Lekarze bez granic

(fot. PAP/Grzegorz Michałowski)
Krzysztof Mądel SJ / DEON.pl

Pieczątki z napisem "Refundacja do decyzji NFZ" nie da się niczym usprawiedliwić, ale rządowi brak narzędzi i determinacji, a politykom pomysłu, żeby zmusić lekarzy do uczciwej pracy.

Polskie zdrowie publiczne trapią liczne choroby, z których najgroźniejszą nie jest brak gotówki, lecz nieobliczalność.

Siedem lat temu SLD w koalicji z PSL zlikwidowała regionalne kasy chorych, zastępując je niczego nieprzytomnym funduszem centralnym (NFZ), ale żaden z późniejszych rządów nie zdołał tego zmienić.

DEON.PL POLECA

Siedemnaście kas chorych w kraju wielkości Polski było grubą pomyłką. Natura tego biznesu jest taka, że bez kilku milionów ubezpieczonych w jednej kasie nie sposób poważnie inwestować w nowe technologie, więc małe regionalne kasy nie miały większego sensu, niemniej reformy podjęte przez rząd Jerzego Buzka były w najwyższym stopniu pożądane, więc Leszek Miller powinien był je kontynuować, połączyć mniejsze kasy chorych z większymi, zlikwidować publiczną kasę branżową (mundurowi, jeśli chcą, mogą założyć fundusz komercyjny), otworzyć rynek na innych ubezpieczycieli, ujednolicić system kontraktowania usług (to Miller w części zrobił), poprawić zarządzanie jakością, wymusić szybką cyfryzację administracji (zgodnie z własnymi obietnicami wyborczymi!), promować konkurencyjne systemy certyfikacji pozwalające na umiędzynarodowienie usług i kształcenia, a wreszcie wyraźnie oddzielić i uniezależnić zadane publiczne (kontraktowaną usługę) od rodzaju wykonujących je podmiotów, ale Miller tego wszystkiego nie zrobił, wolał wymachiwać pustym hasłem konstytucyjnej równości, które zresztą rozumiał błędnie, co wytknął mu Trybunał Konstytucyjny, zarzucając utożsamienie równości z równą ceną, a nie z równą jakością usług publicznych gwarantowanych obywatelom przez państwo.

Jeśli koszty życia i pracy w różnych regionach Polski są różne, to ceny usług także muszą się różnić i żadna decyzja administracyjna tego nie zmieni, ale publiczny nadzorca (minister zdrowia) może zadbać o to, żeby mimo tych różnic (kontrolowanych i honorowanych przez publicznego ubezpieczyciela, nie przez obywateli) dostęp do usług identycznej jakości był dla wszystkich obywateli identyczny.

Doskonaląc nadzór merytoryczny nad jakością, można to z czasem osiągnąć, Miller doszedł jednak do wniosku, że tę samą jakość łatwiej uzyskać jak w czasach Gierka i Jaruzelskiego przez wymuszanie tych samych cen, a nie przez wymuszanie tej samej jakości.

Trybunał Konstytucyjny wytknął ten absurd, niestety, połatana ustawa o NFZ nadal obowiązuje, a krajowy monopolista z iście ułańską fantazją (bo przecież nie z aptekarską precyzją) nadal kontraktuje usługi medyczne milionom obywateli na obszarze całego kraju, nie mając większego pojęcia o ich jakości, dostępności, oprzyrządowaniu, tendencjach rozwojowych w branży, ani nawet o realnej cenie tych usług, wszak po dziś dzień nie potrafi ich zestawić w jednym terminalu w realnym czasie i z jednostkową precyzją, tymczasem właśnie tu, w zdrowiu, jednostkowa zmiana może oznaczać utratę zdrowia lub życia.

