Zapomniany maj

(fot. shutterstock.com)
Filip Musiał / IPN / pk

Historia PRL pełna jest momentów w których pruła się fastryga komunistycznej władzy. Jednym z nich jest 3 Maja 1946 r. Z biorącymi udział w obchodach szczególnie brutalnie rozprawiono się w Krakowie.

Adamczyk Mieczysław - "postrzał policzka z naruszeniem podniebienia miękkiego"; Serbiński Fryderyk - "rana postrzałowa kości udowej lewej z naruszeniem tętnic ubocznych; dwukrotna transfuzja krwi; stan poważny"; Anna Pindela - "postrzał nogi", Zbigniew Zapiór - "postrzelony na Sikorniku", Aleksander Wandko - "raniony w Rabce", Jolanta Nomarska - "wyjęcie kuli z ręki"… - pisał 8 maja 1946 r. dr Oktawian Pierożyński, naczelnik Wydziału Zdrowia Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie. Wraz z chirurgiem z bezpieczniackiej polikliniki objeżdżał wówczas Kraków i sporządzał swoisty bilans strat starając się zewidencjonować rannych. Pięć dni wcześniej krakowska bezpieka i "ludowe" wojsko strzelało bowiem do osób biorących udział w tradycyjnych pochodach w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja.

Polskie miesiące

DEON.PL POLECA

Większość podręczników do historii czy książek opisujących dzieje PRL odrębne rozdziały poświęca tzw. polskim miesiącom. Chodzi o gwałtowne bunty społeczne, z których część skutkowała zmianami na politycznym szczycie czyli wymianą I sekretarzy KC PZPR. Pierwszym z miesięcy jest czerwiec 1956, kiedy to wybuchła robotnicza rewolta w Poznaniu - krwawo spacyfikowana, miało wówczas zginąć 59 osób, a ponad 500 odniosło rany. W marcu 1968 r. splotło się kilka nurtów - bunt inteligencki, protest pokoleniowy, a z drugiej strony nagonka antysemicka i rozgrywka o władzę wewnątrz PZPR. Brutalnie stłumione protesty młodzieży, nie przyniosły ofiar śmiertelnych. Natomiast po Marcu wielu jego uczestników skazano w politycznych procesach, kilkaset osób relegowano z uczelni, innych karnie wcielono do wojska, a efektem antysemickiej nagonki było to, że kilkanaście tysięcy osób zostało zmuszonych do wyjazdu z PRL bez prawa powrotu. W grudniu 1970 r., gdy przez Wybrzeże przetoczył się robotniczy protest wojsko użyło ostrej amunicji. Co najmniej 45 osób zginęło, blisko 1200 było rannych, a ok. trzech tysięcy zatrzymano. Efektem grudnia była też zmiana na funkcji I sekretarza - Gomułkę zastąpił Edward Gierek. Już sześć lat później, gdy życie na kredyt zakończyło się gospodarczym krachem wybuchły robotnicze protesty w Radomiu, Ursusie i Płocku. Manifestacje stłumiono siłą, choć nie odważono się otworzyć ognia do protestujących. Mimo to zginęły trzy osoby, wielu robotników stanęło przed sądem, a innych zwolniono z pracy z tzw. wilczym biletem. Wreszcie w sierpniu 1980 r. zastrajkowało znów Wybrzeże, tym razem doprowadzono do porozumienia przy stole, co w konsekwencji przyniosło powstanie "Solidarności". Jednocześnie Gierek poniósł odpowiedzialność za doprowadzenie do tej sytuacji i został, na krótko, zastąpiony przez Stanisława Kanię.

Zakazana rocznica

Część "polskich miesięcy" kończyła się represjami (Marzec ’68) i ofiarami śmiertelnymi (Czerwiec ’56, Grudzień ‘70, Czerwiec ’76), niektóre nie (Sierpień ’80) - wszystkie jednak łączyło jedno - gwałtowna erupcja społecznego niezadowolenia. Z punktu widzenia komunistycznej władzy były kryzysy systemu, gdy pruła się komunistyczna fastryga, a zza propagandowych haseł wyzierała siermiężna rzeczywistość totalitarnego reżimu.

