Życie Franciszka było wielkim aktem miłości

Fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl
Libreria Editrice Vaticana

Drodzy Bracia i Siostry!

Co nam mówi dzisiaj Pan, gdy sprawujemy Eucharystię w sugestywnej scenerii tego placu, zamykającego w sobie osiem wieków świętości, pobożności, sztuki i kultury, związanych z imieniem św. Franciszka z Asyżu? Dziś wszystko opowiada nam tutaj o nawróceniu, jak przypomniał abp Domenico Sorrentino, któremu z całego serca dziękuję za skierowane do mnie słowa. Witam go, a wraz z nim cały Kościół Asyżu-Nocery Umbry-Gualda Tadina, a także pasterzy wszystkich Kościołów Umbrii. Myślę też z wdzięcznością o kard. Attiliu Nicorze, moim legacie ds. obu bazylik papieskich w tym mieście. Witam serdecznie synów i córki św. Franciszka, obecnych tutaj z ministrami generalnymi różnych zakonów. Z szacunkiem i serdecznością witam prezesa Rady Ministrów i wszystkich przedstawicieli władz cywilnych, którzy zaszczycają nas dzisiaj swoją obecnością.

Kiedy mówimy o nawróceniu, dotykamy sedna chrześcijańskiego przesłania, a jednocześnie sięgamy do korzeni ludzkiego bytu. Odczytane przed chwilą słowo Boże oświeca nas, stawiając nam przed oczami trzy postacie nawróconych. Pierwszym jest Dawid. Mówiący o nim fragment, zaczerpnięty z drugiej księgi Samuela, zawiera jedną z najbardziej dramatycznych rozmów Starego Testamentu. Zasadniczym punktem tego dialogu jest bezlitosny wyrok sformułowany przez słowo Boże wypowiedziane przez proroka Natana, obnażający króla, który osiągnął szczyt politycznej kariery, ale pod względem moralnym upadł bardzo nisko. Żeby uchwycić dramatyczne napięcie tej sceny, należy pamiętać o teologicznym i historycznym kontekście owych wydarzeń. Są nim dzieje miłości Boga, który wybiera Izraela jako swój lud i zawiera z nim przymierze oraz obarcza się troską o ziemię i wolność dla niego. Dawid jest ogniwem w łańcuchu dziejów tej nieustającej opieki Boga nad swoim ludem. W trudnej chwili zostaje wybrany i postawiony u boku króla Saula, by później zostać jego następcą. Zamysł Boży obejmuje też jego potomstwo, związane z planem mesjańskim, który w Chrystusie «synu Dawida» znajdzie swe pełne urzeczywistnienie.

Postać Dawida jest więc obrazem wielkości, tak historycznej, jak i religijnej. W tym większej sprzeczności z nią jawi się niegodziwość, jakiej się dopuszcza, kiedy — zaślepiony namiętnością odbiera Batszebę mężowi, jednemu ze swoich najwierniejszych żołnierzy, którego potem z zimną krwią każe zabić. Ten czyn wywołuje dreszcze: jak może wybraniec Boga upaść tak nisko? Doprawdy, człowiek to istota wielka i nędzna: wielka, gdyż nosi w sobie obraz Boga i jest przedmiotem Jego miłości; nikczemna, bo może czynić zły użytek z tego wielkiego przywileju, jakim jest wolność, a nawet wystąpić przeciw własnemu Stwórcy. Wyjawiony Dawidowi przez Natana Boży werdykt trafia do najgłębszych pokładów sumienia, gdzie nie liczą się ani wojska, ani władza, ani opinia publiczna, lecz jest się sam na sam z Bogiem. «Ty jesteś tym człowiekiem» — te słowa obciążają Dawida odpowiedzialnością za jego czyny. Głęboko poruszony król zaczyna odczuwać szczerą skruchę i przyjmuje dar miłosierdzia Bożego. Oto droga nawrócenia.

