Zrozumieć rozwody

(fot. Chriſtopher Chen / flickr.com / CC BY)

Pojawiają się głosy, że synod o rodzinie będzie musiał rozczarować tych, którzy spodziewają się zmian jeśli chodzi o postępowanie z rozwodnikami. Że tak naprawdę Kościół nie ma nic nowego do powiedzenia, że ten problem jest nie do rozwiązania.

Jedynie trochę więcej się mówi, że jeżeli chodzi o stwierdzenie niezaistnienia małżeństwa, to może odejdzie się od długiego procesu sądowego i, bardziej ufając sumieniu zainteresowanych, będzie w takich sprawach orzekał delegat biskupa, jakiś doświadczony i roztropny kapłan, co ułatwi dostęp do takich rozwiązań. Natomiast jeśli chodzi o tych, którzy się rozwiedli (a żyli w prawdziwym małżeństwie) to jedyną drogą do przyjmowania sakramentów świętych pozostanie życie jak brat z siostrą.

"Pozwolenie" na rozwód

DEON.PL POLECA

Jakoś nie może mnie ucieszyć takie pesymistyczne patrzenie na perspektywy synodu. Dlatego pomyślałem, że warto odświeżyć sobie wiedzę na temat rozwiązań w tej dziedzinie stosowanych przez inne niż katolickie tradycje, a konkretnie mówiąc, przez prawosławie i luteranizm, tym bardziej, że wszystkie one uznają nierozerwalność małżeństwa, a jednak "pozwalają" na rozwody.

Dwie różne tradycje pierwszych wieków chrześcijaństwa uosabiają w sobie postacie Bazylego Wielkiego i Augustyna. Ta zachodnia (augustiańska) podchodzi do sprawy bardziej jurydycznie i pragnie poprzez akcentowanie zobowiązań ocalić dobro małżonków i ich dzieci (podobnie jak było to w prawie rzymskim). Natomiast wschodnia (bazyliańska) skupia się łasce Pana Boga i odpowiadającej na nią miłości małżonków jako podstawowym sensie istnienia małżeństwa.

Stąd mamy różne sposoby podchodzenia do problemu rozwodów.

Mąż jednej żony?

Prawosławie mówi o zawieraniu małżeństwa nie tylko do śmierci, ale na wieczność. Bo trudno sobie wyobrazić, żebyśmy w wieczności nie pamiętali, kto był naszą żoną czy mężem, choć będziemy już jak aniołowie. Ślub nie jest zawierany poprzez wyrażanie woli przez narzeczonych, ale przez udzielanie łaski Bożej. Dlatego szafarzem tego sakramentu jest kapłan, a nie "młodzi". Małżonkowie mają odpowiadać na tę łaskę miłością. Stąd podstawowym tekstem ślubnym w rycie wschodnim jest opis wesela w Kanie Galilejskiej akcentujący miłość i łaskę.

Takie postawienie sprawy wydaje się bardziej "rygorystyczne" niż katolickie, które mówi o małżeństwie tylko do śmierci. Ale okazuje się, że wschodnia perspektywa pozwala na stwierdzenie zgonu małżeństwa. Powinno się ono rozwijać, a właściwie miłość w nim, na życie wieczne. Lecz zdarza się, że umiera. Gdy zbraknie miłości, ginie. Można wtedy stwierdzić, że już go nie ma, bo jest martwe. Nie żyje, a więc nie spełnia swojej podstawowej funkcji. Taką śmierć powoduje m. in. cudzołóstwo (zwłaszcza powtarzające się), odstępstwo od wiary (zamknięcie na łaskę Bożą), skazanie na karę śmierci (śmierć społeczna, czyli niepodobieństwo funkcjonowania w społeczności) i długotrwała nieobecność (coraz częściej widzimy jak katastrofalnie wpływa na życie małżeńskie).

Jeżeli małżeństwo umrze, to można szukać w nowym ożywienia i szukania łaski Bożej, tym bardziej, że mężem jednej żony ma być tylko biskup lub ewentualnie prezbiter, jak pisze Paweł Apostoł.

Jednakże ta śmierć małżeństwa jest postrzegana jako zło, dlatego powtórny ożenek ma charakter pokutny. Chodzi o zadośćuczynienie za zabicie poprzedniego małżeństwa (Bo nawet tzw. strona porzucona nigdy nie jest zupełnie bez winy. Np. jeśli żona zdradza męża, to on pewnie dał jej jakieś powody). Ta pokuta jest czasowa a nie dożywotnia (Każdy powinien mieć szanse powrócenia do stanu łaski), stąd po pewnym czasie dopuszcza się do Komunii świętej ludzi, którzy powtórnie zawarli małżeństwo.

Porządek stworzenia, a nie łaski

Tradycja luterańska (jeśli można użyć słowa tradycja) twierdzi, że małżeństwo należy do porządku stworzenia a nie łaski, ponieważ wywodzi się jeszcze z Księgi Rodzaju, czyli z czasów przed Nowym Testamentem, zanim Pan Jezus działał na Ziemi. Zatem nie jest ono sakramentem lecz zupełnie naturalną sprawą. Jest ono dla wszystkich ludzi (z wyjątkiem niezdolnych do niego lub jakoś szczególnie powołanych do bezżeństwa). Podkreśla się jego fizyczny aspekt, czyli prokreację.

Skoro małżeństwo nie jest sakramentem i przynależy do porządku naturalnego, to powinno być regulowane przez prawo państwowe, a nie kościelne. A prawo państwowe dopuszcza rozwody i powtórny ożenek.

Tylko, czy aż do śmierci

Natomiast katolicyzm jest tutaj gdzieś pośrodku. Mówi się i o miłości i o prokreacji. Małżeństwo jest tylko, czy aż do śmierci (nie na wieczność). Jest ikoną, obrazem miłości Chrystusa do Kościoła - stąd jest nierozerwalne, ponieważ ukazuje miłość Chrystusa, która nigdy nie ustaje.

Wszystkie te tradycje mówią o zobowiązaniach na całe życie i nie lekceważą nauki Chrystusa na ten temat. Dlatego warto chyba, przyglądając się im, próbować szukać najlepszych rozwiązań ważnego problemu duszpasterskiego.

Wspomniałem już o takiej możliwości, by (na wzór procedur prawosławnych) nie przeprowadzać procesów sądowych o uznanie niezaistnienia małżeństwa, ale poprzestać na osądzie kapłana, delegata biskupa po ocenieniu stanu sumienia zainteresowanych. Skoro przyjmujemy, że małżonkowie są jednym ciałem aż do śmierci, to można chyba też stwierdzić śmierć, rozkład tego ciała.

Powtórne małżeństwo choć nie jest doskonałe (i ma charakter pokutny), to jednak zapobiega większemu zgorszeniu (lepiej niż mieliby płonąć, jak mówi Pismo). Jest to liczenie się z ludzką słabością i nie wymaganie heroizmu, który, jak wiemy, nie jest dla wszystkich.

Żyjący w nowym związku zaciągnęli zobowiązania wobec siebie nawzajem i wobec dzieci wynikające z naturalnego małżeństwa (współżycie i publiczne pokazywanie się światu jako małżeństwo). Są to naturale więzi jakie i teraz Kościół uznaje za nierozerwalne dla nieochrzczonych a biorących ślub naturalny (Luteranizm mówi o takim naturalnym małżeństwie). Trzeba się liczyć z tymi zobowiązaniami i byłoby nieuczciwością uciekanie od nich, tym bardziej, że poprzednie małżeństwo się rozpadło (już nie współżyjemy i nie deklarujemy się społeczeństwu jako małżeństwo), a więc zobowiązania ustały.

To przypomnienie i próba wskazanie możliwych perspektyw dla refleksji, to takie nieśmiałe westchnienie, że może jednak synod nie ma przed sobą beznadziejnego zadania, że nie musi rozczarować tych, którzy spodziewają się rozwiązania jednego z najpoważniejszych problemów duszpasterskich trapiących obecnie Kościół.

Rozumiem niechęć ludzi porzuconych, a trwających w bezżeństwie do wszelkich zmian w tej dziedzinie. Podziwiam ich i dostrzegam wartość ich ofiary. Ale też jako duszpasterz wiem, że bez Eucharystii wszelkie duszpasterstwo nie ma sensu. Bez niej jest tylko ludzkim pouczaniem, a nie podprowadzaniem do osobistego spotkania z Bogiem, do zjednoczenia, do komunii z Nim. Bo to Jezus jest prawdziwym Duszpasterzem, to On jest jedynym Pasterzem jednej owczarni.

