Kamilowa bajka. "To nasz wspólny sukces"

(fot. EPA/PETER KLAUNZER)
PAP / pz

- To nie była moja bajka, ale mam nadzieję, że będzie Kamilowa - powiedział Piotr Żyła w oczekiwaniu na finałowy skok kolegi z reprezentacji w konkursie narciarskich mistrzostw świata na dużym obiekcie w Predazzo. Bajka się ziściła. Stoch wygrał.

Polak prowadził po pierwszej serii, ale trudno było nie pamiętać o sobotnim konkursie na obiekcie HS 106. Wtedy na półmetku był drugi i medal miał na wyciągnięcie ręki. Jednak, jak sam przyznał, cofnął ją. Drugi skok mu nie wyszedł i ostatecznie zajął ósme miejsce.

Pozostali reprezentanci Polski w czwartek zajęli dalsze lokaty. Po swoich finałowych próbach nie opuszczali jednak skoczni, tylko w napięciu czekali na rozstrzygnięcie i trzymali kciuki za kolegę.

- To nie była moja bajka, ale mam nadzieję, że będzie Kamilowa. Bardzo bym chciał, żeby zdobył medal. Oczywiście najlepszy byłby złoty, ale z każdego będziemy się bardzo cieszyć - przyznał Piotr Żyła.

Tym razem Stoch nie zawiódł. Postawił kropkę nad "i". Oddał najlepszy skok w konkursie. Zwyciężył pewnie i zdecydowanie. Koledzy z drużyny zaczęli go nosić na rękach.

- To było super. Całą sportową karierę czekałem, by moi koledzy tak mnie ponieśli, by cieszyli się razem ze mną. Uważam, że to nasz wspólny sukces - podkreślił mistrz świata.

W 2003 roku mistrzostwa świata również odbywały się w Val di Fiemme. Ich wielką gwiazdą był Adam Małysz, który wygrał konkursy na obu skoczniach w Predazzo. Stoch stanął na najwyższym podium równo 10 lat po tym, jak "Orzeł z Wisły" zdobył drugi złoty medal.

- Obaj zdobyli tu złote medale, ale wcześniej wygrali też konkursy Pucharu Świata. Jakaś analogia niewątpliwie się tworzy. Kamil, jak wcześniej Adam, również zwyciężył w spektakularny sposób - powiedział Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, a wcześniej szkoleniowiec Małysza.

- Cały czas mierzymy się z bagażem zdobyczy Adama. Dlatego nie jest nam łatwo. Ale jeśli udaje się choć trochę wyjść z cienia, to jest to jedna z najpiękniejszych chwil w życiu - przyznał obecny trener kadry Łukasz Kruczek.

Stoch po raz pierwszy z cienia Małysza wyszedł 23 stycznia 2011 roku, kiedy wygrał zawody PŚ na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Po triumfie pod Tatrami szybko przyszły kolejne zwycięstwa w Klingenthal i Planicy, kiedy po raz ostatni w oficjalnych zawodach rywalizował Małysz.

- Z czasem porównania do Adama stały się miłe. Początkowo budziły we mnie obawy. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, że ja muszę być drugim Małyszem, osiągać takie wyniki, jak on. Przede wszystkim dlatego, że był wyjątkowym skoczkiem. Drugiego takiego nie będzie. Cieszę się, że mnie udaje się powtórzyć chociaż część jego sukcesów - zaznaczył Stoch.

Ceremonia medalowa odbędzie się w piątek o 19. Na sobotę natomiast zaplanowano konkurs drużynowy na dużej skoczni. Początek pierwszej serii o 16.30.

- Jeśli wszyscy zrobimy to, co do nas należy, czyli oddamy normalne skoki, to będziemy mieli powody do radości. Złoty medal nie daje mi żadnego przywileju. Znowu muszę skoczyć najlepiej, jak potrafię, i zapracować na wynik drużyny. Nie chcę jednak pełnić roli wybawiciela. Wszyscy musimy skoczyć na sto procent - podkreślił mistrz świata.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kamilowa bajka. "To nasz wspólny sukces"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.