Z EDK wróciliśmy... taksówką

(fot. shutterstock.com)
Julia Płaneta

Wracając do domu, opowiedzieliśmy taksówkarzowi naszą historię, usłyszeliśmy: "liczą się chęci, On na górze wszystko widzi". Wtedy pomyślałam, nic prostszego!

Bóg mówi w ciszy

Po raz kolejny w swoim życiu przekonałam się, że Bóg mówi w ciszy, że wychodzi na granice mojego myślenia. Odkryłam dwie ważne rzeczy. Pierwszą z nich jest to, że Bóg jest we mnie. Od pewnego czasu, zastanawiam się, gdzie On jest, gdzie się ukrywa, gdzie znika.

Szukałam Go, oczywiście, w kościele, w modlitwie, w innych ludziach - wszędzie, gdzie tylko mogłam. Okazało się, że był bliżej niż myślałam, był i jest we mnie.

DEON.PL POLECA

Druga to świadomość, że pozwalając się spełniać i rozwijać drugiej osobie, sprawiamy, że nasz związek może stawać się lepszy. W zrozumieniu tego pomogła mi historia małżeństwa, w którym mąż, ojciec trójki dzieci, raz na miesiąc wyrusza na samotną nocną wędrówkę. Okazuje się, że z każdej z nich wraca lepszy, odmieniony.

Przepraszam, nie dam rady dalej iść

W tym roku Wielki Post z dnia na dzień spełzał na niczym. Pamiętam, kiedy oboje powiedzieliśmy sobie, że trochę nie wiemy, co z nim zrobić. Przypomnieliśmy sobie wtedy, że kiedyś chcieliśmy pójść na EDK, tak zapadła szybka decyzja.

Było między drugą a trzecią w nocy. Potrzebowaliśmy trochę odciążyć nogi, każde z nas miało po jednym kijku. W pewnym momencie Łukasza zaczęło boleć kolano, więc namówiłam go, żeby wziął ode mnie też drugi kijek. W myślach zaczęłam się modlić, bo przecież "musimy dojść", "tak zaplanowałam", "co później powiemy znajomym?".

Nagle usłyszałam: "przepraszam, nie dam rady dalej iść, a wiem, że bardzo ci zależało". Byliśmy już na 24 kilometrze, ponad połowa trasy. Czy poczułam zawód? Oczywiście, ale zaraz zrozumiałam, że nawet nie chcę z tym dyskutować. Po paru chwilach zadzwoniliśmy po taksówkę, zziębnięci w nocy i w ciszy czekaliśmy na jej przyjazd.

Liczą się chęci, On na górze wszystko widzi

Wracając do domu, opowiedzieliśmy taksówkarzowi naszą historię, usłyszeliśmy: "liczą się chęci, On na górze wszystko widzi". Wtedy pomyślałam, nic prostszego! Przecież kto powiedział, że przegraliśmy?

Zamiast pójść spać, o piątej rano siedzieliśmy przy herbacie i awokado i rozmawialiśmy o tym, co się w nas wydarzyło. EDK nauczyła nas pokory, tego, że nie zawsze wszystko jest po naszej myśli i... tego, że to bardzo dobrze. Gdybyśmy przeszli całą EDK mielibyśmy się czym pochwalić, tak to niekoniecznie. Okazało się, że nie zawsze możemy mieć nad wszystkim kontrolę i całe szczęście, że tak jest.

Czy nieukończone EDK to nieważne EDK?

Czy na EDK poszliśmy po to, żeby je ukończyć? Na początku tak, ale okazało się, że... wcale nie o to chodzi. W takim razie po co iść 40 kilometrów nocą? Myślę, że po to, żeby spotkać się ze sobą i swoimi słabościami. Możemy się z nimi zmierzyć zaraz po wyjściu, w połowie trasy albo pod koniec. Każdy z nas ma swoje granice, do których dociera w odpowiednim czasie.

W naszym przypadku jedna granica zaczęła się wcześniej niż druga. Mogłam pójść dalej, spokojnie bym sobie poradziła. Dlaczego tego nie zrobiłam? Dlatego, że moje ambicje starły się z rzeczywistością, z potrzebami i z brakami drugiej osoby. Pomyślałam, czy wszystko kończy się na tym, że ja chcę i mogę iść dalej, czy jednak warto zobaczyć coś więcej?

Jeśli chcesz wybrać się na EDK znajdź trasę i zapisz się >>

Julia Płaneta - należy do wspólnoty Kurs Alfa u Kapucynów w Krakowie, współpracuje z portalem DEON.pl, prowadzi bloga wybieramymilosc.pl.

Dziennikarka i redaktorka, często ogarniacz wielu rzeczy naraz od terminów po dobrą atmosferę. Na co dzień pisze autorskie teksty oraz zajmuje się działem "Inteligentne życie" i blogosferą blog.deon.pl. Prowadzi także bloga wybieramymilosc.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Z EDK wróciliśmy... taksówką
Komentarze (1)
Zbigniew Ściubak
22 marca 2018, 11:05
Pełna zgoda. Ja myślę, że Pan Bóg oczekuje od na jednego: żebyśmy dali z siebie wszystko. Czy to wszystko wystarczy, żeby dojść... to zupełnie inna sprawa. I w sumie zupełnie nieważna. Dzisiejszy świat trochę robi sobie boga z sukcesu. Czy ci się udało? Co osiągnąłeś? Co zdobyłeś? Otacza się nimbem niezwykłości ludzi, ze względu na EFEKTY ich starań. Myślę, że to poważny błąd. Bogu zawierzyć wypada wszystko, co się ma, wszystko, co się robi. Efekty to nasz sprawa tylko w tym sensie, czyśmy dołożyli wszelkich starań. Prawdziwym efektem bowiem jest właśnie nasze nastawienie i - jak to celnie piszesz - pokora, gdy wola Pana Boga  będzie inna. Ja wędrowałem kilka razy na Jasną Górę. Prawie zawsze z sukcesem. Do Santiago de Compostela jeden raz, z Polski. I w sumie to myślę, że tzw. porażki są nawet bardziej pouczające i wartościowe niż sukcesy. Może największa nauka, to nie poddawać się, nie dochodzić do wniosku, że to "porażka", tylko sukces, bośmy dali z siebie wszystko. Taksówkarz też mądry facet :) Pozdrawiam -------------------------------------------------------------------------- http://camino.zbyszeks.pl/