Ks. Bardonau z Mińska: od Białorusinów świat może się uczyć poszukiwania dialogu i nie dążenia do odwetu
Na Białorusi żaden sklep nie został obrabowany, żaden samochód zniszczony przez protestujących. Ludzie po prostu wychodzą i poszukują dialogu. Pomimo tego, że jest wobec nich agresja, że są źle traktowani, nie poddają się chęci odwetu. Są pokojowo nastawieni. To postawa chrześcijańska, ale przyjmują ją także ci, którzy nie są związani z Kościołem. Tego świat może się od nich uczyć - mówi w rozmowie z KAI ks. Kirył Bardonau, pracownik kurii archidiecezji mińsko-mohylewskiej na Białorusi.
Dorota Abdelmoula (KAI): Proszę Księdza, czy mieszkańcy Mińska wierzą dziś w nadejście zmian, których domagają się od czasu wyborów? Czy obawiają się interwencji ze strony Rosji?
Ks. Kirył Bardonau: Miasto protestuje, szczególnie wieczorami. Choć nie tylko: coraz częściej już z rana ludzie wychodzą na ulice. Do spontanicznych protestów doszły strajki pracowników państwowych fabryk. Dla kierujących państwem ta sytuacja, a zwłaszcza protesty w zakładach pracy, okazały się największym zaskoczeniem i argumentem, by coś zacząć robić z całą tą sytuacją.
Pojawia się wiele różnych głosów, nie do końca wiadomo, komu wierzyć. Osobiście nie wierzę w interwencję Rosji. Gdyby państwo chciało językiem gwałtu zatrzymać trwające protesty, to ma do tego wszelkie sposobności i nie ma potrzeby korzystać z pomocy sąsiedniego państwa.
A czy mamy nadzieję? Zawsze jest jakaś nadzieja. Szczególnie strajki państwowych fabryk, które zaskoczyły nas wszystkich, są potężnym argumentem na naszą korzyść, bo z tych strajków wynikają kłopoty ekonomiczne dla państwa, których nie można zignorować. Już teraz przedstawiciele państwa mówią o tym, że prezydent usłyszał głosy protestujących. Kiedy przedwczoraj odwiedził fabrykę broni, której pracownicy zaczęli krzyczeć na jego widok: „niech odejdzie!” – nie mógł powiedzieć, że tego głosu nie usłyszał, że może go zignorować. To daje nadzieję.
KAI: A co jeszcze może się wydarzyć? Czy, oprócz manifestacji, strajków, przechodzenia funkcjonariuszy na stronę obywateli, Białorusini mogą podjąć jakieś kolejne kroki na drodze upominania się o prawo do wolności?
- Nie wiadomo do końca, jaki będzie ciąg dalszy tego protestu, bo nigdy dotąd we współczesnej historii Białorusi takie protesty nie miały miejsca. Poza tym ciekawe jest to, że ten protest nie ma jakiegoś „centrum dowodzenia”. Organizują go sami obywatele. Z jednej strony powoduje to, że nie wiadomo, kto nim kieruje, jakie ma cele, na jakie dalsze kroki się zdecyduje, a z drugiej strony ten protest wciąż się rozszerza. Każdy może do niego dołączyć, niezależnie od poglądów politycznych, czy przynależności religijnej. Na tym polega jego potęga.
W latach 90-tych zdarzało się, że pojedyncze fabryki nie pracowały. Ale sytuacji takiej, jaką mamy obecnie – nie było nigdy. Kilku ambasadorów państwa zrezygnowało z pełnionych funkcji. Gdy zwolniono dyrektora jednego z teatrów, po tym, jak publicznie wyraził swoje poglądy, wszyscy pracownicy tego teatru powiedzieli: jeśli dyrektor odchodzi, to my również. Strajkuje część pracowników państwowej telewizji i był moment, że podczas programu na żywo w studiu pokazano puste fotele. Także państwowa telewizja pokazała wczorajsze spotkanie prezydenta z pracownikami fabryki, kiedy ci krzyczeli: „niech odejdzie!”. Ale co będzie dalej? Nie wiadomo.
KAI: A jak wygląda obecnie funkcjonowanie Kościoła? Z jednej stronie słyszymy o wielu pokojowych inicjatywach modlitewnych, z drugiej – o aresztowaniu dwóch księży w Baranowiczach.
- O ile wiem, z aresztowaniem księży było tak, że aresztowano ich przypadkiem. Szli ulicą ubrani „po świecku” i ten, kto ich aresztował, nie miał świadomości, że są duchownymi. Księża wychodzą do ludzi, rozmawiają z nimi, modlą się wspólnie z nimi na ulicach. Np. w Grodnie, gdzie katedra jest położona przy głównym placu miejskim, ludzie, którzy wieczorem wychodzą z Mszy, są podejrzewani o to, że biorą udział w protestach. Więc księża wychodzą i proszą, by ci ludzie mogli spokojnie wrócić do domów.
