Żałoba na zakręcie

Opuszczana do połowy masztu, na znak żałoby narodowej, biało-czerwona flaga państwowa na Pałacu Prezydenckim (fot. PAP/Leszek Szymański)

Prawie trzy lata temu na jednym z otwartych sieciowych forów dyskusyjnych pewna internautka, inicjując temat żałoby w dziale "Człowiek-Religia", na samym początku zastrzegła: "Nie wiem, czy dobry dział...", a potem napisała: "Co myślicie o żałobie i jak powinna wyglądać.. Czy tylko duchowo czy też tzw. czarne ubrania?" Dodając, że właśnie zaczyna żałobę po swoim ojcu, stwierdziła, że zdaje sobie sprawę, iż wielu ludzi już nie nosi publicznych oznak żałoby. Ona jednak odczuwa potrzebę wyrażania swojej żałoby przez noszenie czarnych ubrań.

Wątek nie został przeniesiony do innego działu, a kolejne posty zaczynały się zwykle od wyrazów współczucia. Ale nie wszystkie. Jeden z dyskutantów napisał: "A mi nie przykro, bo Ciebie nie znam", po czym ostro dodał: "Nie uznaję czegoś takiego jak 'żałoba'. Człowiek umiera, tak to bywa. Owszem nikomu tego nie życzę, strata kogoś bliskiego może być bolesna. Jednak każdy przeżywa to na swój sposób. Chodzenie na czarno nie powinno być jakąś zasadą. Nikogo nie obchodzi, jaki kolor masz na sobie". Łatwo się domyślić, że od tego momentu dyskusja skoncentrowała się wokół autora tego wpisu.

Internetowy incydent sprzed kilku lat skojarzył mi się z tym, co zaczęło się dziać (nie tylko w sieci) po ogłoszeniu przez Prezydenta RP dwudniowej żałoby narodowej po katastrofie kolejowej pod Szczekocinami. Wśród moich znajomych nawet bardzo empatycznie nastawieni ludzie wyrażali pewne zażenowanie i wątpliwości. A w internecie furorę robiły materiały, domagające się wyrównania przez państwo artystom strat za odwołane w tych dniach imprezy lub wręcz cyniczne analizy, "ile ofiar na metr kwadratowy" potrzeba do ogłoszenia żałobny narodowej.

Dziennikarz obywatelski Adam Rajewski, analizując problem żałoby narodowej, przytomnie zauważył: "W trzech przypadkach w tym kraju naprawdę zaistniała żałoba narodowa - w rozumieniu żałoby obchodzonej powszechnie w całej Polsce przez ludzi nijak niezwiązanych z osobami zmarłymi i niezależnie od oficjalnych rozporządzeń. Po zamachach na WTC, po śmierci papieża i po katastrofie smoleńskiej. Wtedy oficjalne rozporządzenie było w zasadzie zbędne, bo naprawdę na ulicach było widać żałobę. I to nie po flagach".

Czytając liczne głosy, krytykujące wprowadzanie żałoby narodowej w takich przypadkach, jak ta właśnie zakończona, mam nieodparte wrażenie, że w ich tle tkwi (być może niejednokrotnie nie do końca uświadomiona) tęsknota za utrzymaniem samej żałoby, jako ważnej w życiu wartości. Że to jest trochę krzyk o ratunek dla żałoby, jako rzeczywistego przeżywania bólu rozstania. I to przeżywania w kontekście nie tyle psychologicznym, ile właśnie religijnym. Przeciwko jej banalizacji, której jaskrawym przejawem jest dla wielu masowe wklejanie na portalach społecznościowych emotikonów udających świeczkę czy umieszczanie, gdzie się tylko da w mediach posługujących się obrazem, żałobnej wstążeczki, za którą nie stoi nic oprócz pewnej poprawności obyczajowej.

Irena Złotkowska WDC i Anna Czajkowska WDC, dwie siostry ze Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych w swoim opracowaniu poświęconym przeżywaniu żałoby, jako czasu rozstania, jednoznacznie wskazują, że jest ona ściśle związana z cierpieniem. "Tego, który pozostał dotyka oścień żałoby i jest on tym bardziej dotkliwy im trudniejsza była sama śmierć. Fakt naturalnej śmierci jest trudny dla każdego człowieka, gdyż do nieśmiertelności Bóg nas stworzył. Jednakże śmierć nagła i niespodziewana jest wyjątkowo trudnym doświadczeniem, z którym niekiedy przychodzi zmierzyć się człowiekowi w jego własnym życiu lub w życiu bliźniego, z którym jest związany relacją miłości" - napisały. Ale już na wstępie zaznaczyły, że nie ma uniwersalnych przepisów na przeżywanie cierpienia, śmierci i żałoby.