Do pójścia tą drogą oprócz Dawida, wzywa nas dziś także Franciszek. Żadne ze spisanych przez biografów wydarzeń z jego młodzieńczych lat nie wskazuje na to, żeby upadł kiedykolwiek tak nisko, jak starożytny król Izraela. A jednak w Testamencie napisanym w ostatnich miesiącach życia sam Franciszek widzi swoje pierwsze dwadzieścia pięć lat jako czas, kiedy «był w grzechach» (por. 2 Test 1: FF 110). Abstrahując od konkretnych uczynków, jego grzechem było pojmowanie i organizowanie życia wokół samego siebie, w pościgu za próżnymi snami o doczesnej chwale. Kiedy w Asyżu był «królem zabaw» młodzieży, nie brakło mu wrodzonej wielkoduszności (por. 2 Cel I, 3, 7: FF 588). Ale była ona jeszcze bardzo daleka od miłości chrześcijańskiej, która bez reszty oddaje się bliźnim. Jak sam wspomina, odczuwał gorycz, gdy patrzył na trędowatych. Grzech uniemożliwiał mu zapanowanie nad odrazą fizyczną na tyle, by uznać w nich braci, których powinien darzyć miłością. Dzięki nawróceniu zaczął praktykować miłosierdzie, a jednocześnie doznał miłosierdzia. Służenie trędowatym, a nawet całowanie ich, nie było li tylko przejawem filantropii, nawróceniem — jeśli można tak powiedzieć — społecznym; było prawdziwym doświadczeniem religijnym, zrodzonym z łaski i miłości Boga: «Pan — mówi — sam wprowadził mnie między nich» (2 Test 2: FF 110). Wtedy to gorycz przekształciła się w «słodycz duszy i ciała» (2 Test 3: FF 110). Tak, drodzy bracia i siostry, nawracając się do miłości przechodzimy od goryczy do «słodyczy», od smutku do prawdziwej radości. Człowiek jest prawdziwie sobą i w pełni się urzeczywistnia o tyle, o ile żyje Bogiem i z Bogiem, rozpoznając Go i miłując w swoich braciach.

Fragment z Listu do Galatów uwypukla inny aspekt procesu nawrócenia. Wyjaśnia go nam kolejny wielki nawrócony — Paweł Apostoł. Tłem jego wypowiedzi była debata tocząca się w pierwotnej wspólnocie chrześcijańskiej, w której wielu wiernych nawróconych z judaizmu miało tendencję do łączenia zbawienia z wypełnianiem uczynków nakazywanych przez stare Prawo, udaremniając tym samym nowość Chrystusa i uniwersalny charakter Jego przesłania. Paweł zabiera głos w debacie jako świadek i orędownik łaski. Na drodze do Damaszku promienne oblicze Chrystusa i moc Jego głosu pozbawiły go zapalczywej gorliwości prześladowcy i wzbudziły w nim nową gorliwość Ukrzyżowanego, jednającego przez krzyż bliskich i dalekich (por. Ef 2, 11-22). Paweł zrozumiał, że w Chrystusie wypełnia się całe prawo, a kto przylgnie do Chrystusa, jednoczy się z Nim i wypełnia prawo. Nieść Chrystusa, a z Chrystusem jedynego Boga wszystkim ludom stało się jego posłannictwem. Chrystus «bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur» (Ef 2, 14). Jego bardzo osobiste wyznanie miłości wyraża jednocześnie wspólną wszystkim istotę chrześcijańskiego życia: «Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie» (Ga 2, 20 b). A czyż możemy odpowiedzieć na tę miłość inaczej, jak tylko jednocząc się z Chrystusem ukrzyżowanym tak dalece, by żyć Jego własnym życiem? «Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus» (Ga 2, 19, 20 a).

