Pierwszy jezuita w kosmosie

O. George V. Coyne SJ (fot. carissimus.pl)
Carissimus.pl

Słynny kosmolog. Wieloletni dyrektor Obserwatorium Watykańskiego za czasów pontyfikatu Jana Pawła II. O locie na Księżyc, gotowości na niespodzianki i poszukiwaniu prawdy opowiada o. George V. Coyne SJ.

Na początek trudne pytanie - dlaczego 18-letni George Vincent Coyne zdecydował się wstąpić do Towarzystwa Jezusowego?

Chodziłem do jezuickiej szkoły średniej Loyola Blakefield w Baltimore, w stanie Maryland. Oprócz księży uczyło nas tam około piętnastu jezuickich scholastyków. Podziwiałem ich dwie charakterystyczne cechy. Po pierwsze: absolutne oddanie i całkowite poświęcenie w pracy. Po drugie, byłem pod wrażeniem życia wspólnotowego jakie prowadzili. Byłem zafascynowany postawą jaka wśród nich panowała. Zainspirowało mnie to i pociągnęło do tego, by stać się jak oni. Mam nadzieję, że był to powiew Ducha Świętego.

DEON.PL POLECA

Co było potem? Czy w formacji zakonnej jaką Ojciec przeszedł było coś nadzwyczajnego?

Faktycznie to poza moimi studiami z astrofizyki podczas magisterki, przechodziłem formację, która była typowa jak na tamte czasy. Po nowicjacie studiowałem przez dwa lata łacinę i grekę i może zabrzmi to dziwnie, mój profesor od greki zainspirował mnie do studiowania astrofizyki. Zamiast trzech lat bycia nauczycielem podczas magisterki, zostałem wysłany na czteroletnie studia. Zawsze żałowałem, że nie doświadczyłem nigdy pracy nauczyciela w szkole średniej.

A więc zainteresowanie astronomią jest raczej dojrzałą pasją niż zabawą z dzieciństwa.

Zostałem zainspirowany przez mojego profesora od greki, jezuity, który poza swoim doktoratem z filologii klasycznej, posiadał dyplom z matematyki. Był też pasjonatem astronomii. Zachęcił mnie do czytania książek astronomicznych, mimo że było to niezgodne z zasadami panującymi w tamtym czasie. W sekrecie pożyczał dla mnie książki z biblioteki publicznej. Możesz sobie wyobrazić w jakich emocjach to się odbywało. Zakazany owoc, ale dobry owoc!

A co z udziałem w szkoleniu do programu Apollo? Jak do tego doszło? Był Ojciec brany pod uwagę w locie na Księżyc?!

W czasie gdy kończyłem moje studia, NASA rozpoczynała program zapisywania naukowców do wzięcia udziału w locie w kosmos. Do tego czasu większość astronautów była inżynierami i pilotami. Zrobiłem doktorat na temat struktury powierzchni Księżyca. To było trochę przed programami Ranger i Apollo. Podczas mojego pierwszego roku teologii poprosiłem prowincjała, czy mogę złożyć wniosek do programu dla astronautów, aby odbyć podróż na Księżyc. Oczywiście to nie była zwyczajna prośba. Prowincjał odpowiedział, że to dobry pomysł i żartobliwie dodał: Jeśli pozwolę ci lecieć, każdy będzie chciał! Ostatecznie wyraził zgodę i złożyłem swój wniosek do uczestnictwa w programie. Niestety, nie spełniłem bardzo rygorystycznych wymogów, jakie wówczas NASA stawiała przed kandydatami (np. ostrość wzroku,0 bez szkieł korekcyjnych).

Michał Heller opisał kiedyś przeciętny dzień z Ojca pracy w Obserwatorium Watykańskim. Pobudka o 4.00. O 8.30 początek pracy urzędowej. O 14.30 sjesta - Nie mam pojęcia, co on robi w godzinach jakie we Włoszech przeznacza się na popołudniową sjestę. O 18.00 codzienny jogging (kilka ładnych kilometrów). Raz w tygodniu całodniowa wycieczka rowerowa. Wreszcie czas na sen - Ostatnim oknem, w jakim gaśnie światło na piątym piętrze papieskiego pałacu w Castel Gandolfo, jest okno biura, które zajmuje George. Robi wrażenie. Jak Ojciec wypracował taki poziom samodyscypliny? Znajduje Ojciec czas na jakieś hobby dalekie od zainteresowań naukowych?

