Zwyczajni katolicy i dramat nadużyć seksualnych

Tomasz Terlikowski: Decyzja kard. Marksa ma wymiar głównie symboliczny. Franciszek nie musi przyjąć rezygnacji (fot. Grzegorz Gałązka)

Rezygnacja kard. Reinharda Marksa to wydarzenie symboliczne. Pierwszy raz w historii najnowszej Kościoła do dymisji podał się metropolita, którego nikt nie tylko do tego nie zmuszał, ale który ma chlubną kartę w kwestii obrony ofiar i oczyszczania Kościoła z przestępstw seksualnych i ich tuszowania.

Aby dobrze zrozumieć to, co wydarzyło się w Niemczech, trzeba przypomnieć, że kard. Marx to jeden z tych katolickich hierarchów, którzy od wielu lat działają na rzecz oczyszczenia i ofiar. Nie ma wobec niego żadnych zarzutów i nikt nie twierdzi, że zaniedbał jakiekolwiek kwestie w swojej diecezji. W 2019 roku podczas Międzynarodowej Konferencji zorganizowanej w Watykanie apelował on o większą przejrzystość w sprawach dotyczących nadużyć seksualnych. A jednak zdecydował się na oddanie się do dyspozycji Ojca Świętego.

Powód? Uznanie, że jeśli mowa jest o systemowych zaniedbaniach, o systemowych problemach, to odpowiada za nie każdy biskup. „Zasadniczym jej powodem [decyzji o złożeniu urzędu - dop. TPT] jest potrzeba wzięcia na siebie części odpowiedzialności za katastrofę nadużyć seksualnych, których w ostatnich dziesięcioleciach dopuszczali się ludzie piastujący różne urzędy w Kościele. Zlecone w ostatnich dziesięciu latach badania i ekspertyzy dowodzą według mnie niezbicie, że popełniono wiele błędów osobistych i administracyjnych, ale zawiodła także instytucja czy też „system”. Ostatnie dyskusje pokazały, że niektórzy w Kościele nie chcą dostrzec tego właśnie elementu współodpowiedzialności, a tym samym współwiny całej instytucji, i z tego powodu sprzeciwiają się każdej formie dialogu na rzecz reformy i odnowy prowadzącej do przezwyciężenia obecnego kryzysu” - napisał kardynał w liście do papieża. Kardynał zaznaczył, że nie chodzi o zarzucone lub udowodnione mu zarzuty, ale o to, że wzięcie odpowiedzialności za zaniedbania i błędy Kościoła powinno oznaczać wzięcie części winy także na siebie. „Nie można też zaakceptować sytuacji, w której winą za nieprawidłowości obarcza się po prostu stosunki z przeszłości oraz decydentów tamtej epoki, dokonując w ten sposób jej „pogrzebania”. Ja w każdym razie dostrzegam moją osobistą winę i współodpowiedzialność w milczeniu, zaniedbaniach i zbyt silnym koncentrowaniu się na reputacji instytucji. Dopiero po roku 2002 oraz – w większym stopniu – po roku 2010 zaczęto bardziej konsekwentnie kierować wzrok na ofiary nadużyć seksualnych, przy czym ostateczna zmiana perspektywy jeszcze się nie dokonała. Ignorowanie i lekceważenie ofiar było w przeszłości bezsprzecznie naszą największą winą” - podkreślił. Na koniec wyjaśnił, że „gotowość do wzięcia odpowiedzialności mogę wyrazić między innymi poprzez rezygnację ze sprawowania urzędu. W ten sposób wykonam osobisty gest, który być może przyczyni się do nowego początku, do odnowy w Kościele – nie tylko w Niemczech. Pragnę pokazać, że na pierwszym planie nie powinien znajdować się urząd, lecz misja głoszenia Ewangelii. I ona jest nieodłączną częścią pasterskiej posługi”.

DEON.PL POLECA

Oczywiście, co warto od razu podkreślić, ta decyzja ma wymiar głównie symboliczny. Franciszek nie musi przyjąć rezygnacji. Jeśli ją przyjmie, może skierować swojego bliskiego współpracownika (a kard. Marx nim jest) do pracy w innym charakterze (choćby do Watykanu), albo powołać go na jakieś istotne urzędy. Jako kardynał, jeszcze przez wiele lat, Marx zachowa prawa elektorskie (to znaczy będzie mógł nie tylko wybierać nowego biskupa Rzymu), ale i być wybranym na papieża, a on sam - po tym, jak o jego decyzji poinformowały z aprobatą prawie wszystkie media świata z pewnością może stać się jednym z rozgrywających na kolejnym konklawe, a być może nawet papabilem. Istnieje także „polityczno-eklezjalny” aspekt tej decyzji. W Niemczech została ona odczytana jako mocny sygnał skierowany do konserwatywnych, niechętnych Drodze Synodalnej hierarchów, którzy - choć w ich diecezjach dochodziło do nieodpowiednich działań dotyczących tuszowania przestępstw seksualnych, to - jak kard. Rainer Maria Woelki - „ukrywając się za prawnymi orzeczeniami”, nie podali się do dymisji i zachowali stanowiska. Gest kard. Marksa wzmacnia więc także zwolenników Drogi Synodalnej.

