Czy to nowa afera "Pentagon Papers"?

(fot. DoD photo by Tech. Sgt. Francisco V. Govea II, U.S. Air Force/U.S. Department of Defense Current Photos/flickr.com)
drr/ PAP / "New York Times"

Afera z opublikowaniem kilkudziesięciu tysięcy materiałów na temat wojny w Afganistanie rozpala umysły na całym świecie. Niektórzy mówią o niej nowa "Pentagon Papers". Co o niej wiemy?

W niedzielę wieczorem w Niemczech, Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych trzy gazety opublikowały na swych stronach internetowych materiały o kulisach operacji w Afganistanie, które wcześniej zamieścił portal internetowy WikiLeaks.

Redakcja "Der Spiegel", "New York Timesa" i brytyjskiego "The Guardian" zapewniły, że są w posiadaniu ponad 90 tysięcy "sprawdzonych i autentycznych dokumentów", które zawierają między innymi informacje o ofiarach cywilnych, chybionych operacjach oraz o wielu błędach i niepowodzeniach.

DEON.PL POLECA

Według "The Guradian", dokumenty te ukazują konflikt w Afganistanie jako "brutalnie brudny, bezładny i nagły", co kłóci się z uporządkowanym "publicznym" wizerunkiem tej wojny. I mimo że, pochodzenie niektórych meldunków jest "podejrzane", to wyłania się z nich "bardzo niepokojący" obraz wojny.

Ten niepokojący obraz to między innych ponad 150 incydentów, w których siły koalicyjne zabiły lub raniły cywilów. Wspomina się w nich na przykład o ostrzeliwaniu w 2008 roku przez francuskie oddziały autobusu przewożącego dzieci, w wyniku czego raniono ośmioro z nich, oraz o tajnych akcjach amerykańskich komandosów, w tym grupy Task Force 373, specjalizującej się w "eliminowaniu" czołowych dowódców wroga.

Z dokumentów wynika także, że Iran prowadził operacje przeciwko zagranicznym siłom kierowanym przez USA w Afganistanie, dostarczając talibom broń, finansując ich i szkoląc oraz to, że talibscy bojownicy byli wspierani przez pakistańskie służby specjalne, mimo że oficjalnie Pakistan wspiera siły koalicyjne w walce z talibami.

Głównym bohaterem afery został 22 letni analityk wywiadu wojskowego Bradley Manning. Oficjalnego potwierdzenie, że to ona jest odpowiedzialny za ujawnienie informacji jeszcze nie ma, ale są za to fakty, które tę hipotezę czynią bardzo prawdopodobną.

Zginęło 12 osób, na nagraniu słychać jak żołnierze cieszą się z celnych strzałów i jak czekają na pretekst, by dobić jednego z rannych. Widać także, jak ostrzeliwują samochód, który przejechał zabrać rannych (wśród zabitych znalazło się dwoje pracowników agencji Reutersa).

Opublikowanie materiału wprawiło w konsternacje decydentów w Pentagownie i wywołało prawdziwą burzę, której nie zmniejszyły doniesienia, że portal WikiLeaks zmanipulował nagranie, powiększając obraz w ten sposób, by widoczna była kamera operatora agencji Reutersa oraz zataił informacje, że w grupie byli uzbrojeni mężczyźni (jedna osoba miała granatnik).

Afera z nagraniem doprowadziła do wszczęcia umorzonego w 2007 roku śledztwa w tej sprawie.

Przeciwko Manningowi świadczy także to, że armia oskarżyła go o skopiowanie ponad 150 tys. ściśle tajnych dokumentów na temat wojny w Afganistanie i nie tylko.

Dokumenty miał zbierać przez ponad pół roku (od listopada 2009 roku do maja 2010 roku, gdy został aresztowany). Co ciekawe wynosił je na płytach kompaktowych, bo ten sposób archiwizowania danych nie był zabroniony przez amerykański Departament Obrony, w przeciwieństwie do zewnętrznych dysków i kart pamięci (ściśle tajne informacje na dyskach trafiały do pudełka po płycie Lady GaGa).

Jak pisze "New York Times", Manning wpadł przede wszystkim dlatego, że o swojej akcji odpowiedział słynnemu kalifornijskiemu hakerowi komputerowemu Adrianowi Lamo, który doszedł do wniosku, że działania Manninga mogą narazić kogoś na niebezpieczeństwo.

O tym, kto stoi za przeciekiem, WikiLeaks nie informuje. Jednak po aresztowaniu Manninga twórcy portalu nazwali go bohaterem, a Lamo określili jako donosiciela.

W związku z aferą na celowniku Pentagonu znalazł się portal WikiLeaks, który publikuje w sieci oryginalne dokumenty na temat działań rządów i firm - działań niezgodnych z prawem - które są pozyskiwane od anonimowych źródeł. Materiały te są zamieszczone bez jakiegokolwiek komentarza, a dostęp do nich jest darmowy.