Obyśmy się nie wyrzekli tej prawdy!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zrozumieć rozwody
Komentarze (186)
J
ja
6 października 2014, 10:26
Z wszystkich trzech Ewangelii synoptycznych wynika jasno i niedwuznacznie, że Jezus przywrócił pierwotną nierozerwalność małżeństwa i nie pozwolił na żadne rozwody (Mt 19,6-9; Mk 10,2-12; Łk 16,18; por. 1 Kor 7,10 ''Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. 8 Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! 9 Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty!'' Ga 1 7-9
T
tak
5 października 2014, 09:58
tymczasem nierozważni pasterze w obawie przed utratą ludzkich względów często powstrzymują się od otwartego głoszenia tego, co słuszne. Nie strzegą owczarni - powiada Prawda - z gorliwością dobrych pasterzy, ale postępują jak najemnicy, uciekając w obliczu nadchodzącego wilka i zasłaniając się milczeniem. Dlatego Pan karci ich przez proroka, mówiąc: "To nieme psy, niezdolne, by zaszczekać". Dlatego też uskarża się dalej w słowach: "Nie stanęliście naprzeciw ani nie budowaliście murów wokół domu Izraela, by się ostać w walce w dniu Pana". Stanąć naprzeciw oznacza odważnym słowem stanąć w obronie owczarni przeciw władcom tego świata. Ostać się w walce w dzień Pana oznacza stawić czoła wojującym bezbożnym ze względu na umiłowanie sprawiedliwości. Malachiasz mówi: "Wargi kapłana powinny strzec wiedzy, a wtedy pouczenia będą u niego szukali, bo jest on wysłannikiem Pana Zastępów". Stąd także Pan upomina przez Izajasza: "Krzycz na całe gardło, nie przestawaj, podnoś twój głos jak trąba". Tak więc ktokolwiek staje się kapłanem, podejmuje się zadania herolda. Ma on ogłaszać nadejście straszliwego Sędziego, który się zbliża. Jeśli więc kapłan nie umie sprawować posługi głoszenia, jakże będzie wołał ów niemy herold? Dzisiejszy brewiarz
4 października 2014, 22:30
O. Siepsiak rozumie rozwody lepiej od samych rozwodzących się. Chyba pora na to, żeby świeccy zaczęli reformować kapłaństwo.
J
James
5 października 2014, 11:09
To traci protestantyzmem i niemieckim ruchem "My jesteśmy Kosciołem", zresztą bardzo negatywnym. Katolicka droga jest poprzez hierarcjię koscielną - przełożonych. A więc odziwedziny u kardynała Dziwisza, bo to jego nominat(!), i u o. Kolacza SJ, bo to jego zakonnik.
5 października 2014, 13:01
Spoko - to był tylko sarkaz.
5 października 2014, 22:01
... chociaż niestety czasami głupota tak prześciga sarkazm, że staje się rzeczywistością, zanim sarkazm zdąży wybrzmieć, czym psuje sarkazmowi reputację.
S
strada
5 października 2014, 23:13
No ulżyło mi ogromie!!!
S
strada
5 października 2014, 23:14
:-)
J
ja
6 października 2014, 09:55
I tu jest chyba sedno sprawy. Kazdy kto chociaz otarl sie o rozwod wie ze to zlo. No oprocz tych ktorzy ktorzy poszli na latwizne i rozwalili swoje malzenstwa - oni uparcie i zatwardziale beda twierdzic, ze nie mieli innego wyjscia. Jesli sie okaze, ze Kosciol juz nie sprzyja nierozerwalnosci malzenstwa to okazuje sie ze nic juz na tym swiecie trwalego nie ma. Jesli nie mozna zufac swojemu malzonkowi, ze nie zostawi, jak sie daj Boze przytyje, zbrzydnie, zestarzeje sie albo jesli dostanie sie choroby psychicznej i zacznie byc agresywnym to po co wogole zawierac zwiazek malzenski? Czym on sie rozni od takiego na 'kocia lape'? Przeciez oparcie sie na Bogu gwarantuje wlasnie ta stalosc, i sile do przejscia absolutnie wszystkiego co zle. No i jesli zdaniem O. Siepsiaka  milosc umiera to bardzo wspolczuje takiego swiatopogladu. 'Miłość nigdy nie ustaje'. 1 Kor 13, 8
M
my
7 października 2014, 11:07
Jeśli Kościół nie będzie bronił nierozerwalności małżeństwa i zezwoli na Komunię sw. dla cudzołożników to faktycznie nie ma sensu Sakrament Małzeństwa i lepiej życ na kocią łapę; w razie czego łatwiej się rozstać i wchodzić w kolejne związki.
Jadwiga Krywult
7 października 2014, 11:11
Za takie rozumowanie pójdziecie prosto do piekła, gdyż cynizm i wyrachowanie są najsrożej karane.
M
my
7 października 2014, 12:03
Tak właśnie rozumował niejaki pan Janowski, prowadzący program "jaka to melodia". Żył na kocią łapę kolejno z dwiema zonami, dorobił z nimi dzieci, dwa razy się rozwiódł i ożenił po raz trzeci - już w kościele. I co Kingo? Gdzie tu kara? Przebiegłość zaprocentowała w jego przypadku - dzieki "kociej łapce" dostał 3 szansę od Pana Boga.
Jadwiga Krywult
7 października 2014, 12:28
Ciekawe, jaki związek ma Twoja historyjka z zezwoleniem na Komunię dla rozwodników.
M
my
7 października 2014, 12:56
Ma związek z Twoim twierdzeniem, że za cynizm i wyrachownie pójdzie się do piekła. A jak widzisz niekoniecznie. Dzięki  cywilnym związkom niektórzy mają szansę na kolejny związek sakramentalny.
Jadwiga Krywult
7 października 2014, 12:59
Historia Janowskiego może nie mieć nic wspólnego z cynizmem i wyrachowaniem. Np. był niewierzący, to nie brał ślubu kościelnego, a potem się nawrócił.
Jadwiga Krywult
7 października 2014, 13:45
Przede wszystkim przeczytaj pod jakimi warunkami ma być ewentualnie Komunia dla ludzi w ponownych związkach. Z pewnością nie chodzi o automat dla wszystkich. Temat nie dotyczy również tych, którzy mogą wziąć ślub kościelny, a nie biorą.
P
papi
4 października 2014, 18:09
Siepsiak musi odejśc od dzieci i młodziezy z ZHR bo sieje zamet i zgorszenie
P
pawq
4 października 2014, 12:00
"Skoro przyjmujemy, że małżonkowie są jednym ciałem aż do śmierci, to można chyba też stwierdzić śmierć, rozkład tego ciała." Oczywiście,że możemy tak uznać. Mojzesz przed tysiącami lat nawet ustanowił odpowiednie prawo, ale Jezus przyszedł na świat i przywrócił właściwy porządek.
J
ja
4 października 2014, 11:33
''Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela» Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?» Odpowiedział im: «Przez wzgląd na ZATWARDZIALOSC SERC WASZYCH pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było.'' Mt 19 3-8 I Amen Bo tak wlasnie powinna sie konczyc kazda KATOLICKA dyskusja na ten temat.
GW
Grzegorz Wąsik
5 października 2014, 18:04
Jest jeszcze coś więce w cytowanym fragmencie: "...Kto oddala swoją żonę - chyba że w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo.".
J
ja
6 października 2014, 15:06
Tak dokladnie. A dla scislosci tytul fragmentu brzmi: ''Nierozerwalność małżeństwa''. A nierozerwalnosc to nierozerwalnosc. Koniec kropka. Calosci dopelnia zdanie: ''a bierze inną, popełnia cudzołóstwo." Wiec nawet gdyby (czysto hipotetycznie zakladajac) bylo dozwolone oddalenie zony w wypadku nierzadu to i tak nie ma mozliwosc zawarcia powtornego zwiazku, bo bedzie on cudzolozny.
A
anonim
6 października 2014, 18:11
Tak dla ścisłości to w tekście biblijnym NIE MA czegoś takiego jak tytuł fragmentu. To co nazywasz tytułem fragmentu to są wstawki dodane do tekstu biblijnego przez danego tłumacza w jego przekładzie, np w przekładzie Biblii Tysiąclecia. I w innych przekładach może ich nie być wcale lub mogą być inne.
J
ja
7 października 2014, 10:14
Dziekuje za uzupelnienie i wyjasnienie. Tytul ma o tyle znaczenie, ze jest oficjalnym stanowiskiem kosciola. Wnioskiem wyciagnietym na podstawie badan wszystkich tyczacych sie malzenstwa wersetow zawartych w Biblii - czyms oczywistym przez tyle wiekow od narodzin Jezusa.
A
anonim
7 października 2014, 13:52
NIEPRAWDA! Te pododawane tytuły nie mają nic wspólnego z jakimkolwiek stanowiskiem Kościoła. Tłumacz może sobie dodawać tytuły jakie uzna za stosowne i nie powoduje to bynajmniej że to jest oficjalne stanowisko Kościoła.
J
ja
7 października 2014, 18:53
Alez oczywiscie ze maja, tak jak i wstepy do kolejnych rozdzialow. I po co ten capslock? Jak napiszesz mala litera to bedzie znaczylo dokladnie to samo, huehuehue. :) A i tak na pewne rzeczy mam prawo miec swoje zdanie. ;)
J
ja
7 października 2014, 18:55
Maja znaczenie jesli tlumaczenie jest autoryzowane prze Kosciol. W innym wypadku poproszono by tlumacza o usuniecie tych wstepow. 
A
anonim
7 października 2014, 20:01
Po raz kolejny powtarzam Ci że nieprawda! Ani tytuły ani wstępy nie są żadnym oficjalnym stanowiskiem Kościoła! Napisałem wielkimi literami aby zdecydowanie podkreślić to iż jest to nieprawda. To że na pewne rzeczy masz prawo mieć własne zdanie wcale nie oznacza, że za prawdziwe możesz sobie uznać co tylko zdołasz wymyśleć i każdy ma/musi to uszanować. A w tym przypadku walnąłeś głupstwo i upierasz się bez sensu...
A
anonim
7 października 2014, 20:07
Widzę że uparłeś się aby brnąć w kolejne bzdury. Jak żeś sobie wymyślił to tłumaczenie autoryzowane przez Kościół? Gdzie żeś słyszał o przekładzie Biblii autoryzowanym przez Kościół? Znasz jakiś przykład takiego autoryzowanego przez Kościół przekładu?
J
ja
4 października 2014, 10:37
Lubilam czytac deon aczkolwiek niestety strasznie i mdlo sie robi od tego ciaglego sympatyzowania z Kardynalem Kasperem. Od sugerowania, ze w katolikom przeciwnym udzielaniu Komunii Swietej osobom zyjacym w grzechu ciaglym brakuje milosierdzia - rowniez. Otoz prawdziwym milosierdziem jest prawdziwe przyprowadzenie tych ludzi do Boga. A nie 'legalizowanie' ich grzechu. Artykul ksiedza jest dla mnie - osoby walczacej o swoje malzenstwo poprostu gorszacy. Zawsze myslalam, ze ksiadz w trudnych chwilach dla malzonkow pownien byc podpora - utwierdzac w przekonaniu ze robie dobrze walczac o utrzymanie wartosci kosciola katolickiego i mojego sakramentalnego malzenstwa. A tu malo ze w kosciele przez Kardynala Kaspera na ten temat obecnie zamet to na dodatek sie mnie karci za 'brak milosierdzia' dla osob ktore poszly na latwizne i o te wartosci nie walczyly. Czy naprawde o to chodzi ze wszyscy sobie powinnismy odpuscic stanie na stazy takich wartosci? Bo jesli na rowni traktowac i jednych i drugich to po co sie starac?
T
taki
4 października 2014, 08:28
A czytaliście co wyprawiali jezuici w sprawie przyjmowania Komuni Świętej  w parafii we Wrocławiu, gdzie Siepsiak był proboszczem.
C
ciekawski
4 października 2014, 10:02
nie, a co wyprawiali?
T
taki
4 października 2014, 12:59
Chyba umiesz korzystac z wyszukiwarki. Dochodź do źródeł to się dowiesz i sam sprawdzaj
M
mam
4 października 2014, 08:23
~ojciec 07:32:16 | 2014-10-03 Deonowcy zawsze znajdą jakiegoś księdza dysydenta typu Lemański, Boniecki czy Mądel co to ma inne spojrzenie na KK i wie lepiej od biskupów. Nie chce pesymizmu w sprawie Synodu a szczególnie rozwodów? To ks. Siepsiak wie lepiej w sprawie rodziny i małżeństwa niż Święty Jan Paweł II czy teolog na trzecie tysiąclecie - jak nazywa się Benedykta XVI - i u którego radzi się papież Franciszek? Eva ma rację. Ale ważna sprawa jak taki jezuita może może byc kapelanem dla naszych dzieci i młodzieży w harcerstwie. Co sieje, jakie to wyda owoce? Powinien być odsnunięty od naszych dzieci To jest prawda. Powiniem z daleka trzymać się od dzieci i młodzieży.
K&
KATOLIK "starej daty&quot
4 października 2014, 00:58
Czytając Wasze komentarze do artykułu zastanawiam się kto Was uczył podstawowych prawd wiary? Wasze wypowiedzi wskazują również na bardzo zgubny wpływ samodzielnego czytania Biblii bez odpowiedniego przygotowania i bez znajomości kontekstu.  Wydaje się jakby DEON był portalem Świadków Jehowy; może jednak deonowi redaktorzy zechcą ustosunkować się do zamieszczanych tu "wypowiedzi", które są niezgodne z "dotychczasową" nauką kościoła?  Apeluję także do Autora, żeby zanim "popełni"  kolejny tekst, najpierw przemyślał temat, który podejmuje, żeby nie siać zamętu.  PS. Do Autora: więcej "miłosierdzia", ale dla opuszczonych dzieci z pierwszego małżeństwa a nie tylko i wyłącznie rozczulanie się nad losem rozwodników, którzy przecież wiedzieli, że komunia będzie dla nich niedostępna.
O
opuszczona
4 października 2014, 10:04
"więcej miłosierdzia dla opuszczonych dzieci z pierwszego małżeństwa"  -..  i dla opuszczonych żon
W
wanda
3 października 2014, 19:36
Dzisiaj mówi się,że małżeństwo  jest zawierane  z" powodu wzajemnej  miłości" przystępujących do sakramentu małżeństwa.Ja niedawno  widziałam sakramentalne malżeństwa na wsi zawierane -aby połączyć sąsiadujące ziemie.Lub wymuszone  -bo już czas na ożenek,bo za dużo w domu gąb do wykarmienia.Takie słowa usłyszałam od  zapłakanej panny młodej, tuż przed  jej ślubem.I w miastach małżeństwa są zawierane  nie tylko z przedstawianej w literaturze i filmach"szalonej miłości ".Ale z    pragnienia poczucia akceptacji i bezpieczeństwa,uczestnictwa w majątku.....Czy to są ważne małżeństwa?Dzisiaj miłość  jest określana jako seksualne spełnienie.Czyli  taka ,jaka pojawiła się między Adamem i Ewą. Kościół ma trudne zadanie....
