Rachunek sumienia przed ŚDM

(fot. Wikimedia Commons)
KAI / mm

Polscy duszpasterze muszą dobrze wykorzystać dwa lata przygotowań do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie - podkreśla w rozmowie z KAI ks. Grzegorz Suchodolski, dyrektor Krajowego Biura Organizacyjnego ŚDM.

Zwraca uwagę, że obok prężnych ośrodków duszpasterskich są też niemrawe czy wręcz martwe oraz że katecheci po powrocie ze szkół nie mogą zamykać przed młodzieżą salek parafialnych. "Wierzę w pracę organiczną, a więc najpierw w nawrócenie pasterzy i kapłanów" - wyznaje ks. Suchodolski.

Publikujemy treść rozmowy z ks. Grzegorzem Suchodolskim

DEON.PL POLECA

KAI: Zorganizować Światowe Dni Młodzieży to nie jest prosta sprawa, o czym doskonale Ksiądz wie jako osoba współodpowiedzialna za wiele dotychczasowych edycji ŚDM. W 2016 damy radę?

- Kiedy dowiedziałem się, że Kraków będzie gospodarzem ŚDM, to moja pierwsza reakcja była bardzo pozytywna. Szczerze ucieszyłem się i dziękowałem Panu Bogu za to wyróżnienie dla Polski. Była to jednak reakcja serca. Natomiast bardzo szybko został uruchomiony także rozum. I chociaż serce mówiło: "tak" - rozum zdawał się mieć wiele wątpliwości, mówił: Kraków nie da rady, jest za mały, jako miasto liczące siedemset kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców nie pomieści ponad dwóch milionów przybyszów z całego świata.

Te obawy są obecne do dzisiaj. Kiedy teraz przyjdzie nam się zmierzyć z konkretnymi wyliczeniami, to obawiam się, że będziemy mieli nie lada problem, żeby temu sprostać. Jest więc i radość i lekki strach, jak "poszerzyć" Kraków, żeby sprostał temu wydarzeniu od strony logistycznej. Bo duchowo, organizacyjnie czy pod względem gościnności Polski - to wszystko przemawia na "tak", jest naszym wielkim atutem.

KAI: Zaangażowani w organizację krakowskich ŚDM powinni pozdrawiać się wezwaniem "nie lękajcie się"...

- Na pewno. Ja codziennie modlę się za wstawiennictwem Jana Pawła II powierzając i zawierzając mu to dzieło, bo to nie jest takie proste. Pamiętam pierwsze reakcje, także polskich biskupów, po ogłoszeniu, że miejscem kolejnych ŚDM będzie Kraków. Pojawiła się wtedy cała "litania" miast, do których poza Krakowem, papież mógłby przyjechać. Zacząłem tłumaczyć, że ŚDM to nie jest przyjazd papieża do iluś miast, tylko przybycie do Polski 2 milionów młodych ludzi z 200 krajów świata.

Nie jest sztuką przygotować wizytę papieską, bo to już Polska robiła wiele razy, natomiast - z całym szacunkiem dla Częstochowy w roku 1991, gdzie VI ŚDM wyglądały jeszcze zupełnie inaczej - Polska jeszcze nigdy dotąd nie przyjmowała dwóch milionów osób w jednym miejscu i czasie, na, tak naprawdę, dwanaście dni pełnego pobytu. I to jest prawdziwe wyzwanie.

Natomiast dostrzegam nie mniejsze wyzwania duchowe, stojące dziś przed Kościołem w Polsce.

KAI: Logistyka to nie wszystko...

- Kondycja duszpasterstwa młodzieży w Polsce wcale nie jest taka idealna. Oczywiście, kiedy w blisko 40-milionowym narodzie policzymy tych wszystkich młodych, którzy korzystają z katechezy, którzy są w duszpasterstwach, ruchach czy chodzą na pielgrzymki, to globalnie zrobi nam to jakąś dużą sumę. Ale tak naprawdę opisując duszpasterstwo młodzieży chciałbym to robić przez pryzmat polskich parafii, zadając sobie pytanie, czy w każdej z nich jest odpowiednia propozycja duszpasterska dla ludzi młodych.

KAI: I co, jak to wygląda na co dzień?

