"To światło dla Kościoła nowej ewangelizacji"

(fot. EPA/Fabio Frustaci)
KAI / drr

- Wizyta Franciszka w Korei Południowej będzie światłem dla całego Kościoła nowej ewangelizacji - uważa ks. Jarosław Kamieński. W rozmowie z KAI polski pallotyn, od 6 lat pracujący w Korei Południowej, mówi m.in. o przygotowaniach do papieskiej pielgrzymki, która odbędzie się w dniach 13-18 sierpnia, o społeczeństwie koreańskim i jego religijności, o fenomenie dynamicznego rozwoju Kościoła katolickiego i chrześcijaństwa, roli świeckich, obecności polskich pallotynów i dynamicznym rozwoju kultu Jezusa Miłosiernego w tym kraju.

Krzysztof Tomasik, KAI: Czy Korea Południowa jest już gotowa na przyjęcie papieża Franciszka?

Ks. Jarosław Kamieński: Kościół w tym kraju nie miał dużo czasu na przygotowania do przyjazdu papieża. Ojciec Święty odpowiedział na zaproszenie dopiero w lutym. Pięć miesięcy na przygotowanie takiej wizyty jest już na pewno rekordem. Jej przebieg będzie bardzo dynamiczny. Głównym jej punktem jest Dzień Młodzieży Azj a dalsze ważne punkty ciężkości to beatyfikacja 124 koreańskich męczenników i Msza św. w intencji pokoju.

Bardzo ograniczono krąg osób, które będą mogły się spotkać z papieżem. Wszystkie wejścia są na numery dowodów i specjalne karty imienne. Dotyczy to także obcokrajowców. Będzie zaostrzona kontrola. Trudno powiedzieć, jak to będzie wyglądało w praktyce. Nie wszyscy będą mogli być na wszystkich uroczystościach z udziałem Ojca Świętego. O wizycie szeroko informują media. Cały czas wierni na swoich komputerach i komórkach dzielą się informacjami na temat papieża. Myślę, że jego pielgrzymka do Korei będzie takim światłem dla całego Kościoła nowej ewangelizacji.

Jak osoba papieża Franciszka jest odbierana w Korei?

Na początku pontyfikatu przyjęto postać Franciszka entuzjastycznie. Później pojawiło się trochę głosów krytycznych, które napłynęły głównie z Europy i USA. Zaczęto go porównywać z Benedyktem XVI. Teraz jednak wszyscy czekają na Franciszka z niecierpliwością. Jest wiele plakatów i bilbordów z wizerunkiem papieża i zapowiedzią wizyty. Na ulicach widać czapeczki, t-shirty z jego wizerunkiem. Ukazało się też wiele publikacji książkowych i prasowych na jego temat. Ponadto trwa wielka nowenna różańcowa przed papieską wizytą, w której bierze udział każda parafia i zgromadzenie zakonne. Te modlitwy chcemy złożyć w darze Ojcu Świętemu. Każdy może też zgłosić, ile modlitw różańcowych odmówił w intencji pielgrzymki i papieża.

Jak postrzega Ksiądz Koreańczyków jako naród, społeczeństwo?

Koreańczycy są przede wszystkim narodem niezwykle pracowitym. Praca stoi u nich na pierwszym miejscu i tym samym jest to podstawowa różnica w porównaniu z Europejczykami. My nadal chyba - chcę w to wierzyć - na pierwszym miejscu stawiamy rodzinę a później pracę. W Korei taka postawa utrzymuje się od zakończenia wojny w 1953 r., kiedy kraj wszedł na drogę niezwykłego rozwoju gospodarczego. Liczy się dla nich praca jako przede wszystkim wysiłek wykonywany na rzecz narodu. Może to trochę denerwować, ale chyba należy zazdrościć Koreańczykom ich narodowej dumy. Widać to, gdy osiągają sukcesy na arenie międzynarodowej, np. w sporcie. Gdy zwycięża Koreańczyk w jakieś dyscyplinie, dumę odczuwa cały naród. Podobną postawę, w innej dziedzinie, można było zaobserwować niedawno, gdy ich rodak - arcybiskup Seulu Andrew Yeom Soo-Jung został kardynałem. Cieszyli się nie tylko katolicy i chrześcijanie, ale wszyscy mówiąc: "Oto jeden z naszych otrzymał jedną z najwyższych godności w Kościele katolickim". Dla porównania szkoda, że poczucie dumy narodowej zostało w naszym kraju trochę przyćmione.

Patrząc na współczesną historię losy naszych narodów są w dużym stopniu podobne. Oni i my doświadczaliśmy obcej dominacji, Koreańczycy - japońskiej a Polacy - niemieckiej i rosyjskiej...