H
Hastatus
4 października 2014, 11:23
"Czy to są ważne małżeństwa?" Ależ tak! Co za niedorzeczne pytanie! Małżeństwo jest ważne, jeśli lidzie dokonują świadomego i dobrowolnego wyboru. Jeśli można mieć jakieś wątpliwości co do ważności sakramentu, to właśnie w  przypadku pobierania się pod wpływem uczucia. Hormony nieraz odbierały ludziom rozumu i z tego względu wybór mógł być nie w pełni świadomy. Tego często ludzie, a szczególnie wiele kobiet, zupełnie nie rozumieją. Romantyczna miłość, a ostatnio seksualne spełnienie, są nam sprzedawane w popkulturze jako panaceum na wszystko, podczas gdy jest to wymysł 19to wieczny i przez 30 000 lat ludzkiej historii nie na niej opierano małżeństwa, a jeszcze mniej na "udanym seksie".
V
veronica
3 października 2014, 16:33
Zaczynam się modlić, żeby Synod rzeczywiście okazał się wielkim rozczarowaniem dla wielu ludzi... W tym dla pana Siepsiaka - bo "ojcem" go nazwac trudno, "księdzem" chyba też nie bardzo można?...
J
jasiek
3 października 2014, 12:54
I taki jezuita jak Siepsiak jest kapelanem ZHR i ma wpływać na postawy młodzieży i dzieci?  Czy tam sieje też zamęt i zgorszenie?
S
strada
3 października 2014, 15:52
Gdzie widzisz zgorszenie? W czym sie przejawia?
S
strada
3 października 2014, 12:21
W sprawie komunii dla osób rozwidzionych, zyjących w innych związkach- niech Magisterium Kościoła zdecyduje. Mogą czy nie mogą- jest to jakiś rodzaj dyscypliny kościelnej. Natomiast bez mącenia w teologii małżeństwa. No bo co to znaczy, że miłość umarła? Emocyjki nie te? Adrenalina nie ta? Miłość to decyzja woli. Stąd może być na dobre i na złe, czyli na zawsze. Miłość i odpowiedzialność. I nawet, jak "umrze", to z Chrystusem może zmartwychwstać. A z odpowiedzialności nie mozna się wycofać.  Co do różnych ludzkich zawirowań- nie mnie sądzić. Jesli Magisterium uzna, że mogą przystępować do Komunii, to posłuszeństwo Kościoła będzie za tym szło. Bo tu jest problem: czy Komunia jest dla bezgrzesznych, czy dla grzeszników, jako Pokarm, by iść dalej....itp. Czy lekarz potrzebują tylko zdrowi, czy chorzy..... 
P
Pik
3 października 2014, 12:45
Komunia dla cudzołożników - to nie jest kwestia dyscypliny Kościelnej! To cos co tylko Bóg mógłby zmienić.
A
Ani
3 października 2014, 13:06
Komunia jest dla grzeszników, bo każdy z nas jest grzesznikiem. Ale Komunia to jedność. Nie można byc w komunii (jedności) z Bogiem jesli się odwraca do Niego plecami i zrywa z Nim. Od początyku chrześcijaństwa  Komunia była udzielana tylko ludziom w stanie łaski uświęcającej. 
H
Hastatus
3 października 2014, 15:00
Po przeczytaniu pierwszej części myślałem, że strada napisze coś zgodnego z nauczaniem Kk, ale druga przekonała mnie, że nie. Posłuszeństwo też ma swoje granice, a tą granicą na pewno jest grzech. Grzechem jest też świętokradztwo i namawianie do niego.
T
tomtom
3 października 2014, 15:52
Czytając powyższy wpis pozostaje mieć nadzieję że "duszpasterstwo rodzin" wypracowane przez Synod położy nacisk na reewangelizację wiernych i przypomnienie czym jest Sakrament Małżeństwa oraz Pokuty i Pojednania... W kontekście nadchodzącego Zgromadzenia Synodu warto zastanowić się czy komisja do spraw reformy kanonicznego procesu małżeńskiego której celem będzie przedstawienie propozycji ułatwienia zawierania Sakramentu Małżeństwa zadba w swym projekcie o właściwe przygotowanie narzeczonych tak aby byli świadomi swojego wyboru, czy też wspomniana reforma w połączeniu z trwającymi jednocześnie pracami nad możliwością skrócenia procedury stwierdzania nieważności Małżeństw okaże się sprawnie działającym mechanizmem "rozwodowym"... Gdyby np. we wspomnianym "ułatwianiu procedur" pominięto (zamiast rozwijać) elementy właściwego przygotowania narzeczonych do świadomego przyjmowania Sakramentu (tzw. Nauk Przedmałżeńskich)- mogłoby to wówczas prowadzić do poważnego "braku rozeznania oceniającego co do istotnych praw i obowiązków małżeńskich" który jest jednym z czynników decydującym o stwierdzeniu że Małżeństwo było zawarte w sposób nieważny...
S
strada
3 października 2014, 15:53
Podaj, co napisałam niezgodnego z nauczaniem Kościoła
S
strada
3 października 2014, 15:58
Nie jestem zwolennikiem komunii dla rozwodników. Natomiast- jeśli Magisterium Kościoła uzna, że mogą przystąpić do Komunii- uznam to za mądrość Kościoła.  A co do cudzołożników- nie osądzaj.... Już pisałam- może się okazać, że wejdą przed nami do Królestwa Bożego. Słyszałeś to już gdzieś?
W
WDR
3 października 2014, 16:04
Osoby rozwiedzione mogą przystępować do Komunii Św.
S
strada
3 października 2014, 16:17
Wiem. Chodzi problemy poruszone w artykule. 
T
tak
3 października 2014, 18:16
Strada, Przykre to co piszę, ale najwyraźniej uważasz, że jesteś katoliczką a piszesz rzeczy niezgodne z nauczaniem Chrystusa, bo po pierwsze nauczanie Kościoła nie stoi wyżej od nauczania Chrystusa. Kościół nie może zmienić ani joty z Jego nauczania i nigdy do tej pory tego nie robił. To nie jest Kościół biskupów, synodów, papieży to jest Kościół Chrystusowy i tylko Jego wola jest obowiązująca. Powinnaś o tym wiedzieć. Po drugie, aby grzech został  odpuszczony grzesznik musi się tego grzechu wyrzec. Spowiedź jest nieważna gdy penitent nie wyrzeka się swojego grzechu i nie przyrzeka poprawy. Trwanie w grzechu, a tak się dzieje w małżeństwie niesakramentalnym, i żądanie aby móc przyjmować świętokradczo Ciało  Chrystusa jest lekceważeniem Boga. To nieprawda, że cudzołożnicy idą do nieba. Do nieba mogą  trafić grzesznicy, którzy wyrzekli się swego grzechu, więc po co takie bzdury piszesz? Czy po to aby Twoje było na wierzchu?
S
strada
3 października 2014, 21:05
To nie ja napisałam, że cudzołożnicy i nieżadnice przed innymi pójdą do nieba. To Jezus tak powiedział. I nie stawiał w tej wypowiedzi warunków.  Powiem inaczej: jesteś bez grzechu? Rzuć w nich kamieniem. Potrafisz całkowice zerwać z każdym grzechem? Nie powtarzsz tych samych na spowiedzi? Myslisz, że tylko cudzołóstwo jest grzechem?
T
tak
3 października 2014, 21:44
Nie zniekształcaj nauczania Chrystusa, Nigdzie nie mówi On, że cudzołożnice i inni grzesznicy pierwsi wejdą do nieba dlatego, że grzeszą. On mówi o tych grzesznikach, którzy wyznali i uznali swoje grzechy i prosili o miłosierdzie. Właśnie takim był tzw. dobry łotr. Ze sposobu w jaki przedstawiasz słowa Chrystusa wynikałoby, że pójdą grzesznicy do nieba dlatego, że są grzesznikami. Zapewne tak nie myślisz, ale Twoje sformułowanie coś takiego sugeruje. Natomiast bardzo rozczarowała mnie Twoja dalsza reakcja bo to jest cios na odlew. Właściwie czekałem aż to napiszesz a więc czy ja jestem bezgrzeszny , czy nie jest tak , że ciągle spowiadam się z tego samego grzechu itd. Zupełnie nie rozumiem co to ma wspólnego z tematem małżeństwa niesakramentalnego. A nawet gdybym na Twoje pytania odpowiedział twierdząco to przecież sam fakt spowiedzi wskazuje, że żałuję i nie chcę wracać do popełnianych grzechów. Tego człowiek żyjący w związku niesakramentalnym przyrzec w żaden sposób nie może. Zauważ także, że ciągle użalamy się nad złoczyńcą jakoś nie mając miłosierdzia i współczucia dla osoby przez niego porzuconej. 
S
strada
3 października 2014, 22:25
Nie zniekształcsaj mojej wypowiedzi. Nie napisała, że wejdą, bo grzesza. Wejdą, bo bardzo tego pragna. Czasem bardziej niz ci bezgrzeszni. Wejdą, bo potrzebuja B|oga bardziej niz inni. Wejdą, bo doskonale wiedzą, że człowiek sam siebie nie zbawi, Tylko Jezus jest zbawicielem. Wejdą, bo nic w nich z pychy..... Umieją wyciągnąc ręce do Boga. Poczytaj Ewangelię
S
strada
3 października 2014, 22:27
Jezus był porzucony. Miał miłosierdzie dla tych, co Go porzucili.  Nie oskarżaj. "Oskarzyciel braci naszych został strącony".
T
tak
3 października 2014, 23:53
Człowiek, który porzucił zło i kocha Boga nie jest grzesznikiem: był, ale po darowaniu przez Boga grzechów, już  nie jest. Zatem nie ma sensu ciągle mu wmawiać, że jest
H
Hastatus
4 października 2014, 11:06
zobacz powyżej
H
H
4 października 2014, 16:26
Jeśli nie zadośćuczynił to nadal jest grzesznikiem.
.C
...ja, ciągle w drodze...
3 października 2014, 11:27
Trzeba zrobić wszystko, żeby małżonkowie byli naprawdę dobrze przygotowani do sakramentu małżeństwa - do świadomego przyjęcia łaski, do której odwoływać się można w chwilach trudnych i najtrudniejszych. Bardzo ważnym elementem tego przygotowania jest też uświadomienie przyszłym małżonkom przymiotu nierozerwalności małżeństwa. Odpowiedzialność za takie przygotowanie małżonków spoczywa na Kościele i na bliskich, głównie rodzicach i powinna być elementem wychowania od najmłodszych lat. Kryzysy jednak przyjdą, zawsze przychodzą i (chyba) do wszystkich małżeństw... a wtedy trudno szukać pomocy. Skoro małżeństwo sakramentalne cieszy się Bożą łaską to powinno dać się ratować, być może w perspektywie lat, dziesięcioleci, w horyzoncie doczesnego życia, ale przecież powinno się udać. Tylko skąd brać determinację, skoro nawet księża, biskupi mówią, że o nierozerwalności małżeństwa dyskutować można, bądź nawet należy... Dużo lepiej byłoby zapewnić w Kościele pomoc tym zdeterminowanym w obronie małżeństwa, a jest ich trochę (choćby w stowarzyszeniu Sychar). Ci którzy swoją determinacją dają świadectwo wiary, którzy jednak w codziennym życiu borykają się z ogromnymi problemami natury psychicznej, prawnej, finansowej, logistycznej i żyją w lęku o każdy kolejny dzień nie powinni być zostawieni sami sobie. Duszpasterstwa, poradnictwo, organizacja wsparcia przy opiece nad dziećmi, otoczenie opieka modlitewną takich osób i propagowanie "dobrych praktyk" powinny być troską Kościoła. To nie są teoretyczne dywagacje, ale doświadczenie człowieka wierzącego, porzuconego wraz z dziećmi, poszukującego pomocy, pozwanego przed sąd powszechny po to, by w odpowiedzi na publiczne "nie kocham" ponownie, jak w dniu ślubu, zadeklarować: "kocham", bo tak nakazuje Chrystus.
.
...
3 października 2014, 11:09
Coś pocieszającego z Kk w Polsce na tym deonowym łez padole Rada ds. Rodziny KEP: Konwencja ds. przemocy nie może być akceptowana [url]http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/216395-rada-ds-rodziny-kep-konwencja-ds-przemocy-nie-moze-byc-akceptowana[/url]
T
tomtom
3 października 2014, 11:48
KONKRET !!!
NL
na luzie pisane
3 października 2014, 10:50
Rozmawiając ze znajomymi, dochodzę do wniosku, że rozpadają się tylko te małżeństwa, w których nie ma osobowego odniesienia do Boga, a jest tylko "tradycyjne" zaliczanie niedzielnej mszy albo nawet brak tego. Małżeństwa, które się modlą razem już na pierwszy rzut oka różnią się od pozostałych. Mają ten błysk w oczach... Co do SJ i ich pismaków nie będę się wypowiadał, bo szkoda mi klawiatury. Z prawosławia to weźmy sztukę sakralną i piękno liturgii.
T
tomtom
3 października 2014, 11:16
Bez tej lekko wyczuwalnej pogardy wobec Tradycji odbiór byłby znacznie lepszy... ;-) Obawiam się jednak że wspomnianym jezuickim "pismakom" niestety takie "kierunki" same do głowy nie przyszły... "(...)W obszernej konferencji prasowej Papież odniósł się również do poważniejszych kwestii, jak na przykład do sytuacji osób rozwiedzionych, które żyją w drugim związku. Franciszek przyznał, że na przykład tradycja prawosławna rozumie to inaczej. Daje drugą szansę. Zdaniem Ojca Świętego, żyjemy w epoce, która potrzebuje miłosierdzia. I tak też będzie trzeba podejść do tej kwestii. Papież będzie o tym rozmawiać z grupą ośmiu kardynałów, których uczynił swymi doradcami.(...)" Pozdrawiam serdecznie
B
Beta
3 października 2014, 10:49
"Nie wolno ci mieć żony twego brata."- To znaczy, że nawet odejście nie powoduje przerwania małżeństwa.  (Filip jest nadal mężem Herodiady) Czyli małżeństwo nie umiera. "Jednakże ta śmierć małżeństwa jest postrzegana jako zło, dlatego powtórny ożenek ma charakter pokutny. Chodzi o zadośćuczynienie za zabicie poprzedniego małżeństwa " To już jest kpina. O cudzołóstwie w nowym związku mówi sam Chrystus.  Tymczasem tu cudzołóstwo ma być pokutą,  zadośćuczynieniem? Koszmar
H
Hastatus
3 października 2014, 09:13