- Wydaje się, że procent parafii, w których istnieją i spotykają się małe grupy formacyjne nie jest już taki wielki. W wielu parafiach, szczególnie mniejszych, ale zapewne też niejednej miejskiej, nie ma ani jednej takiej grupy młodzieżowej. Dlatego, według mnie, ŚDM są dużym wyzwaniem pastoralnym, próbującym przekonać tych, którzy stoją na czele parafii i wspólnot, a więc głównie księży, żeby zaufali na nowo młodym i otworzyli się na nich; żeby to "nie lękajcie się" dotyczyło nie tylko nas, organizatorów logistyki, ale także proboszczów, wikariuszy, prefektów, pracujących na co dzień z młodymi. Aby ci ostatni, kiedy wrócą po lekcji religii ze szkoły, nie zamknęli się popołudniami i wieczorami przed ludźmi młodymi, ale otworzyli im podwoje parafii i sal katechetycznych.

Według mnie, jeśli Światowe Dni Młodzieży mają przynieść dobre owoce w Polsce, to powinny zmienić obraz duszpasterstwa młodzieży w tej podstawowej komórce kościelnej jaką jest każda parafia.

KAI: Wprowadzenie religii do szkół osłabiło młodzieżowe życie parafialne? A może byłoby z tym gorzej niż jest? Mówi ksiądz: po wyjściu po lekcjach ze szkoły, księża zamknęli parafie.

- Nie wiem, czy to się stało automatycznie, czy też może zawsze tak było, że istniały bardziej prężne parafie i ośrodki duszpasterskie i takie niemrawe czy wręcz martwe. Katecheza na pewno z jednej strony "zmęczyła" trochę księży. Takie głosy odbieramy od tych, którzy te lekcje prowadzą.

KAI: Zmęczeni poprzez szczególne warunki, bo prowadzenie katechezy w klasie szkolnej jest czymś odmiennym od warunków sali parafialnej?

- Tak, to jest coś zupełnie innego. W salce parafialnej katecheza była bardziej przyjemna, życzliwa. Ludzie przychodzili, bo chcieli. W szkole natomiast trzeba się nieraz "przebijać" przez poszczególne klasy. Dlatego katecheta, po powrocie na parafię nie zawsze ma chęć i siły, by z tymi samymi młodymi, lub częścią z nich, pracować dalej w grupach formacyjnych czy ruchach i prowadzić dla nich katechezy przyparafialne, które tak naprawdę wtedy właśnie ożywiają wiarę. Wydaje mi się, że przy okazji ŚDM trzeba te wrogie bariery, które wyrosły między młodymi a katechetami duszpasterzami próbować na nowo pokonać.

Ostatni papieże, od Jana Pawła II przez Benedykta do Franciszka, powtarzali, że Światowe Dni Młodzieży to nie jest tylko to, co się uwidacznia w tygodniowym wydarzeniu centralnym, gdy już przyjeżdża papież. ŚDM to proces, który się dokonuje od momentu ogłoszenia - przez kolejne miesiące i tygodnie przygotowań. Dlatego przygotowanie wymaga sfery organizacyjnej, ale i duchowej przez cały ten okres. Stąd, jakkolwiek ŚDM w Krakowie to rok 2016, to nie możemy zapomnieć, że każda Niedziela Palmowa w latach 2014, 2015 i 2016 to jest także Światowy Dzień Młodzieży, a papież na każde z tych wydarzeń pisze swoje orędzie w oparciu o błogosławieństwa. To jest dla nas konkretny program, który warto zastosować.

Patrząc na początek ŚDM, kiedy Jan Paweł II próbował wcielić je w życie, warto zobaczyć, czym one się stały. Otóż to wydarzenie zmieniło Kościół od środka.

- No właśnie: co konkretnie wniosły ŚDM do Kościoła?

- Myślę, że po pierwsze zmieniły samych Watykańczyków. Kiedy pierwszy raz, w 1984 r. Jan Paweł II powiedział, że chce zaprosić młodzież całego świata do Rzymu, to wielu z nich "pukało się w czoło" przekonując, że to nie wypali. Papież, mimo wszystko, szedł pod prąd tym przekonaniom. Rok 1984 - pierwsze wielkie spotkanie, 1985 - drugie z okazji Międzynarodowego Roku Młodzieży z 300 tysiącami uczestników na Placu św. Piotra pokazały, że ten papieski styl duszpasterstwa młodzieży może być skuteczny. Biskup Domenico Sigalini, który w episkopacie Włoch odpowiadał wówczas za duszpasterstwo młodzieży powiedział mi później: w latach 80. pod wpływem Jana Pawła II nawracaliśmy się na jego styl duszpasterstwa młodzieży.