W Korei historycy bardzo mocno widzą analogie między losami naszych krajów. Ale także wielu zwyczajnych Koreańczyków wie, że Polacy też byli przez wieki prześladowani przez swoich sąsiadów: Niemcy i Rosję. Podobnie jak oni byli w kleszczach między Chinami a Japonią. Do dzisiaj Koreańczycy mówią niewiele na ten temat a przecież spór o wyspę Dokdo/Takeshima trwa do dziś. Kiedyś, podobnie jak my rosyjskiego, oni musieli uczyć się w szkołach japońskiego. Teraz to się zmienia: młode pokolenie z własnej woli uczy się japońskiego przede wszystkim po to, aby otrzymać dobrą pracę czy komunikować się z przyjaciółmi.

Czy z tego powodu m.in. odczuwają sympatię wobec Polaków?

Na pewno tak, ale nie jest to pierwszy powód. Pierwsza przyczyna sympatii to osoba Jana Pawła II. Wszyscy wiedzą, że był Polakiem a jego osoba była dla nich kimś wyjątkowym. Dwa razy był w Korei - w latach 1984 i 1989. Ale najbardziej zapamiętano pielgrzymkę z 1984 r., gdy kanonizował 103 męczenników koreańskich z XIX w. W tym roku obchodzimy 30-lecie tego wydarzenia i przypomnijmy, że była to też pierwsza od wieków kanonizacja, która odbyła się poza watykańskimi murami. Tego Koreańczycy nie zapomnieli i dlatego tak cenią papieża Polaka. Dla Jana Pawła II koreański Kościół był przykładem wiosny dla całego Kościoła nie tylko w Azji. Ci męczennicy stali się "nasieniem" wzrostu koreańskich katolików. Teraz papież Franciszek ogłosi błogosławionymi dalszych 124 męczenników, co będzie stanowiło kolejny bodziec dla rozwoju wiary w tym kraju.

Gospodarka Korei Południowej znajduje się pod względem wielkości na 15. miejscu na świecie i jest to kraj na najwyższym poziomie cywilizacyjnym. Wydawałoby się, że podobnie jak inne kraje Zachodu powinna być dotknięta mocnymi tendencjami sekularyzacyjnymi a tymczasem Kościół katolicki i całe chrześcijaństwo dynamicznie się tam rozwijają. Jak scharakteryzowałby Ksiądz religijność Koreańczyków?

Jest to na pewno fenomen. Przypomnijmy, że Korea liczy prawie 50 mln mieszkańców, spośród których najwięcej ludzi wyznaje buddyzm - ok. 24 proc., wyznawcy Kościołów protestanckich stanowią ok. 18 proc. i katolicy 10,4 proc. Cały czas rośnie liczba katolików. Gdy przyjechałem do Korei w 2008 r. - a statystyki są robione co 3 lata - to katolików było ok. 9 proc. Jest to na pewno fenomen w skali światowej. Z drugiej strony prawie 50 proc. społeczeństwa nie jest związana z żadną religią. W większości nie są to ludzie niewierzący, ale całkowicie pochłonięci pracą, którym rodzice i dziadkowie nie przekazali wiary. Potrzebują oni bodźca do odkrycia sfery religijnej. Katolicyzm również potrzebuje stale bodźców do rozwoju. Kościół w Korei charakteryzuje się ogromnym zaangażowaniem świeckich w jego życie.

Czyli są społeczeństwem otwartym na duchowość religijną...

Koreańczycy są niezwykle otwarci na bodźce uczuciowe. W ogóle mają o wiele bardziej rozwinięta sferę emocjonalno-uczuciową niż Europejczycy. I dlatego tą drogą najbardziej otwierają się na wiarę, która potem musi być ugruntowywana intelektualnie. Gdy te dwie dziedziny zostaną zintegrowane w danej jednostce, to takie osoby stają się wspaniałymi świadkami wiary. Stają się prawdziwymi apostołami, którzy idą głosić wiarę w swoich środowiskach. Są bardzo skuteczni ewangelizacyjnie i zdobywają wielu wśród rzeszy ludzi niezwiązanych z żadną religią oraz osób, które porzuciły Kościoły protestanckie. Świeccy ewangelizatorzy nie boją się zapraszać na Msze św., rekolekcje, spotkania modlitewne wyznawców innych religii. Bardzo często takie osoby przychodzą też do naszej pallotyńskiej kaplicy Jezusa Miłosiernego w klasztorze.

Na ile religia jest obecna oficjalnie w życiu społecznym? Na ile można swoją wiarę manifestować publicznie, czy może jest ona spychana do sfery prywatnej?