"Skoro przyjmujemy, że małżonkowie są jednym ciałem aż do śmierci, to można chyba też stwierdzić śmierć, rozkład tego ciała." Powtórne cywilne małżeństwo, kiedy żyje współmałżonek, nie jest uznawane przez Kościół. Mówienie więc o jego "pokutnym charakterze" jest też nadużyciem, bo nikt nie wstępuje w cywilny związek dla pokuty. A jeśli chodzi o heroizm, to też się Ojciec myli. Chrystus wezwał nas do bycia jego światkami, choć by nas to kosztowało prześladowania i śmierć: To jest albo niezrozumienie, albo iście diabelska kazuistyka. Tak, małżonkowie stają się jednym ciałem poprzez akt seksualny. Ale śmierć tego "ciała" następuje poprzez śmierć jednego z małżonków. Jednak tę śmierć orzeka nie ksiądz czy delegat biskupa, ale lekarz, który ma po temu kompetencje. Czy chciałby Ojciec, żeby jakiś ksiądz zajął się Ojca leczeniem lub orzekaniem o śmierci? "Powtórne małżeństwo choć nie jest doskonałe (i ma charakter pokutny), to jednak zapobiega większemu zgorszeniu (lepiej niż mieliby płonąć, jak mówi Pismo). Jest to liczenie się z ludzką słabością i nie wymaganie heroizmu, który, jak wiemy, nie jest dla wszystkich." Cywilne małżeństwo, kiedy żyje współmałżonek, nie jest uznawane przez Kościół. Mówienie więc o jego "pokutnym charakterze" jest też nadużyciem, bo nikt nie wstępuje w cywilny związek dla pokuty. A jeśli chodzi o heroizm, to też się Ojciec myli. Chrystus wezwał nas do bycia jego światkami, choć by nas to kosztowalo prześladowania i śmierć: "Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was" "... błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je."
H
Hastatus
3 października 2014, 09:16
I jeszcze takie pytanie: Quo vadis SJ? Czy nie ma tam przełożonych? Czy może zajmują się własnymi karierami, zamiast powierzonymi im braćmi?
S
strada
3 października 2014, 12:09
No to wstąp do jezuitów. Albo ich zreofrmujesz, albo oni zreformują Ciebie. 
T
tak
3 października 2014, 18:22
Bzdury jakie wypisuje ten jeziuita są porażające. Przecież on nie zna nauki Jezusa. Jak może być członkiem Towarzystwa Jezusowego?
B
Beta
3 października 2014, 08:43
Głowa Jana Chrzciciela była ceną prawdy o nierozerwalności małżeństwa. Ten, który przygotowywał drogę Panu, wypominał Herodowi: «Nie wolno ci mieć żony twego brata» (Mk 6,18) I nic nie mówił o tolerancji, o kompromisie, wyjątkach,zrozumieniu dla cudzołożników.  (A swoich słów nie kierował wyłącznie do ludzi ochrzczonych.) Dziś także cudzołożna Herodiada- świat, chce zniszczyć lub uciszyć każdego, kto głosi naukę o nierozerwalności małżeństwa, kto ośmieli się powtórzyć słowa Jana. Ciekawe, że próbuje tego dokonać rękami tych, którzy zostali powołani, by prostować ścieżki i przygotować drogę. Tylko... drogę dla kogo przygotowują? Kto jest ich panem?                
3 października 2014, 08:56
Umierać jak Jan Chrzciciel? Jak tyle dobrego mozna zrobić w duszpasterstach tzw. "małżeństw" niesakramentalnych.
H
H
3 października 2014, 11:37
Bardzo trafne odnieśienie do bardzo pięknej postaci Jana Chrzciciela. Przypomnijmy też Thomasa Morusa, który zostal skazany na ścięcie przez Henryka VIIIgo z podobnych pwodów.
H
H
3 października 2014, 11:41
Papież Franciszek wzywa Polaków do modlitwy w intencji synodu nt. rodziny. I tak sobie teraz myślę, że do tych świętych powinnismy się szczególnie modlić.
B
Beta
3 października 2014, 13:11
Ma Pan/Pani rację. Potrzeba ich wstawiennictwa .
3 października 2014, 08:07
Artykuł generalnie poniżej poziomu krytyki, w sumie nie wart głębszego komentowania. Ale chciałbym Autorowi zwrocic uwagę na dwie istotne sprawy: „Dlatego warto chyba, przyglądając się im, próbować szukać najlepszych rozwiązań ważnego problemu duszpasterskiego.” Rozwody, jakieś kolejne małżeństwa to nie jest problem duszpasterski, ale to jest problem życia wiecznego osób uwikłanych tragiczne sytuacje. Kościół musi sobie jasno odpowiedzieć na pytanie, jak to jest z tym zbawieniem i cudzołóstwem, a nie zajmować się jakimiś pierdołami nazwanymi problemami duszpasterskimi. „Wspomniałem już o takiej możliwości, by (na wzór procedur prawosławnych) nie przeprowadzać procesów sądowych o uznanie niezaistnienia małżeństwa, ale poprzestać na osądzie kapłana, delegata biskupa po ocenieniu stanu sumienia zainteresowanych. Skoro przyjmujemy, że małżonkowie są jednym ciałem aż do śmierci, to można chyba też stwierdzić śmierć, rozkład tego ciała.” Na początku rodzi się pytanie, czym dla katolika jest śmierć? Końcem, czy tylko zmianą formy? I dwa przypadki: Pierwszy – typowy kryzys małżeński, życiowy standard, Czy jest to już śmierć małżeństwa, czy tylko śmierć kliniczna i skuteczna resuscytacja uratuje to małżeństwo. Kto ma decydować o bolesnych czasami zabiegach reanimacyjnych?. Biskup, jego delegat? Na jakiej podstawie, skoro oboje małżonkowie twierdza (w emocjach, gniewie etc) iż małżeństwo nie żyje? I przypadek drugi, jutro poznaję piękną młodą, atrakcyjną kobietę. Pod wpływem „zakochania” ( a tak naprawdę atrakcyjności młodego ciała kobiety) jednostronnie uznaję iż moje małżeństwo umarło i bez żadnych skrupułów porzucam żonę, dzieci, zobowiązania i idą za porywem nowej, świeżej „miłości”. Co by mi ksiądz doradził w takiej sytuacji, skoro proponuje ksiądz wprowadzenie instytucji „śmierci małżeństwa”?
Jadwiga Krywult
3 października 2014, 08:17
Ciekawe, że ewentualnego delegata biskupa ludzie z góry uznają za głupka, a sędziów sądów biskupich uznają za nieomylnych i nieskazitelnych. 
3 października 2014, 08:49
Hmmmm - więc astronomiczne powiększenie ilości okazji do niepożądanych nadużyć, które już w dotychczasowym, jednak ograniczonym procedurami, zakresie są rzekomo na porządku dziennym to coś dobrego i pożądanego? Bardzo logiczne i spójne, bardzo.
3 października 2014, 08:55
Już wielokrotnie to tu pisałem - inna sytuacja jest kiedy ktoś po kilku latach małżeństwa, widząc że cos nie gra dochodzi do przekonania, iz maleństwo nie zostało zawarte i idzie do Sadu o stwierdzenie nieważności zawarcia małżeństwa. A inna jest sytuacja, kiedy po cudzołożnym związaniu się z inna osobą ktoś poszukuje prawnej furtki aby „uregulować” swą zła sytuacje i czepia się każdego sposobu, w tym wyszukując tzw. powodów nieważności małżeństwa. W mojej prywatnej ocenie Sądy Biskupie powinny z automatu oddalać każdy wniosek od osób, które są już w kolejnym cudzołożnym związku zwartym formalnie, czyli w „małżeństwie” cywilnym.
Jadwiga Krywult
3 października 2014, 08:57
W mojej prywatnej ocenie Sądy Biskupie powinny z automatu oddalać każdy wniosek od osób, które są już w kolejnym cudzołożnym związku zwartym formalnie, czyli w „małżeństwie” cywilnym. Z tym akurat zgadzam się w 100%, zwłaszcza, że dzisiaj bardzo częstym powodem stwierdzania nieważności jest niedojrzałość. Jeżeli jest niedojrzały, to po jakiego grzyba wlazł w następny związek. Albo-albo.
A
anonim
3 października 2014, 09:07
Nie wiem skad masz takie dane. Robiłaś jakieś badania? Czy to tylko Twoje standardowe widzi-mi-się? Ale jeżeli już, to z propozycji delegata biskupiego zamiast sędziów sądów biskupich można domniemać wręcz przeciwne wnioski: dlaczego to sędziów sądów biskupich z góry uznawać za głupków, a delegat biskupi miałby być z góry uznany za nieomylnego i nieskazitelnego.
3 października 2014, 09:09
Wysyła Pani sprzeczne sygnały. Czy KO jest otwarty na dialogowanie z rozwodnikami pozostającymi w nowych związkach, czy też to jakaś gorsza kategoria ludzi którym dialogowanie się nie należy?
A
anonim
3 października 2014, 09:12
W mojej prywatnej ocenie Sądy Biskupie powinny z automatu oddalać każdy wniosek od osób, które są już w kolejnym cudzołożnym związku zwartym formalnie, czyli w „małżeństwie” cywilnym. --- Wg Twojej propozycji, jeżeli ktoś jest już w niesakramentalnym związku to nie może wnioskować o orzeczenie nieważności nawet gdy jego "małżonek" był wielokrotnym bigamistą? Mam nadzieję, że jednak zauważysz iż Twoja propozycja nie ma sensu. Na pocieszenie dodam Ci że jeśli ktoś już jest w kolejnym związku, to wnioskowanie o orzeczenie nieważności jest traktowane bardziej nieufnie.
P
Patria
3 października 2014, 07:40
Czy rodzice wiedzą co wypisuje kapelan ZHR na deonie? Czy taki przykład i postawę maja naśladować harcerze? Czy szefowie ZHR to akceptują? 
O
ojciec
3 października 2014, 07:32
~eva 17:12:43 | 2014-10-02 Deonowcy zawsze znajdą jakiegoś księdza dysydenta typu Lemański, Boniecki czy Mądel co to ma inne spojrzenie na KK i wie lepiej od biskupów. Nie chce pesymizmu w sprawie Synodu a szczególnie rozwodów? To ks. Siepsiak wie lepiej w sprawie rodziny i małżeństwa niż Święty Jan Paweł II czy teolog na trzecie tysiąclecie - jak nazywa się Benedykta XVI - i u którego radzi się papież Franciszek? Eva ma rację.  Ale ważna sprawa jak taki jezuita może może byc kapelanem dla naszych dzieci i młodzieży w harcerstwie. Co sieje, jakie to wyda owoce? Powinien być odsnunięty od naszych dzieci
WD
Wujek Dobra Rada
3 października 2014, 06:04
W prawosławiu post eucharystyczny trwa min. 8 godzin. itp. czy ewentualne zmiany pójdą w pakiecie czy tylko weźmiemy ułatwienia? :-) Poważniej... stawiam taką tezę: są takie parafie, diecezje, w niektórych krajach, gdzie Komunia św. traktowana jest bardziej jak opłatek, którym Polacy dzielą się podczas Wigilii. W takich społecznościach często jedynymi osobami, które nie przyjmują Komunii św. są takie, które swojej sytuacji (grzesznej) nie są w stanie ukryć przed innymi. I w takiej, a nie innej atmosferze, osoby te mogą nie rozumieć dlaczego od innych się coraz mniej wymaga natomiast w ich sytuacji nic się nie zmienia i... stąd właśnie wziął się "najpoważniejszy problem duszpasterski trapiący obecnie Kościół".
NW
New World Order
3 października 2014, 00:17
Autor tekstu ma stuprocentową rację i jest to kolejny dowód na wyższość religii islamskiej zezwalającej na wielożeństwo, choć poligamia jest w islamie jedynie dozwolona i nie stanowi obowiązku religijnego. Także w tym względzie jest religią o wile bardziej tolerancyjną od wszystkich odmian chrześcijaństwa razem wziętych. Drodzy dyskutanci, za radą ks. Jaceka Siepsiaka zróbcie w tym zamieszaniu krok nastepny, porzućcie czcze gadanie upadającego Kk i stańcie się wyznawcami silnego koranu, a wtedy Novus Ordo Mundi zajaśnieje pełnią blasku niosącego światło (lucyfera).
3 października 2014, 00:41
Eee tam - KK za czasów świetności mógł się pochwalić nie gorszą demografią od poligamicznego Islamu.
K
kik
3 października 2014, 01:36
Marna to teraz pociecha
3 października 2014, 08:18
Teraz owszem, ale takie fakty przypominają, że to tylko obecny stan jest patologią, która nie miała miejsca zawsze.
J
jack
3 października 2014, 09:15
Ameryka Południowa. Afryka. Europa to nie pępek KK.
3 października 2014, 10:53
Siły życiowe wyciekły z Europy ...
H
H
2 października 2014, 22:08
"Pojawiają się głosy, że synod o rodzinie będzie musiał rozczarować tych, którzy spodziewają się zmian jeśli chodzi o postępowanie z rozwodnikami. Że tak naprawdę Kościół nie ma nic nowego do powiedzenia, że ten problem jest nie do rozwiązania." Nie ma jak rozpocząć artykuł od przeinaczenia. Wtedy łatwiej jest przyłożyć. Sprostujmy jednak. Te głosy nie dotyczą zmian w podejściu w ogóle, chociaż przepisy wprowadzone przez JPII są naprawdę bardzo mądre i życiowe. Te głosy krytykują przede wszystkim sam pomysł udzielania komunii cudzołożnikom, bo jest niezgodny z nauczaniem Kk i w sposób oczywisty przeczy słowom samego Chrystusa.
2 października 2014, 20:14
W bardzo trudnym temacie poruszonym w artykule stają mi przed oczyma 2 obrazy. Pierwszy. On – żona zostawiła go dla innego mężczyzny. Nie chciała w nowym związku dziecka z pierwszego małżeństwa, a więc on sam je potem wychowywał. Ona – zostawił ją mąż, do samotnego wychowywania tu dwójki dzieci. Niezależnie próbowali sobie jakoś potem poukładać życie. Zbliżali się w swej udręce do Boga. Zapragnęli mocniej rozwijać swoje życie duchowe. Przy tym rosnącym zaangażowaniu w życiu religijnym, poznali się. Dużo ich łączyło. Mogliby wziąć ślub kościelny, każde już teraz z trójki dzieci miałoby w końcu pełną rodzinę. Chodziłem z tym w sercu, szukając w myślach jakiejś furtki miłosierdzia dla nich. Ale tu nie dane im... Drugi. Potem poznałem inną historię. Pewien dobrze sytuowany pan rozwiódł się ze swoją żoną. Postanowił związać się z inną kobietą i wziął ślub. Ku zdziwieniu ludzisków – piękny, kościelny, a jakże! Jak to określono: stać go było przecież na „rozwód kościelny”, nie? Ten „rozwód kościelny”, czyli tak naprawdę stwierdzenie nieważności małżeństwa, jest czymś, co mi właśnie nie gra w zestawieniu z pierwszą historią. Bowiem albo co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela, albo co? Nie rozumiem tego. Lecz jeśli mądre głowy Kościoła uznały, zbiorowo i to od wielu lat, że to nie tak, że co Bóg złączył... to dlaczego więc nie można podobnie zadziałać przy tych z pierwszej historii, których nie stać na szukanie dziury w całym, żeby znaleźć haka na to, że tak naprawdę to pierwsze małżeństwo nie było sakramentalne, bo...? Nie rozumiem tego. A też szukanie wzorów poradzenia sobie z tym w prawosławiu. Podobno jest najbliższe nam katolikom. Nie słyszałem, żeby ktoś mówił: ci heretycy prawosławni, bo dopuszczają możliwość drugiego ślubu kościelnego... O coś innego chyba chodzi w rozdziale? Tak więc odcinanie się na amen od wypracowanych przez nich rozwiązań w sprawie małżeństw - nie rozumiem tego. Cenię spójność i konsekwencję, a doznaję jakiejś schizofrenii...
