Iga Świątek wygrała turniej US Open w Nowym Jorku. Nie dokonała tego wcześniej żadna Polka
Iga Świątek wygrała wielkoszlemowy turniej tenisowy US Open na kortach Flushing Meadows w Nowym Jorku. W meczu finałowym Polska pokonała reprezentantkę Tunezji Ons Jabeur 6:2, 7:6 (7-5) i zarobiła za zwycięstwo 2,6 mln dolarów.
Iga Świątek jest pierwszą reprezentantką Polski, która wygrała nowojorski turniej - jeden z czterech najważniejszych w roku, zaliczany do cyklu Wielkiego Szlema. W tym roku 21-letnia Polka wygrała także wielkoszlemowy turniej w Paryżu. Po raz pierwszy zwyciężyła w jednej z najbardziej prestiżowych imprez tenisowych także na paryskich kortach Rolanda Garrosa i ma teraz w dorobku trzy wygrane w Wielkim Szlemie. W rankingu tenisistek WTA Iga Świątek jest zdecydowaną liderką - w tym sezonie wygrała sześć turniejów.
Świątek świetnie zaczęła spotkanie w Nowym Jorku, po kilku minutach prowadziła 3:0. Jabeur wydawała się ospała na korcie, ale potem nastąpił okres jej dobrej gry. Zaprezentowała kilka efektownych zagrań i zmniejszyła stratę do 2:3. Na więcej 21-letnia raszynianka jej jednak nie pozwoliła. Dwukrotnie jeszcze przełamała rywalkę i po 31 minutach była w połowie drogi do tytułu.
Druga partia zaczęła się podobnie - również od prowadzenia 3:0 Świątek i także tym razem Jabeur wygrała dwa kolejne gemy. Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego następnie powiększyła prowadzenie do 4:2, ale Tunezyjka nie poddała się i wróciła do gry. Bardzo ważny był gem dziewiąty. Przy stanie 4:4 Świątek obroniła trzy break-pointy i objęła prowadzenie 5:4. Już do końca inicjatywa należała do Polki, choć Jabeur dzielnie walczyła. Tunezyjka w 12. gemie obroniła piłkę meczową i doprowadziła do tie-breaka.
Lepiej zaczęła go Świątek, obejmując prowadzenie 4:2. Później obie zawodniczki punkty zdobywały seriami. Najpierw Jabeur wyszła na 5:4, a następnie trzy punkty z rzędu padły łupem Polki, która po ostatniej piłce padła ze szczęścia na kort.
- To nie był łatwy mecz, mimo iż na początku dominowałam. Wiedziałam, że Ons będzie chciała wykorzystać każdą okazję, a ja nie chciałam jej tej okazji dać. W drugiej partii to już była fizyczna walka i cieszę się, że pod koniec wykrzesałam z siebie energię, aby mecz dokończyć i znalazłam precyzję w uderzeniach w momentach, w których było to mi najbardziej potrzebne - przyznała na konferencji 21-letnia Świątek.
Jej zdaniem kluczem do zwycięstwa był udany początek w jej wykonaniu.
- Miałam takie mecze podczas mojej zwycięskiej serii wiosną, ale potem to gdzieś mi uciekło. Wiedziałam - np. po finale z French Open - że jeśli zacznę mocno, to uda mi się wywrzeć taką presję na rywalkach, że sobie poradzę. Generalnie - dzięki finałom, w których brałam udział - mogłam wykorzystać te lekcje i doświadczenia. To sprawiło, że nie czułam się sztywna w pierwszych fragmentach. Już bardziej sztywna czułam się w finale z Coco Gauff w Paryżu - wskazała Polka.
Po ostatniej piłce, wyrzuconej przez rywalkę w aut, Świątek padła na kort.
- Co wtedy czułam? Ulgę, że nie musimy grać trzeciego seta. Stres wciąż był i choć grałam już w meczach bardziej obciążających psychicznie, to nigdy nie jest to fajne uczucie. To była też ulga fizyczna dla mojego ciała. Zresztą, to było kłębowisko myśli na tyle, że... musiałam się położyć. Cieszę się też, że nie płakałam za bardzo po finale - powiedziała.
Iga Świątek gra w finale US Open 2022 w Nowym Jorku (fot. Jason Szenes/EPA/PAP)
Świątek cieszyła się też, że udowodniła sobie, iż może wygrywać Wielkie Szlemy nie tylko na paryskiej mączce.
- To dla mnie bardzo ważne. Na początku roku miałam nadzieję, że uda mi się wygrać coś w tourze WTA, bo doszłam do półfinału Australian Open. Ale nie miałam pewności, czy jestem już na takim poziomie, aby zwyciężać w Wielkim Szlemie, a w szczególności w US Open, bo tu nawierzchnia jest taka szybka. To jest więc coś, czego się nie spodziewałam. Ale to utwierdza mnie w przekonaniu, że... "sky is the limit". Jestem dumna, nieco zaskoczona, ale szczęśliwa, że udało mi się to osiągnąć - zaznaczyła.
Świątek podkreśliła, że zdobyte już doświadczenie pozwala jej nie załamywać się w kluczowych momentach meczów i że lepiej znosi ewentualne porażki.
- Jestem dumna z tego, że nie załamuję się w najważniejszych dla meczu trudnych chwilach, a po zakończeniu spotkania - nawet jeśli przegram - niczego nie żałuję, bo wiem, że dałam z siebie sto procent. Cieszę się też, że mam więcej możliwości i rozwiązań, których używam na korcie, jeśli chodzi o stronę mentalną. Wiem, jak to jest, kiedy się czuje, że na korcie brakuje pomysłów i człowiek czuje się bezradny, aby coś zmienić. Ja nie pamiętam jednak, kiedy się tak czułam ostatni raz. To tylko oznacza, że cały czas się rozwijam - stwierdziła.
Skomentuj artykuł