odpowiedzieć. Bo mowa wprost może nie jest w cenie. W cenie są ogólnikowe emocjonalne chwyty, powiązane z oskarżeniami tych, co mogą myśleć inaczej. To wróćmy do tego prostego pytania: Czy jako katoliczka i chrześcijanka, poszłaby Pani na pielgrzymkę do Mekki?
Oriana Bianka
23 sierpnia 2017, 09:30
Św. Jan Paweł II organizował modlitewne spotkania wszystkich religii we franciszkanskiej bazylice w Asyżu. Wszyscy wspólnie modlili się o pokój, wsrod nich muzulmanie. Wspólne ekumeniczne nabożeństwa chrzescijan i zydow odbywały się również w Polsce, np. organizowane przez abp Gadeckiego, bralam udzial w takich nabozenstwach. O motywy udania sie imigrantow muzulmanskich na pielgrzymke do Santiago de Compostela razem z chrzescijanami nalezaloby spytac sie tych ludzi. Ostatnie Pana pytanie jest hipotetyczne, nie mozna robic takiego porownania.
Zbigniew Ściubak
23 sierpnia 2017, 10:01
Najpierw oświadcza Pani publicznie, że nie widzi Pani w tekście tego, co jest w nim napisane. Teraz Pani mówi, że nie widzi Pani związku, jednocześnie unikając prostej odpowiedzi na proste pytanie. No comment. EOT.
23 sierpnia 2017, 10:21
Zapytam wprost. czy Ty jesteś muzułmanką?
Oriana Bianka
23 sierpnia 2017, 14:28
Panie Zbyszku, w pielgrzymce do Mekki moga brać udział tylko muzułmanie, zatem już z Pana pytania wynika odpowiedź: katoliczka nie może brac udziału w pielgrzymce do Mekki.
Zbigniew Ściubak
23 sierpnia 2017, 07:22
Uzupełnienie Camino jest drogą odnalezienia. Kto naprawdę przejdzie to wie, że Camino jest w każdym dniu życia człowieka. I na Camino są witani wszyscy, chrześcijanie, katolicy, prawosławni, protestanci, niewierzący, ateiści, buddyści. I jeśli Camino jest z potrzeby serca, to żadne nie jest lepsze ani gorsze do jakiegoś innego, bo żaden człowiek w relacji do Boga nie jest lepszy lub gorszy od drugiego, bo w sercu człowieka jest to, do czego człowiek dąży, czyli ostatecznie sam Bóg.
Zbigniew Ściubak
23 sierpnia 2017, 07:17
"Ta grupa, opisana przez Jezuite Tomasza spotkala na tej drodze Jezusa i pan im tego nie odbierze, choc moze pan "szorstko zabraniac" tak jak uczniowie bronili swego czasu przystepu do Jezusa malym dzieciom..." Drogi Panie Trzygrosze (nie podaje Pan imienia, więc zakładam płeć i mogę się mylić) czemuż myśli Pan, że ma Pan prawo wysuwać pod moim adresem oskarżenia, iż ja chcę odebrać tej grupie opisanej w tekście, spotkania Jezusa? Skąd w ogóle takie oceny? Bo przecież, nie bezpośrednio z tego co powiedziałem i co napisałem? Skąd całkowicie bezpodstawne i nonsensowne oskarżenie, że ja szorstko zabraniam dostępu do Pana Jezusa? "Nawet jesli sie napisalo ksiazke na ten temat, to nie ma sie monopolu na Camino, nie da sie zawlaszczyc Ducha Swietego, ktory wieje kedy chce" Skąd insynuacje, na mój temat, iż w jakiś sposób, uważam, że mam monopol na Camino? Skąd insynuacje, że ja chcę/usiłuję zawłaszczyć Ducha Świętego? Reasumując: pańska wypowiedź to zbiór pomówień i nieprawdziwych negatywnych opinii (insynuacji i oskarżeń) na mój temat okraszony wezwaniem do modlitwy. Ot... typowy przykład postawy <a href="http://choc moze pan "szorstko zabraniac" tak jak uczniowie bronili swego czasu przystepu do Jezusa malym dzieciom...">opisywanej na łamach deonu</a> przez ojca Żmudzińskiego. Osoba w kontakcie z taką postawą jak twoja drogi "Trzygrosze", zmuszona jest wobec lawiny pomówień modlitewnych do tłumaczenia się, usprawiedliwiania się i temu podobne. Ot... "chrześcijaństwo". Ta tendencja do oskarżania nie jest głosem bożym, nie z miłości i nie z dobra się bierze, tylko z jakiegoś bólu i ciemności. Polewanie tego sosem modlitwy tylko pogarsza ten smutny obraz, który tak często można spotkać dzisiaj.