T
tnbm
2 października 2014, 20:21
Cała ta historyjka jest w mojej ocenie tylko argumentem za zniesieniem instytucji "unieważniania" (stwierdzania nieważności) małżeństwa, bo prowadzi do nadużyć. Głos wołającego na pustyni: co Bóg złączył...
A
anonim
2 października 2014, 21:00
Możliwe że doznajesz tej schizofrenii dlatego, że swoje subiektywne i tendencyjne interpretacje bierzesz za fakty i rzeczywistość... Chodziłem z tym w sercu, szukając w myślach jakiejś furtki miłosierdzia dla nich. Ale tu nie dane im... --- Nie szukaj furtki od Bożych przykazań, a skup się na tym aby tych przykazań przestrzegać to już będzie Ci lżej. Potem poznałem inną historię. Pewien dobrze sytuowany pan rozwiódł się ze swoją żoną. Postanowił związać się z inną kobietą i wziął ślub. Ku zdziwieniu ludzisków – piękny, kościelny, a jakże! Jak to określono: stać go było przecież na „rozwód kościelny”, nie? --- Co prawda asekurujesz się że to "ku zdumieniu ludzisków" a nie Twoim i że "jak to określono" a nie jak Ty to określiłeś, ale jednak Ty to robisz. A jakie masz podstawy do tego aby rzucać takie podłe insynuacje? To że facet był bogaty? cdn
A
anonim
2 października 2014, 21:02
cd Ten „rozwód kościelny”, czyli tak naprawdę stwierdzenie nieważności małżeństwa, jest czymś, co mi właśnie nie gra w zestawieniu z pierwszą historią. Bowiem albo co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela, albo co? Nie rozumiem tego. --- Kompletnie nie ruzumiem CO Ci tu nie gra? Nie rozumiem też co tu chcesz zestwiać i porównywać? Wygląda na to że rzeczywiście nie rozumiesz... Bo właśnie o to chodzi, że co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela - patrz Twój pierwszy przykład. Ale skoro stwierdzono że Bóg nic nie połączył - patrz drugi przykład - to wydano orzeczenie informujące że małżeństwo zaistniało tylko pozornie, ale tak naprawdę to nie zaistniało bo Bóg właśnie nie połączył... Lecz jeśli mądre głowy Kościoła uznały, zbiorowo i to od wielu lat, że to nie tak, że co Bóg złączył... to dlaczego więc nie można podobnie zadziałać przy tych z pierwszej historii, których nie stać na szukanie dziury w całym, żeby znaleźć haka na to, że tak naprawdę to pierwsze małżeństwo nie było sakramentalne, bo...? Nie rozumiem tego. --- Kompletnie NIC nie rozumiesz... Mądre głowy nie uznały, że to nie tak, że co Bóg złączył! Skoro wydano orzeczenie nieważności to znaczy, że mądre głowy uznały że Bóg NIE złączył! Nie, że małżeństwo nie było sakramentalne, ale że było zawierane nieważnie i w związku z tym nieskutecznie, więc NIGDY nie zaistniało! Nigdy go nie było! Co rozumiesz przez podobne zadziałanie w pierwszym przykładzie? Jeżeli są podstawy sądzić że małżeństwa z pierwszego przykładu nigdy nie zaistniały gdyż były zawierane nieważnie, to nic nie stoi na przeszkodzie aby podobnie zadziałać. Wbrew Twoim kolejnym niegodziwym insynuacjom, kwestie finansowe nie stanowią tu bynajmniej problemu.
A
anonim
2 października 2014, 21:06
A nie przyszło Ci do głowy aby przy okazji znieść sakrament spowiedzi? Przecież spowiedź też prowadzi do nadużyć. Ktoś sobie bez skrupułów grzeszy, a potem idzie do spowiedzi i dostaje rozgrzeszenie. W dodatku, czasem nawet pozwala sobie oszukiwać księdza i zatajać niektóre grzechy i w ten sposób wyłudzać rozgrzeszenie!
T
tnbm
2 października 2014, 21:45
Chyba nie skumałeś mojej wypowiedzi, przeczytaj jeszcze raz. Zasadniczo się zgadzamy :)
A
anonim
2 października 2014, 22:22
Przeczytałem kilka razy. Ale postaram się jeszcze jutro bo jakoś nie bardzo widzę to iż mielibyśmy się zasadniczo zgadzać. Nie zgadzam się bowiem z tym, że tamta historyjka jest tylko argumentem za zniesieniem stwierdzania nieważności bo prowadzi do nadużyć. I nie uważam również za zasadne stwierdzanie w tym konktekście,  że "co Bóg złączył..." to jest głos wołającego na pustyni.
T
tnbm
2 października 2014, 22:36
Ok, to wyjaśnię: dla mnie taką historyjką można by uzasadnić wyłącznie całkowite zniesienie stwierdzania nieważności małżeństwa. Skoro pojawiają się nadużycia, skoro ludzie postrzegają to jako "rozwód kościelny", to w moim odczuciu należy tego zakazać. Co Bóg złączył człowiek teraz próbuje rozdzielać, opowiadając niestworzone historie o tym, że małżeństwa "w ogóle nie było". Nazwij mnie heretykiem, ale ja po prostu tego nie kupuję. Wiem, że to nie rozwód, wiem także, że zgodnie z literą prawa kanonicznego można taką nieważność stwierdzić, tylko co z tego, skoro w przykładzie p. Rafała można tę furtkę wykorzystać do zorganizowania dwóch "pięknych" ślubnych uroczystości kościelnych. Dlatego jestem przeciwny jakiejkolwiek formie rozdzielania, także tej obowiązującej obecnie. I taką myśl próbowałem przemycić. Teraz jak już znasz mój pogląd możesz się z nim oficjalnie nie zgodzić ;)
3 października 2014, 00:39
Retoryka oparta na błędzie o analogicznym charakterze, jak retoryka pro-homo-adopcyjna: 'czy lepiej, żeby dzieci wychowywały się w rodzinie hetero, w której mąż pije i bije żonę i dzieci, czy w kochającej się rodzinie homo?' Z faktu, że procedura stwierdzania nieważności małżeństwa umożliwia nadużycia nie wynika, że należy na mocy karykaturalnie rozumianej 'sprawiedliwości' innego rodzaju nadużycia z tego obszaru zalegalizować jako normę. De facto gdyby konsekwentnie stosować takie łechtające serduszka psudorozumowania, to należałoby zaprowadzić całkowity brak unormowania czegokolwiek, ponieważ nie istnieją reguły, których nie można obejść.
K
kik
3 października 2014, 01:40
Boże prowadź !
A
anonim
3 października 2014, 03:04
"Z faktu, że procedura unieważnienia małżeństwa umożliwia nadużycia [...]" --- Bzdura!. Nie ma w KK czegoś takiego jak procedura unieważnienia małżeństwa! Unieważnić, czyli uczynić nieważnym to można jedynie to co jest ważne. I na tym w sumie polega rozwód - było małżeństwo i nie ma małżeństwa. W KK jest natomiast stwierdzenie nieważności małżeństwa. Stwierdzenie nieważności polega na wykazaniu, że małżeństwo usiłowano zawrzeć niezgodnie z istotnymi dla jego zawarcia wymogami, i w związku z tym, to zawieranie małżeństwa było nieważne/nieskuteczne, do zawarcia małżeństwa nigdy nie doszło, małżeństwa nigdy nie było.
A
anonim
3 października 2014, 03:26
Mówiłeś że nie zrozumiałem Cię gdyż zasadniczo się zgadzamy. Ale z tego co teraz napisałeś wynika jednoznacznie, że absolutnie się nie zgadzamy, a więc to raczej Ty mnie nie zrozumiałeś skoro twierdziłeś że się zgadzamy. Skoro pojawiają się nadużycia, skoro ludzie postrzegają to jako "rozwód kościelny", to w moim odczuciu należy tego zakazać. --- I tak od początku rozumiałem Twoją wypowiedź. Dlatego odpisałem Ci pytając czy nie przyszło Ci do głowy aby przy okazji znieść sakrament spowiedzi? Bo skoro można przyjść do spowiedzi i zataić grzechy wyłudzając rozgrzeszenie to przecież spowiedź też prowadzi do nadużyć. Czyżbyś nie zrozumiał ironii? cdn
A
anonim
3 października 2014, 03:28
cd Co Bóg złączył człowiek teraz próbuje rozdzielać, opowiadając niestworzone historie o tym, że małżeństwa "w ogóle nie było". Nazwij mnie heretykiem, ale ja po prostu tego nie kupuję. --- A więc jednak nie rozumiesz również o czym mówisz... Bo chodzi właśnie o to, że nie ma żadnego rozdzielania tego co Bóg złączył! Jest natomiast badanie czy rzeczywiście Bóg złączył i ewentualne stwierdzanie faktu, że Bóg jednak nie złączył! Nie, heretykiem Ciebie nie nazwę, nazywam Cię jedynie ignorantem w tej dziedzinie. Zgodnie z Twoim "rozumowaniem", nawet jeśli ktoś został sterroryzowany i przymuszony do zawarcia małżeństwa to zostało ono skutecznie zawarte, i nawet jeśli już miał ważnie zawarte małżeństwo to kolejne małżeństwo jest znowóż ważnie zawarte. A stwierdzenie nieważności zawarcia takich małżeństw to jest wg Ciebie próba opowiadania niestworzonych historii mających na celu rozdzielenie tego co Bóg złączył. I wobec możliwości oszustw powinno być wg Ciebie niemożliwe. Wiem, że to nie rozwód, wiem także, że zgodnie z literą prawa kanonicznego można taką nieważność stwierdzić, tylko co z tego, skoro w przykładzie p. Rafała można tę furtkę wykorzystać do zorganizowania dwóch "pięknych" ślubnych uroczystości kościelnych. --- Gdybyś rzeczywiście wiedział, że to nie rozwód to nie twierdziłbyś, że to próby rozdzielania tego co Bóg złączył.
T
tnbm
3 października 2014, 08:11
Ok, faktycznie trochę Cię nie zrozumiałem i faktycznie widzę, że nie możemy się zgodzić, bo widzisz tylko jedną stronę tego medalu. Analogia ze spowiedzią (nawet ironiczna) jest o tyle chybiona, że zatajenie przez kogoś grzechów nikogo zasadniczo nie gorszy. A sprawa uznania za nieważne małżeństwa które zostało zawarte ważnie już jest gorszącą (chyba że sądy biskupie nagle stały się nieomylne). I pytanie, jaki jest odsetek przypadków, gdy nie o omylność idzie, a o jakieś naciski... Muszę Ci jednak, trochę niechętnie, przyznać sporo racji. Istotnie w znacznej większości spraw taki proces jest potrzebny. Zgodzimy się natomiast zapewne co do tego, że nie można go upraszczać, bo to by tylko powiększyło pole do ew. nadużyć. I jeszcze jedno: ja WIEM, że to NIE JEST rozwód.
3 października 2014, 08:12
Tak, oczywiście - w ferworze skróciło mi się 'procedura stwierdzania nieważności' do 'procedura unieważnienia'. Dziękuję za wyłapanie, juz poprawiam.
A
anonim
3 października 2014, 09:22
Ok, faktycznie trochę Cię nie zrozumiałem i faktycznie widzę, że nie możemy się zgodzić, bo widzisz tylko jedną stronę tego medalu. --- A niby na czym miałoby polegać to moje widzenie tylko jednej strony medalu? Jednej to znaczy jakiej? I co jest tą drugą stroną? Nie możemy się porozumieć z zupełnie innego powodu. Nie możemy się porozumieć bo nie dociera do Ciebie, że możliwe są takie sytuacje iż zawieranie małżeństwa będzie nieskuteczne i tak naprawdę to dane małżeństwo nigdy nie zaistnieje - i przy stwierdzeniu czegoś takiego wydaje się tzw. orzeczenie nieważności, czyli stwierdzenie że małżeństwo nigdy tak naprawdę nie zaistniało. Nie możemy się porozumieć i zgodzić bo z uporem mówisz o rozłączaniu tego co nigdy nie zostało połączone.
T
tnbm
3 października 2014, 10:02
Przeczytałeś 1/3 mojej wypowiedzi i na jej podstawie domniemywasz o mojej niewiedzy, to krzywdzące. I w ogóle nie chcesz przyjąć do wiadomości, że ja rozumiem jak ten proces (stwierdzania nieważności) funkcjonuje. Rozumiem jak funkcjonuje i widzę w nim miejsce do nadużyć. To jest właśnie ta druga strona medalu. Pierwsza jest taka, że jest to mechanizm potrzebny. Zdajesz się nie dopuszczać takiej ewentualności, że sąd biskupi może się pomylić. Niezależnie od skomplikowania całego procesu może uznać za nieważne małżeństwo, które w oczach Boga jest ważne. I jeśli nie zauważyłeś, to w międzyczasie wycofałem się z postulatu usunięcia tego mechanizmu, bo dostrzegłem, jak bardzo jest potrzebny.
A
anonim
3 października 2014, 10:11
Analogia ze spowiedzią (nawet ironiczna) jest o tyle chybiona, że zatajenie przez kogoś grzechów nikogo zasadniczo nie gorszy. --- Zatajanie grzechów oczywiście nie gorszy. Ale gorszy to, że jakiś amoralny delikwent, np. żyjący w jawnym konkubinacie, otrzymuje bezproblemowo rozgrzeszenie i przystępuje do Komunii św. A sprawa uznania za nieważne małżeństwa które zostało zawarte ważnie już jest gorszącą (chyba że sądy biskupie nagle stały się nieomylne). I pytanie, jaki jest odsetek przypadków, gdy nie o omylność idzie, a o jakieś naciski... --- Wybacz ale bzdury wypisujesz. Aby ktoś mógł zostać zgorszony tym, że ważnie zawarte małżeństwo uznano za nieważne, to wpierw musiałby stwierdzić, że wbrew wszelkim faktom i dowodom jakieś ważnie zawarte małżeństwo zostało uznane za nieważnie. A niby skąd miałby to wiedzieć? Bo tak mu mówi jego widzi-mi-się? Czy może przeprowadził swoje własne, niezależne dochodzenie, łącznie z analizą dokumentacji zgromadzonej przez sąd biskupi, i stąd wie że wydane orzeczenie nieważności nie ma pokrycia w dowodach? Kwestionujesz nieomylność sądów biskupich orzekających na podstawie wnikliwego postępowania, ale ludzkie widzi-mi-się jest dla Ciebie nie budzącym wątpliwości wiarygodnym autorytetem? I jeszcze posuwasz się do zwyczajnie podłych insynuacji o wydawaniu orzeczeń pod naciskiem? cdn