Kościół katolicki, podobnie jak inne religie, jest obecny w życiu społecznym. Katolików widać w miejscach publicznych, gdy obchodzone są święta albo gdy odbywają się modlitwy w intencji ofiar katastrof, jak to miało miejsce np. po zatonięciu promu Sewol w kwietniu br. Ponadto Kościół zabiera głos w ważnych sprawach społecznych i jest on słuchany. Przykładem mogą być niedawne protesty w dużej fabryce Samsunga, podczas których domagano się podwyżek i i poszanowania praw robotników. Na początku dyrekcja fabryki ignorowała protestujących. Ale sprawą zainteresowali się katoliccy księża, którzy przed bramą fabryki odprawili dla nich Mszę św. i wtedy sytuacja się zmieniła. Władze szybko zareagowały i pozytywnie załatwiły postulaty protestujących.

Koreańscy katolicy pięknie manifestują swoją wiarę na co dzień choćby przez to, że noszą na rękach małe i duże różańce i modlą się na nich na ulicy, w metrze, autobusach. Częste są sytuacje, że ludzie modlący się publicznie na różańcu są życzliwie pytani o to, czy są katolikami. Wtedy druga strona deklaruje również swój katolicyzm i mówi na przykład, do jakiego chodzi kościoła, do jakiej należy parafii. Także ja osobiście przez modlitwę na różańcu w miejscach publicznych poznałem wielu przyjaciół. A kiedy jeszcze powiedziałem, że jestem księdzem, to tym bardziej się otwierali i opowiadali o swojej drodze do wiary, kiedy przyjęli chrzest św., do jakiej katolickiej szkoły uczęszczali itp. Przez to widać, jaką radość sprawia Koreańczykom bycie katolikiem. Takie zachowania można zaobserwować także wśród tzw. "zimnych" katolików, określanych po koreańsku: "neng dam dża", którzy przyjęli Chrzest św., ale niespecjalnie praktykują swoją wiarę.

Koreańczycy i inne narody Azji inaczej od Europejczyków pojmują stosunek jednostki do wspólnoty, kładąc większy akcent na znaczenie narodu, społeczeństwa...

Koreańczycy podkreślają bardziej wspólnotę i odpowiedzialność jednostki za naród. A z drugiej strony mają też w sobie wiele egocentryzmu w myśleniu i działaniu. Wynika to z klimatu społecznego, w którym odbywa się nieustanny "wyścig szczurów". Od dziecka Koreańczyk jest nastawiony na rywalizację. Zresztą podobne zachowania są też u nas. Jeśli u nas na dobrą posadę jest kilkudziesięciu kandydatów, to w Korei jest ich kilkaset. Tylko najsilniejsi i najlepsi mogą ją otrzymać. Dam przykład z mojej szkoły, w której uczyłem się języka koreańskiego. Większość moich kolegów pochodziła z Azji i tam właśnie doświadczyłem wręcz chorobliwej rywalizacji. Pytałem siebie z ogromnym zdziwieniem: jak można rywalizować w nauce języka? Na przykład ktoś chwali się tym, że zdobył więcej punktów z testu. Dla mnie najważniejsze było opanowanie języka a nie ilość punktów. Nie mogłem zrozumieć tego tym bardziej, że w szkołach w Polsce, do których uczęszczałem, nie było ducha rywalizacji, ale raczej występowała współpraca i chęć pomocy. Podczas egzaminów pomagaliśmy sobie a nie konkurowali i cieszyliśmy się wspólnie ze zdanych egzaminów. Tam Chińczycy, Japończycy, Wietnamczycy, w tym nawet siostry zakonne, musieli być najlepsi.

Może to wynika także z tego, że będąc najlepszym zyskuje się społeczny prestiż i szacunek?

Na pewno, gdyż dzięki wykształceniu i dobrej pracy zyskuje się wyższy status społeczny, którego nie wolno stracić, ale trzeba go utrzymać i piąć się w górę. Inaczej ma się skazę na godności i honorze, robi się więc wszystko, aby nie popełnić jakiegoś błędu, który mógłby zdyskredytować moją osobę w oczach innych. Czasami takie postawy przyjmują skrajną i chorobliwą postać.

Takie postawy chyba utrudniają też ewangelizację Koreańczyków. U podstaw chrześcijaństwa leży przecież miłość bliźniego, kształtowanie postaw pokory i miłosierdzia...

