Czy to normalne? Pierwszy burger z probówki

Zobacz galerię
PAP / drr

Pierwszy w historii burger wyhodowany w laboratorium z komórek macierzystych krowy został w poniedziałek po południu usmażony i zjedzony w czasie konferencji w Londynie. Degustatorzy ocenili, że fakturą danie przypominało mięso, ale brakowało mu aromatu.

Burgera z probówki przyrządził szef kuchni Richard McGowan, a spróbowali go krytycy kulinarni, Austriaczka Hanni Ruetzler i Amerykanin Josh Schonwald, którzy narzekali nieco na brak soczystości, spowodowany brakiem tłuszczu. Oboje byli zgodni, że smak przypomina mięso pozyskiwane metodą tradycyjną, ale liczyli na więcej aromatu. Degustatorzy zjedli burgera bez żadnych dodatków, jak bułka, warzywa czy sosy, aby skoncentrować się na jego smaku.

DEON.PL POLECA

Naukowcy z zespołu profesora Marka Posta z Uniwersytetu w Maastricht w Holandii zaczęli od pobrania komórek macierzystych z szyi krowy. Następnie umieścili je w specjalnych pojemnikach w substancji wspomagającej ich wzrost i podział. Po około trzech tygodniach komórki macierzyste przeniesiono na plastikowe płytki, gdzie pobudzono u nich proces przekształcania się w komórki mięśniowe. Te z kolei połączyły się w niewielkie włókienka mięśniowe, które urosły, nabierając białka. Włókienka zestawione zostały następnie w niewielkie kulki, które zamrożono. Gdy takich kulek wytworzono dostatecznie dużo, tuż przed jedzeniem zostały "zlepione" razem i ugotowane.

Uzyskany w ten sposób burger ma kolor biały. Aby bardziej przypominał tradycyjnie uzyskiwane mięso, można dodać do niego naturalnie występujące białko, mioglobinę, lub zabarwić go np. sokiem z buraków. Prof. Post ocenił poniedziałkowy debiut burgera jako "bardzo obiecujący początek".

Obecnie naukowcy są w stanie wyhodować w ten sposób tylko niewielkie ilości mięsa, a i tak koszty wydają się astronomiczne - stworzenie pojedynczego burgera o wadze 142 gramów kosztowało 250 tys. euro. Na jego wytworzenie potrzeba było sześciu tygodni.

Po południu ujawniono nazwisko ofiarodawcy, który sfinansował projekt - okazał się nim Sergey Brin, współtwórca wyszukiwarki Google. Tłumaczył, że kierował się troską o dobro zwierząt.

Twórcy przekonują, że wysoki koszt częściowo wynika z faktu, że badania nad mięsem in vitro są jeszcze w powijakach. Przekonują, że po opracowaniu modelu wytwarzania i automatyzacji produkcja przemysłowa na dużą skalę pozwoliłaby znacznie ograniczyć koszty. Hanna Tuomisto, której badania posłużyły za podstawę hodowli mięsa in vitro, zauważa, że byłaby ona tańsza od tradycyjnego chowu przemysłowego także dlatego, że ograniczałaby się do produkowania jedynie jadalnego mięsa, bez "produktów ubocznych".

Obecny proces produkcji i tak trzeba udoskonalić, by wykluczyć z niego odzwierzęce substancje takie jak płodowa surowica cielęca, używana obecnie jako substancja pobudzająca wzrost komórek macierzystych - zauważa dziennik "New York Times".

Twórcy pierwszego burgera in vitro wskazują, że taki sposób pozyskiwania mięsa pozwoliłby na zaspokojenie stale rosnącego światowego popytu. Podkreślają też, że w przeciwieństwie do tradycyjnego chowu przemysłowego odbywałoby się to bez szkody dla środowiska naturalnego i bez krzywdy zwierząt.

"Wielu ludzi na początku uważa mięso wyhodowane w laboratorium za odrażające. Myślę jednak, że gdyby zdali sobie sprawę z tego, jak wygląda uzyskiwanie mięsa w rzeźni, uznaliby to za równie odrażające" - mówi Helen Breewood z zespołu prof. Posta.

Rezultat badań naukowców z zadowoleniem przyjęła organizacja praw zwierząt PETA (People for the Ethical Treatment of Animals). "Produkowane w laboratoriach mięso przepowiada koniec ciężarówek wypełnionych krowami i kurczakami, rzeźni i całego przemysłu hodowlanego, a przy tym zmniejszy emisję dwutlenku węgla, oszczędzi wodę i sprawi, że zaopatrzenie w żywność będzie bezpieczniejsze" - podkreślono w oświadczeniu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy to normalne? Pierwszy burger z probówki
Komentarze (3)
M
M'
5 sierpnia 2013, 22:37
Już od dawna nie wiadomo co jemy, pijemy,  dlaczego i na co chorujemy. Oj, nie wygląda to dobrze ......
S
sZCZERA
5 sierpnia 2013, 20:32
bez obrazy, ale wygląda to jak ulepek larw. ... a tak poważnie, to ta metoda- neizwykle eksperymentalna nie zbliża nas do natury ( o czym się mówi tak głośno przy poparciu tego sposobu "pędzenia" mięsa) tylko sprawia,  że jeszcze bardziej czynimy nasze życie sztucznym. Nie tędy droga do "opłakiwania" fatalnego stanu środowiska. To tak, jakby biadoląc nad biedą niedożywionych dzieci, apelować o ich zabicie, by problem znikł,
A
Anglia
5 sierpnia 2013, 19:08
Szczegolnie wazne jest ograniczenie emisji dwutlenku wegla - przeciez to taki nieslychanie toksyczny gaz...