"Nigdy nie czułem się sam". Ostatnia audiencja Benedykta XVI
W ostatnich miesiącach czułem, że sił mi ubywa, i usilnie prosiłem Boga na modlitwie, by oświecił mnie swoim światłem, abym podjął najbardziej słuszną decyzję nie dla mojego dobra, ale dla dobra Kościoła. Uczyniłem ten krok z całą świadomością jego znaczenia i również nowości, ale z wielką pogodą ducha. Kochać Kościół, znaczy też mieć odwagę dokonywać trudnych wyborów, mozolnych, mając zawsze przed oczami dobro Kościoła, a nie samych siebie - mówił papież Benedykt XVI.
11 lutego 2013, Benedykt XVI ogłosił swoją rezygnację z urzędu papieskiego. Przypominamy, co powiedział podczas ostatniej audiencji generalnej, która odbyła się 27 lutego 2013 r. na placu św. Piotra.
Czcigodni Bracia w biskupstwie i w kapłaństwie! Szanowni Przedstawiciele władz! Drodzy Bracia i Siostry!
Dziękuję wam za to, że tak licznie przybyliście na tę moją ostatnią audiencję generalną. Dziękuję z całego serca! Jestem naprawdę wzruszony! I widzę żywy Kościół! Myślę też, że musimy podziękować Stwórcy za piękną pogodę, którą nas obdarzył teraz, choć jest jeszcze zima.
Jak apostoł Paweł w tekście biblijnym, którego wysłuchaliśmy, ja również czuję w głębi serca, że muszę przede wszystkim podziękować Bogu, który prowadzi Kościół i sprawia, że on rośnie, który zasiewa swoje słowo i w ten sposób żywi wiarę swego ludu. W tym momencie mój duch otwiera się szeroko i obejmuje cały Kościół rozproszony po świecie; i dziękuję Bogu za «wiadomości», które otrzymywałem w tych latach posługi Piotrowej odnośnie do wiary w Pana Jezusa Chrystusa i o miłości bliźniego, która rzeczywiście panuje w Ciele Kościoła i sprawia, że żyje on w miłości, i o nadziei, która otwiera nas i kieruje w stronę życia w pełni, ku ojczyźnie w niebie.
Czuję, że wszyscy są obecni w mojej modlitwie w tej chwili, która jest teraźniejszością Boga, którą ogarniam wszystkie spotkania, wszystkie podróże, wszystkie wizyty pasterskie. Wszystko i wszystkich ogarniam modlitwą, by zawierzyć ich Panu: abyśmy doszli do pełnego poznania Jego woli, z całą mądrością i duchowym zrozumieniem, i abyśmy postępowali w sposób godny Pana, Jego miłości, wydając owoce wszelkich dobrych czynów (por. Kol 1, 9-10).
W tym momencie przepełnia mnie wielka ufność, ponieważ wiem, wszyscy wiemy, że Słowo prawdy Ewangelii jest siłą Kościoła, jest jego życiem. Ewangelia oczyszcza i odnawia, wydaje owoc wszędzie tam, gdzie wspólnota wierzących słucha jej oraz przyjmuje łaskę Boga w prawdzie i w miłości. To jest moją ufnością, to jest moją radością.
Kiedy 19 kwietnia prawie osiem lat temu zgodziłem się przyjąć urząd Piotrowy, miałem niezłomną pewność, która zawsze mi towarzyszyła: pewność, że Kościół żyje Słowem Bożym. W tamtym momencie, jak już wielokrotnie mówiłem, w moim sercu zabrzmiały następujące słowa: Panie, dlaczego tego ode mnie żądasz i czego ode mnie żądasz? Kładziesz na moje barki wielki ciężar, ale jeśli Ty mi to nakazujesz, na Twoje słowo zarzucę sieci, pewny, że mną pokierujesz, pomimo wszystkich moich słabości. I po ośmiu latach mogę powiedzieć, że Pan mną kierował, był blisko mnie, codziennie odczuwałem Jego obecność. Był to etap drogi Kościoła, w którym były chwile radości i światła, ale też chwile trudne; czułem się jak św. Piotr z apostołami w łodzi na Jeziorze Galilejskim: Pan dał nam wiele dni słońca i lekkiego wiatru, dni, w których połów był obfity; były też momenty, w których wody były wzburzone, a wiatr przeciwny, jak w całej historii Kościoła, i wydawało się, że Pan śpi. Wiedziałem jednak zawsze, że w tej łodzi jest Pan, i wiedziałem zawsze, że łódź Kościoła nie jest moja, nie jest nasza, lecz Jego. I Pan nie pozwoli, by zatonęła; to On ją prowadzi, z pewnością również za pośrednictwem ludzi, których wybrał, bo tak chciał. Taką pewność miałem i mam, i nic jej nie zmąci. Dlatego też moje serce dziś jest pełne wdzięczności dla Boga, ponieważ całemu Kościołowi i mnie również nigdy nie zabrakło Jego pociechy, Jego światła, Jego miłości.