Podobnie było w maju i czerwcu 1946 r. Nastąpiło wówczas wyraźne nasilenie oporu społecznego, związane z nadzieją na zmianę sytuacji w Polsce po wyznaczonym na czerwiec tego roku tzw. referendum ludowym. W przededniu święta 3 Maja, które formalnie nadal było świętem państwowym, władze komunistyczne wydały zakaz urządzania obchodów na ulicach - zezwalając jedynie na zgromadzenia w kościołach i budynkach. Jednak informacja ta nie dotarła na czas do organizatorów uroczystości. Tradycyjnie święto Konstytucji 3 maja wiązało się z pochodami. W 1946 r. stały się one pretekstem do manifestowania niechęci do komunistycznego reżimu i, najczęściej, poparcia dla PSL i Mikołajczyka. Do manifestacji i starć z aparatem represji doszło w województwach gdańskim, katowickim, kieleckim, krakowskim, łódzkim, poznańskim, rzeszowskim, szczecińskim, warszawskim oraz na Dolnym Śląsku. Szczególnie brutalnie spacyfikowano obchody w Krakowie. Pierwsze kule wystrzelono do manifestantów na Rynku Głównym z budynku Polskiej Partii Robotniczej. To wtedy ranni zostali Mieczysław Adamczyk oraz Fryderyk Serbiński. Niepotwierdzone informacje mówią także o kilku ofiarach śmiertelnych. W pamięci uczestników tych wydarzeń zachował się obraz samochodu pancernego z zamontowanym sprzężonym karabinem maszynowym, którym po krakowskich Plantach jeździł szef tutejszej bezpieki strzelając nad głowami manifestantów. Miasto spacyfikowano aresztując blisko tysiąc osób. W lipcu przeprowadzono pokazowy proces kilku z zatrzymanych. Wskutek represji, które spadły na demonstrantów, m.in. harcerzy, uczniów i studentów, w wielu miejscowościach doszło do trwających nawet do kilkunastu dni strajków w szkołach i na uczelniach. Władzy udało się opanować sytuację dopiero w czerwcu, a w kolejnych miesiącach organizowano procesy osób uznanych za "prowodyrów" zajść. Pod dużą presją społeczną komuniści zadbali o orzekanie stosunkowo łagodnych wyroków, większość skazanych opuściła więzienie już po kilku miesiącach.

Gdyby protesty z maja 1946 r. odbyły się dekadę czy dwie później - czytalibyśmy o nich jako o jednym z "polskich miesięcy". Bowiem, gdy w latach ustabilizowanej władzy przeciw komunistom protestowało kilkadziesiąt tysięcy robotników Wybrzeża było to istotne wydarzenie. W połowie lat 40. w opozycyjnym wobec komunistów PSL działało prawie milion ludowców, a w lasach walczyło kilkadziesiąt tysięcy partyzantów, kilkanaście tysięcy manifestantów w miastach nie było więc dla władzy najważniejszym, choć z pewnością istotnym, problemem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zapomniany maj
Komentarze (2)
TP
Taka prawda...
4 maja 2015, 21:20
Smutne jest to, że mimo tylu ofiar (jak choćby te wyżej opisane), tak naprawdę to nigdy nie zerwaliśmy z komunistycznym systemem. Wrósł w polskie społeczeństwo jak zardzewiały łańcuch w kark, a większość z nas już tak się do niego przyzwyczaiła. że nie umie bez niego żyć. Nie jest tak? To dlaczego tylu sb-ckich i pzpr-owskich kacyków (żeby nie powiedzieć zbrodniarzy),ma się jak przysłowiowe pączki w maśle?! Dlaczego mają pogrzeby niczym bohaterowie narodowi?! Dlatego, że my już nie umiemy rozróżnić dobra od zła! I dlatego nie zasługujemy na wolną Polskę...
G
gość
5 maja 2015, 07:10
Słuszna konstatacja, niestety. Największa zbrodnią komunizmu jest deprawacja sumień i rozmycie wartości podstawowych; dlatego tak łatwo można z nami robić to, co się robi obecnie a my w zasadzie jesteśmy z tego zadowoleni, mieniąc się dumnie europejczykami. To prawda, nie zasługujemy na wolną Polskę. Musi chyba nastąpić jakiś wielki narodowy wstrząs, aby otworzyły się nam oczy. Smoleńsk niczego nie zmienił (a jeżeli już, to na gorsze), widocznie to za mało...