JK
Jan Kowalski
22 sierpnia 2017, 23:33
Panie ZbyszkuS, Camino to dziedzictwo i doswiadczenie wielu stuleci, wielu pokolen, wielu duchowosci. Hiszpania jest na styku kultur i styku religii - tam zawsze pielgrzymowali rozni ludzie, bardzo rozni. Ta grupa, opisana przez Jezuite Tomasza spotkala na tej drodze Jezusa i pan im tego nie odbierze, choc moze pan "szorstko zabraniac" tak jak uczniowie bronili swego czasu przystepu do Jezusa malym dzieciom... Nawet jesli sie napisalo ksiazke na ten temat, to nie ma sie monopolu na Camino, nie da sie zawlaszczyc Ducha Swietego, ktory wieje kedy chce; takim kopaniem po kostkach nie przynosi pan chluby swojej ksiazce, ani nie uwiarygadnia pan swojego przekazu... taka jedna rada - zanim pan wcisnie "enter" niech sie pan chwile pomodli... prosze sprobowac... a pani Jarkiewicz zrobila sobie z walenia w jezuitow sport zycia, jakby chciala cos bolesnego odreagowac... pytanie do obojga panstwa: co jest lepsze - to ze grupa migrantow udala sie na pielgrzymke do Camino? czy moze lepiej zeby siedzieli w tym czasie w jakims pubie albo stloczeni w jakims obozie...? Czy tak trudno sie ucieszyc ta opisana akcja? Czy wylewanie wiadra pomyj to wasza duchowosc?  Dzieliliśmy się modlitwą, doświadczeniami dnia, przemyśleniami, uczuciami. Były momenty napięć, trudnych rozmów, od których zależał dalszy sens wspólnego maszerowania. Były momenty śmiechu, wspominania różnych zabawnych sytuacji doświadczonych w trakcie drogi. - Czy jestescie w stanie ucieszyc sie takim przekazem? A jezeli nie, to gdzie tkwi przyczyna? Moze ci ludzie opisani w artykule modlili sie za was i ich zdjecia chca wam cos powiedziec... moze w tych zdjeciach znajdziecie odpowiedz....
K
k.jarkiewicz.ign
23 sierpnia 2017, 07:22
Ponieważ zostałam wywołana odpowiadam: 1) walenie w jezuitów sport życia dla odreagowania - nigdy nie było to moją intencją,ale skoro takie sądy się pojawiają przyjmuję do wiadomości 2) moje uwagi nie dotyczyły w żaden sposób Camino i tego kto może lub nie pielgrzymować do Compostelli właśnie dla tych kwestii, które opisałeś 3) refleksje dotyczyły tych spraw,które pośrednio się z pielgrzymowaniem wiążą,a które stają się coraz większym problemem właśnie w sferze duchowej. Camino stało się modne - znam niewiele osób,które na Camino nie były.Kilku kolegów przeszło trasę pieszo, a potem jeszcze raz przejechało na rowerach.Wciąż esemesy w stylu śledź nas na portalu,potem te spotkania popielgrzymkowe z pokazywaniem zdjęć,duchową wiwisekcją,co się przeżyło, zobaczyło, te breloczki w kształcie muszli,pelerynki przeciwdeszczowe Camino,podkładki pod piwo. Jak popieram pielgrzymowanie,zachęcam do niego i sporo na ten temat piszę, to mam dość. Pielgrzymowanie to nie sport,nie turystyka,nie fan club wrażeń. Rozumiem,że jezuici ze względu na swój charyzmat i misję podjęli próbę integracji migrantów odwołujac się do wartości, które zwłaszcza w Hiszpanii są im bliskie. Tylko właśnie to jest niebezpieczne w Europie:ta gładka autostrada naszej kultury wypucowana z wszelkiego pyłu,żeby przypadkiem nikt się nie zmęczył,żeby każdy doszedł i przybił pieczątkę zaliczenia i wykonania zadania. Jakoś mi trudno sobie wyobrazić,że na takiej autostradzie ktoś wogóle zauważy działanie Ducha Świętego lub chociaż go poczuje. A co do muzułmańskich migrantów - z pewnością spędzili super czas,ale czy napewno o to chodzi
ZZ
z z
22 sierpnia 2017, 22:02
"Dokonali tego ci, którzy kiedyś przybyli do Hiszpanii, ale jednak nie chcieli, nie potrafili, czy też nie znaleźli nikogo na swojej drodze, kto by im pomógł zakończyć proces migracji" Kolejny humanitarysta, co bardziej roztkliwia się nad oprawcami niż nad ofiarami...