Księża, katoliccy i prawosławni, pomagają też wolontariuszom, którzy niosą pomoc aresztowanym. Rozmawiają, pocieszają. Jeden ksiądz grekokatolicki w Brześciu wziął mikrofon podczas protestów i zaproponował, że wspólnie z mieszkańcami i prezydentem miasta jest gotów, choćby zaraz iść do miejsca, w którym przetrzymywani są aresztowani. Jego apel był tak mocny, że wielu aresztowanych uwolniono, w Brześciu, w Baranowiczach i w innych miejscach.
Kościół wzywa do modlitwy. We wtorek wieczorem w kościele św. Szymona i Heleny w Mińsku, tzw. „czerwonym kościele” została odprawiona została Msza św. pod przewodnictwem naszego metropolity w intencji pokojowego rozwiązania tej sytuacji. Także przedstawiciele różnych wyznań, Kościołów i religii wspólnie modlili się o pokój. Poza tym abp Kondrusiewicz i jako nasz metropolita i jak przewodniczący episkopatu napisał kilka listów, w których wzywa do natychmiastowego zakończenia tortur i aresztowań i zaprasza do dialogu ze społeczeństwem i ten apel jest cały czas aktualny. O to samo prosi też papież Franciszek.
KAI: Na ile ten głos Kościoła, także powszechnego, może być uszanowany, potraktowany na poważnie przez obecną władzę?
- Trzeba zrozumieć, że pozycja Kościoła katolickiego czy Cerkwi prawosławnej jest tu inna niż np. w Polsce. Niemniej jednak można na sto procent powiedzieć, że ten głos będzie usłyszany, bo Kościół zawsze wypowiada się nie popierając konkretne siły polityczne, ale zapraszając do dialogu, mediacji. Te listy są tak napisane, że odbiera się je jako szczerą chęć pomocy. Co będzie dalej, nie wiadomo, ale już nawet zachowanie Cerkwi prawosławnej, której metropolita Paweł odwiedził w szpitalu rannych w czasie protestów pokazuje, że tego głosu nie można zignorować.
W poniedziałek jeden z prawosławnych kapłanów wziął mikrofon i na Placu Niepodległości w centrum Mińska rozmawiał z mieszkańcami. Także wczoraj nasz biskup pomocniczy Alaksandr Jaszeuski napisał, że księża mają prawo i muszą być ze swoimi wiernymi. Takie gesty bliskości ze strony Kościoła bardzo inspirują ludzi.
KAI: Czy wspólne modlitwy i działania Kościołów prawosławnego i katolickiego, to gesty wynikające z potrzeby chwili, czy szansa na zacieśnienie współpracy w przyszłości?
- Dialog między katolikami i prawosławnymi na Białorusi jest chyba najlepszy na świecie. Razem dużo robimy, mamy wspólne stanowisku w wielu sprawach, nie ma agresji, nienawiści. Także to, że mamy wiele małżeństw mieszanych powoduje, że wierni obu Kościołów znają się nawzajem i nie mają do siebie pretensji.
Jeden z przykładów: wczoraj znalazłem w sieci zdjęcie z protestów, przedstawiające idących obok siebie kapłanów prawosławnego i katolickiego. I podpis: że nie można zignorować protestu, w którym duchowni różnych obrządków idą razem. I myślę, że obecny kryzys może w przyszłości jeszcze bardziej ożywić naszą współpracę ekumeniczną.
KAI: W jaki sposób, oprócz modlitwy, w którą włącza się coraz więcej Polaków, można pomóc Białorusinom?
- Najlepiej te potrzeby określać tu, na miejscu. Dlatego współpraca z organizacjami charytatywnymi takimi, jak np. Caritas, mogą pomóc zrozumieć jakie są potrzeby skrzywdzonych osób fizycznie i duchowo.
KAI: W mediach w ostatnich dniach widać tłumy Białorusinów. Kim są osoby tworzące to „morze głów”? Jakimi są obywatelami i czego, oprócz odwagi upominania się o wolność, świat może się od nich nauczyć?
- Białorusini to naród, który wciąż poszukuje swojej wspólnej tożsamości. Ci ludzie, którzy stoją razem na ulicach niekiedy bardzo różnią się od siebie. Ktoś, kto urodził się w Związku Radzieckim jest inny od tego, kto urodził się w niepodległej Białorusi. Pomimo różnic ten naród jest pokojowo nastawiony, ale nie mógł już dalej znieść takiego traktowania ze strony władz.
Czego można się nauczyć? Sami Białorusini niedawno zauważyli, że w wielu państwach protesty kończą się tym, że sklepy są obrabowane, a ulice zaśmiecone. Na Białorusi żaden sklep nie został obrabowany, żaden samochód zniszczony przez protestujących. Ludzie po prostu wychodzą i poszukują dialogu. Pomimo tego, że jest wobec nich agresja, że są źle traktowani, nie poddają się chęci odwetu. Są pokojowo nastawieni. To postawa chrześcijańska, ale przyjmują ją także ci, którzy nie są związani z Kościołem. Tego świat może się od nich uczyć.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
Skomentuj artykuł