Kościół katolicki (ale i całe chrześcijaństwo) nie formułuje żadnych przepisów przeżywania żałoby. Co nie znaczy, że ją lekceważy lub traktuje w kategoriach wyłącznie indywidualnych, nie rozumiejąc znaczenia ludzkiej solidarności w takich chwilach. Obrzędy katolickiego pogrzebu pokazują, że jest zupełnie inaczej. Kościół modlitwą łączy się w bólu z żałobnikami i broni żałoby przed spłyceniem.

Byłoby dobrze, aby w imieniu państwa nie były podejmowane próby działań wprost przeciwnych.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Żałoba na zakręcie
Komentarze (4)
Ulka
10 marca 2012, 16:33
A ja nie widzę niczego zdrożnego w żałobie narodowej po tej katastrofie i mam nadzieję, że rodziny ofiar i ranni odczuli to jako łączenie się z nimi w bólu. Mimo, że żałobę się przeżywa, a nie ogłasza, nie widzę w tym przypadku innej możliwości wsparcia ofiar (poza oczywiście modlitwą). I męczy mnie mieszanie każdego cierpienia z polityką, bez względu na intencje panów Premiera i Prezydenta (które zna tylko Bóg), nie wszyscy są politykami, ale wszyscy są ludźmi.
Ulka
10 marca 2012, 16:17
A ja nie widzę niczego zdrożnego w żałobie narodowej po tej katastrofie i mam nadzieję, że rodziny ofiar i ranni odczuli to jako łączenie się z nimi w bólu. Mimo, że żałobę się przeżywa, a nie ogłasza, nie widzę w tym przypadku innej możliwości wsparcia ofiar (poza oczywiście modlitwą). I męczy mnie mieszanie każdego cierpienia z polityką, bez względu na intencje panów Premiera i Prezydenta (które zna tylko Bóg), nie wszyscy są politykami, ale wszyscy są ludźmi.
KJ
ks. Jarosław Olejniczak
7 marca 2012, 12:16
Osobiście nie jestem zwolennikiem ogłaszania przez Prezydenta żałoby narodowej w kontekście swoistego, mocno wyczuwalnego,  public relations. Żałoby się nie ogłasza -  żałobę się przeżywa! Odnoszę także wrażenie, iż wizyta Premiera i Prezydenta RP na miejscu katastrofy kolejowej w Szczekocinach, również trąca w PR-strunę. Ostatnio wprowadzane, czy zapowiadane reformy rządowe, mało korespondują z manifestowaną tak chętnie empatią wobec Narodu. Empatia przeradza się w bezwzględność, którą generuje interes tzw. własny. Obecność w Szczekocinach służb pomocowych (m.in. Strażaków, Pomocy Medycznej, Policji) i ludzi dobrej woli, którzy bezpośrednio pomagali poszkodowanym, jest - moim zdaniem - wystarczająco czytelnym wyrazem solidarności społecznej. Pięknym gestem była natomiast zachęta Episkopatu do łączności z tymi, których katastrofa dotknęła bezpośrednio, poprzez modlitwę. Nie podoba mi się także i to, że ostatnio modne (a dla odbiorców męczące) stało się robienie z ludzkich tragedii medialnego show...
L
leszek
7 marca 2012, 11:43
 A zgadza się, wyraźnie cała sprawa nie została przez rządzących dobrze przemyślana. Jakoś poszli "za ciosem" bez zastanowienia się, uznali, że pewnie słupki w sondażach pójdą im zaraz w górę, albo przynajmniej nie polecą w dół. Tym bardziej, że są ludzie dla których ta żałoba oznacza wymierne i trudne do odrobienia straty. I kto ma im te straty wyrównać - sprawca katastrofy czy ten kto żałobę ogłosił. Mam wątpliwość, czy ofiarom katastrofy to w czymś pomoże. A może zamiast wypłacać odszkodowania tym co ponieśli straty lepiel byłoby te środki przeznaczyć na pomoc ludziom bezpośrednio dotkniętym skutkom katastrofy, zaryzykuję stwierdzenie że jest to im bardziej teraz potrzebne niż jakieś puste gesty i rytuały.