Izrael: Hezbollah planował atak na północ Izraela, podobny do ataku Hamasu. Izrael potwierdził atak na „partię Boga”
Hezbollah przekształcił wsie w południowym Libanie w bazy wojskowe, by wykorzystać je do planowanego najazdu na północ Izraela wzorowanego na ataku Hamasu 7 października 2023 roku - oświadczył we wtorek rzecznik izraelskich sił zbrojnych kontradmirał Daniel Harari. Izrael potwierdził atak na obiekty Hezbollahu w Bejrucie.
Wojska izraelskie rozpoczęły w nocy z poniedziałku na wtorek „ukierunkowane i ograniczone” rajdy lądowe na południe Libanu, by zniszczyć umocnione stanowiska Hezbollahu, które stanowią bezpośrednie zagrożenie dla mieszkańców północnego Izraela – podkreślił rzecznik w opublikowanym po angielsku komunikacie.
Hezbollah nazwał tę planowaną operację „podbojem Galilei”, chciał najechać izraelskie miejscowości i „mordować niewinnych cywilów: mężczyzn, kobiety i dzieci”.
Nie pozwolimy, by 7 października został powtórzony przy którejkolwiek z naszych granic – zaznaczył kontradmirał Harari.
Niemal rok temu Hamas i inne palestyńskie ugrupowania terrorystyczne najechały ze Strefy Gazy południe Izraela, zabijając ok. 1200 osób i porywając 251. Atak rozpoczął trwającą do dziś wojnę, w której zginęło ponad 41,6 tys. Palestyńczyków. – Jeżeli państwo libańskie i świat nie są w stanie odsunąć terrorystycznego Hezbollahu od naszych granic, nie mamy wyboru, musimy zrobić to sami – powiedział Harari.
Przypomniał o uchwalonej w 2006 r. przez Radę Bezpieczeństwa ONZ rezolucji 1701, która zakładała wycofanie z południowego Libanu wszystkich sił zbrojnych poza libańską armią i siłami pokojowymi ONZ. 18 lat później Hezbollah jest najsilniejszą niepaństwową armią świata, a w południowym Libanie jest pełno ich terrorystów i broni - skonkludował izraelski kontradmirał.
Harari podkreślił, że Izrael prowadzi wojnę z Hezbollahem, a nie wojnę przeciwko Libańczykom. Zapewnił, że wojsko podejmuje działania, by unikać strat wśród cywili.
Rozpoczęte w nocy działania lądowe miały ograniczony charakter i były prowadzone blisko granicy; nie doszło do bezpośrednich walk z Hezbollahem - poinformował dziennik "Jerusalem Post".
W ramach prowadzonej przeciwko Hezbollahowi operacji „Północne Strzały” Izrael od ponad tygodnia intensywnie bombarduje Liban, podkreślając, że celem są pozycje Hezbollahu. Naloty koncentrują się na południu kraju, położonej na wschodzie Dolinie Bekaa i południowych przedmieściach Bejrutu – terenach uznawanych za bastiony tej wspieranej przez Iran organizacji.
Cytowany przez „Jerusalem Post” urzędnik izraelski zaznaczył, że rozszerzenie operacji lądowej tak, by obejmowała również Bejrut "jest wykluczone"
Według szacunków libańskiego rządu w nalotach przez dwa tygodnie zginęło ponad 1000 osób, a ponad milion Libańczyków musiało opuścić swoje domy.
Izrael potwierdza atak na obiekty Hezbollahu w Bejrucie
Celem nocnego ostrzału Dahije, południowej dzielnicy Bejrutu, było uderzenie w kilka militarnych obiektów Hezbollahu, w tym punktu produkcji broni - powiadomiła we wtorek armia izraelska w mediach społecznościowych.
„Terrorystyczna organizacja Hezbollah celowo umieszcza w sercu Bejrutu infrastrukturę militarną, magazyny i wytwórnie broni, osadzając je w gęstych skupiskach mieszkańców miasta” - oświadczyła armia, dodając, że działa „w celu przywrócenia bezpieczeństwa państwa Izrael i jego mieszkańców”.
Rzecznik armii w komunikacie wydanym w języku arabskim ostrzegł libańskich cywilów, by do odwołania nie przejeżdżali na południowy brzeg rzeki Litani.
„W południowym Libanie trwają intensywne walki, w których bojownicy Hezbollahu wykorzystują środowisko cywilne i ciebie jako żywą tarczę, aby organizować ataki” – napisał w serwisie X płk Awiczaj Adraee.
„Prosimy o nieprzekraczanie rzeki Litani dla własnego bezpieczeństwa”. Izrael „toczy wojnę z Hezbollahem, nie z mieszkańcami Libanu” – stwierdził rzecznik.
Wspierany przez Iran Hezbollah powiadomił natomiast o ostrzale izraelskich celów wojskowych w rejonie przygranicznym. Nie odniósł się do informacji o rozpoczęciu przez siły izraelskie operacji lądowej – zauważyła agencja Reutera.
PAP/dm
Skomentuj artykuł