Myślę, że Michał trochę przesadził - w przeciwieństwie do siebie! Kocham moją pracę, a czas, gdy pracowałem w Watykańskim Obserwatorium Astronomicznym, był dla mnie szczególnie interesujący. Zostałem dyrektorem Obserwatorium w tym samym czasie, gdy Jana Pawła II wybrano na papieża. On bardzo wspierał naszą pracę i pragnął nawiązać owocne stosunki Kościoła ze światem nauki.

Co do moich pasji w czasie wolnym, to lubię piesze wędrówki i jazdę na rowerze. Lubię czytać książki historyczne. Kocham również uczyć tutaj w jezuickim Le Moyne College. Uważam to za moje hobby. Mogę poświęcić, teraz, znaczną część mojego czasu na nauczanie. Nie mogłem tego robić jako dyrektor Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego.

Ostatnio przeczytałem wypowiedź O. José Gabriela Funesa , który parafrazując słowa Izaaka Newtona powiedział, że astronomowie są jak dzieci, które bawią się galaktykami, gwiazdami i planetami na brzegu wszechświata. Odnajduje się Ojciec w takim spojrzeniu?

Szczęśliwy naukowiec stojąc w obliczu wszechświata jest jak dziecko z poczuciem zachwytu i radości. To prawie niemożliwe by wykonywać badania astrofizyczne bez postrzegania wszechświata jako tajemnicy. Jest to dla mnie udział w tajemnicy samego Boga - Stworzyciela. Jego stworzenie, wszechświat, odzwierciedla Jego tajemniczą miłość do nas.

Jak rozumie Ojciec pojęcie granic, na które posyła jezuitów papież Benedykt XVI (przemówienie do XXXV Kongregacji Generalnej)? Osiągnął Ojciec którąś z tych granic w trakcie swojego życia?

Myślę, że słowo granice niesie w sobie sens robienia tego co jest ważne dla ludu Bożego, ale do czego inni nie są przygotowani. Sądzę, że Obserwatorium Astronomiczne w Watykanie jest na granicach. To jest jedyny naukowy ośrodek badawczy sponsorowany przez Kościół. Współpracujemy w projektach badawczych z naukowcami całego świata. Ponadto, wraz z Vatican Observatory Summer School, pomagamy wyszkolić około 300 młodych astrofizyków z 60 krajów świata.

W książce Podróż przez wszechświat. Poszukiwanie sensu przez człowieka pisze Ojciec: Idee i hipotezy nie zawsze są prawdziwe, lecz otwarte ich przedyskutowanie może prowadzić do dalszego ich zrozumienia, jeśli respektuje się prowizoryczny charakter wyników. Takie podejście powinno być charakterystyczne nie tylko dla naukowca, ale dla każdego, kto szczerze poszukuje prawdy. Posłanie Benedykta XVI zawiera w sobie podobną otwartość. Jakimi cechami i umiejętnościami powinien, według Ojca, odznaczać się jezuita, który chce docierać do granic?

Nie posiadamy prawdy. My jej poszukujemy. Jesteśmy wędrowcami, pielgrzymami. Tak jest zarówno w nauce jak i w religii. W rzeczywistości zatytułowaliśmy tę książkę na podstawie konferencji jaką zorganizowaliśmy na prośbę Jana Pawła II "Physics, Phylosophy and Theology - A Common Quest for Understanding". Jak wiadomo, Jan Paweł II napisał wspaniałe posłanie, jako przedmowę do tej książki, w którym pisze o tego rodzaju wspólnym dążeniu.

A co z niebezpieczeństwami związanymi z pracą na granicach? Pytam w szerokim kontekście - np. istnieje zagrożenie, że naukowiec, który jest znany z niesamowitych odkryć, będzie skłaniał się do próżnej chwały światowej [i do zaszczytów], a potem do bezmiernej pychy [ĆD 142].

