Twórca „The Chosen” z nowym filmem. „Najlepsze jasełka” Dallasa Jenkinsa bez kaznodziejskiego tonu
Bez cienia sentymentalizmu czy kaznodziejskiego tonu Barbara Robinson, autorka niedużej książeczki „Najlepsze jasełka wszechczasów” i reżyser filmu Dallas Jankins o tym samym tytule, pokazują mistyczny moment, kiedy człowiek doświadcza, że Bóg dotyka jego duszy. Główni bohaterowie opowiadania i filmu wydobywają realizm biblijny spod grubej warstwy przesłodzonej świątecznej ckliwości.
Jasełka, które zapowiadały bardzo źle się
„Najlepsze jasełka wszech czasów” amerykańska autorka książek dla dzieci, Barbara Robinson, napisała z górą pół wieku temu. Szybko zdobyły popularność i w 1983 na podstawie tego opowiadania powstał film. Główną rolę kobiecą zagrała w nim Loretta Swit (z domu Szwed), amerykańska aktorka polskiego pochodzenia, znana w latach 70. z głośnego serialu komediowego „M*A*S*H”.
Od wielu lat „Najlepsze jasełka” wykorzystywano tu i ówdzie na potrzeby szkolnych przedstawień. Polski przekład opowiadania opublikowało dwa lata temu Wydawnictwo Dwie Siostry, ale rzecz ta jak dotąd nie przebiła się do świadomości polskiego odbiorcy.
Twórca serialu „The Chosen” reżyserem „Najlepszych jasełek”
Teraz może się to zmienić, bo Dallas Jenkins, twórca serialu „The Chosen”, nakręcił właśnie pełnometrażowy film pod tym samy tytułem. Z dużym aplauzem amerykańska premiera filmu odbyła się w listopadzie.
Jenkins nosił się z takim zamiarem całe dwadzieścia lat. Kiedy przed laty wraz z żoną czytali tę opowieść swoim dzieciom, wszyscy się zaśmiewali, a potem wzruszenie chwytało ich za gardło. Rodzice musieli się zmieniać, żeby dojść do siebie. To nie przesada, „Jasełka” wyróżnia znakomity humor, a wobec obrotu wydarzeń trudno pozostać nieczułym.
Polska i amerykańska tradycja jasełek
Parę słów o samym tytule. Nie zgłaszam pretensji, tłumaczenie jest poprawne. Ale trzeba wspomnieć o różnicy kulturowej, która nie powinna w przeszkodzić w odbiorze. W Polsce termin „jasełka” ma silny związek z tradycją ludową. Sama nazwa wywodzi się od staropolskiego słowa „jasło” oznaczającego żłób, drewniany stelaż, w który kładzie się zwierzętom paszę.
W innych krajach „pageant”, słowo występujące w angielskim oryginale, to widowisko, parada, korowód postaci tematycznie powiązanych, stąd na przykład Beauty pageant - Konkurs piękności. Musimy pamiętać, że to, co u nas ma korzenie ludowe, na Zachodzie wyrosło z tradycji dworskiej, którą na swój użytek zmodyfikowała klasa średnia. To tak tylko na marginesie.
Uniwersalny charakter przedstawienia
Filmowe „Najlepsze jasełka wszech czasów” w zamyśle reżysera mają abstrahować od zbyt skonkretyzowanych realiów, dzięki czemu uwypuklony zostaje uniwersalny charakter bożonarodzeniowego przedstawienia, odgrywanego rok rocznie w amerykańskich kościołach, zarówno protestanckich, jak i katolickich.
Jasełka w małomiasteczkowej parafii
W niewyróżniającej się niczym małomiasteczkowej parafii Emmanuel tak właśnie potoczyłyby się wypadki, gdyby nie kontuzja dotychczasowej osoby odpowiedzialnej za zorganizowanie jasełek.
Ktoś inny musi się więc tym zająć i rola ta przypada Grace. Novum sytuacji polegać teraz będzie na tym, że niespodziewanie w kościelnej szkółce niedzielnej, zwabieni perspektywą darmowych słodyczy, zjawiają się stanowiący postrach okolicy - Herdmanowie. Nikt ich nie wychowuje, bo całą szóstkę opuścił ojciec, kiedy najmłodsza miała dwa lata. Matki nigdy nie ma w domu, bo pracuje dosłownie od rana do nocy. Spanikowani zachowaniem dzieciaków nauczyciele przepuszczają tych gagatków i totalnych nieuków z klasy do klasy, bo żaden z nich grona nie wyobraża sobie, że ktoś byłby w stanie poradzić sobie przez rok z dwoma młodocianymi przedstawicielami Herdmanów.