Jest to pewna trudność. W kulturze koreańskiej żyje jeszcze wiele elementów konfucjanizmu i kastowości. Podczas różnych spotkań formacyjnych dużo mówimy o miłości Chrystusa, który tak ukochał człowieka, że złożył za niego ofiarę na krzyżu. Pokazujemy i tłumaczymy, że prawdziwa miłość ma też postać zakrwawionego i przybitego do krzyża Chrystusa: "katolicyzm to nie jakaś bajka dla elit". Dla większości Koreańczyków ważne jest jednak to, by być zawsze ładnym i mieć np. białą skórę. Przypomnijmy, że w kulturze koreańskiej biała skóra automatycznie kwalifikuje człowieka do wyższej kasty. Stąd prawie wszystkie kosmetyki w Korei mają właściwości wybielające i rozjaśniające. A ktoś, kto nosi opaleniznę, może być uważany za mniej wykształconego. W Korei nie uświadczysz czegoś takiego jak solarium. Co więcej, aby się "uszlachetnić", wielu Koreańczyków poddaje się także operacjom plastycznym.

Koreańczycy, podobnie jak inne narody azjatyckie, w większości wyrastają z tradycji konfucjańskiej i buddyjskiej, w której nie ma pojęcia transcendentnego Boga. Czy nie jest to nadal jedna z największych barier dla Koreańczyka, by przyjąć chrześcijaństwo?

Na pewno Koreańczycy nadal są związani z panteistycznym i uczuciowym przeżywaniem swojej religijności. Np. gdy w chorobie proszą Boga o zdrowie i je otrzymują, to ich wiara wzrasta a gdy nie otrzymują daru zdrowia, to ona maleje albo ją w ogóle zawieszają lub nawet od niej odchodzą. W ten sposób "obrażają się" na Boga. Dlatego widzę konieczność pracy nad pogłębianiem wiary wśród Koreańczyków. Strona emocjonalno-uczuciowa musi być wzmacniana przez intelekt. Musimy pokazywać Boga, który bez względu na życiowe okoliczności kocha nas bezustannie. Musimy tłumaczyć, że chrześcijanin przyjmuje nie tylko dobre rzeczy ale musi zmierzyć się także z życiowymi niepowodzeniami.

Osoby duchowne cieszą się w Korei dużym prestiżem. Szacunek dla nich objawia się także w odpowiedniej formie języka...

Do osób duchownych ludzie zwracają się z najwyższym szacunkiem. W szkole uczyłem się języka, którym operują ludzie w równym wieku. Po jakimś czasie zorientowałem się, że osoby zwracające się do mnie jako do księdza używają języka, którego nie bardzo rozumiem a były to formy wysoko grzecznościowe, których wówczas nie rozumiałem. Te zwyczaje językowe są nienaruszalne i wręcz święte.

Czy nie przeszkadza to duchownym w kontaktach z ludźmi, nie tworzy jakiejś sztucznej bariery?

Koreańska młodzież, którą w ubiegłym roku zabrałem na Pieszą Sieradzką Pielgrzymkę do Częstochowy, po licznych spotkaniach z księżmi i biskupami, byli pozytywnie zaskoczeni. Sami powiedzieli, że "w Korei biskup jest traktowany jak u nas w Europie papież". Osobiste z nim spotkanie nie należy do rzeczy prostych, aczkolwiek zdarza się trafić na hierarchę, zwłaszcza po studiach w Europie, który jest bardziej otwarty w kontaktach z ludźmi.

Na ile na co dzień odczuwalny jest podział Korei?

Najbardziej jest on odczuwany przez starsze pokolenie, które jest jeszcze rodzinnie związane z Koreą Północną. Ludzie w średnim wieku jeszcze mają świadomość podziału, gdyż znają dzieje kraju ze szkoły i przekazów rodziców a najmłodszego pokolenia prawie zupełnie to nie obchodzi. Wielu młodych ludzi mówi wprost, że nie chce scalenia kraju. Zdają sobie sprawę, jak wielka jest przepaść między obu częściami Korei i jakie olbrzymie koszty trzeba by było ponieść w przypadku zjednoczenia. Dlatego o tym raczej nie myślą i nie mówią. Ponadto Korea Północna jest tak hermetycznie izolowana, że nie wiadomo dokładnie, co tam się dzieje.

Czy nie odczuwa się jakiegoś zagrożenia ze strony Korei Północnej? W Europie wiele pisze się np. o dokonywanych tam próbach jądrowych...

Zagrożenia bardziej są eksponowane przez media europejskie i amerykańskie niż przez koreańskie. Przynajmniej Koreańczycy z południa nie panikują z powodu prób nuklearnych Korei Północnej tak jak to się dzieje w Europie. Zresztą uodpornili się na to, gdyż cały czas znajdują się w sytuacji zagrożenia od zakończenia wojny w 1953 r.