A
anonim
3 października 2014, 10:12
cd Zgodzimy się natomiast zapewne co do tego, że nie można go upraszczać, bo to by tylko powiększyło pole do ew. nadużyć. --- Nadużycie może być tylko jedno: kłamstwo. Jak ktoś ma złą wolę to może zastraszyć czy przekupić świadków oraz ewentualnie podstawić fałszywych świadków. Może też przedstawić fałszywe dokumenty. Ale pytanie po co? Przecież robiąc coś takiego znajdowałby się w sytuacji gorszej niż bez tego! Bo nie dość że będzie nadal tkwił w cudzołożnym związku to jeszcze będzie miał obciążenie krzywoprzysięstwem itp, a każde przystąpienie do Komunii będzie świętokradztwem! To nie prościej byłoby świętokradczo przystępować do Komunii bez tego całego oszukańczego postępowania? I jeszcze jedno: ja WIEM, że to NIE JEST rozwód. --- Skoro rzekomo wiesz że to nie jest rozwód to dlaczego uparcie twierdzisz, że stwierdzenie iż małżeństwo nigdy nie zostało zawarte to próby rozdzielania tego co Bóg złączył?
T
tnbm
3 października 2014, 10:24
I Twoim zdaniem taka sytuacja nie jest gorsząca? Rozpowiadanie na prawo i lewo, jak to się wystrychnęło na dudka sąd kościelny? Ty zakładasz, że z tej opcji skorzystają tylko dobrzy i racjonalni wierni Kościoła Katolickiego, a ja widzę w tym możliwość wielokrotnego stawania przed ołtarzem "dla bajeru". Ale TAK, MASZ RACJĘ że nie jest to powód, aby znieść mechanizm orzekania o nieważności.
A
anonim
3 października 2014, 10:27
Nieprawda. Przeczytałem całość. Jedynie odniosłem się do części, bo odniesienie do całości na raz nie przeszłoby przez system. Domniemywam o Twojej niewiedzy i uznaję że po prostu nie rozumiesz na podstawie Twoich wypowiedzi... świadczących o tym, że nie rozumiesz... A jeżeli chodzi o możliwość pomyłki sądowej to jest ona oczywiście możliwa, ale nie tak jak sobie to wyobrażasz. Sąd może uznać ważne małżeństwo za nieważne jedynie wtedy gdy zostanie wprowadzony w błąd poprzez fałszywych świadków czy sfałszowane dokumenty. Ale przy uczciwych działaniach nie jest to realnie możliwe. Natomiast nie da się wykluczyć takiej sytuacji, że małżeństwo będzie nieważne ale nie da się tego odpowiednio udowodnić i sąd nie wyda orzeczenia o nieważności. Trudno jednak mówić w takim przypadku o pomyłce sądu, bo sąd orzeka na podstawie dokumentów.
T
tnbm
3 października 2014, 10:29
Jak go zwał, tak go zwał. Pomyłka sądowa, kłamstwo świadków, nieważne. Jest luka? Jest. Jest możliwość zorganizowania dwóch ślubnych Mszy Świętych przy blasku fleszy? Jest. I to w zgodzie z literą KPK. Powtarzam, uznałem już, że to nie jest wystarczający powód do zniesienia tej możliwości.
T
tnbm
3 października 2014, 10:32
dlaczego uparcie twierdzisz, że stwierdzenie iż małżeństwo nigdy nie zostało zawarte to próby rozdzielania tego co Bóg złączył? No właśnie ze względu na wałkowaną w pozostałych komentarzach możliwość oszukania sądu przez nupturientów. Wtedy rozłączamy (czy może nie rozłączamy? ;) coś, co Bóg faktycznie złączył.
A
anonim
3 października 2014, 10:34
Nie wydaje mi się abyktokolwiek dokonujący sądowych oszustw był skłonny na prawo i lewo o tym rozpowiadać. A to co plotą różni "dobrze poinformowani" nie jest dla mnie wiarygodne więc nie jest też i gorszące. Ja nic nie zakładam. Uznaję jedynie, że ubieganie się o orzeczenie nieważności ma sens jedynie przy uczciwym postępowaniu. Natomiast przy oszukańczych działaniach nie ma to sensu. Nie sądzę też aby ktokolwiek z orzeczenia nieważności korzystał jako z wielokrotnej możliwości stawania przed ołtarzem. I to jeszcze "dla bajeru".
A
anonim
3 października 2014, 10:47
Jak go zwał, tak go zwał. Pomyłka sądowa, kłamstwo świadków, nieważne. --- Nieprawda. Ważne! Wg Ciebie, jak go zwał, tak go zwał, ale nie ma różnicy pomiędzy piciem w Szczawnicy a szczaniem w piwnicy...? Jest luka? Jest. Jest możliwość zorganizowania dwóch ślubnych Mszy Świętych przy blasku fleszy? Jest. I to w zgodzie z literą KPK. --- Kolejna nieprawda. Nie ma żadnej luki. Luka byłaby gdyby można było to zrobić bez kłamstw i oszustw. Natomiast kłamstwa i oszustwa są w niezgodzie z KPK.
A
anonim
3 października 2014, 10:52
Ze względu na potencjalną możliwość oszukania sądu upierasz się przy twierdzeniu przy KAŻDYM orzeczeniu nieważności, że to próby rozdzielenia tego co Bóg złączył? Zabrnąłeś w ślepą uliczkę...
T
tnbm
3 października 2014, 10:55
Czyli nie pozostało nam już nic poza czepianiem się słówek? Nie chcesz odnieść się do całokształtu/ducha wypowiedzi, tylko będziesz się pastwił nad poszczególnymi sformułowaniami? W takim razie wracam do ważniejszych zajęć. I tak pozdrawiam :)
T
tnbm
3 października 2014, 11:00
Nie napisałem, że przy KAŻDYM, tylko że przy oszukańczym. Zrozum, przyjacielu serdeczny, że w trakcie naszej dyskusji WYCOFAŁEM SIĘ z wcześniejszych kategorycznych poglądów. Uważam, że to dobrze, że można orzec nieważność małżeństwa, O ILE ono jest rzeczywiście nieważne. Jeśli o małżeństwie ważnym mówimy, że jest nieważne, to nie jest to prawda --  niezależnie od przyczyn (pomyłka sądowa, kłamstwo świadków, fałszywe papiery). Jeśli zaś mówimy o małżeństwie nieważnym, że jest nieważne, to uważam to za bardzo dobrą rzecz.
Jadwiga Krywult
3 października 2014, 11:05
Jeżeli małżeństwo się rozpadło, to znaczy, że małżonkowie byli niedojrzali. Jeżeli byli niedojrzali, to małżeństwo jest nieważne. Prawda czy nieorawda ?
A
anonim
3 października 2014, 12:42
Całokształ/duch wypowiedzi jest wyrażany za pomocą słów, wypowiadanych lub pisanych. Więc chcąc odnieść się do tego całokształtu/ducha muszę odnosić się do używanych przez Ciebie słów... również pozdrawiam
A
anonim
3 października 2014, 12:51
OK Ale tak gwoli ścisłości, to nie pisałeś również, że przy oszukańczym... Przyjmuję jednak Twoje deklarcje, że o to Ci chodziło i że z wcześniejszych kategorycznych wypowiedzi wycofałeś się. Reszta możebyć kwestią wzajemnych, obustronnych nieporozumień.
A
anonim
3 października 2014, 13:00
Jeżeli małżeństwo się rozpadło, to znaczy, że małżonkowie byli niedojrzali. --- Nieprawda. Mogą być bardzo różne przyczyny rozpadu. Jeżeli byli niedojrzali, to małżeństwo jest nieważne. Prawda czy nieorawda ? --- I kolejna nieprawda.
Jadwiga Krywult
3 października 2014, 13:16
Jakie są przyczyny rozpadu, a mimo to małżonkowie są w pełni dojrzali ? Jeżeli byli niedojrzali do małżeństwa, to małżeństwo jest ważne ? Co to za nowa nauka ?
J
Joanna
2 października 2014, 18:58
Kochani, może naprawdę porozmawiajmy o tym trudnym temacie. Jestem z moim mężem starym, nie zawsze dobrym, małżeństwem. I myślę, że łatwiej mi z ludźmi, i w świecie, i przed Panem Bogiem. Łatwiej, bo obok mnie jest człowiek, któremu ufam i którego kocham. Łatwiej naszym dzieciom, naszym przyjaciołom. Niie wiem, ile  w tym jest naszego starania, ile łaski, ile...? Ale jestem bardzo wdzięczna za lata, gdy razem pijemy poranną kawę, czytamy pod jedną lampką, kłócimy się o film, martwimy o dzieciaki, czasami mamy dość - także siebie. A obok spotykam ludzi (dużo w mojej pracy), którzy bardzo cierpią, bo się rozstali, bo ich rodzice obarczyli ich swoim nie-rozstaniem (robiąc im piekło z życia z informacją, że to dla ich dobra), ludzi, którzy heroicznie walczą o poprawę w związku i gorzknieją, którzy cierpliwie albo burzliwie przechodzą przez kryzys i cieszą się albo rozczarowują. Sakramentalność związku czasami jest ogromną pomocą, czasami wielkim ciężarem (a raczej idąca za nią nierozerwalność). Mnóstwo dobrej woli i starania niekiedy na niewiele się zdaje. Cieszę się tym artykułem - głosem spokojnym o rzeczywistym ludzkim cierpieniu i tęsknocie, i potrzebie kochania - ludzi i Boga, z wzajemnością. I chyba właśnie o to chodzi w jakże potrzbnych rozmowach na taki temat: że życie nie jest zero-jedynkowe, że człowiek nie jest zero-jedynkowy... Mam też głęboką nadzieję, że Pan Bóg też nie jest zero-jedynkowy, co jest wysoce możliwe, gdyż zna takie zakamarki ludzkiego serca, o których sami czasem nie mamy pojęcia.  Tymczasem najwięksi krzykacze potraktowali tekst jako totalne przyzwolenie już, teraz na rozwody z założenia z byle powodu. Spokojnie....
2 października 2014, 19:17
Równia pochyła i nie jest i jest zero-jedynkowa, ponieważ do końca równi cały czas jest tylko staczanie. W połączeniu z taką wyrozumiałością dla problemów małżeńskich jednoznacznie naganne określenie 'najwięksi krzykacze' jest jak zgrzyt na szkle. Jeśli ludzie nie są zero-jedynkowi, to czemu akurat 'najwięksi krzykacze' zero-jedynkowi są i można bez próby zrozumienia ich stanowisk i sytuacji walić ich pałą pejoratywności? Selektywna wyrozumiałość to jakiś krewny hipokryzji obawiam się.
T
tak
2 października 2014, 19:20
Czyżby sie Pani wydawało, że przykazania nie pochodzą od Boga, lecz  ludzie je tworzą? Tak możnaby pomyśleć skoro zacheca Pani ludzi aby dyskutowali o tych sprawach. A co na zakończenie tej dyskusji? Nowa, ludzka, wersja przykazań Bożych? To może Bóg już jest niepotrzebny?
W
w
2 października 2014, 19:43
A jaka jest niby treść tego "przykazania" i jaką ma podstawę (czysto biblijną?) Przecież nawet w Ewangelii Mateusza jest słynny wyjątek (por. Mt 19,9) O ile mi wiadomo doktryna (nie mylić z tradycją) o nierozerwalności małżeńskiej pojawia się na Soborze Trydenckim. Więc to Sobór Trydencki ustanowił Przykazanie?
T
tnbm
2 października 2014, 20:07
Nie cudzołóż. Łatwo.
K
ka
2 października 2014, 21:20
Nie łam przysięgi małżeńskiej. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela.
W
w
2 października 2014, 23:29
Łatwo? To jak pogodzić, że w tej samej księdze gdzie znajduje się Dekalog (Pwt 5,6nn) znajduję się prawo do rozwodów (Pwt 24,1)?  Odpowiedź jest oczywista: Kościół (magisterium) pod natchnieniem Ducha Świętego interpretuje to tak a nie inaczej. Ale skoro Duch wieje gdzie chce to czemu mu zabraniać, żeby natchnął dziś Kościół na nowo? Z poważaniem W
W
w
2 października 2014, 23:33
A co z kazusem Mateuszowym (tym o nierządzie)? W końcu to też słowa Pana Jezusa... A poza tym skąd wiadomo że "Nie łam przysięgi małżeńskiej" to jest norma moralna a nie zachęta do heroiczności tak jak to jest w przypadku choćby 8 błogosławieństw albo zachęty do ubóstwa ewangelicznego? Z poważaniem, W
3 października 2014, 01:04
'Czepiając się' : casus Mateuszowy jest o tyle łatwy do wytłumacznenia, że dotyczy oddalenia, ale już nie brania po oddaleniu innej kobiety, zaś inne fragmenty tę lukę zapełniają dość jednoznacznym zakazem. Przysięga owszem jest normą moralną z samej swojej istoty. Jeśli jest złamywalna to nie jest przysięgą, a zamiast Sakramentu Małżeństwa ustanowionono by rozwiązywalną umowę.
G
gnG
6 października 2014, 01:27
Łatwo poczytać: o Dawidzie, o Salomonie. o Samarytance przy studni podającej wodę Panu Jezusowi... Purytanie chcą zbawienia dla lepszych. A chrześcijanie głoszą Dobrą Nowinę wszystkim narodom.
A
anonim
2 października 2014, 17:22
cd "Jest to liczenie się z ludzką słabością i nie wymaganie heroizmu, który, jak wiemy, nie jest dla wszystkich." --- I właśnie licząc się z tą ludzką słabością apostoł zalecił osobom stanu wolnego zawieranie małżeństw! Zaznaczając przy tym, że to nie on lecz PAN nakazuje aby mąż nie oddalał żony a żona aby nie odchodziła od męża! Więc zaprzeczanie temu co nakazał PAN nie jest żadnym liczeniem się z ludzką słabością lecz zwyczajnym kłamstwem usiłującym zło nazywać dobrem :-( Gdyby w/w wywody zaprezentował jakiś świecki to uznałbym go za ignoranta jakich wiele. Ale jeżeli autorem jest osoba duchowna to jestem zbulwersowany i zgorszony :-(
A
alfer
2 października 2014, 17:21
Jezuita zupełnie jawnie i bezwstydnie zaleca wprowadzenie do KK rozwodów. Bo orzeczenie przez delegata biskupa, że małżeństwo "umarło" jest zwyklym rozwodem. Ale powołanie przez papieża tuż przed synodem komisji do uproszczenia procedur , wskazuje, że autor wie, co w trawie piszczy. Jeśli to wejdzie w życie, to Kościół katolicki nie będzie już katolicki. Jezuita Siepsiak będzie duchownym jakiegoś "kościoła", ale na pewno nie katolickiego. Tylko co mają zrobić wierni świadomi tej sytuacji, którzy nie potrafią żyć w samooszukiwaniu?