W tamtym momencie, jak już wielokrotnie mówiłem, w moim sercu zabrzmiały następujące słowa: Panie, dlaczego tego ode mnie żądasz i czego ode mnie żądasz?
Jesteśmy w Roku Wiary, który ogłosiłem, by umocnić właśnie naszą wiarę w Boga w kontekście, który zdaje się coraz bardziej stawiać Go na drugim planie. Chciałbym zachęcić wszystkich do odnowienia niezłomnej ufności do Pana, do powierzenia się jak dzieci w ramiona Boga, pewni, że te ramiona zawsze nas podtrzymują i dzięki temu możemy codziennie posuwać się naprzód, także pośród trudu. Chciałbym, aby każdy poczuł się kochany przez tego Boga, który ofiarował swego Syna za nas i okazał nam swoją bezgraniczną miłość. Chciałbym, aby każdy czuł radość z tego, że jest chrześcijaninem. Słowa pięknej modlitwy, którą odmawia się codziennie rano, brzmią: «Wielbię Cię, mój Boże, i kocham Cię całym sercem. Dziękuję Ci za to, że mnie stworzyłeś, że sprawiłeś, że jestem chrześcijaninem...» Tak, cieszmy się z daru wiary; jest to najcenniejsze dobro, którego nikt nie może nam odebrać! Dziękujmy Panu za to codziennie, modlitwą i konsekwentnym życiem chrześcijańskim. Bóg nas kocha, lecz oczekuje, że i my Go będziemy kochali!
A nie tylko Bogu pragnę podziękować w tym momencie. Papież nie jest sam, kiedy stoi za sterem łodzi Piotrowej, choć na nim spoczywa główna odpowiedzialność; i ja nigdy nie czułem się sam, gdy dźwigałem radość i ciężar urzędu Piotrowego; Pan postawił obok mnie wiele osób, które z wielkodusznością i miłością do Boga i do Kościoła pomagały mi i były blisko mnie. Przede wszystkim wy, drodzy bracia kardynałowie: wasza mądrość, wasze rady, wasza przyjaźń były dla mnie cenne; moi współpracownicy, począwszy od mojego Sekretarza Stanu, który mi wiernie towarzyszył w tych latach; Sekretariat Stanu i cała Kuria Rzymska, a także wszyscy ci, którzy w różnych sektorach pracują w Stolicy Apostolskiej: wielu twarzy się nie widzi, pozostają w cieniu, ale właśnie w ciszy, w codziennym oddaniu, z duchem wiary i pokory byli dla mnie pewnym i niezawodnym wsparciem. W szczególny sposób myślę o Kościele Rzymu, o mojej diecezji! Nie mogę zapomnieć o braciach w biskupstwie i w kapłaństwie, o osobach konsekrowanych i całym ludzie Bożym: podczas wizyt pasterskich, spotkań, audiencji, podróży zawsze odczuwałem ich wielką wrażliwość i głęboką miłość; a ja również kochałem wszystkich i każdego, bez różnicy, tą pasterską miłością, która jest sercem każdego pasterza, przede wszystkim Biskupa Rzymu, Następcy apostoła Piotra. Codziennie ojcowskim sercem obejmowałem każdego z was w modlitwie.
Papież nie jest sam, kiedy stoi za sterem łodzi Piotrowej, choć na nim spoczywa główna odpowiedzialność; i ja nigdy nie czułem się sam, gdy dźwigałem radość i ciężar urzędu Piotrowego.
Chciałbym, aby moje pozdrowienie i podziękowanie dotarło też do wszystkich: serce Papieża otwiera się szeroko na cały świat. I chciałbym wyrazić wdzięczność korpusowi dyplomatycznemu przy Stolicy Apostolskiej, który uobecnia wielką rodzinę narodów. Myślę również o wszystkich, którzy pracują nad dobrym przekazem i dziękuję im za ważną posługę.