Jak określiłby Ksiądz Kościół katolicki w Korei? Mówiliśmy o olbrzymiej roli w nim świeckich...

Kościół rozwija się niezwykle dynamicznie i jest w stu procentach posoborowy. System zarządzania Kościołem jest perfekcyjny i godny pozazdroszczenia. Nie do pomyślenia jest, żeby w parafii nie działały rady parafialne. Codzienną administracją Kościoła zajmują się tylko świeccy, przyjmują intencje mszalne, ofiary na Kościół, ustalają terminy ślubów, pogrzebów itd. Są nawet odpowiedzialni za jadłospis i wystrój sali przy kościele parafialnym, gdyż to tam zazwyczaj odbywają się przyjęcia weselne. Ksiądz sprawuje przede wszystkim funkcje kapłańskie, jest duszpasterzem i doradcą duchowym. Kapłani mają codziennie wyznaczone dyżury i każda osoba może przyjść na rozmowę.

Czy oprócz tego działają przy parafii ruchy i stowarzyszenia?

Największą grupę stanowi Legion Maryi, skupiający ok. 250 tys. wiernych w 31 tys. grup. Działają one w każdej parafii. Na przykład na terenie liczącej 15 tys. wiernych parafii, na której znajduje się nasz dom Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego, jest 85 grup (liczących ok. 800 członków). Mają one bardzo rozbudowaną strukturę. Każda z nich ma swojego lidera, nad nimi są dziekani, a nad nimi jeszcze inni przełożeni, którzy podlegają głównemu szefowi parafialnej wspólnoty Legionu Maryi. Bardzo prężnie działa też Stowarzyszenie Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, które wspomaga ubogich. Bardzo mocna jest wspólnota charyzmatyczna Odnowa w Duchu Świętym. Niestety wspólnoty charyzmatyczne, bazujące na emocjach i uczuciach, muszą być bacznie kontrolowane, gdyż może w nich dochodzić do nadużyć. Silnie rozbudowane są też trzecie zakony - franciszkanów dominikanów i karmelitów.

Jak wygląda katechizacja?

Pierwsza katechizacja odbywa się przed chrztem dorosłych i trwa pół roku. Następnie mamy katechizację roczną dla dzieci przed I komunią św. i młodzieży przed bierzmowaniem. Odbywają się one zazwyczaj w niedzielę po lub przed Mszami św. w salkach katechetycznych przy parafiach. Zajęcia prowadzą w większości świeccy katecheci i siostry zakonne.

Czy koreański Kościół cieszy się z dużej liczby powołań kapłańskich i zakonnych?

Nie ma problemów z powołaniami kapłańskimi, tym bardziej że społeczna pozycja księdza jest bardzo wysoka. W Korei kapłan jest raczej kojarzony z księdzem diecezjalnym. Stąd też młody człowiek, który poczuł powołanie, zasadniczo wstępuje do seminarium diecezjalnego. Np. w naszej diecezji suwońskiej każdego roku mamy ok. 40 kandydatów do kapłaństwa. Ale są też diecezje, gdzie powołań brakuje.

A co z powołaniami do zakonów żeńskich?

Do najliczniejszych zakonów żeńskich należą siostry ze zgromadzenia św. Pawła de Chartres, Służebnice Najświętszego Serca Pana Jezusa i Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Aktywnie prowadzą szpitale Siostry Miłosierdzia Świętego Wincentego a Paulo. Zakony żeńskie raczej nie odczuwają jakiegoś gwałtownego spadku powołań. Wśród zakonów kontemplacyjnych przeważają klaryski.

Jeśli istnieje jakiś problem, to w dużym stopniu tkwi on nie w braku powołań, ale w formacji kapłańskiej i zakonnej. Rodzi się pytanie, jak ukształtować młodego człowieka na dobrego kapłana, skoro wcześniej spędzał on większość czasu przy komputerze czy komórce i w trakcie studiów nie radzi sobie w pewnych podstawowych sprawach, jak choćby zgodne i harmonijne życie we wspólnocie. Ponadto większość kandydatów do kapłaństwa i zakonów to tzw. późne powołania. Wynika to m.in. z tego, że Koreańczycy mają długi okres edukacji. Poza tym cały czas się uczą i gdy nie dostaną pracy, to się przekwalifikowują. Do tego dochodzi tradycyjne przeświadczenie, że ktoś, kto kończy studia w piątek, to pracę powinien rozpocząć już w poniedziałek. Większość już na ostatnim roku studiów zaczyna poszukiwanie pracy. Zdarza się, że niektórzy przez kapłaństwo chcą osiągnąć wysoki status społeczny.