Pierwszym owocem ŚDM było więc przywrócenie nadziei i zjednoczenie wielu duszpasterzy wokół biskupa Rzymu we wspólnej pracy duszpasterskiej wśród młodych. Kiedy wydawało się, że młodzież jest dla Kościoła totalnie stracona, wtedy Jan Paweł II dał im Krzyż i powiedział: nieście go na cały świat jako znak miłości Pana Jezusa do ludzkości i głoście wszystkim, że tylko w Chrystusie umarłym i zmartwychwstałym jest zbawienie i odkupienie. Wokół tego Krzyża stworzył spotkania, które najpierw zmieniły Kościół zachodni. I to się dokonuje nadal.

Zróbmy mały przeskok w czasie i przejdźmy do spotkania w Paryżu w 1997 r. Otóż, tak naprawdę, we francuskich parafiach nie było wtedy młodzieży. Kiedy pojechałem tam kilka miesięcy wcześniej przygotowywać ŚDM w Paryżu, to podczas Mszy z udziałem delegatów z różnych części świata śpiewał chór o średniej wieku w okolicach siedemdziesiątki... Biskupi francuscy mówili: nie mamy młodych w parafii więc posługujemy się wiernymi, jakich mamy. Tymczasem na same ŚDM przybyły wielkie rzesze, w tym także Francuzów. Francja stała się następnie jednym z liczebniejszych narodów uczestniczących w kolejnych spotkaniach. Nastąpiło niesamowite ożywienie.

Światowe Dni Młodzieży przyjęte i przeżyte sprawiają, że lokalny Kościół się zmienia. To jest nie tylko akcja. Młodzi rzeczywiście zaczynają pracować, szukać wspólnot w Kościele, szukać żywych parafii.

KAI: Myśli ksiądz, że podobne owoce przyniosą ŚDM dla Kościoła w Polsce, zmieniając go, dynamizując zaangażowanie religijne polskiej młodzieży? Że gdy wszyscy się rozjadą powstanie tu jakaś nowa jakość, nawrócenie na styl duszpasterski Jana Pawła II?

- Tak, o ile dobrze wykorzystamy te ponad dwa lata przygotowań. Nie wierzę bowiem w taki cud, że przyjedzie papież Franciszek i wtedy, przez tydzień się wszystko rozpali. Wierzę natomiast w pracę organiczną, a więc najpierw w nawrócenie pasterzy i kapłanów.

Jeśli uwierzymy, że z młodzieżą - taką jaką mamy i w takiej a nie innej liczbie (bo nie zawsze muszą być tłumy) - zaczniemy pracować, spotykać się co tydzień i iść formacyjnie w stronę roku 2016, to będzie to rozpalanie iskry, także tej Kanonizacyjnej Iskry Miłosierdzia. Wtedy tak, wtedy wierzę w ożywienie i przemianę pastoralną naszych wspólnot.

KAI: Wielką szansą będą tzw. tygodnie misyjne, podczas których młodzież z różnych krajów świata odwiedzi polskie diecezje. Takie bezpośrednie spotkania, rozmowy i wspólne modlitwy mogą mieć ożywczy wpływ na polską młodzież i cały Kościół w Polsce.

- "Dni w Diecezjach", nazywane też Tygodniem Misyjnym, są już na stałe obecne w strukturze ŚDM. Dla diecezji przyjmujących młodzież jest to pewnego rodzaju "wizytacja", kiedy możemy zaprezentować i ukazać światu to, co mamy najlepszego. Goście przyjadą do wszystkich polskich diecezji (poza krakowską - Kraków szykuje się wyłącznie na tydzień "finałowy"), w tym dwóch greckokatolickich, na sześć dni przed spotkaniem w Krakowie. Diecezje rozpoczęły już przygotowania.

Ważne jest pytanie o sposób przyjęcia zagranicznych grup. Czy mamy tylko poprosić rodziny o nocleg i nakarmienie tych gości, czy też ma to być żywa wspólnota parafialna, która powie: zapraszamy was, bo doświadczamy wiary, wspólnoty kościelnej, dlatego jesteśmy gotowi was przyjąć. Mnie zdecydowanie bliższy jest ten drugi model.