Leszek Miller w swoim czasie traktował Andrzeja Sośnierza, prezesa Śląskiej Kasy Chorych, jak osobistego wroga, unikał z nim kontaktu, bo Sośnierz w ciągu kilku lat zdołał wrzucić wszystkie górnośląskie usługi medyczne i medykamenty do jednego komputera, radykalnie zmniejszając w ten sposób ilość mętnej wody w systemie, a tym samym, czyniąc rozmaite defekty systemu opieki, jeszcze bardziej widocznymi, wołającymi o pomstę do nieba, niestety Sośnierz błąka się dziś na obrzeżach polityki jakby był wrogiem wielkich partii, a one same wolały tę mętną wodę od przewidywalności i policzalności.

Jeśli zjawi się w Polsce rząd, który zechce coś zmienić na lepsze, to nie tylko z nihilistycznymi pieczątkami lekarzy, ale także z ich morderczą pracą na kilku etatach, po której owi lekarze powinni mrzeć jak muchy (a przecież nie mrą) ów rząd będzie mógł walczyć metodami Sośnierza, czyli za pomocą czipów, standaryzacji, nadzoru nad jakością i precyzyjnych rachunków, a nie przy pomocy danych finalnych, uśrednionych, zdjętych pod koniec roku lub kwartału z jakiejś bliżej nieokreślonej sumy pracy, bo takie dane przy dzisiejszych standardach zarządzania mają wartość ruskiej ruletki. Nawet jak sam ordynator pociągnie za spust, może nie trafić przeciwnika. Przeżyje choroba, nie pacjent, ku rozpaczy wszystkich.

Polskie zdrowie publiczne, czyli to, które konstytucje gwarantuje każdemu obywatelowi, było i jest nieprzewidywalne nie dlatego, że obywatele nie potrafią o nie dbać, lecz dlatego, że jego publiczny administrator nie umie prowadzić nowoczesnej bazy danych, zaś lekarze, pacjenci i ubezpieczyciel-monopolista zachowują się tak, jakby ten bałagan wspierali. Precyzyjna ocena jakości usług nie pojawi się nigdy jak deus ex machina, jej źródła muszą być różne i komplementarne, muszą także w pewnym zakresie wynikać ze skrzyżowania sprzecznych interesów i kompetencji, w chwili obecnej jednak tylko duże koncerny farmaceutyczne działają w pełni profesjonalnie, systematycznie zwiekszając swoje obroty i udział w rynku (wydatki obywateli na medykamenty rosną w Polsce szybciej niż inne sektory rynku zdrowia), podczas gdy inni uczestnicy rynku mają wyraźne kłopoty z działaniem w pełni podmiotowym.

Lekarze nie mają moralnego prawa do pieczątki "Refundacja do decyzji NFZ", bo tylko oni mogą wskazać chorobę i medykament oraz wynikający z obu tych czynników (często niezależnie) stopień refundacji, ale rząd, który daje lekarzom przedpotopowe, czasochłonne, drogie w zarządzaniu bazy danych, nie ma moralnego prawa od nich żądać wolontariatu w zamian za coś, do czego wcześniej zobowiązał ich kontraktem.

Rząd ma jednak prawo i realne możliwości, żeby nawet przy kiepskiej bazie danych lekarze robili najpierw to, co do nich należy, co wynika z kontraktu, a dopiero potem to, na co mają ochotę. Nawet bez śledzenia usług w czasie rzeczywistym, wyłącznie w oparciu o dane roczne i miesięczne pochodzące ze zróżnicowanych źródeł można dość precyzyjnie ustalić, czy łóżka szpitalne są pełne, bo się tam kogoś leczy, czy może raczej są pełne, "bo szpital musi zarabiać", oraz czy lekarz zapracowany na kilku etatach, choć na jednym etacie pracuje na serio, bo jeśli jest to etat publiczny, a praca nie na serio, to czym prędzej należy go zwolnić, wyzwolić z jarzma usług kontraktowanych i pozwolić mu szaleć wyłącznie na rynku.