Jak wyglądają stosunki ekumeniczne i międzyreligijne?

Oficjalnie nie ma żadnych problemów. Na przykład w zeszłym roku na 50-leciu naszej diecezji byli przedstawiciele wszystkich Kościołów chrześcijańskich i wspólnot religijnych, działających w Korei. Z drugiej strony, w porównaniu z Kościołami w Szkocji, w której miałem możliwość pracować kilka miesięcy, na poziomie parafii lokalnych niewiele mówi się na temat relacji ekumenicznych i międzyreligijnych. Jeśli odbywają się jakieś oficjalne uroczystości czy dojdzie do narodowej tragedii, to się spotykamy i wspólnie modlimy. Spotkania te mają charakter raczej kulturalny i dyplomatyczny, a nie wynikają z potrzeby jakichś szczególnych więzi międzychrześcijańskich.

Ponadto w Korei działa wiele wspólnot protestanckich. Niektóre są zrzeszone pod jedną nazwą a inne nie. Każdy ma prawo założyć swój Kościół i budować świątynie. Protestanci w różnych odmianach zaczęli dynamicznie zdobywać Koreę zwłaszcza po zakończeniu wojny w 1953 r. Rozbudowali szczególnie szkolnictwo. Znamienne, że wśród protestantów istnieje głęboka i lojalna więź z własną świątynią i pastorem.

Katolicy nie mają jakichś specjalnych bliskich więzi z buddystami. Najczęściej wspólnie odmawiamy swoje modlitwy w intencji pokoju. Nie słyszałem też o jakichkolwiek niesnaskach. Na przykład gdy się spotykamy na ulicy, to traktujemy się z szacunkiem i wymieniamy ukłony.

Jak Kościół radzi sobie finansowo?

Kościół w Korei finansowany jest z ofiar wiernych. Każda parafia ma swoje konto, na które można wpłacać datki. Ponadto ofiary na Kościół można odpisywać od podatku. Niektórzy hojnie obdarowują Kościół, na przykład w podzięce za otrzymane łaski. W przeszłości, ale i dzisiaj są też tacy, którzy przepisują swoje majątki na rzecz Kościoła czy wspólnoty zakonnej. Trzeba podkreślić, że w Korei bardzo droga jest ziemia a nie budynki, toteż zakony spoza kraju, które chciałyby działać w Korei, muszą mieć duże zaplecze finansowe.

Jakie są rozmiary działalności charytatywnej Kościoła?

Koreańczycy są bardzo wrażliwi na ubóstwo i każdy w miarę możliwości stara się pomagać potrzebującym. Podam przykład z naszego pallotyńskiego podwórka. Gdy przed dwoma laty tsunami zniszczyło nasz klasztor, dom księdza i kościół w Papui Nowej Gwinei, to Koreańczycy (nasza Grupa Misyjna) od razu udzielili nam znaczącej pomocy finansowej na ich odbudowę. Prężnie działają diecezjalne oddziały Caritas. Bezpośrednią pomocą ubogim w parafiach zajmują się siostry i członkowie grup związanych ze zgromadzeniem Sióstr Miłosierdzia Świętego Wincentego a Paulo. Wydają oni dla ubogich posiłki, paczki żywnościowe i ubrania. W każdym mieście jest jedna lub kilka stołówek dla ubogich, które prowadzą różne wspólnoty kościelne.

Jak wyglądają stosunki państwo-Kościół? Czy Kościół cieszy się dużym autorytetem w społeczeństwie?

Stosunki między państwem a Kościołem są normalne a władze liczą się z jego głosem. Kościół zajmuje stanowisko wobec ważnych problemów społecznych. Przypomnijmy, że obecna prezydent Korei - Park Geun-hye jest katoliczką. W tym roku po raz pierwszy otrzymaliśmy od niej życzenia z okazji świąt Wielkanocnych.

Przed jakimi najważniejszymi wyzwaniami społecznymi stoi koreański Kościół?

Wielu Koreańczyków przyjmuje chrzest św. w wieku dorosłym. Często przyjmuje go tylko jedno z małżonków, zwykle jest to kobieta. Stąd nierzadko powstaje problem religijnego wychowania dzieci. Matka ma jeszcze duży wpływ na dziecko do czasu, gdy osiągnie ono wiek gimnazjalny. Później to słabnie. Ważniejsze od pójścia do kościoła stają się inne atrakcje społeczeństwa konsumpcyjnego. Dużym problemem są też rozwody, także wśród katolików, co jest przyczyną poważnego kryzysu rodziny.

Jaki wzorzec rodziny przeważa w koreańskim społeczeństwie?

