Papież w samolocie: przed uchodźcami nie wolno zamykać serca
(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)
KAI / ml
Przed uchodźcami nie wolno zamykać serca, jednakże rządzący muszą się też kierować rozwagą. Nie mogą przyjmować więcej migrantów i uchodźców, niż są w stanie zintegrować, inaczej kończą oni w gettach - mówił Franciszek podczas konferencji prasowej w samolocie.
W drodze powrotnej z Malmö do Rzymu Papież odpowiadał na pytania dziennikarzy. Pierwsze dotyczyło zamykania się niektórych krajów, w tym ostatnio również Szwecji na migrantów.
Papież zauważył, że jako Argentyńczyk powinien w pierwszym rzędzie podziękować Szwecji, która w dobie dyktatur wojskowych przyjmowała uchodźców z Ameryki Łacińskiej. Dziś ludzie obcego pochodzenia stanowią tam ok. 10 proc. mieszkańców. Szwecja udziela im przy tym nie tylko gościny, ale troszczy się również o ich integrację.
Franciszek przypomniał, że zawsze trzeba rozróżniać między migracją i uchodźstwem. Wyraził przekonanie, że Europa nie powinna się bać innych kultur, bo powstała ona właśnie dzięki integracji wielu kultur. Przyznał też zarazem, że rządzący muszą umieć połączyć gościnność z rozwagą.
"Co natomiast myślę o krajach, które zamykają granice? Myślę, że, w teorii, nie można zamknąć serca na uchodźcę, ale [ważna jest] również roztropność rządzących. Muszą być bardzo otwarci w ich przyjmowaniu, ale muszą też dobrze rozważyć, jak ich osiedlić. Bo uchodźcę trzeba nie tylko przyjąć, ale również zintegrować. I jeśli jakiś kraj ma określoną możliwość integracji, niech postępuje na miarę swych możliwości. Jeśli inny kraj ma większe możliwości, niech robi więcej. Ale zawsze z otwartym sercem. Nie zachowuje się po ludzku ten, kto zamyka drzwi, kto zamyka serce. Na dłuższą metę trzeba za to zapłacić, politycznie. Ale politycznie trzeba też zapłacić za pewną nieroztropność w rachunkach, kiedy przyjmuje się więcej, niż można zintegrować. Bo co nam grozi w takiej sytuacji? Kiedy jakiś migrant czy uchodźca, w tym wypadku nie ma to znaczenia, się nie integruje, schodzi do getta. Jest to kultura, która nie rozwija się w odniesieniu do innej kultury. I to jest niebezpieczne. Uważam, że strach jest najgorszym doradcą dla krajów, które chcą zamknąć granice, a najlepszym roztropność" - powiedział Ojciec Święty.
Franciszek powiedział, że rozmawiał na ten temat ze szwedzkim urzędnikiem, który przyznał, że Szwecja ma problemy tej właśnie natury, bo migrantów przybywa tak wielu, że nie nadążają ze znalezieniem dla nich szkoły, mieszkań, pracy, kursów języka. W takiej sytuacji roztropność wymaga kalkulacji - powiedział Ojciec Święty, podkreślając, że nie wierzy, aby Szwecja kierowała się w tym momencie egoizmem czy straciła swą umiejętność przyjmowania migrantów.
Kolejne pytanie dotyczyło dopuszczania kobiet do kapłaństwa. Szwedzka dziennikarka przypomniała w tym kontekście, że podczas zakończonej właśnie podróży Franciszek był podejmowany przez Kościół luterański, którego głównymi biskupami w Sztokholmie i Uppsali są kobiety. Papież powiedział, że w Kościele katolickim ostatnie słowo wypowiedział na ten temat św. Jan Paweł II i pozostaje ono wiążące zarówno teraz jak i w przyszłości. Franciszek jednak zastrzegł, że wiele rzeczy kobiety robią lepiej niż mężczyźni. Przypomniał też o dwóch wymiarach eklezjologii katolickiej: piotrowej i maryjnej, przy czym ważniejszym wymiarem jest wymiar maryjny, na co wskazuje również fakt, że sam Kościół jest pojmowany jako kobieta, Oblubienica Chrystusa.
Jedno z pytań, zadane przez dziennikarkę francuską, dotyczyło sekularyzacji, którą naznaczona jest zarówno Szwecja, jak i Francja. Czy jest to nieuchronne, kto ponosi za to odpowiedzialność? - pytała przedstawicielka Radio France.
"Nieuchronne, nie. Nie wierzę, w fatalizm. A kto ponosi za to odpowiedzialność? Nie potrafiłbym powiedzieć: ty jesteś odpowiedzialny! Nie wiem. To pewien proces. Ale najpierw, chciałbym zauważyć, że papież Benedykt, teolog, mówił o tym bardzo dużo, że kiedy wiara staje się letnia, słabnie i Kościół. Epoka największej sekularyzacji we Francji, na przykład, to czasy, kiedy dwór stał się światowy, kiedy księża byli kapelanami dworu, funkcjonalizm klerykalny, ale brakowało mocy ewangelizacji, mocy Ewangelii. I zawsze, kiedy jest sekularyzacja, słaba jest ewangelizacja. Ale jest też inny proces, kulturalny. Kiedy człowiek otrzymuje od Boga świat, aby stworzył kulturę, by rozwijał świat, nad nim panował, w pewnym momencie człowiek, tak jak w micie o wieży Babel, czuje się do tego stopnia panem kultury, że sam zaczyna być stwórcą innej kultury, ale już własnej, i sam zajmuje miejsce Boga Stworzyciela. W sekularyzacji wcześniej czy później przychodzi grzech przeciw Bogu Stwórcy. Człowiek czuje się samowystarczalny. Nie jest to problem świeckości, bo potrzebujemy zdrowej laickości, która jest zdrową autonomią nauki, myśli, polityki. Tego potrzebujemy. Ale czym innym jest laicyzm, taki jak ten, który był dziedzictwem Oświecenia. A zatem myślę, że są tu te dwie rzeczy: samowystarczalność człowieka, twórcy kultury, który przekracza pewne granice, czuje się Bogiem, a także słabość ewangelizacji, jej letniość, letniość chrześcijan".
Franciszka pytano też o jego plany, najpierw odnośnie do 50-lecia odnowy charyzmatycznej, która przypada w przyszłym roku. Papież odpowiedział, że weźmie udział w wielkim spotkaniu, które jest planowane w Rzymie w wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Zapytany o ewentualną podróż do Niemiec z okazji 500-lecia reformacji, Franciszek przypomniał, że na razie są w planach jedynie dwa kraje: Indie i Bangladesz.
Ojciec Święty opowiedział też o swej audiencji dla prezydenta Wenezueli. Podkreślił przy tej okazji znaczenie dialogu. Stwierdził, że gdyby był on prowadzony na Bliskim Wschodzie, udałoby się uratować wiele istnień ludzkich.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł