Ekspert: Odróżnienie prawdy od fałszu jest coraz trudniejsze

Fot. Depositphotos
PAP / pk

Wyobraźmy sobie, że oglądamy wywiad telewizyjny i musimy zweryfikować prawdziwość przywołanych w nim informacji. To może zająć nawet kilka godzin - powiedział PAP dyrektor Centrum Edukacji Cyberbezpieczeństwa i Kryminalistyki Illinois Institute of Technology dr Maurice Dawson Jr.

Olga Doleśniak-Harczuk: W styczniu tego roku, głośna stała się sprawa połączeń telefonicznych, tzw. robocalls z wygenerowanym przez sztuczną inteligencję (AI) głosem prezydenta Joego Bidena. Prezydent USA miał odradzać zwolennikom Demokratów udział w prawyborach i "zachowanie głosu na listopad". Kilka dni temu firma Lingo Telecom, której postawiono zarzuty wysyłania tych połączeń, przystała na zapłacenie grzywny w wysokości miliona dolarów. Przykładna nauczka, czy przesadna kara?

Dr Maurice Dawson: Zawarcie ugody między tą firmą a Federalną Komisją Łączności (FCC) było dobrym rozwiązaniem. Tyle, że ugoda została zawarta z dostawcą usług głosowych Lingo Telecom, który wysyłał te połączenia, zaś Steve Kramer, konsultant polityczny, który orkiestrował akcję, nadal podlega sześciomilionowej sankcji ze strony FCC i ciążą na nim stanowe zarzuty karne. Sądzę, że ta sprawa posłuży za wzorowy przykład na to jakie konsekwencje mogą grozić za stosowanie podobnych strategii, również tych ukierunkowanych na oszukiwanie wyborców.

DEON.PL WSPIERA

Rok 2024 nazwano już super-wyborczym ponieważ ponad połowa populacji naszego globu pójdzie do urn, a tam, gdzie ważą się losy państw znajdziemy też macki dezinformacji. Czy istnieje jakiś uniwersalny model dezinformacji służący podważaniu demokratycznych procesów i sianiu zwątpienia? I jak sprawa z zarządzaniem infosferą wygląda w USA?

- Nie ma jednego, uniwersalnego modelu dezinformacji; choć warto pamiętać, że jednymi z najbardziej skutecznych działań dezinformacyjnych pozostają wciąż "środki aktywne", metoda stosowana przez Związek Sowiecki od lat 50. XX wieku. Stany Zjednoczone mają grupę wojskową wykorzystującą informacje do wpływania na zachowanie grup, organizacji, rządów i obcych mocarstw, znane jako operacje psychologiczne, w skrócie PsyOp. Dodatkowym modelem są operacje informacyjne, czyli IO. Oba modele są ze sobą powiązane, ale odgrywają odrębne role w strategii wojskowej.

Jakie konkretnie?

- Operacja psychologiczna to strategiczny wysiłek mający na celu manipulowanie emocjami, postawami i zachowaniami ludzi z innych krajów, aby dostosować je do wojskowych i politycznych celów USA. Jego celem jest wpływanie na sposób postrzegania i motywowanie ludzi do podejmowania działań wspierających te cele, często poprzez kampanie propagandowe lub strategiczne kampanie komunikacyjne skierowane do określonych grup. Z kolei operacje informacyjne obejmują szerszy zakres działań, w tym nie tylko z zakresu operacji psychologicznych, ale także cybernetycznych, wojny elektronicznej i innych metod zarządzania środowiskiem informacyjnym. Operacje informacyjne mają na celu osiągnięcie dominacji informacyjnej, ochronę przyjaznych informacji oraz manipulowanie lub zakłócanie systemów informacyjnych wroga. Operacje psychologiczne, ściślej koncentrują się na wpływaniu na umysły ludzi. Z drugiej strony, te informacyjne mają szerszy cel kontrolowania ogólnego środowiska informacyjnego. Wiąże się to z połączeniem kilku dyscyplin w celu uzyskania strategicznej przewagi w sferze informacji.

A jaka w takim razie zachodzi relacja między celową dezinformacją a wojną psychologiczną? W Europie często mówimy o dezinformacji jako o elemencie wojny hybrydowej, jak to się ma do infosfery w Stanach Zjednoczonych?

- Dezinformacja i wojna psychologiczna to zasadniczo to samo. Tyle, że dla osiągnięcia wyznaczonego celu operacja psychologiczna opiera się na prawdzie, a dezinformacja na kłamstwie. Obie mają na celu sterowanie ludźmi i wykorzystują taktykę manipulowania mediami dla osiągnięcia celów wojskowych, handlowych lub politycznych. W maju 1953 r. opublikowano odtajniony podręcznik szkoleniowy dotyczący operacji psychologicznych. W dokumencie tym opisano w jaki sposób metoda ta była stosowana od setek lat, ale przytoczono też wzorcowy casus konia trojańskiego, który posłużył przecież do zmylenia przeciwnika i wejścia do ufortyfikowanego miasta. Co się tyczy wojny hybrydowej, to jest ona m.in. mieszanką cyberwojny i operacji psychologicznej. Każda z nich ma określony cel i metodę wdrażania: demoralizację, destabilizację, konflikt pośredni, interwencję, pokój i wojnę. W Stanach Zjednoczonych pojęcie wojny hybrydowej jest zarezerwowane dla języka armii, w zwykłych amerykańskich gospodarstwach domowych raczej nie stanowi ono przedmiotu codziennych rozmów przy stole.

Osoby sceptycznie nastawione do fact-checkingu argumentują, że obnażanie i nagłaśnianie przykładów dezinformacji przyczynia się tylko do ich rozpowszechniania zaś zwolennicy fact-checkingu kontrargumentują, że nie reagując na kłamstwa pozwalamy im de facto na zawłaszczenie infosfery. Istnieje jakieś salomonowe rozwiązanie tego problemu?

- Właściwy problem polega na tym, że weryfikacja wymaga znacznych nakładów czasu i energii, które można by przeznaczyć na inne zadania. Wyobraźmy sobie, że właśnie oglądamy wywiad telewizyjny i musimy zweryfikować prawdziwość wszystkich przywołanych w nim informacji. Zweryfikowanie pod kątem wiarygodności 30-minutowej audycji może zająć nawet kilka godzin. Dodatkowo, dana osoba musi rozumieć sam mechanizm weryfikowania treści i dysponować narzędziami, które jej to umożliwią. Większość czasopism akademickich, prawniczych baz danych i wiarygodnych źródeł informacji jest dostępnych wyłącznie odpłatnie. Oznacza to, że osoby nieposiadające odpowiednich środków finansowych nie będą w stanie zweryfikować danych informacji. A zatem znacznie skuteczniejsze jest oznaczanie danego wywiadu czy informacji jako zawierającej nieprawdę, aby uświadomić konsumentom tych treści, że zostały one sfabrykowane. Ja bym tu przywołał analogię do kampanii przestrzegających przed używaniem tytoniu. W Stanach Zjednoczonych w ciągu szesnastu lat odsetek osób palących papierosy zmniejszyła się z 20,9 proc. do 11,5 proc. Do tego spadku przyczyniły się etykiety i kampanie społeczne podkreślające szkodliwość palenia. I to może być pewną ilustracją skutecznej, pozytywnej operacji psychologicznej.

Niedawno Platforma X wprowadziła możliwość tworzenia obrazów z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. I nagle zalała nas fala romantycznych zdjęć Donalda Trumpa idącego pod rękę z ciężarną Kamalą Harris, czy Baracka Obamy przyjmującego nielegalne substancje. Gdzie jest czerwona linia, którą należałoby wyznaczyć korzystającym z AI bez narażenia się na oskarżenie o stosowanie cenzury prewencyjnej?

- Zdolność do generowania i wdrażania deepfake'ów z użyciem AI jest w istocie powodem do niepokoju. Mówiliśmy już o trudnościach, jakie odbiorcy internetu mogą mieć z weryfikacją czy dana informacja jest prawdą czy fałszem, to teraz wyobraźmy sobie konfrontację odbiorców z obrazem i głosem będącym imitacją, kogoś, kogo uznaje się za osobę godną zaufania. W takim scenariuszu wyborca może na przykład założyć, że poglądy preferowanego kandydata są jednak zbyt skrajne i że lepszym wyborem będzie oddanie głosu na partię opozycyjną. Głównym problemem jest jednak to, że obywatele nie mogą nawet określić, co jest prawdziwą informacją, a co nią nie jest, co z kolei może prowadzić do złych wyborów. A decyzje wyborcze mają długoterminowe konsekwencje dla społeczeństwa.

Na początku sierpnia nigeryjski dziennik opublikował wywiad z mężczyzną, który twierdził, że miał bliskie kontakty natury erotycznej z szefową niemieckiej dyplomacji. Materiał ukazał się jako sponsorowany i został błyskawicznie omówiony przez niemieckojęzyczny portal działający na zasadach rosyjskiej wydmuszki. Spotkał się Pan już z tego typu konstruktem dezinformacyjnym?

- Strategia ta przypomina tę stosowaną swojego czasu przez Rosjan w celu sfabrykowania fałszywej narracji dotyczącej wirusa HIV w Stanach Zjednoczonych. Jedyna różnica polega na wymianie celu. Metodologie są porównywalne. Co się tyczy Nigerii, akceptacja społeczna dla przekupstwa w tym kraju znacznie spadła, ale dostępność internetu ułatwiła korupcję elektroniczną. W związku z tym można było przewidzieć, że Nigeria będzie inicjować pewne kampanie dezinformacyjne. Region Afryki Zachodniej został już wykorzystany i to z powodzeniem jako punkt startowy do rozpowszechniania dezinformacji wśród czarnoskórych amerykańskich wyborców od czasu pierwszej kampanii byłego prezydenta Donalda Trumpa. Kilka lat temu służby bezpieczeństwa Ghany przeprowadziły nalot na filię organizacji Elimination Barriers for the Liberation of Africa (EBLA) w Akrze, która była powiązana z Rosją i otrzymywała z Rosji wsparcie finansowe. Ta farma trolli rozpowszechniała dezinformację wśród określonych grup demograficznych w Stanach Zjednoczonych. Jeden z trolli podszył się nawet pod bliskiego krewnego osoby, która zginęła w wyniku brutalności policji. Ta osoba i cała grupa miała na celu sianie dezinformacji i podżeganie do przemocy.

Źródło: PAP / pk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ekspert: Odróżnienie prawdy od fałszu jest coraz trudniejsze
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.