Napisałem ten tekst kilka dni temu i zamieściłem na swoim blogu madel.salon24.pl - a ponieważ protesty lekarzy i aptekarzy wygasają, zamieszczam go także tutaj, bo wydaje mi się, że miałem rację. Zainteresowanym tematem polecam rozmowę z Andrzejem Sośnierzem w "Rzepie" (17.01.2012).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lekarze bez granic
Komentarze (33)
.
.
19 stycznia 2012, 16:13
Cieszę się ,ze ktoś przytomnie poruszył sprawę kas chorych. To był jeden z lepszych pomysłów , jednak zbyt niewygodny. Metna woda NFZ , gdzie pieniądze ida idą nie widomo na co, spływają z kolosalnymi opóżnieniami, a coroczne kontraktowanie przypomina loterię, lub walkę rodeo, jest bardzo wygodna. Poza tym takie reformy trudno robić co kilka lat. Ale chyba przyszedł już ten moment, kiedy do tematu można śmiało wracać. Z drugiej strony presja firm farmaceutycznych na lekarzy. To też poważny problem. Tak samo jak lekarze na kilku etatach. Myśle że to po prostu jest niedopuszczalne. A spradzanie jak mają być refundowane leki to sprawa czysto organizacyjna. Trochę zdrowego rozsadku i mniej krzyku.
I
Ika
19 stycznia 2012, 15:11
A ja mam pytanie...w jaki sposób lekarze mieliby sprawdzac czy ktoś jest ubezpieczony? No dobra, jest druk RMUA, że pracodawca odprowadza składki. Tyle, że czy ten pracodawca rzeczywiście te składki odprowadził? Czy one trafiły na konto NFZ? Jak to sprawdzić? Telefonowac przy każdym pacjencie do NFZ sprawdzac czy składki wpłynęły? Nawet jak ktoś ma firme i w rece przelew- to jeszcze nie znaczy, że pieniążki wpłynęły  bo mógł wpłacać w ajencji, a ajencja pieniążków nie przekazała. W jaki sposób lekarz miałby sprawdzac to ubezpieczenie, jezeli jedynym sprawdzeniem jest wpływ na konto NFZ?
W
wojtek
19 stycznia 2012, 14:43
Benedykt XVI do duchowieństwa w Warszawie, Archikatedra św. Jana 25.05.2006: "[...]Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego. Dlatego, gdy młody kapłan stawia swoje pierwsze kroki, potrzebuje u swego boku poważnego mistrza, który mu pomoże, by nie zagubił się pośród propozycji kultury chwili. Aby przeciwstawić się pokusom relatywizmu i permisywizmu nie jest wcale konieczne, aby kapłan był zorientowany we wszystkich aktualnych, zmiennych trendach; wierni oczekują od niego, że będzie raczej świadkiem odwiecznej mądrości, płynącej z objawionego Słowa. Dbanie o jakość osobistej modlitwy oraz o dobrą formację teologiczną owocuje w życiu. Życie pod wpływem totalitaryzmów mogło zrodzić nieuświadomioną tendencję do ukrywania się pod zewnętrzną maską, a w konsekwencji do ulegania jakiejś formie hipokryzji. Oczywiste jest, że to nie służy autentyczności braterskich relacji i może prowadzić do przesadnej koncentracji na sobie samych. W rzeczywistości osiąga się dojrzałość uczuciową, gdy serce lgnie do Boga. Chrystus potrzebuje kapłanów, którzy będą dojrzali, męscy, zdolni do praktykowania duchowego ojcostwa. Aby to nastąpiło, trzeba rzetelności wobec siebie, otwartości wobec kierownika duchowego i ufności w miłosierdzie Boże[...]."
Jadwiga Krywult
19 stycznia 2012, 14:29
A co do przyjmowania darowizn - uważam za poważne, również intelektualne nadużycie rozciąganie odium na całą grupę zawodową - nadużycie płynące z niedobrych doświadczeń najpewniej, więc wybaczalne, ale wymagające zwrócenia uwagi. Tak, tak, prawdopodobnie istnieją lekarze odporni na wdzięki przedstawicieli firm farmaceutycznych i dlatego nieodporni mają mieć prawo doić NFZ ile chcą.