To, co napisałem, w niczym nie zmienia faktu, że ten symboliczny gest ma ogromne znaczenie. Po raz pierwszy to nie media (co częstsze) lub papież zmusza biskupa do ustąpienia. Powodem nie są udowodnione już winy, ale sam hierarcha uznaje, że zrobił za mało (choć robił zdecydowanie więcej niż wielu innych), i że to wystarczy, by podać się do dymisji. W ten sposób pokazuje nie tylko własną odwagę, ale również to, że problem, o jakim mówimy, nie ma charakteru jedynie jednostkowych zaniedbań, przypadkowo dotyczących ogromnej większości diecezji na świecie, ale wynika z systemu, w którym wszyscy jako katolicy uczestniczymy, a za który szczególną odpowiedzialność ponoszą biskupi.

Nie, nie oznacza to, że wszyscy są winni, że wszyscy ponoszą taką samą odpowiedzialność, a jedynie (a może aż), że pewne systemowe problemy sprawiły, że przez dziesięciolecia byliśmy ślepi na pewien typ zjawisk, uznawaliśmy, że proszące o pomoc dzieci i młodzież kłamią, gdy mówią o swoim cierpieniu, że ofiary same się prosiły, że szukając ciepła, same „pchały się w ręce księdza”. Teraz oczywiście już się tak - generalnie - nie mówi, ale mentalność klerykalna wciąż sprawia, że nieustannie przekonuje się, że ofiarom chodzi o odszkodowania, że to wszystko walka z Kościołem i że masowo oskarża się niewinnych duchownych (co się zdarza, ale - biorąc pod uwagę liczbę zgłaszanych spraw - statystycznie bardzo rzadko). Dobre imię instytucji, interes korporacyjny były i często wciąż są ważniejsze niż dobro ofiar, pokrzywdzonych. Jesteśmy - niemal wszyscy - dziećmi tego systemu, on na nas oddziaływał i nadal oddziałuje. Trzeba wysiłku, doświadczenia, a niekiedy spotkania z pokrzywdzonymi, by się z tego myślenia wyzwolić, by powoli (bo nieczęsto udaje się to zrobić szybko) z niego wychodzić.

To, co teraz piszę, odnosi się również do mnie. Ja także musiałem wychodzić z wpojonych we mnie schematów myślenia, z zakorzenionych lęków, obaw czy stereotypów. I zapewne nadal z nich wychodzę. Istotne jednak jest to, by w taką drogę wyruszyć. Każdy musi to zrobić sam, a gest kard. Marksa może być ważną inspiracją do podjęcia tej drogi. Niemiecki kardynał nawet dla tych, którzy - jak ja - byli i są krytyczni wobec niektórych z jego działań czy poglądów, może być istotną inspiracją do własnego rachunku sumienia. Jego decyzja jest zaś wyzwaniem szczególnie dla biskupów, także tych polskich biskupów, wobec których (inaczej niż wobec kard. Marksa) toczą się postępowania w Watykanie.