Mamy dwa lata na ożywienie wspólnot. Nie chciałbym bowiem, żebyśmy myśleli w takim stylu: mamy super salę gimnastyczną z nowoczesnymi prysznicami, no to tam wrzucimy 200 ludzi i - śpijcie sobie. Damy wam też wolontariuszy, opiekunów, którzy otworzą, zamkną, pokażą drogę.

KAI: Bo można i tak.

- Można i tak. To byłby jednak czysto techniczny sposób przyjęcia tych grup. Chodzi zaś o to, żeby młodzież, która przyjedzie z zagranicy poczuła, że w parafii, która ich przyjmuje jest żywa wspólnota Kościoła. To byłoby piękne, bo ducha się nie da oszukać. Można stworzyć super warunki, ale takie trochę wysterylizowane, a tu chodzi o pokazanie żywej wspólnoty Kościoła. Dlatego mówiąc o dwóch latach przygotowań chcemy, żeby w jak największej liczbie polskich parafii powstawały już teraz grupy wolontariuszy. Wolontariat jest dzisiaj modny i wiemy, że na tym haśle możemy zapukać do serc wielu młodych ludzi.

Jako wzór chcę postawić to, co w tej chwili robi diecezja ełcka. W poszczególnych, niewielkich przecież miejscowościach swojej diecezji, gromadzą po kilkadziesiąt młodych wolontariuszy, którzy chcą się zaangażować w przygotowania do ŚDM. Wiadomo, że nie chodzi tylko o to, by rozprowadzili jakieś produkty z logo akcji "Bilet dla brata", uzyskując dzięki temu fundusze dla młodzieży ze Wschodu czy krajów misyjnych. Chodzi o to, by taka grupa wolontariuszy przeszła przez te dwa lata naprawdę solidną formację i zjednoczyła się, poczuła się wspólnotą. Wtedy, gdy przyjadą do nich rówieśnicy ze świata, to będzie widać, że przez ten czas przeszli oni kawał dobrej, wspólnej drogi.

KAI: Specyfiką krakowskich ŚDM będzie chyba to, że będą pierwszymi po ogłoszeniu ich "patrona" i inicjatora - świętym?

- Tak, papież Franciszek potwierdził to już kilkakrotnie, że św. Jan Paweł II, inicjator Światowych Dni Młodzieży, staje się ich wielkim patronem. To także z tego powodu spodziewamy się przyjazdu wielkiej rzeszy młodych z całego świata. Kraków zawsze będzie kojarzył się z miastem Jana Pawła II.

Wydaje mi się również, że tym co będzie "działać" w Krakowie to będzie także Boże Miłosierdzie. I to chyba ten motyw przyciągnie z całego świata największą liczbę pielgrzymów. Dlatego już na czas "Dni w Diecezjach" całą Polskę nazwiemy "campus misericordiae" - polem miłosierdzia. Każda diecezja przybierze na ten czas konkretną biblijna nazwę, by z młodymi, którzy przyjadą z poszczególnych krajów, rozważyć różne aspekty przejawów Bożego miłosierdzia. Te nazwy są różne: Nazaret, Betlejem, Jerycho, Emaus, Galilea itd. - cała Biblia i cała historia zbawienia. W Tygodniu Misyjnym cała Polska będzie campus misericordiae.

Następnie wspólnie będziemy pielgrzymować do źródła miłosierdzia: do siostry Faustyny, do Jana Pawła i sanktuarium Bożego Miłosierdzia. To działa jak magnes. Kiedy ogłoszono ŚDM w Krakowie, to w wypowiedziach młodzieży w Rio de Janeiro, te dwie wielkie postacie i Łagiewniki pojawiały się najczęściej.

Chcielibyśmy, żeby to był moment, w którym rzeczywiście z Polski wyjdzie iskra, która rozpali cały świat przez pokolenie ludzi młodych. Nie możemy jednak ograniczać się do roli tych, którzy tę iskrę przekażą innym. Musimy najpierw sami nią "zapłonąć". Dlatego uważam, że bardzo dobrym pomysłem było rozdanie Kanonizacyjnej Iskry Miłosierdzia a następnie rozprowadzenie jej do wszystkich parafii. Młodzi, którzy zaangażowali się w to dzieło stali się animatorami przygotowań do ŚDM w swoich parafiach. Ważne, by przy tych ludziach stanęli teraz duszpasterze z cotygodniową czy comiesięczną formacją, żeby te dwa lata przepracować.