S
strada
2 października 2014, 18:51
A posłuszeństwo Kościołowi? Obowiązuje, nawet, gdyby cos Ci sie nie podobało. Roma locuta causa finita. 
A
alfer
2 października 2014, 19:08
Tu nie chodzi o to, że coś mi się nie podoba, ale o jawną, bezwstydną herezję, która może mieć miejsce. Odejście od nauczania Chrystusa to herezja. Nawet jeśli opakuje się to w jakieś mylące formułki typu: "bądźmy miłosierni", "martwe małżeństwo", "iść z duchem czasu". Nawet jeśli tą herezję będzie głosić "anioł z nieba", to będzie to herezja. Człowiek o prawidłowo ukształtowanym sumieniu nie będzie w stanie żyć w zakłamaniu.
W
w
2 października 2014, 19:14
A kto niby jest odpowiedzialny za interpretację Słowa Bożego? Każdy po swojemu (jak chcieli protestanci) czy też może urząd nauczycielski Kościoła...  Polecam lekturę Konstytucji Dei Verbum - numer 9 i 10 w szczególności... Z poważaniem, W
T
tomtom
2 października 2014, 19:45
"Tylko co mają zrobić wierni świadomi tej sytuacji, którzy nie potrafią żyć w samooszukiwaniu?" Trwać w Kościele Katolickim- Ci którzy dopuszczą się herezji sami się z Kościoła wykluczą...
A
anonim
2 października 2014, 17:19
cd "Skoro przyjmujemy, że małżonkowie są jednym ciałem aż do śmierci, to można chyba też stwierdzić śmierć, rozkład tego ciała." --- Kopletna bzdura! Przyjmujemy że MAŁŻONKOWIE  a nie że małżeństwo są jednym ciałem - ale jak łatwo się przekonać obserwując ciała małżonków, jest to określenie symboliczne Ale jeśli już to zgodnie z "logiką" autora należałoby uznać rozpad małżeństwa za dowów śmierci małżonków... taka nowatorska metoda diagnozowania śmierci... "Powtórne małżeństwo choć nie jest doskonałe (i ma charakter pokutny), to jednak zapobiega większemu zgorszeniu (lepiej niż mieliby płonąć, jak mówi Pismo). " --- Autor po raz kolejny wykazuje się wyjątkową ignorancją - bo mam nadzieję że nie złą wolą... Pismo mówi bowiem (1 Kor 7,8-11): "Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeśli pozostaną jak i ja. Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąc. Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od swego męża. Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony." A więc określenie że lepiej niż mieliby płonąć adresowane jest do osób stanu wolnego i zaleca mi zawarcie małżeństwa. I już w kolejnym zdaniu mówi, że nakazuje nie Paweł lecz PAN, aby żona nie odchodziła od swojego męża, a mąż aby nie oddalał swojej żony! cdn
K
kuba
2 października 2014, 17:19
Dziękuję za ten tekst o. Jacku !!! :)
A
anonim
2 października 2014, 17:18
cd "tym bardziej, że mężem jednej żony ma być tylko biskup lub ewentualnie prezbiter, jak pisze Paweł Apostoł." --- Nieprawda! Paweł Apostoł nigdzie nie pisał, że mężem jednej żony ma być TYLKO biskup lub ewentualnie prezbiter. "Trzeba się liczyć z tymi zobowiązaniami i byłoby nieuczciwością uciekanie od nich, tym bardziej, że poprzednie małżeństwo się rozpadło (już nie współżyjemy i nie deklarujemy się społeczeństwu jako małżeństwo), a więc zobowiązania ustały." --- Nieprawda! Żadne zobowiązania nie ustały! To moralność Kalego w czystym wydaniu! Trzeba się liczyć z tymi zobowiązaniami i byłoby nieuczciwością uciekanie od nich i w związku z tym można olać zobowiązania wynikające z zawarcia małżeństwa i uciekanie od nich nie będzie już nieuczciwością? Ciekawe jak autor (Jacek Siepsiak SJ) wymyślił sobie to, że zobowiązania rzekomo ustały? Bo jedno z małżonków postanowiło puścić w trąbę drugiego z małżonków? "Wspomniałem już o takiej możliwości, by (na wzór procedur prawosławnych) nie przeprowadzać procesów sądowych o uznanie niezaistnienia małżeństwa, ale poprzestać na osądzie kapłana, delegata biskupa po ocenieniu stanu sumienia zainteresowanych." --- A ten osąd kapłana nie musi być oparty na jakichkolwiek dowodach i wystarczy widzi-mi-się kapłana oparte na widzi-mi-się zainteresowanych? No to tylko pogratulować "genialności" rozwiązania... Wśród znanych mi osób których małżeństwa się rozleciały, gdy tylko któraś z nich zapragnęła wstąpienia w kolejny związek a była wierząca, to w KAŻDYM przypadku jak królik z kapelusza magika wyskakiwała "koncepcja" nieważności związku sakramentalnego. I to nie bynajmniej na zasadzie zamiaru jakiegoś oszustwa. Dana osoba była zawsze święcie przekonana o nieważności choć na ogół nie potrafiła podać sensownego powodu tej rzekomej nieważności. Już więc widzę te osądy stanu sumienia... cdn
A
anonim
2 października 2014, 17:15
"Bo trudno sobie wyobrazić, żebyśmy w wieczności nie pamiętali, kto był naszą żoną czy mężem, choć będziemy już jak aniołowie." --- Właściwie, to po takim popisie ignorancji autora artykułu należałoby przestać dalszego czytania. Bo co mądrego może powiedzieć zakonnik twierdzący, że będziemy jak aniołowie :-( Ojcze/bracie Jacku Siepsiaku SJ, pilnie uzupełnij swoje elementarne braki teologiczne! Bo aniołowie to byty wyłacznie duchowe, niematerialne. A człowiek jest bytem duchowo-materialnym więc NIGDY nie będziemy jak aniołowie! "Ale okazuje się, że wschodnia perspektywa pozwala na stwierdzenie zgonu małżeństwa. Powinno się ono rozwijać, a właściwie miłość w nim, na życie wieczne. Lecz zdarza się, że umiera. Gdy zbraknie miłości, ginie. Można wtedy stwierdzić, że już go nie ma, bo jest martwe." --- To w końcu to małżeństwo powinno się rozwijać czy miłość w nim? I czy to małżeństwo rzekomo umiera czy miłość w nim? I w końcu czy nie ma go (małżeństwa) ale jednak jest ale martwe? Takim mąceniem pojęciami to wszystko można udowodnić. Małżeństwo nie jest bytem więc nie umiera! Nie jest w stanie umrzeć! Owszem, można powiedzieć, że w małżeństwie powinna rozwijać się miłość, ale gdy ta miłość nie rozwija się to wcale nie znaczy ze małżeństwa nie ma ale że najzwyczajniej nie ma rozwoju miłości! W ten sposób to równie dobrze możnaby dowodzić, że skoro matka nie kocha dziecka to oznacza to że dziecko umarło i nie istnieje. "Jeżeli małżeństwo umrze, to można szukać w nowym ożywienia i szukania łaski Bożej" --- NIE. Ożywienia i łaski Bożej należy szukać w istniejącym, nierozerwalnym(!) małżeństwie, a nie bawiąc się w miłość i małżeństwo skakać z kwiatka na kwiatek, by ulegając swoim niedojrzałym wyobrażeniom w kolejnych związkach poszukiwać "prawdziwej" miłości. cdn
E
eva
2 października 2014, 17:12
Deonowcy zawsze znajdą jakiegoś księdza dysydenta typu Lemański, Boniecki czy Mądel co to ma inne spojrzenie na KK i wie lepiej od biskupów. Nie chce pesymizmu w sprawie Synodu a szczególnie rozwodów? To ks. Siepsiak wie lepiej w sprawie rodziny i małżeństwa niż Święty Jan Paweł II czy teolog na trzecie tysiąclecie - jak nazywa się Benedykta XVI - i u którego radzi się papież Franciszek?
M
Marek
2 października 2014, 16:53
Dziękuję ojcu za to spojrzenie.
Paweł Tatrocki
2 października 2014, 16:34
A kto powiedział, że wszyscy muszą się zbawić. Równie dobrze można zacytować św. Pawła święty niechaj się jeszcze uświęci a zły niechaj się jeszcze bardziej potępi. Albo słowa Pana Jezusa skierowane do Apostołów: czy i wy chcecie odejść. Jezus nie robił niczego na siłę, nikogo siłą nie zatrzymywał. Więc nie ma sensu na siłę, wbrew Ewangelii przyciągać ludzi do Eucharystii, bo zwyczajnie Bóg tego nie zaakceptuje. Słowa Jezusa w  Ewangelii są jasne: ci poślubiają mężatkę lub żonatego to cudzołożą razem więc trwają w grzechu. Pytanie jest takie, którego pan Siepsiak nie postawił: czy jeśliby Kościół zaakceptował pomysły pana Siepsiaka to czy Bóg również by je zaakceptował skoro św. Paweł mówi, że gdyby nawet któryś z aniołów głosił ewangelię różną od tej, którą głosił niech będzie przeklęty. I kto by wtedy odpowiadał przed Bogiem za zdeprawowane sumienia, i skoro nauka byłaby zmieniona to czy zwiedzeni wierni zbawiliby się czy też ze zdumieniem po śmierci dowiedzieliby się, że są potępieni?
Paweł Tatrocki
2 października 2014, 16:45
Ponadto rozpadło się poprzednie małżeństwo widzialnie, ale trwa ono jako sakrament czyli nadal istnieją nadprzyrodzone więzi zadzierzgnięte w momencie ślubu. Więc niewidzialna wspólnota małżonków jest nadal chyba, że się stwierdzi, że jej nigdy nie było lub gdy ustanie z chwilą śmierci jednego z nich. Jak widać do zaprzestania sakramentalnie zawartego małżeństwa nie wystarczy naturalny, widzialny rozpad wszelkich więzi między małżonkami, nie ma śmierci małżeństwa, ani nie jest to akt czysto naturalny. Małżeństwo takim aktem było do momentu przywrócenia przez Jezusa jego nadprzyrodzonego charakteru.
T
tak
2 października 2014, 17:02
Jak to dobrze , że przynajmniej laikat jest wierny Ewangelii. Własna, indywidualna religia Pana Siepsiaka SJ mnie nie interesuje.
SB
stary belfer
2 października 2014, 16:21
Dawniej te sprawy były prostsze. Niegdyś prezydent Mościcki po owdowieniu zapragął się ożenić ze swoją sekretarką, która i tak już była jego kochanką. Był mały problem, dama ta była już zamężna. Wszelako wystarczyło jedno słówko szepnąć nuncjuszowi, szybciutko zrobiono unieważnienie i prezedent z czystym sumieniem mógł zawrzeć związek małżeński w obrządku rzymskim, nie musiał przechodzić na luteranizm jak jakiś Piłsudski. Ech, co za czasy to były. I wilk był syty i owca cała.
3 października 2014, 00:03
Czyli nie tylko dzisiejszy Kościół jest zły, bo przeżarty pedofilą i chciwością, ale Kościół zawsze zły był, a Pan zapewne sądzi, że teatralnie sztuczne załamywanie nad niedoskonałościami Kościoła rąk jest błyskotliwym kamuflażem?
O
owieczka_
2 października 2014, 15:51
A jakim sposobem chce Ojciec doprowadzić do komunii cudzołożnika z Bogiem?, bo nie bardzo rozumiem. Jezus swoje, a Ojciec Jacek swoje. Oj pasterzu słuchaj najpierw Dobrego Pasterza, bo tym tekstem prowadzisz owce na manowce.
T
tak
2 października 2014, 15:32
Watykan: nie zakłamujmy Ewangelii, by ułatwić sobie życie!
E
Ewa-Kaśka
2 października 2014, 15:03
Kochani, może naprawdę porozmawiajmy o tym trudnym temacie. Jestem z moim mężem starym, nie zawsze dobrym, małżeństwem. I myślę, że łatwiej mi z ludźmi, i w świecie, i przed Panem Bogiem. Łatwiej, bo obok mnie jest człowiek, któremu ufam i którego kocham. Łatwiej naszym dzieciom, naszym przyjaciołom. Niie wiem, ile  w tym jest naszego starania, ile łaski, ile...? Ale jestem bardzo wdzięczna za lata, gdy razem pijemy poranną kawę, czytamy pod jedną lampką, kłócimy się o film, martwimy o dzieciaki, czasami mamy dość - także siebie. A obok spotykam ludzi (dużo w mojej pracy), którzy bardzo cierpią, bo się rozstali, bo ich rodzice obarczyli ich swoim nie-rozstaniem (robiąc im piekło z życia z informacją, że to dla ich dobra), ludzi, którzy heroicznie walczą o poprawę w związku i gorzknieją, którzy cierpliwie albo burzliwie przechodzą przez kryzys i cieszą się albo rozczarowują. Sakramentalność związku czasami jest ogromną pomocą, czasami wielkim ciężarem (a raczej idąca za nią nierozerwalność). Mnóstwo dobrej woli i starania niekiedy na niewiele się zdaje. Cieszę się tym artykułem - głosem spokojnym o rzeczywistym ludzkim cierpieniu i tęsknocie, i potrzebie kochania - ludzi i Boga, z wzajemnością.
Z
zs
2 października 2014, 15:02
Boże obiecałeś, że Kościoła nie pokona szatan! Uczyń cud, proszę Cię!
K
Kyaol-rock
2 października 2014, 14:03
Zadam Ojcu-Autorowi tego tekstu jedno pytanie: ile godzin spędza w tygodniu na adoracji Najświętszego Sakramentu? Wbrew pozorom "wynik " będzie miał wiele wspólnego z treścią jego artykułu. 
T
tak
2 października 2014, 13:44
Ksiądz ma nadzieje, że nie będziemy trwać przy nauce Jezusa Chrystusa? I tę nadzieję ma jezuita? Czemu Wy uczniowie Chrystusa tak bardzo lekceważycie wierność mistrzowi? Dlaczego dla Was  bliżsi są niewierni ludzie niż sam Mistrz? Dlaczego zamykacie oczy na oczywisty empirycznie potwierdzony fakt: że religie dogadzające człowiekowi i nie wymagajace od niego wielkiego wysiłku zanikają, przestaja ludzi pociągać. Popatrzcie co sie dzieje z kościołami protestanckimi, anglikańskim, i innymi coraz bardziej odchodzacymi od nauk Chrystusa i zamieniajacymi te nauki na zachcianli ludzkie, a z drugiej strony popatrzcie jak rozijaja się najbardziej wymagające np: islam! Przestańmcie kłamać, że ludzie odchodzą od KK bo jest za bardzo wymagający - odchodzą bo jest za mało wymagający. No chyba, że Wam księzom te wymagania uwierają: trzeba by za dużo godzin  spędzać w konfesjonale, poswiecać się duszpasterstwu, odwiedzić chorych a nie twierdzić, że to tylko my , laicy ,mamy robić, pomóc potrzebujacym a nie tylko nam to nakazywać , poświecić się duszpasterstwu dorosłych, którzy tego tak bardzo potrzebują  i wiele wiele innych rzeczy, których nie robicie. Takie teksty sprawiają wrażenie jakby księża obniżając wymagania w stosunku do wiernych chcieli jednocześnie obniżyc wymagania w stosunku do siebie.