Współpracownicy WikiLeaks każdorazowo przed publikacją sprawdzają autentyczność dokumentów. Jak zapewniają twórcy portalu, także informacje na temat Afganistanu zostały sprawdzone tym bardziej, że informator, który przekazał dokumenty, zwrócił się do WikiLeaks o sprawdzenie, czy publikacja nie narazi niewinnych osób na niebezpieczeństwo. WikiLeaks "przefiltrowało" materiały, by ograniczyć ewentualne ryzyko.

Według założyciela WikiLeaksa Juliana Assange'a publikacja dokumentów zmieni nie tylko nasze spojrzenie na tę konkretną wojnę, lecz na wszystkie nowoczesne wojny, bo "rzuca światło na codzienną brutalność wojny". - To najbardziej kompleksowy opis wojny, jaki kiedykolwiek istniał w trakcie trwającego konfliktu zbrojnego - zatem w momencie, gdy coś jeszcze może zmienić się na dobre" - podkreślił, dodając, że "jako całość materiały te usuwają w cień wszystko, co do tej pory powiedziano o Afganistanie.

O ujawnieniu dokumentów na temat wojny w Afganistanie, niektórzy mówią już "drugie Pentagon Papers". Przypomnijmy, że chodzi tu o ujawnienie w 1971 roku przez "New York Times" tajnych dokumentów na temat wojny wietnamskiej. Pokazały one opinii publicznej bezowocność militarnego zaangażowania USA w Wietnamie i przyspieszyły wycofanie stamtąd wojsk amerykańskich.

Według Kurta Volkera, byłego ambasadora USA przy NATO, ujawnione przez WikiLeaks materiały nie przynoszą rewelacji, ale mogą wpłynąć na stosunek opinii publicznej do misji afgańskiej.

- Nie ma tam żadnych prawdziwych niespodzianek. Wiedzieliśmy, że wywiad pakistański pomaga talibom i że talibowie posiadają rakiety ziemia-powietrze, którymi mogą zestrzeliwać amerykańskie helikoptery. Problem w tym, że nie mamy wyboru i musimy w tej wojnie współpracować z Pakistanem - mówi Volker, obecnie wykładowca w Szkole Zaawansowanych Studiów Międzynarodowych (SAIS) Uniwersytetu Johna Hopkinsa w Waszyngtonie.

- Nie widzę tu żadnej analogii z "Pentagon Papers". Ujawnienie tamtych dokumentów podało w wątpliwość oficjalnie przedstawiany charakter wysiłku zbrojnego USA w Wietnamie i dlatego było taką rewelacją. W materiałach, które przeciekły teraz, na temat wojny w Afganistanie, nie ma nic, czego wcześniej nie wiedzieliśmy, ani niczego, co kwestionuje rodzaj amerykańskiego zaangażowania USA. Zostały tylko bardziej wystawione na widok publiczny niektóre problemy, które mamy z Pakistanem, ale to mniej więcej wszystko. Te dokumenty niczego w istocie nie zmieniają - twierdzi ekspert z SAIS.

Innego zdanie jest ekspert lewicującego Center for America Progress, Lawrence Korb, który uważa, że przeciek portalu WikiLeaks przyspieszy wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu.

- Ujawnione przez WikiLeaks informacje wyjaśniają amerykańskiemu społeczeństwu i naszym politykom, jak straszna jest naprawdę sytuacja w Afganistanie. Społeczeństwu nie powiedziano dotąd, jak zła jest ta sytuacja - mówi Korb. - Ten przeciek może mieć podobny efekt, co "Pentagon Papers" - sprawi, że będzie teraz bardziej prawdopodobne, że rzeczywiście za rok zaczniemy się wycofywać z Afganistanu. I dodaje - Czytałem te materiały i nie widzę w nich nic, co by zagrażało bezpieczeństwu naszych oddziałów. Teza, że ujawnienie takich dokumentów naraża nasze wojska na jakieś zagrożenia, to typowy argument zwolenników wojny.

Publikację dokumentów natychmiast ostro skrytykował Biały Dom. - Stany Zjednoczone w najostrzejszy sposób potępiają opublikowanie tajnych informacji. To może zagrozić życiu Amerykanów i ich sojuszników, a także bezpieczeństwu narodowemu - oświadczył doradca prezydenta Baracka Obamy ds. bezpieczeństwa James Jones.

Szef niemieckiego MSZ Guido Westerwelle wezwał do zbadania rewelacji o prawdopodobnym wspieraniu przez Iran i Pakistan talibów w Afganistanie. - Trzeba zbadać, czy są tam jakieś nowe informacje - powiedział. Brytyjski rząd wyraził zaś ubolewanie z powodu wycieku informacji.

Również Radosław Sikorski potępił wyciek, podkreślając, że priorytetem musi być bezpieczeństwo żołnierzy służących w Afganistanie.

Światowe media pisząc w komentarzach o aferze "Afghanistan Papers", zwracają uwagę, że przeciek będzie mieć poważane konsekwencje dla "Białego Domu".