I oto teraz rozbrykane rodzeństwo z czupurnej ciekawości „przejmuje” jasełka zawłaszczając wszystkie główne role. Niemal do ostatnich stron książki czy końcowych scen filmu kościelne środowisko postuluje wykluczenie Herdmanów. Te dzieci rzeczywiście burzą porządek unormowanego życia parafii, prowadzonej przez pastora, którego w „The Chosen” gra Kirk Woller znany z roli Gajusza, pretora Kafarnaum. Powiedzmy od razu, że Elisabeth Tabish, Maria Magdalena, obsadzona jest w epizodycznej roli parafianki, zgorszonej udziałem Herdmanów w widowisku. To jedyny aktorski „akcent” wiążący oba filmowe przedsięwzięcia Jenkinsa.
„Jezus przyszedł na świat dla Herdmanów tak samo jak i dla nas”
Film w dużej mierze opiera się na postaciach dzieci, choć napięcie akcji rozgrywa się między nową organizatorką jasełek Grace (Judy Greer), a gronem złożonym z szanujących się lokalnych jejmości, skwapliwie pilnujących przyzwoitości i utartego zwyczaju. Ta grupa domaga się usunięcia Herdmanów i powrotu na utarty jasełkowy szlak. Ale Grace nie wyrzuca kłopotliwych dzieci. W rozmowie z Beth, kilkuletnią córką – narratorką, wypowiada kluczową myśl: „Jezus przyszedł na świat dla Herdmanów tak samo jak i dla nas”.
Wśród dzieci, a Jenkins i jego żona zaangażowana przy castingu wspominają, jak trudnym przedsięwzięciem było dobranie dziecięcych aktorów, którzy podołaliby zarówno wymogom komediowym, jak i dramatycznym, na pierwszy plan wybija się postać Imogeny. Jej rzadkie imię, które, wspomnijmy mimochodem, wywodzi się ze sztuki Szekspira „Cymbelin”, nie ma wiele wspólnego z literackim, ani jakimkolwiek innym, wyrafinowaniem osoby, która je nosi w naszej opowieści. Imogena, sprytnie nieznośna, niewychowana i zuchwała, jako najstarsza dziewczynka w gromadzie rodzeństwa zdanego na siebie samych, jest jednocześnie matką zastępczą i prowodyrką. I to ona z własnego pomysłu zostanie jasełkową Maryją, o której przecież nic nie wie.
Kiedy jednak Herdmanowie po raz pierwszy w życiu słyszą historię Wcielenia, dają upust autentycznej ciekawości, która udziela się powoli innym. Zaczynają od najprostszych pytań. To oni oburzają się na niegościnność i obojętność mieszkańców Betlejem wobec przybyszów z daleka, Józefa z brzemienną Maryją. Zżymają się na konieczność złożenia noworodka w żłobie dla zwierząt, choć stan ten bliższy jest ich doświadczeniu, kiedy najmłodszą Gladys z braku kołyski trzeba było położyć w szufladzie wyjętej z biurka.
Dzieci, które rozumieją o co naprawdę chodzi w Bożym Narodzeniu
Ich awanturnicze temperamenty ostro reagują na wiadomość o machinacjach Heroda. Po raz pierwszy w swojej szkolnej historii biegną nawet do biblioteki, żeby czegoś więcej dowiedzieć się o okrutniku, którego chętnie by należycie ukarali. Właśnie te biedne dzieci spoza ram społecznego ładu wyciągają na powierzchnię to, co przykryte sztafażem rutyny. Wyczuwają niesamowitość sytuacji – trud świętych bohaterów, ubóstwo, pokorę Jezusa. Dochodzą – może nie do końca świadomie – do prawdy o tym, co w tym bożonarodzeniowym cudzie najważniejsze, a co tradycja ugłaskała, udomowiła, zbanalizowała. Realizm biblijny wydobywają spod grubej warstwy przesłodzonej świątecznej ckliwości.
Poruszenie, a potem wzruszenie dokonuje się dzięki niestrudzonej postawie Grace (to anglosaskie imię znaczy przecież Łaska) oraz końcowej reakcji Imogeny, jasełkowej Maryi. Imogeny, która jakby z zewnątrz pojawia się w ugrzecznionym, niechętnym takim jak ona świecie, a okazuje się zdolna dotrzeć do głębi. Niesforne serce porażone przez Czyste Piękno.
Bez cienia sentymentalizmu czy kaznodziejskiego tonu autorka niedużej książeczki i reżyser filmu pokazują nam mistyczny moment, kiedy człowiek doświadcza, że Bóg dotyka jego duszy.
Wszyscy potrzebujemy takiego Bożego Narodzenia.
*
Redakcja: dm
Skomentuj artykuł