Zbigniew Ściubak
22 sierpnia 2017, 11:00
Drogi Tomku. Wszyscy jesteśmy pielgrzymami. Ale nie dlatego, jak mylnie piszesz, że zmieniamy miejsce zamieszkania. Że szukamy nowej pracy. Te czynności z pielgrzymowaniem mają niewiele wspólnego. Nic wspólnego z pielgrzymowaniem nie ma też "uczenie się" wskutek migracji za lepszym życiem do Europy. Ale i migranci afrykańscy, mogą z czasem nauczyć się, tak jak może i Ty, na czym polega pielgrzymowanie i dlaczego właściwie jesteśmy pielgrzymami. Ta nauka może się wziąć właśnie, ze szlaku Camino. serdecznie pozdrawiam A tu też o Camino [url]http://camino.zbyszeks.pl/[/url] Ale na deonie to trzeba a) być z ekipy b) nawiązywać do migrantów Co jest okej :)
Zbigniew Ściubak
22 sierpnia 2017, 10:55
Drogi Tomku. 1. Piękna relacja i piękna pielgrzymka. 2. Jest pytanie o intencje tych młodych mężczyzn. Piszesz, że niektórzy z nich to muzułmanie. Czy ty jako katolik, wziął byś udział w pielgrzymce do Mekki? Ludzie idą na Camino z potrzeby serca, czy nie jest aby tak, że ci twoi towarzysze poszli z potrzeby portfela? Bo przecież status nieuregulowany, pracy nie ma, więc co? A Jezuici pomogą. 3. Ci ludzie przyjechali do Europy w celach ekonomicznych. I teraz mówisz, że powinniśmy im pomóc, bo przyjechali w celach ekonomicznych. Albo mówisz, że każdemu przyjeżdżającemu z Afryki należy się pomoc. Że tak powinno być. To jest myślenie nierozsądne na wielu płaszczyznach. Po pierwsze, jeśli tak, to 500 milionów ludzi z Afryki powinno przyjechać do Europy i... należy im się pomoc. Bo... przecież przyjechali! Komuś się nie należy? 3. Europa odeszła od Kościoła. Miała swoje powody. W Hiszpanii wygląda to tragicznie, może ze 3% chodzi do kościoła, a może mniej. Stąd Kościół stara się pozyskać "kolorowych". Jednoczeście odpuszcza starania o rdzennych Europejczyków. Przybysze odwdzięczają się Kościołowi, czasem udawanie, a czasem naprawdę przyjmując jego naukę i stając się jego członkami. Stają sie nową materią i tkanką Kościoła. W Paryżu ponoć większość wiernych obecnych w kościołach na obrzędach to osoby pochodzenia pozaeuropejskiego.
KJ
k jar
22 sierpnia 2017, 10:26
Dwie refleksje: 1) jakże współczesnym jezuitom jest dobrze! Dawniej musieli wyprawiać się w egzotyczne tereny,uczyć miejscowego języka,poznawać kulturę tubylców i zapomnieć o rodzinnych stronach na zawsze,aby móc służyć nowym braciom. Dziś to do ich siedzib pchają się przybysze ze wszystkich stron.Ależ to ułatwia życie,no chyba,że nie jest się zintegrowanym z własną kulturą i ma się problem co nowym braciom dać,czego ich nauczyć,żeby łaskawie mogli być z nami jednością.Ale nim to im przekażemy zgodnie z sugestią,iż wszyscy jesteśmy migrantami już ich nie ma,są gdzieś indziej i inni ich integrują albo choć próbują 2) skoro wszyscy jesteśmy migrantami, to gdzie jest właściwie nasz dom,gdzie nasze korzenie.Rozumiem,że jako chrześcijanie wędrujemy do Ziemi Obiecanej, tylko że przy takiej tendencji do ruchu nawet tam sekundy nie spędzimy gnani gdzieś indziej. Kto za ten chaos mentalny odpowiada, kto weźmie odpowiedzialność za globalne ruchy ludności?