Wszelkie talenty, jakie możemy posiadać, są darem od Boga, które służą Jemu i Jego dzieciom. Musimy zawsze modlić się o to, by dochodzić do głębszej świadomości tego faktu.

Co powiedziałby Ojciec młodemu jezuicie, który stoi dopiero na początku drogi swojego powołania zakonnego?

Bądź otwarty na Pana działającego w twoim życiu przez twoją wspólnotę. Bądź szczery w pokazywaniu jakie są twoje talenty do pracy apostolskiej, ale bądź też otwarty służąc jako jezuita zgodnie z wolą przełożonych.

Bądź gotowy na niespodzianki. Nie zostałbym jezuitą, naukowcem, dyrektorem Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego na 28 lat gdybym to sam zaplanował. Każdy zwrot w moim życiu był dla mnie wielką niespodzianką: profesor greki, zamknięcie Obserwatorium w Georgetown College w Washingtonie - gdzie byłem skierowany do pracy na stanowisku dyrektora przez moich przełożonych, przypadkowa rozmowa, która zaprowadziła mnie na Uniwersytet w Arizonie, nagła śmierć mojego poprzednika - dyrektora Obserwatorium w Watykanie. Wszystko szczęśliwym trafem. Dziękuję Bogu, że byłem dość otwarty, by odpowiedzieć na każdą z tych niespodzianek z pomocą moich współbraci.