Mówiąc o ukrzyżowaniu razem z Chrystusem, św. Paweł nawiązuje nie tylko do swoich ponownych narodzin poprzez chrzest, ale i do całego swojego życia w służbie Chrystusowi. To odniesienie do życia apostolskiego jasno widzimy w słowach zamykających obronę chrześcijańskiej wolności, w zakończeniu Listu do Galatów: «Odtąd niech już nikt nie sprawia mi przykrości: przecież ja na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa» (6, 17). Po raz pierwszy w dziejach chrześcijaństwa pojawia się wyrażenie «znamię przynależności do Jezusa». W dyskusji na temat poprawnego sposobu widzenia i przeżywania Ewangelii nie są decydujące racje naszego rozumu; decyduje rzeczywistość życia, komunia z Jezusem, w życiu i cierpieniu, nie tylko w myśli czy w mowie, ale także w najgłębszej warstwie egzystencji, we własnym ciele, na skórze. Sińce pozostawione przez długą historię męki są świadectwem obecności krzyża Jezusa w ciele św. Pawła, są jego znamieniem przynależności. Toteż może on powiedzieć, że to nie obrzezanie go zbawia, blizny są następstwem jego chrztu, oznaką jego umierania z Jezusem dzień w dzień, pewnym znakiem, że jest on nowym stworzeniem (por. Ga 6, 15). Zresztą, używając słowa «blizny» Paweł nawiązuje do starego zwyczaju wypalania na skórze niewolników pieczęci właściciela. Sługa był «oznakowany» jako własność swego pana i pozostawał pod jego opieką. Znak krzyża, pozostawiony przez długie męki na ciele Pawła jest jego chlubą: uwierzytelnia go jako prawdziwego sługę Jezusa, chronionego przez miłość Pana.

Drodzy przyjaciele, św. Franciszek z Asyżu mocą własnego świadectwa potwierdza raz jeszcze te słowa Pawła. Od chwili, gdy twarze trędowatych, kochanych z miłości do Boga, pozwoliły mu wyczuć w pewien sposób tajemnicę «kenozy» (por. Flp 2, 7) — uniżenia się Boga w ciele Syna człowieczego, a potem, od chwili, kiedy głos z Krzyża w kościele św. Damiana przemówił do jego serca, dając mu program życia: «Franciszku, idź, napraw mój dom» (2 Cel I, 6, 10: FF 593), droga Świętego nie była już niczym innym, jak tylko codziennym wysiłkiem upodabniania się do Chrystusa. On się zakochał w Chrystusie. Rany Ukrzyżowanego zraniły mu serce jeszcze zanim na Alwerni naznaczyły jego ciało. Mógł naprawdę powtórzyć za Pawłem: «już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus».

Dochodzimy do ewangelicznego przesłania dzisiejszego słowa Bożego. W odczytanym przed chwilą fragmencie Ewangelii św. Łukasza, sam Jezus wyjaśnia nam dynamikę autentycznego nawrócenia, posługując się przykładem grzesznej kobiety, ocalonej przez miłość. Trzeba przyznać, że owa kobieta wykazała wiele odwagi. Jej zachowanie wobec Jezusa, którego stopy obmywa łzami, ociera włosami, całuje i namaszcza pachnącym olejkiem, budzi zgorszenie w ludziach, którzy na osoby takie jak ona patrzą bezlitosnym okiem sędziego. Uderza natomiast łagodność Jezusa w stosunku do tej kobiety, wykorzystywanej przez wielu i osądzanej przez wszystkich. Dopiero u Jezusa znajduje ona czyste spojrzenie i serce zdolne do miłości, która nie wykorzystuje. W spojrzeniu i w sercu Jezusa objawia się jej Bóg, który jest Miłością!

Dla uniknięcia nieporozumień trzeba zaznaczyć, że miłosierdzie Jezusa nie wyraża się poprzez zawieszenie prawa moralnego. Dla Jezusa dobro jest dobrem, zło jest złem. Miłosierdzie nie zmienia definicji grzechu, lecz go spala w ogniu miłości. To oczyszczające i uzdrawiające działanie urzeczywistnia się, kiedy człowiek odwzajemnia tę miłość, co oznacza uznanie prawa Bożego, szczerą skruchę i postanowienie rozpoczęcia nowego życia. Owej grzesznicy z Ewangelii zostaje wiele wybaczone, gdyż bardzo umiłowała. Bóg przychodzi do nas w Jezusie, by obdarzyć nas swoją miłością i prosić nas o miłość.