Model większości koreańskich rodzin oparty jest na tradycji konfucjańskiej, czyli przeważa patriarchat. Mąż i ojciec jest głową rodziny. On zarabia i utrzymuje materialnie rodzinę a kobiety raczej nie pracują zawodowo. Zajmują się one domem i wychowaniem dzieci. To się oczywiście zmienia. Niestabilna sytuacja gospodarcza i finansowa powoduje, że kobiety muszą pracować. Nie spotyka się to z aprobatą szczególnie starszego pokolenia, które uważa, że to mężczyzna powinien utrzymać rodzinę. W praktyce ojcowie pracują od rana do późnego wieczora. Gdy dojdą do tego różne hobby mężczyzny, np. uprawianie sportu, to trudno prowadzić normalne życie rodzinne. Charakterystyczna dla koreańskiej rodziny jest pozycja najstarszego syna, który jest często rozpieszczany i traktowany jako "święta krowa".

Dlaczego?

Gdyż to na najstarszym synu spoczywa obowiązek opieki nad rodzicami, gdy osiągną sędziwy wiek. To on jest np. organizatorem rodzinnych uroczystości "Chuesok" - święta dziękczynienia, które jest przede wszystkim podziękowaniem zmarłym przodkom za to, co zawdzięcza im żyjące pokolenie. W tym czasie odwiedza się groby. Drugim ważnym świętem rodzinnym jest " Seol-Nal", czyli początek nowego roku księżycowego. W ciągu mojego sześcioletniego pobytu widzę, jak święta te są stają się coraz bardziej komercyjne a średnie pokolenie, odchodząc od tradycji, cieszy się dniami wolnymi od pracy.

Święta "Chuesok" są także wyrazem ważnego rysu kultury koreańskiej wyrastającej z konfucjanizmu i buddyzmu, jakim jest szacunek i cześć dla osób starszych...

Tak jest. W Korei bardzo ważny jest wiek człowieka. Gdy się przedstawiamy, to zawsze pada pytanie o wiek, gdyż wtedy rozmówca użyje odpowiednich do naszego wieku form językowych. Inaczej zwraca się i rozmawia z osobą starszą a inaczej z młodym człowiekiem. Obowiązuje to nawet w rodzinach. Młodsza siostra nie powie do starszej po imieniu, tylko zawsze zwróci się per "starsza siostro". W przypadku odwrotnym mówi się po imieniu.

Wspomniał Ksiądz, że model rodziny się zmienia. W jakim kierunku?

Tak, w ostatnich czasach dynamicznie zmienia się model koreańskiej rodziny. Dotychczas opierał się na schemacie 2+2, teraz coraz częściej jest to 2+1. Młode małżeństwa tłumaczą się, że nie mają możliwości wychowania większej liczby dzieci. Nie stać ich na wysłanie dziecka na studia do Europy czy USA, co jest największą ambicją i pragnieniem prawie każdej koreańskiej rodziny. Również w Korei dobra uczelnia dużo kosztuje i trudno się na nią dostać.

Jak Ksiądz znalazł się w Korei Południowej?

Wstąpiłem do zakonu Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego - Księży i Braci Pallotynów z zamiarem zostania misjonarzem. Pragnąłem pracować w Brazylii, szczególnie po lekturze książki ks. Józefa Maślanki SAC, który pracuje na barce nad Rio Negro. Potem swoje pragnienia skierowałem na Papuę Nową Gwineę. Niestety nic z tego nie wyszło i zacząłem realnie myśleć o Korei, o której - prawdę powiedziawszy - nigdy wcześniej nie myślałem, gdyż chciałem pracować gdzieś na odludziu, w buszu. Od 4. roku studiów zacząłem poważnie przygotowywać się do wyjazdu do Korei. Po święceniach kapłańskich w 2003 r. dwa lata pracowałem w Wałbrzychu. Potem byłem dwa lata w Częstochowie w duszpasterstwie powołań. Jednak cały czas nosiłem w sercu pragnienie wyjazdu do Korei. W końcu zostałem wysłuchany i moje podanie pozytywnie rozpatrzono. W 2007 r. przełożony prowincjalny skierował mnie na misję do Korei. Przybyłem tam w maju 2008 r. Na jezuickim uniwersytecie Sogang uczyłem się języka. ale z czasem zacząłem się szybko uczyć, gdyż mieliśmy m. in. zakaz używania w kontaktach języka angielskiego.

Gdzie mieści się wasza siedziba?