George V. Coyne SJ - urodził się w 1933 roku w Baltimore, w stanie Maryland (USA). Wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w 1951 roku. Uzyskał licencjat z matematyki i filozofii i na Uniwersytecie Fordham w roku 1958. Pracę doktorską z astronomii obronił w 1962 roku na Uniwersytecie Georgetown. Po ukończeniu studiów teologicznych na Woodstock College w 1965, otrzymał święcenia kapłańskie. Następnie kontynuował swoją pracę badawczą w dziedzinie astronomii na Uniwersytecie Harvarda oraz w Lunar Planetary Laboratory na Uniwersytecie Arizony. W latach 70. był dyrektorem Catalina Observatory na Uniwersytecie Arizony. W okresie 1978 - 2006 pełnił funkcję dyrektora Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego. Ojciec Coyne jest członkiem następujących organizacji naukowych: Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU), Amerykańskie Towarzystwo Astronomiczne (AAS), Towarzystwo Astronomiczne Pacyfi ku (ASP), Amerykańskie Towarzystwo Fizyczne (APS), Amerykańskie Towarzystwo Optyczne (OSA) oraz Papieska Akademia Nauk. Będąc członkiem Komisji do "sprawy Galileusza", która powstała jako odpowiedź na wezwanie papieża Jana Pawła II ogłoszone w setną rocznicę urodzin Alberta Einsteina (1979), G.V. Coyne rozpoczął serię publikacji znanych pod tytułem Studi Galileiani, dotyczących tzw. przypadku Galileusza.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pierwszy jezuita w kosmosie
Komentarze (11)
K
korek
7 lutego 2014, 09:36
"To prawie niemożliwe by wykonywać badania astrofizyczne bez postrzegania wszechświata jako tajemnicy. Jest to dla mnie udział w tajemnicy samego Boga - Stworzyciela. Jego stworzenie, wszechświat, odzwierciedla Jego tajemniczą miłość do nas." Pięknie powiedziane:) ...Zauważ, że Pan Bóg pokazuje (odsłania) nam świat stosownie do naszej percepcji. Widać w historii świata i cywilizacji, rękę Pana Boga... Bóg jest Panem historii. I świata i mojej.
Kamila
6 lutego 2014, 20:46
"To prawie niemożliwe by wykonywać badania astrofizyczne bez postrzegania wszechświata jako tajemnicy. Jest to dla mnie udział w tajemnicy samego Boga - Stworzyciela. Jego stworzenie, wszechświat, odzwierciedla Jego tajemniczą miłość do nas." Pięknie powiedziane:)
H
Hastatus
6 lutego 2014, 17:55
A ja uważam, że ksiądz/świecki powinien bardziej słuchać Boga niż ludzi. Tak jak Chrystus. ... Chrystus jest Bogiem. Co do sacrum i profanum to istotnie podział jest trochę sztuczny. Jednak wcale to nie znaczy, że mamy się wyrzekać rzeczy najważniejszych, dla mniej ważnych. Najważniejsze jest zbawienie. Jedni zostali powołani do tego, żeby je osiągnąć poprzez pracę i życie w rodzinie. Inni zostali powołani do tego, żeby być kapłanami i duszpasterzami prowadząc innych do zbawienia. Zdarzają się jednak tacy, co ogladają się wstecz, i np. zamiast rzyć w małżeństwie, chetnie zotsliby księżmi lub na odwrót.  Są tez tacy księża, którzy nie mając zupełnie talentu, próbują działać jako naukowcy, pisarze lub poeci, ale to już inny wątek.
N
Neon
6 lutego 2014, 17:38
A ja uważam, że ksiądz/świecki powinien bardziej słuchać Boga niż ludzi. Tak jak Chrystus.
N
Neon
6 lutego 2014, 17:34
A mnie zastanawia sensowność bycia księdzem i zawodowym astronomem. To jest swoiste pomieszanie sacrum i profanum. Można przecież dążyć do poznania i świętości jako osoba świecka. O. Coine mógł przecież bez przeszkód zostać astronomem jako świecki. A tak stoi w rozkroku pomiędzy kapłaństwem a świeckim zawodem, a widać, że to drugie jest mu bliższe. Zabrakło odwagi i konsekwencji? ...Chciałbym zaznaczyć, że odkąd Jezus przyszedł na świat, nie ma sacrum i profanum w tym sensie jaki kolega stosuje.
H
Hastatus
6 lutego 2014, 17:29
O ile znam wypowiedzi fr. Coyne'a z innych wywiadów, nigdy nie powiedział on, że nauka jest ważniejsza od Boga. Zresztą czy Jan Paweł II zaufałby takiemu człowiekowi przez tyle lat powierzając mu Watykańskie Obserwatorium Astronomiczne, którego prace sam z dużym zainteresowaniem śledził i popierał? ... Nikt księdzu nie zabrania pograć w tenisa lub zajrzeć do obserwatorium. Tutaj chodzi o to, co jest naszym powołaniem i obowiązkiem. O to, co jest na pierwszym miejscu. Chodzi też o czas, który poświęcam. Praca naukowa zwykle pochłania większość czasu, więc na duszpasterstwo pozostaje go niewiele. Takie sprawy dobrze jest rozeznawać za pomocą PŚ i Katechizmu. Ewangelia w wielu miejscach mówi na ten temat, np: teraz nie ryby a ludzi będziesz łowił. A co do JPII to był tylko człowiekiem. Bóg posługuje się ludźmi z całą ich ograniczonością . Trudno zrzucać na JPII odpowiedzialność za wszystko, cokolwiek się działo w Kościele lub nawet "tylko" w państwie watykańskim. Działy się tam różne rzeczy, trochę jak na świecie.