W tym momencie chciałbym podziękować z całego serca również wszystkim bardzo licznym osobom z całego świata, od których w ostatnich tygodniach otrzymałem wzruszające wyrazy szacunku, przyjaźni i zapewnienia o modlitwie. Tak, Papież nigdy nie jest sam, teraz doświadczam tego jeszcze raz ogromnie, w sposób chwytający za serce. Papież należy do wszystkich i bardzo liczne osoby czują się mu bliskie. Prawdą jest, że otrzymuję listy od wielkich tego świata — głów państw, przywódców religijnych, przedstawicieli świata kultury itd. Otrzymuję jednak także bardzo liczne listy od osób prostych, które piszą do mnie zwyczajnie z serca i dają mi odczuć swoją miłość, która rodzi się z tego, że jesteśmy razem z Jezusem Chrystusem, w Kościele. Te osoby nie piszą do mnie tak, jak się pisze na przykład do księcia lub do kogoś wielkiego, kogo się nie zna. Piszą do mnie jak bracia i siostry lub jak synowie i córki, z poczuciem bardzo serdecznej więzi rodzinnej. Tu można przekonać się namacalnie, czym jest Kościół — nie organizacją, stowarzyszeniem o celach religijnych lub humanitarnych, lecz żywym ciałem, wspólnotą braci i sióstr w Ciele Jezusa Chrystusa, które jednoczy nas wszystkich. Doświadczanie Kościoła i w ten sposób możliwość niemal dotykania ręką mocy jego prawdy i jego miłości, jest powodem do radości w epoce, w której wielu mówi o jego zmierzchu. Lecz widzimy, jak bardzo Kościół jest żywy dzisiaj!
W ostatnich miesiącach czułem, że sił mi ubywa, i usilnie prosiłem Boga na modlitwie, by oświecił mnie swoim światłem, abym podjął najbardziej słuszną decyzję nie dla mojego dobra, ale dla dobra Kościoła. Uczyniłem ten krok z całą świadomością jego znaczenia i również nowości, ale z wielką pogodą ducha. Kochać Kościół znaczy też mieć odwagę dokonywać trudnych wyborów, mozolnych, mając zawsze przed oczami dobro Kościoła, a nie samych siebie.
Pozwólcie mi, że w tym momencie jeszcze raz powrócę do 19 kwietnia 2005 r. Powaga decyzji polegała również na tym, że od tamtego momentu byłem związany zawsze i na zawsze z Panem. Zawsze — ten, kto przyjmuje urząd Piotrowy, nie ma już żadnej privacy. Należy zawsze i całkowicie do wszystkich, do całego Kościoła. Z jego życia zostaje zupełnie usunięty, że tak powiem, wymiar prywatny. Miałem okazję tego doświadczyć i doświadczam dokładnie teraz, że otrzymuje się życie właśnie wtedy, kiedy się je ofiarowuje. Przedtem powiedziałem, że wiele osób, które kochają Pana, kochają także Następcę św. Piotra i są do niego przywiązane; że Papież ma naprawdę braci i siostry, synów i córki na całym świecie i że czuje się bezpieczny w objęciach waszej wspólnoty; ponieważ nie należy już do samego siebie, należy do wszystkich i wszyscy należą do niego.
Kochać Kościół znaczy też mieć odwagę dokonywać trudnych wyborów, mozolnych, mając zawsze przed oczami dobro Kościoła, a nie samych siebie.
«Zawsze» oznacza również «na zawsze» — nie ma już powrotu do życia prywatnego. Moja decyzja o rezygnacji z pełnienia urzędu tego nie anuluje. Nie wracam do życia prywatnego, do podróżowania, spotkań, przyjęć, wykładów itd. Nie porzucam krzyża, lecz w nowy sposób trwam przy ukrzyżowanym Panu. Nie mam już władzy rządzenia w Kościele, lecz w posłudze modlitwy zostaję, że tak powiem, w zagrodzie św. Piotra. Św. Benedykt, którego imię noszę jako Papież, będzie mi w tym wielkim przykładem. Pokazał on drogę do życia, które — czynne lub bierne — całkowicie należy do dzieła Boga.
Dziękuję wszystkim i każdemu również za szacunek i zrozumienie, z jakimi przyjęliście tę tak ważną decyzję. Będę nadal towarzyszył Kościołowi w drodze modlitwą i refleksją, z takim oddaniem Panu i Jego Oblubienicy, z jakimi codziennie starałem się żyć dotychczas i chciałbym żyć zawsze. Proszę, byście pamiętali o mnie przed Bogiem, a przede wszystkim, byście modlili się za kardynałów, wezwanych do wykonania tak istotnego zadania, i za nowego Następcę apostoła Piotra: niech Pan go darzy światłem i mocą swojego Ducha.
Prośmy o macierzyńskie wstawiennictwo Maryję Pannę, Matkę Boga i Kościoła, aby towarzyszyła każdemu z nas i całej wspólnocie kościelnej; Jej się zawierzamy z głęboką ufnością.
Drodzy przyjaciele! Bóg kieruje swoim Kościołem, podtrzymuje go zawsze, a przede wszystkim w trudnych momentach. Nie traćmy nigdy z oczu tej wizji wiary, która jest jedyną prawdziwą wizją drogi Kościoła i świata. W naszym sercu, w sercu każdego z was niech będzie zawsze radosna pewność, że Pan jest z nami, nie opuszcza nas, jest blisko i obejmuje nas swoją miłością. Dziękuję!
Skomentuj artykuł