Nasza koreańska prowincja - Delegatura Jezusa Miłosiernego Zwiastowania Pańskiego mieści się w mieście Seongnam, ok. 30 km od centrum Seulu. Miasto liczy 2 mln mieszkańców. My mieszkamy w 400-tysięcznej dzielnicy Bundang. Od listopada 2008 r. odprawiam Mszę św. po koreańsku. Do dzisiaj nasi wierni to wspominają. Pamiętam słowa mojego współbrata, który jest już w Korei od 18 lat: "Chcesz odprawiać Mszę św. przed południem bez kazania czy po południu z kazaniem?" Oczywiście wybrałem wtedy tę przed południem. Ale pierwsze kazania zacząłem czytać (dukać) już w marcu 2009 r. Po sześciu latach mam jeszcze problemy z językiem, ale daję sobie radę. W rozmowach nieoficjalnych nie mam żadnych większych problemów. Problemem jest pisanie kazań z użyciem niektórych trudnych słów, których nie używa się na co dzień. Język koreański stale się rozwija. Pismo Święte coraz jest nieustannie na nowo tłumaczone i wydawane. Podobnie rzecz się ma z lekcjonarzami. W praktyce wydawany jest on co miesiąc. Również Mszał mamy nadal w wersji podstawowej. Cały czas słownictwo liturgiczne jest dostosowywane do języka koreańskiego.

Jak liczna jest wasza wspólnota?

Pallotyni zostali zaproszenie do Korei w 1988 r. Decyzja wyjazdu zapadła po spotkaniu ówczesnego prowincjała ks. Czesława Parzyszka SAC z biskupem diecezji Suwonu, Kim Angelo. Potem odbył się objazd prowincjała i śp. ks. Stanisława Kuracińskiego SAC, ówczesnego sekretarza ds. misji Prowincji Chrystusa Króla, po krajach Azji. 1 maja 1990 r. pierwsza grupa pallotynów przyjechała do Korei Południowej. Byli to księża Zbigniew Wasiński i Jerzy Ciesielski. Diecezja Suwon jest drugą co do wielkości w Korei i bardzo dynamicznie się rozwija. W ubiegłym roku obchodziła swoje 50-lecie. Obecnie jest nas trzech Polaków: ks. Zbigniew Wasiński, ks. Paweł Zawadzki, brat Andrzej Baranowski i ja oraz trzech współbraci Koreańczyków. Pierwszy pochodzący z tego kraju pallotyn, ks. Franciszek Van An Dong Ok został wyświęcony w 2006 r.

W Korei dynamicznie rozwija się kult Jezusa Miłosiernego...

Kult Jezusa Miłosiernego dotarł do Korei jeszcze przed pojawieniem się pallotynów. Przypomnijmy, że orędzie o Miłosierdziu Bożym zaczęliśmy głosić jeszcze na długo przed kanonizacją siostry Faustyny. Głoszenie tego przesłania znajduje się w statutach naszej prowincji Zwiastowania Pańskiego jako jedna z form realizacji naszego pallotyńskiego charyzmatu. Wielkim bodźcem do szerzenia kultu była kanonizacja siostry Faustyny w 2000 r. Spowodowała ona m.in., że moi współbracia współbracia w 2004 r. wydali pełne tłumaczenie "Dzienniczka" siostry Faustyny po koreańsku. Ponadto od 1994 r. wydajemy pismo "Apostoł Miłosierdzia Bożego", które obecnie dociera do ponad 4 tys. osób w Korei i poza jej granicami. Każdego miesiąca z naszego domu rozsyłamy za darmo ok. 3 tys. broszurek z koronką do Bożego Miłosierdzia. Głosimy kazania o Bożym Miłosierdziu.

W diecezji Chuncheon budujemy centrum poświęcone Bożemu Miłosierdziu. Teraz jest tam kaplica Jezusa Miłosiernego, wybudowana dzięki wsparciu miejscowego biskupa Luke Kim Woon-hoe, który podniósł ją do rangi kaplicy publicznej i wyraził nadzieję na ożywienie wiary. Pragniemy, aby z czasem ośrodek ten stał się sanktuarium. Znalazłoby się ono w samym centrum Półwyspu Koreańskiego. Diecezja jest podzielona a jedna trzecia jej obszaru leży w Korei Północnej. Coraz więcej parafii prosi nas o obraz Jezusa Miłosiernego. Dlatego podczas pobytu w Polsce odwiedziłem sanktuarium w Łagiewnikach, aby zakupić dużą liczbę wizerunków z polskim napisem: "Jezu ufam Tobie" i zawieźć je do Korei. Wydaliśmy też na CD koronkę do Miłosierdzia Bożego po koreańsku w wersji muzycznej i śpiewanej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"To światło dla Kościoła nowej ewangelizacji"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.