S
Szymon
6 lutego 2014, 16:59
kapłani zajmujący się nauką, lub inną pasją, zamiast duszpasterstwem absolutnie nic tu nie zmienią. Dlaczego świadectwo świeckiego naukowca lub sportowca miałaby być choć trochę gorsza od roli kapłana, który nie pełni obowiązków kapłańskich??? . ... O ile znam wypowiedzi fr. Coyne'a z innych wywiadów, nigdy nie powiedział on, że nauka jest ważniejsza od Boga. Zresztą czy Jan Paweł II zaufałby takiemu człowiekowi przez tyle lat powierzając mu Watykańskie Obserwatorium Astronomiczne, którego prace sam z dużym zainteresowaniem śledził i popierał?  Poza tym rolą kapłana, jak każdego z nas, jest bycie świadkiem Chrystusa, jego głosicielem. Tu się zgadzamy. Jest on posłany ażeby służyć ludziom sakramentami poprzez Eucharystię i spowiedź (bo wiele innych czynności które sprawuje mogą sprawować również świeccy). Jeśli to robi i rozwija swoją wieź z Bogiem poprzez modlitwę, pogłębia wiedzę teologiczną, to nie można mu zarzucić że nie jest dobrym kapłanem. Służyć Ludowi Bożemu może na wiele sposobów, nie wszyscy kapłani mają identyczne zdolności, cechy osobowości i talenty. To co robi o. Coyne też za służbę Kościołowi i świadectwo uważam. I nie wydaje mi się, żeby jego działalność kłóciła się z powołaniem kapłańskim. Oczywiście nie ujmując świeckim, że ich świadectwo jest mniej ważne. Jest tak samo ważne.
H
Hastatus
6 lutego 2014, 15:32
Dlaczego? Wydaje mi się, że bycie księdzem nie wyklucza fascynacji i rozwijania pasji naukowych. Tym bardziej że znaczna większość ludzi jest zagubiona i uważa, że nauka zaprzecza religii, a religia nauce. ... Każdy może rozwijać swe pasje. Pytanie tylko, czy robi to we właściwym zakresie. Jeśli dziecko zamiast chodzić do szkoły, będzie grało na komputerze, to nie będzie to odpowiednie. Jeśli ktoś się ożeni, to powinien wśród wszystkich krewnych i znajomych postawić żonę na pierwszym miejscu, no i otworzyć się na ojcostwo. Zarzuty codo nienaukowości, odstawania wierzących są bardzo stare i kapłani zajmujący się nauką, lub inną pasją, zamiast duszpasterstwem absolutnie nic tu nie zmienią. Dlaczego świadectwo świeckiego naukowca lub sportowca miałaby być choć trochę gorsza od roli kapłana, który nie pełni obowiązków kapłańskich??? To może być nawet anty świadectwo mówiące, że ważniejsza jest nauka (dla niektórych jest to idol) lub sport niż zbawienie człowieka. Co do kapłaństwa, to stary testament mówi: kapłan z ludu jest wzięty i do ludu posłany. Czyli do ludzi, nie do próbówek, teleskopów, czy rakiet tenisowych. Ewangelia pisze o powołaniu apostołów tak: a oni pozostawili wszystko i poszli za Nim.
S
Szymon
6 lutego 2014, 13:16
 Zabrakło odwagi i konsekwencji? ... Dlaczego? Wydaje mi się, że bycie księdzem nie wyklucza fascynacji i rozwijania pasji naukowych. Tym bardziej że znaczna większość ludzi jest zagubiona i uważa, że nauka zaprzecza religii, a religia nauce. Kościół potrzebuje każdego z takimi zdolnościami, jakimi Bóg go obdarzył. Jeśli ktoś swoimi zdolnościami i talentami potrafi wydatnie służyć Kościołowi to chwała Panu! W mojej opinii bycie księdzem w niczym tutaj nie przeszkadza. Kościół potrzebuje też w swoich szeregach naukowców, bo jak miałby z naukowcami rozmawiać? Wydaje się, że jest to jedna z najbardziej zaniedbanych przez Kościół grup społecznych. Jako chrześcijanie potrafimy pomagać ubogim, robić wielkie akcje charytatywne, dyskutować z politykami, stawać w obronie człowieka wobec wielkich organizacji i instytucji, ale często w dialogu z nauką stajemy bezradni. Tam też potrzebny jest dialog i ludzie którzy potrafią go prowadzić, którzy naukę rozumieją. Pozdrawiam:)
Paweł Tatrocki
6 lutego 2014, 12:55
A ja myślę, że nie stoi. Jego bycie świeckim astronomem służy ewangelizacji środowisk naukowych, które chętniej patrzą na kogoś z własnego środowiska. Podobnie jest też z ks. prof. Michałem Hellerem. Kościół ma ponadto własnych biegłych pomocnych w obronie wiary Kościoła, co widać dobrze gdy zachodzi dyskusja między księdzem Hellerem a ateistą Hawkingiem również fizykiem kosmologiem.
H
Hastatus
6 lutego 2014, 11:21
A mnie zastanawia sensowność bycia księdzem i zawodowym astronomem. To jest swoiste pomieszanie sacrum i profanum. Można przecież dążyć do poznania i świętości jako osoba świecka. O. Coine mógł przecież bez przeszkód zostać astronomem jako świecki. A tak stoi w rozkroku pomiędzy kapłaństwem a świeckim zawodem, a widać, że to drugie jest mu bliższe. Zabrakło odwagi i konsekwencji?