Czym było, moi drodzy bracia i siostry, życie nawróconego Franciszka, jeśli nie jednym, wielkim aktem miłości? Wyjawiają nam to jego płomienne modlitwy, którymi wielbił i kontemplował Boga, czułość z jaką tulił Boże Dzieciątko w Greccio, kontemplacja Męki na Alwerni, życie «według świętej Ewangelii» (2 Test 14: FF 116), wybór ubóstwa i szukanie Chrystusa w twarzach ubogich.

To jest jego nawrócenie do Chrystusa, aż po pragnienie «przemiany» całego siebie w Jego pełny obraz, co wyjaśnia typowy dla niego styl życia, który sprawia, że dzisiaj wydaje się on nam tak aktualny również w odniesieniu do wielkich kwestii naszych czasów, takich jak dążenie do pokoju, ochrona środowiska naturalnego, budowanie dialogu między wszystkimi ludźmi. Franciszek jest w tych sprawach prawdziwym mistrzem. Ale jest nim ze względu na Chrystusa. Chrystus bowiem jest «naszym pokojem» (por. Ef 2, 14). To Chrystus jest przecież początkiem i zasadą wszechświata, bo przez Niego wszystko się stało (por. J 1, 3). To Chrystus jest prawdą Bożą, odwiecznym Logos, w którym każdy dia-logos w czasie znajduje swój ostateczny fundament. Św. Franciszek ucieleśnia głęboko tę «chrystologiczną» prawdę, która jest u źródeł bytu ludzkiego, wszechświata i historii.

W kontekście dzisiejszego dnia wracam myślą do inicjatywy mojego świętej pamięci poprzednika Jana Pawła II, który w 1986 r. tutaj właśnie zgromadził na modlitwie o pokój przedstawicieli wyznań chrześcijańskich i różnych religii świata. Było to prorockie przeczucie i czas łaski, jak napisałem w liście do biskupa tego miasta kilka miesięcy temu, z okazji 20. rocznicy tego wydarzenia. Asyż zastał wybrany na miejsce owego spotkania właśnie ze względu na świadectwo św. Franciszka, jako człowieka pokoju, który budzi sympatię również w przedstawicielach innych kultur czy religii. Jednocześnie światło, jakim Biedaczyna z Asyżu opromieniał tę inicjatywę, było gwarancją jej chrześcijańskiej autentyczności, gdyż jego życie i przesłanie opierają się w tak oczywisty sposób na wyborze Chrystusa, że z góry wykluczają wszelkie pokusy indyferentyzmu religijnego, który nie ma nic wspólnego z prawdziwym dialogiem międzyreligijnym. «Duch Asyżu», który rozpowszechnia się na całym świecie począwszy od tamtej chwili, przeciwstawia się duchowi przemocy i nadużywania religii jako pretekstu do stosowania przemocy. Asyż mówi nam, że wierności własnym przekonaniom religijnym, a przede wszystkim wierności Chrystusowi ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu, nie wyraża się poprzez przemoc i nietolerację, lecz poprzez szczery szacunek dla drugiego człowieka, przez dialog, przez przepowiadanie wzywające do pokoju i rozwagi, przez zaangażowanie na rzecz pokoju i pojednania. Postawa ewangeliczna czy franciszkańska wyklucza niezdolność połączenia takich wartości, jak gotowość przyjęcia drugiego człowieka, dialog i szacunek dla wszystkich, z pewnością wiary, którą każdy chrześcijanin, na równi ze świętym z Asyżu, powinien pielęgnować, głosząc Chrystusa, który jest drogą, prawdą i życiem człowieka (por. J 14, 6), jedynym Zbawicielem świata.

Niech św. Franciszek z Asyżu wyprosi łaskę prawdziwego i pełnego nawrócenia do miłości Chrystusa dla tego Kościoła partykularnego, dla Kościołów Umbrii, dla całego Kościoła we Włoszech, którego jest patronem razem ze św. Katarzyną ze Sieny, dla wszystkich, którzy tak licznie na całym świecie na niego się powołują.

Benedykt XVI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Życie Franciszka było wielkim aktem miłości
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.