"Jesienią 2009 roku Barack Obama ogłosił, że wycofanie wojsk amerykańskich rozpocznie się w 2011 roku i że zostawią stabilny kraj. Teraz jest jasne, że było to zbyt optymistyczne oświadczenie, o czym obecna administracja przekona się już w listopadzie w czasie wyborów do Kongresu" - pisze rosyjski "Kommierasant", który dodaje: "Po prawie 9 latach wojny wyniki USA i ich sojuszników są gorsze od tych, jakie swego czasu osiągnął ZSRR".

"My lepiej kontrolowaliśmy sytuacje w tym kraju - mówi gazecie Igor Korotczenko, rosyjski analityk wojskowy. "Zdołaliśmy wyszkolić zdolną do prowadzenia działań bojowych armię. Najlepszym dowodem jest to, że po wyjściu wojsk radzieckich Afgańczycy przez trzy lata samodzielnie stawiali skuteczny opór duszmanom".

Według "Sueddeutsche Zeitung" publikacja materiałów pokazuje, że "wojna pod Hindukuszem jest bardziej brudna, przynosi większe straty i przebiega bardziej niekorzystne dla Zachodu niż dotąd informowano". "Armia USA zabija więcej cywili niż wiedziano do tej pory oraz ukrywa siłę talibów" - pisze bawarski dziennik.

Komentator gazety ocenia, że dokumenty to "prawie 92 tysiące autentycznych raportów z frontu w Afganistanie i Pakistanie, epizodów o wojnie, potyczkach, bezzałogowych lotach szpiegowskich, przemytnikach, handlarzach narkotyków, agentach i podwójnych agentach, politycznych oportunistach, małych spekulantach i dużych hersztach band".

"W sumie raporty te dają deprymujący obraz skażonego wojną regionu z nieostrymi podziałami, zmiennymi stosunkami lojalności oraz mglistymi celami wojny. Nasuwa się wrażenie, że celem życia talibów i wielu Afgańczyków jest walka. I przede wszystkim nasuwa się osąd, że 46 narodów na tym niegościnnym obszarze niczego nie przegrało, bo nie ma nic do wygrania".

Według gazety "sensacyjna jest za to liczba dowodów, obrazujących rozmiary rezygnacji". "Sama liczba meldunków o niepowodzeniach pokazuje, że przez wiele lat nigdy nie udało się zmienić zasadniczej dynamiki konfliktu. Jak bardzo cudzoziemcy by się starali, kraj nigdy nie chciał funkcjonować według ich reguł. Ale także to nie jest już niczym nowym".

Także Polacy zostali wymienieni w dokumentach ujawnionych przez WikiLeaks. Jeden z meldunków - z 1 lipca 2008 r. - dotyczy ostrzeżeń polskiego wywiadu przed atakiem na ambasadę Indii. "Talibowie planują atak na ambasadę indyjską w Kabulu. TB (talibowie) wyznaczyli inżyniera do przeprowadzenia tej akcji. Zamierza on wykorzystać kradzione wozy ANA/ANP (afgańskiej armii i policji) i nosi mundur wojskowy. Mówi językiem dari z irańskim akcentem. Podobno jest właścicielem firmy" - czytamy w meldunku.

Do zamachu rzeczywiście doszło wkrótce potem - 7 lipca. Zamachowiec-samobójca staranował bramę ambasady Indii w Kabulu samochodem wyładowanym środkami wybuchowymi. Zginęło 58 osób, a ponad 140 zostało rannych.

Inny raport - z 16 sierpnia 2007 r., czyli z dnia, kiedy polscy żołnierze ostrzelali wioskę Nangar Khel, zabijając 6 osób - dotyczy ataku polskich żołnierzy na wioskę afgańską, w której odbywało się przyjęcie weselne. Żołnierze otworzyli ogień, bo zauważyli czterech rebeliantów. "Według jednego z doniesień wystrzelili w sumie 26 pocisków. Jeden trafił w dach domu, jeden w podwórko, a jeden przebił dach i wybuchł wewnątrz domu. W budynku trwało wesele, co tłumaczy wysoką liczbę rannych" - pisze autor meldunku, zastrzegając, że podaje fakty w postaci, w jakiej je zdobył, i wszystkie mogą być nieścisłe.

Wśród ujawnionych dokumentów jest też notka oparta na depeszy PAP z 20 lutego 2007 r. Minister obrony narodowej Akleksander Szczygło informował wtedy, że polscy żołnierze zostaną rozmieszczeni w trzech agańskich prowincjach Ghazni, Kandahar i Paktika, przy czym jednostki GROM będą działać głownie w okolicach Kandaharu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy to nowa afera "Pentagon Papers"?
Komentarze (2)
R
rozstrzelać
27 lipca 2010, 22:22
Za ujawnienie takich dokumentów powinno się rozstrzelać zarówno winowajców jak i wszystkich, którzy przyczynili sie do ich upublicznienia.
D
drozofila
27 lipca 2010, 20:11
Jeśli ktokolwiek łudzi się, że nowoczesna wojna jest bardziej "kulturalna" i mniej okrutna niż to kiedyś bywało, to jest naiwny...