Jest jednak jeszcze jedna kwestia, o której warto tu przypomnieć. Systemowe zaniedbania, ale także decyzje konkretnych osób mają bardzo realne skutki dla ich następców, a także dla całej wspólnoty diecezji. Tak się składa, że biskupi (często następcy, a nie sami odpowiedzialni) muszą podejmować decyzję o sprzedaży części (lub całości) majątku kościelnego, by wypłacić odszkodowania (wiele diecezji amerykańskich zbankrutowało właśnie z tego powodu) poszkodowanym, a także opłaty na prawników. Wierni doświadczają na własnej skórze, że budynki, które zbudowali ich rodzice czy dziadkowie albo nawet oni sami, są sprzedawane na inne cele, byle tylko znaleźć odpowiednie środki. Ofiary składane na tacę czy na potrzeby Kościoła także są przeznaczane na odszkodowania. To rodzi gorycz, żal, a czasem wściekłość. Tyle że na tym także polega nasza odpowiedzialność za Kościół, solidarność z poszkodowanymi, ale także świadomość, że nasza historia nie zaczyna się dzisiaj, i że ponosimy trudne konsekwencje wyborów podejmowanych niekiedy wiele lat temu. Oczywiście dobrze by było, gdyby - także w wymiarze symbolicznym - hierarchowie mocno wskazywali, że branie odpowiedzialności (także finansowej) zaczynają od siebie, ale nie ma rozliczenia się z przeszłością, nie ma zmiany mentalności bez uświadomienia sobie, że choć wina jest kwestią jednostkową, to istnieje także systemowa odpowiedzialność. Milczenie, udawanie, że się czegoś nie widzi, ignorowanie doniesień czy obrona raczej sprawców niż ofiar ciąży nie tylko na biskupach (tych z przeszłości), ale także na wielu księżach, siostrach zakonnych czy nas świeckich. System w formie, jaką powoli poznajemy, nie byłby możliwy, gdyby nie to, że pewnych rzeczy nie chcieliśmy widzieć, słyszeć, że nie umieliśmy na nie reagować. Zwyczajni, nawet szeregowi katolicy, niosą na sobie odpowiedzialność (w wielu przypadkach nie jest to wina) za to, co się wydarzyło, i za to, co się dzieje także obecnie.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zwyczajni katolicy i dramat nadużyć seksualnych
Komentarze (12)
AS
~Antoni Szwed
9 czerwca 2021, 15:07
"Zwyczajni, nawet szeregowi katolicy, niosą na sobie odpowiedzialność (w wielu przypadkach nie jest to wina) za to, co się wydarzyło, i za to, co się dzieje także obecnie." Nie, nie, i jeszcze raz nie takiemu myśleniu. Za popełnione zło zawsze odpowiada SPRAWCA, znany z imienia i nazwiska a nie wspólnota, grupa osób, lokalny Kościół itd. Niech każdy odpowiada za swoje grzechy, a nie za cudze. Tak jest po prostu sprawiedliwie. Terlikowski od wspólnot kościelnych wymaga zbiorowej odpowiedzialności, czyli żeby grzechy konkretnej osoby były "naprawiane" finansami wspólnoty. Nauczył się chyba tego od polityków, którzy beztrosko przepuszczają dziesiątki (setki) milionów złotych, które potem (przymusowo, w podatkach, i innych daninach) pokrywa społeczeństwo. Jak widać bezkarność polityków wchodzi również do Kościoła (pedofil nie odpowiada osobiście, tylko wspólnota) czyli odpowiedzialność zbiorowa.
AM
~Alicja M.M.
10 czerwca 2021, 16:11
Nie, to nie jest zapatrzenie w polityków, lecz w Ewangelię. Miłosierny Samarytanin nie pobił człowieka, w drodze do Jerycha, ale z własnej kiesy zapłacił za opiekę nad rannym. Różnica taka, że politycy nie pozostawiają nam wyboru, niestety. A utożsamiania się z wspólnotą Kościoła jest dobrowolne. Choć oczywiście, minionych datków nikt nikomu nie odda; ale przynajmniej do płacenia na bieżąco to już nikt nikogo nie zmusi.
AS
~Antoni Szwed
10 czerwca 2021, 22:51
Człowiek daje w kościele na tacę, ale nie wie na co daje. Może się zdarzyć, że ksiądz proboszcz (odnoszę się do możliwości, nie do rzeczywistości) część tacy wyśle do kurii a ta przeznaczy te pieniądze na odszkodowanie dla ofiary pedofila. Otóż, ja nie życzę sobie takich transakcji, bo to jest zwyczajnie NIESPRAWIEDLIWE. Sprawca MA zadośćuczynić ofierze sam, bo to jest jego obowiązek - tak zawsze uczono w Kościele. Pani głosi fałszywe miłosierdzie, które zwalnia z takiego obowiązku zadośćuczynienia ofierze przez sprawcę. To jest absolutnie niechrześcijańskie i nie ewangeliczne. Bo w chrześcijaństwie miłosierdzie nie wyklucza sprawiedliwości, wręcz przeciwnie, ją zakłada. Tu nie można powoływać się na miłosiernego Samarytanina, bo ten działał sam a nie przez pośredników, którzy jego pieniądze mogliby przeznaczyć na cel, na który on by ich nie przeznaczył. Przykład chybiony.