T
tak
2 października 2014, 13:48
To może my obniżymy nasze datki na tacę?
O
ola
2 października 2014, 13:44
Nie wierzę, że osoba która napisała ten artykuł jest księdzem katolickim. To jakiś luteranin. Jesli to jednak ksiądz katolicki to trzeba się modlić, by synod nie uproscił procedury stwierdzania nieważności małżeństw, bo jak się za to wezmą takie osoby jak J. Siepsziak to rozwodów kościelnych będzie wiecej niż cywilnych. Apage Satanas.
T
tomtom
2 października 2014, 13:10
Jeśli autor (osoba duchowna skądinąd) chce "próbować szukać najlepszych rozwiązań ważnego problemu duszpasterskiego" wzorując się na "odłączonych" dla których Małżeństwo nie jest Sakramentem, (a takie odnoszę wrażenie)- to skłaniam się do wniosku że Synod nie powinien radzić o problemach duszpasterskich a o problemach z duszpasterstwem jako takim... To oczywiste że sposoby nauczania duszpasterskiego zmieniają się na przestrzeni wieków ale aktualizacji (NIE ZMIANIE) może podlegać jedynie forma sprawowania duszpasterstwa w sensie sposobu dotarcia do człowieka bo wszelkie oznaki duszpasterstwa zagrażające właściwemu pojmowaniu Objawionej Prawdy lub jej przeczące wymagają działań w celu wyeliminowania tych czynników które powodują szerzenie się wśród wiernych błędów w rozumieniu doktryny. (Powyższy tekst jest wzorcowym przykładem takiego ZAMĘTU...) Dlatego właśnie DUSZPASTERSTWO jest tak wielką odpowiedzialnością i wymaga wielkiej roztropności i mądrości (również teologicznej) bo pasterz bierze pełną odpowiedzialność za losy swojej "trzody"... Zdaje się że zbliżamy się na "wysokość" decyzyjną" ;-) - zachęcam wszystkich którym bliskie sercu są losy Kościoła Katolickiego aby podnieśli się do obrony tradycyjnych wartości póki mamy jeszcze głos... zanim Duch Św. udzieli głosu kamieniom...
W
Wątpiąca
2 października 2014, 13:07
Autor wyraża troskę o małżonków, chcących się rozejść (nota bene ile takich rozwodów jest dopuszczlnych ?), ale ani słowem nie zająknął się o dobru dzieci, dla których rozwód rodziców jest trzęsieniem ziemi i apokalipsą! Moje wątpliwości budzi też rozumienie przez Autora pojęcia "miłość", czy rozumie je tylko jako uczucie, które wcześniej czy później wygasa?
2 października 2014, 13:30
Słusznie. Ponadto dawanie palca nie zaspokaja mentalnych konsumentów, których otrzymanie palca rozzuchwala do domagania się całej ręki. To droga donikąd niejednokrotnie już w przeszłości praktykowana, a mimo to wciąż uwodząca naiwnych. Polityką appeasmentu, rzuceniem na pożarcie Czechosłowacji nie ugłaskano Hitlera, bo szatana ugłaskać ustępstwami się nie da, a mimo to ugłaskiwanie wciąż ma swoich zwolenników. ... że pośród Jezuitów to dowód jak nisko ta onegdaj intelektualna elita Kościoła upadła :/
B
Byczek
2 października 2014, 13:36
Mistrzu, co ty chrzanisz, jak upadła, jak ma swojego na topie
A
Adu
2 października 2014, 13:43
Rozwód nie zawsze jest apokalipsą dla dzieci. Czasem jest jedyną możliwą deską ratunku. Piszę to z perspektywy dziecka katolika. czasem trzeba przeżyc piekło by zrozumieć udzkie postępowanie. 
T
tomtom
2 października 2014, 13:50
Również ubolewam że deon tak bardzo psuje wizerunek "Jezuitów"... mam czasem wrażenie że to nie portal katolicki tylko... Jezu !!! Icki!!! ;-)
2 października 2014, 13:55
Nie ma wynikania. Z faktu, że lekarze to generalnie skorumpowane środowisko nie wynika, że nie ma ani jednego porządnego i uczciwego lekarza. Ponadto, żeby być na topie bynajmniej nie trzeba być wcale jakąś intelektualną elitą, to często nawet przeszkadza, przynajmniej w świeckim świecie. Jezuici niestety ulegają degeneracji porzucając fascynację Wiecznością na rzecz fascynacji doraźnymi modami intelektualnymi. Przyznaję, że i we mnie budzi to pewne wątpliwości wobec oberjezuity Franciszka, ale póki nie dostrzegam granic otwartego przekroczenia stanów alarmowych.
2 października 2014, 14:08
Przesadza Pan. Na polskim podwórku Jezuici i tak postępują nader łagodnie i tylko niektórzy wyskakują sporo przed zalecaną retorykę etapu. W ameryce Jezuici (acz nie tylko) otwarcie tworzą sobie rozmaite teologie genderowego wyzwolenie i tym podobne wykwity zadziwiająco zbieżne z modnymi w danej chwili prądami w świecie rzekomointelektualnym. ... a Icków do tego mieszać nie potrzeba. Historia to szydercza nauczycielka. Niemcy podesłali Caratowi zarazka w postaci Lenina, któren to zrazek nie tylko wykończył Carat, ale powrócił i spustoszył same Niemcy. Lewactwo wypuszcza z puszki pandory obecnie znalogicznej skali produkty, które nie tylko rozpieprzą to, co lewactwo chce, by rozpieprzyły, ale równeż rozpieprzą podstawę egzystencji samego lewactwa. ... z czego tylko chichot historii, albo szatana będzie. Dziwne, że i rozmaite nurty kościelnej inteligencji do tych łatwo rozpoznawalnych absurdów przykładają ręki.
T
tomtom
2 października 2014, 14:15
pardon, Judeochrześcijański...
T
tomtom
2 października 2014, 14:30
Ma Pan słuszność oczywiście- odnosiłem się raczej do zacnej szkoły duchowej formacji Ignacego Loyoli a nie obecnego kształtu tego smutnego zakonu…
Janusz Brodowski
2 października 2014, 14:48
Jest Pan wyjątkowym chamem przezywając Jezusa, Maryję, Apostołów i INNYCH ŻYDÓW  "Ickami". Chamstwo trzeba tępić!
Z
zs
2 października 2014, 14:48
Zabójstwo czasem też jest / wydaje się jedyną deską ratunku...
T
tomtom
2 października 2014, 15:37
Przyznaję że użycie zasłyszanego gdzieś określenia deonu: "portal Jezu Icki" mogło mieć lekceważący wydźwięk z uwagi na wdzięczne i ładnie brzmiące zdrobnienie pięknego żydowskiego imienia Izaak- Icek któremu nie wiedzieć czemu przypisano negatywny wydźwięk... Użyłem tej konstrukcji z uwagi na swą korelację fonetyczną w konkretnym kontekście którą uznałem za zabawną lecz trzeba Panu wiedzieć, daleki jestem od tego aby kogokolwiek obrażać. Chwilę po napisaniu sam zdobyłem się na refleksję i dodałem poniżej "pardon- Judeochrześcijański" bo rzeczywiście deon nie jawi mi się jako katolicki portal z uwagi na swoje neoprotestanckie i rzeczone- judeochrześcijańskie słabostki czego wyraźnym przykładem jest tekst który wspólnie mamy przyjemność komentować... Pańskie oburzenie mimo że uprawnione uważam za przesadzone a nadinterpretację za bezzasadną. Tak czy inaczej bardzo przepraszam że poczuł się Pan urażony...
Janusz Brodowski
2 października 2014, 16:38
Rodzina Jezusa i wszyscy Apostołowie byli judeochrześcijanami. Więc nie rozumiem co jest złego w tym, że DEON jest judeochrześcijański? To dla redaktorów tylko powód do dumy, że nawiązują do Apostołów i Maryji.
T
tomtom
2 października 2014, 16:53
Co dla red aktorów deonu jest powodem do dumy niekoniecznie jest chlubą dla Kościoła Katolickiego- szczególnie gdy wspomniana duma (i pycha) poddaje w wątpliwość słowa Pana Jezusa co do Sakramentów Świętych...
Janusz Brodowski
2 października 2014, 17:04
Użył Pan słowa "judeochrześcijaństwo" w pejoratywnym znaczeniu. I tego dotyczył mój wpis.
2 października 2014, 17:34
W kwestii formalnej: obecni Żydzi to zupełnie inna parafia, niż biblijni Izarelici. Potomkami biologicznymi bibilijnych Izraelitów są obecni zislamizowani Palestyńczycy, zaś obecni Żydzi to potomkowie nawróconych na Judaizm Chazarów.
T
tomtom
2 października 2014, 19:20
Ja wyraziłem opinię... to Pan przypisał znaczenie mojej wypowiedzi...
Janusz Brodowski
2 października 2014, 22:23
Pań cierpi na schizofrenię: "bo rzeczywiście deon nie jawi mi się jako katolicki portal z uwagi na swoje neoprotestanckie i rzeczone- judeochrześcijańskie słabostki czego wyraźnym przykładem jest tekst który wspólnie mamy przyjemność komentować..." Kto to napisał? To nie pejoratywne określenie. Judeochrześcijanie nie należą do KK. To ciekawe stwierdzenie wobec np. Piotra Apostoła. Nieprawdaż?
Janusz Brodowski
2 października 2014, 22:23
?????
3 października 2014, 00:57
Odnosiłem się do początkowego: "przezywając Jezusa, Maryję, Apostołów i INNYCH ŻYDÓW  "Ickami"." Popełnił Pan implicite niepoprawne (acz powszechne) utożsamienie dzisiejszych Żydów z biblijnymi Izraelitami. To oczywiście w pańskiej utarczce z tomtomem nie jest najistotniejsze, ale sprawia Pan wrażenie osoby doceniającej takie niuanse, więc pozwoliłem sobie wtrącić.
T
tomtom
3 października 2014, 09:52
Drogi Panie, Powtórzę się. Ja wyrażam opinie- Pan ma prawo do przypisywania tym opiniom takich znaczeń jakie Pan uważa za stosowne… (a ma Pan trzeba przyznać tendencje do oskarżeń i nadinterpretacji)… Obawiam się że to Pan usilnie próbuje nadawać pejoratywny wydźwięk moim wypowiedziom tworząc swoje projekcje… Do tego że mój żart „Jezu!!!! (ratuj) Icki!!!” wbrew zamierzeniom mógł mieć pejoratywny wydźwięk sam się przyznałem  natomiast przyznać muszę  że trudno mi sobie wyobrazić jakiekolwiek krytyczne opinie wyrażane wobec wrogich Kościołowi nurtów w sposób budujący pozytywny wydźwięk w odniesieniu do tych wrogich zjawisk… Idę również o zakład że jeśli Pan kierował by się szczerą troską o KK to również miałby Pan z tym problem… ;-) Podobnie jak z utożsamieniem dzisiejszych Żydów z biblijnymi Izraelitami ma Pan również trudność z rozróżnieniem pierwszych chrześcijan, ze szkodliwymi w mojej ocenie nurtami nawiązującymi do judeochrześcijaństwa które obecnie są coraz bardziej widoczne wewnątrz KK. Trzeba Panu wiedzieć że już pierwszy sobór jerozolimski potępiał ówczesnych „judeochrześcijan” chociażby za stosowanie praktyk rytualnych odnoszących się do mozaizmu i to za sprawą Św. Pawła Apostoła zresztą… Ubolewam nad tym że deon- nazywając sam siebie portalem katolickim tak natrętnie sieje zamęt i poddaje w wątpliwość fakt że to Kościół Katolicki jest jedynym prawomocnym depozytariuszem Przymierza z Bogiem i jest to moja opinia którą wyraziłem bo uważam te tendencje za negatywne i działające w sposób oczywisty na szkodę KK. Miałbym do redaktorów portalu wielki szacunek gdyby po męsku określili się jasno że „uwiera” im  nauka KK i wówczas głosili swoje mądrości a nie WYKORZYSTYWALI dwudziestowieczny autorytet Kościoła Katolickiego i piastowaną posługę do swoich celów…
Janusz Brodowski
3 października 2014, 14:14
Jakie były wyniki tzw. soboru jerozolimskiego można przeczytać w Dziejach Apostolskich. Owczesnymi judeochrześcijanami byli wszyscy apostołowie. Zgodnie z tym co Pan napisał, trzeba uznać, że potępili siebie. Co jest absurdem, chociaż wiele mówili o swoje grzeszności.
T
tomtom
3 października 2014, 21:56
Byli pośród pierwszych chrześcijan oprócz apostołów i tacy którzy zachęcali pogan do mozaistycznych rytuałów itd... Myślę że m. in. to było przedmiotem potępienia na Soborze w Jerozolimie...
2 października 2014, 12:38
...a tak, są już oni jedno ciało. Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozłącza. Ewangelie są jednoznaczne, wschodnie chrześcijaństwo błądzi. Małżeństwo jest nierozłączne, ono nie umiera, umiera dopiero w chwili śmierci jednego z małżonków. Autor niepotrzebnie powtarza bzdury i bajędy w sprawie absolutnie jednoznacznej.
O
ola
2 października 2014, 12:26
"Rozumiem niechęć ludzi porzuconych, a trwających w bezżeństwie do wszelkich zmian w tej dziedzinie." Pomyłka, czy świadoma prowokacja? Po pierwsze: porzuceni nie trwają w "bezżeństwie", bo oni maja małżonka, który tylko zmienił adres zamieszkania. Po drugie; to nie porzuceni żądają zmian w dziedzinie dyscypliny sakramentalnej, ale ci co zawarli inne cywilne związki przy istniejącym małżeństwie sakramentalnym.
Janusz Brodowski
2 października 2014, 12:06
Ciekawy i wyważony głos w dyskusji przed synodem. "Ale też jako duszpasterz wiem, że bez Eucharystii wszelkie duszpasterstwo nie ma sensu. Bez niej jest tylko ludzkim pouczaniem, a nie podprowadzaniem do osobistego spotkania z Bogiem, do zjednoczenia, do komunii z Nim."
5 października 2014, 22:16
Owszem - to ładne, w sensie gładkości i opływowości słowa, ale co one konkretnie znaczą? Ks. Natanek twierdzi, że na bezpośrednie 'internetowe' połączenie z Niebem. Dlaczego mam nie wierzyć Jemu, a innym?