Zazwyczaj podczas ŚDM są trzy dni tzw. katechetyczne, kiedy biskupi z całego świata głoszą młodzieży katechezy w różnych grupach językowych. W Krakowie chcemy to zrobić trochę inaczej. Przez dwa dni każda grupa będzie miała katechezę "stacjonarną" - w kościele czy na stadionie. Następnie kilkoma trasami młodzież wyruszy na pielgrzymkę z centrum Krakowa do Łagiewnik. Dzięki temu każdy, jak prawdziwy pielgrzym, będzie mógł nawiedzić sanktuarium św. Faustyny, sanktuarium Bożego Miłosierdzia i sanktuarium Jana Pawła II.

W Łagiewnikach powstanie wielka "strefa pojednania". W miejscu związanym z miłosierdziem, przy wielu konfesjonałach będzie sprawowany sakrament pojednania dla młodych z całego świata. Chcemy, żeby wtedy odbyło się święto miłosierdzia przeżywane przez młodych. Będziemy przygotowywać program w tym kierunku, natomiast znając charyzmat papieża Franciszka wiemy, że on nas nie zatrzyma mówiąc: siedź tu, w dolinie miłosierdzia. Powie raczej: bądźcie miłosierni jak Bóg jest miłosierny i idźcie do wszystkich potrzebujących. To, o co apelował już Jan Paweł II: o wyobraźnię miłosierdzia, może zostać przez papieża Franciszka, w jego stylu, powtórzone. Powtórzy zapewne swój apel z Rio: idźcie bez obawy, aby służyć. Taka zachęta byłaby przekazywaniem dalej iskry miłosierdzia. Chodzi o to, by samemu będąc oczyszczonym, wzmocnionym, pójść teraz dalej z tym przesłaniem, do potrzebujących, ubogich.

KAI: Strefa pojednania to ważna sprawa także dlatego, że spowiedź w konfesjonale przestaje być na Zachodzie praktykowana...

- Tak, nawet niedawna inicjatywa Franciszka "24 godziny dla Pana" i to, co zrobił papież podchodząc do spowiedzi jako pierwszy - pokazuje, że taki obraz jest potrzebny współczesnym pokoleniom i dzisiejszemu światu; że to jest ważny sakrament życia Kościoła.

Myślę, że ŚDM w Krakowie z hasłem "Błogosławieni miłosierni", przy centrach miłosierdzia, które tam mamy, przy "zwiastunach miłosierdzia" jak Faustyna i Jan Paweł, mogą stać się rzeczywiście mocnym przesłaniem, w którym uwidoczni się działanie łaski w tymże miejscu.

KAI: Całe ŚDM pomoże zapewne Kościołowi w Polsce uświadomić sobie dokładnie w jakim miejscu znajduje się duszpasterstwo młodzieży?

- Jest to szansa na zobaczenie takiego obrazu a także szansa na wcześniejszy rachunek sumienia. To warunek niezbędny, jeśli szykujemy się w do tej wielkiej spowiedzi w Łagiewnikach.

KAI: Jakie pytania powinna zadać sobie wspólnota Kościoła w Polsce robiąc taki rachunek sumienia?

- Zacytowałbym papieża Franciszka, który zachęcił w Rio de Janeiro: czytajcie Błogosławieństwa i 25. rozdział Ewangelii według św. Mateusza. Bo jeśli chodzi o pytania, to stosunkowo szybko, mechanicznie, jesteśmy w stanie odpowiedzieć: tak lub nie.

KAI: I trochę to zbyć?

- Lub spłycić. Natomiast jeśli wsłuchamy się dziś w głos Ducha Świętego, który przez papieża Franciszka mówi: czytajcie Błogosławieństwa, czytajcie 25. rozdział Mateusza, to w takim rachunku sumienia musimy "zmierzyć się" z każdym z ośmiu błogosławieństw.

Musimy zastanowić się: czy widziałem głodnych, spragnionych, więźniów, chorych, przybyszów i czy im usłużyłem?

Wydaje mi się, że na tym etapie przygotowań do ŚDM taki rachunek sumienia jest dla nas konieczny.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Rachunek sumienia przed ŚDM
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.