MS
~Marcin S
8 czerwca 2021, 21:59
Ja nie wierzę w odpowiedzialność zbiorową. To jest strasznie lewicowe myślenie, od którego krok do wokeizmu, że wszystko to jest kwestia systemowego rasizmu. Jeśli ktoś zawinił to jest jego wina lub osób które go kryły. Reszta ma co najwyżej seryjne moralną...
8 czerwca 2021, 18:10
A może jest tak. Kardynał "zamieszał" na drodze synodalnej. Nie chce się z tego wycofać, a Watykan (przynajmniej oficjalnie) tę drogę potępia. Więc Papież wystąpił z modelem synodu "światowego", tak, by droga synodalna niemiecka stała się "drugimi drzwiami" drogą synodalną całego Kościoła. A Kardynał jest potrzebny by jako "bohater" podwójny - podał się do dymisji "za innych", i wymyślił drogę synodalną - stanął na czele tej już ogólnokościelnej drogi synodalnej. Sprytne. Dwie pieczenie przy jednym ogniu. Niemiecka precyzja i przebiegłość. A lud to kupuje jak "ciepłe bułeczki".
AG
~Aleksander Guz
9 czerwca 2021, 19:06
Zobaczymy co zrobi z nim Franciszek.
GU
Grzegorz Urban
8 czerwca 2021, 11:48
"Nie ma wobec niego żadnych zarzutów i nikt nie twierdzi, że zaniedbał jakiekolwiek kwestie w swojej diecezji. " otoz jest krytykowany przez przedstawicieli ofiar z czasow gdy byl biskupem Trier * zrodlo: https://www.spiegel.de/panorama/kardinal-reinhard-marx-der-kampf-geht-weiter-a-1c8fe9c2-09a6-4136-a245-4757c3c0b96c)
KJ
~Katarzyna Jarkiewicz
8 czerwca 2021, 11:30
Niestety też uważam, że nie obejdzie się w Polsce od sprzedaży majątku kościelnego na pokrycie kosztów procesów i zadośćuczynienia ofiarom. I to niestety będzie rodzić ogromne napięcia, zwłaszcza tam, gdzie wierni oddawali ziemię na Kościół, budowali świątynie i łożyli na jej utrzymanie latami. Niestety odpowiedzialność spadnie na zwykłych wiernych i będzie to sprawdzian dla wielu z wierności Kościołowi. Wezwanie "jedni drugich brzemiona noście" może być dla wielu bardzo bolesne
AM
~Alicja M.M.
8 czerwca 2021, 17:38
Gdyby wyprzedawania majątku kościelnego zaczęło się od sprzedawania tego, co jest zbędnym luksusem (np. bogatych biskupich rezydencji), to może wiernych nieco mniej by zabolało, a nawet spotkało się z uznaniem przynajmniej części z nich (z nas!). Ale niezbyt to realne, jak sądzę.
DM
~Daniela M.
8 czerwca 2021, 20:23
Na tyle bolesne, że ja na samą myśl mam na to totalna niezgodę. TOTALNĄ. Gdybym dowiedziała się jednak, że z pensji i majątku zrezygnował mi j biskup i księża w mojej diecezji wystarczyłoby mi i chetnie sama dołożyłbym do sprawy od siebie. A też jestem jednocześnie ofiarą.
KJ
~Katarzyna Jarkiewicz
9 czerwca 2021, 11:24
Problem z tymi biskupimi rezydencjami jest niestety taki, że zwykle są częścią albo stacji Caritas, albo zakładu opiekuńczo-leczniczego, ośrodka dla niepełnosprawnych, hospicjum, itp. i że tych części rezydencjalnych nie da się wydzielić z majątku instytucji publicznych Kościoła. Trzeba się z tym liczyć, że sprzedaż rezydencji będzie się wiązała ze sprzedażą ośrodka i likwidacją działalności podmiotu charytatywnego. Podobnie z budynkami kurii. Przykład amerykański niestety pokazuje całą złożoność majątku instytucji kościelnych. Najgorzej to wygląda w przypadku zakonów
JJ
~Jan Jan
11 czerwca 2021, 07:39
Ależ jest to realne Alicjo i nie tylko to : ''16 "Biada, biada, wielka stolico, odziana w bisior, purpurę i szkarłat, cała zdobna w złoto, drogi kamień i perłę, 17 bo w jednej godzinie przepadło tak wielkie bogactwo!" A każdy sternik i każdy żeglarz przybrzeżny, i marynarze, i wszyscy, co pracują na morzu, stanęli z daleka 18 i patrząc na dym jej pożaru, tak wołali: "Jakież jest miasto podobne do stolicy?" 19 I rzucali proch sobie na głowy, i wołali płacząc i żaląc się w słowach: "Biada, biada, bo wielka stolica, w której się wzbogacili wszyscy, co mają okręty na morzu, dzięki jej dostatkowi, przepadła w jednej godzinie". («« Ap 18 »» )