S
sn
19 stycznia 2012, 13:50
       Może po prostu zlikwidować recepty i pozwolić dorosłym ludziom wydawać swoje pieniądze na leki wg swojej woli. Nagle chyba jednak by się okazało, że mamy nadmiar, a nie brak lekarzy.        Cyt "małe regionalne kasy nie miały większego sensu" - osobiście uważam, że właśnie małe regionalne, wielkości powiatu lub gminy lub nawet ze 2,3 w jednym duzym mieście, to byłby właściwy krok we właściwą stronę, czyli oddanie pacjentom możliwości decydowania, który szpital dostanie pieniądze. Konkurencja zawsze boli producenta, i w przypadku niezadowolenia z usług zawsze można by się przenieść do konkurencji, co było niemożliwe w przypadku tylko 17 kas chorych i  jest niemożłiwe teraz przy 1 NFZecie.
P
Przypołudnica
19 stycznia 2012, 13:14
Zmanipulowani pacjenci wierzą, że zakaz przyjmowania darowizn spadł z sufitu, bo przecież lekarze wcale nie przyjmują prezentów od firm farmaceutycznych. Wierzą też, że lekarze uczciwie pracują na każdym z n etatów, a ich doba ma o wiele więcej niż 24 godziny. Wierzą też, że system wprowadzony na Śląsku ciągle przeszkadza, bo Sośnierz jest jakiś tam, a nie dlatego, że różne rzeczy wyraźnie byłoby widać. A wszystko to w najlepszym stylu mglistej insynuacji :) Oczywiście nadużyciem jest mówienie o kilku pełnowymiarowych "etatach" - lekarze zarabiający w kilku miejscach naraz etat (w sensie etatowego wymiaru godzin) mają raczej, o ile mi wiadomo, w jednym miejscu, uzupełniając to dodatkowymi godzinami na innych stanowiskach, albo też podejmują się paru etatów w kawałkach, składających się w sumie na więcej niż jeden cały. Oczywiście, że to nie jest normalna sytuacja - ale też nie jest to jedyny zawód, w którym takie nienormalności powstają. I nie jedyny odpowiedzialny zawód, w którym powstają. A nieudolne eksplozje biurokracji robią tylko jedno: pogłębiają problem, nie regulują go. Sośnierz osobno jest jakiś, a osobno jego system zagraża :) Miałam nadzieję, że to oddzieliłam dostatecznie wyraźnie. A co do przyjmowania darowizn - uważam za poważne, również intelektualne nadużycie rozciąganie odium na całą grupę zawodową - nadużycie płynące z niedobrych doświadczeń najpewniej, więc wybaczalne, ale wymagające zwrócenia uwagi.
M
majutek
19 stycznia 2012, 12:56
Jak widać,Krzysztof Mądel minął się  z powołaniem.Ileż merytorycznego zacięcia,ileż medżerskiej wiedzy,jak uzdrowić ochronę zdrowia.Wie najlepiej, że jeden głupi,tamten mądry,a najmądrzejszy Sośnierz(????).Chłopie, marnujesz się w konfesjonale.Zakasuj rękawy i doradzaj komu trzeba jak to naprawić.No i jeszcze,póki nosisz zakonną sukienkę-mniej pychy, a więcej pokory.A właściwie, to wszystko bardzo smutne,jak ten kraj cały.
M
Marysia
19 stycznia 2012, 10:33
"rządowi brak narzędzi i determinacji, a politykom pomysłu, żeby zmusić lekarzy do uczciwej pracy."? Polecam przeczytać: http://kwejk.pl/obrazek/798657 bo mądrze napisane i pokazuje w czym tak naprawdę tkwi problem. Lekarze właśnie chcą uczciwie pracować, a rząd im to skutecznie utrudnia...
K
kropka
19 stycznia 2012, 10:33
i nigy nie korzystał z pomocy państwowej służby zdrowia Środowisko medyczne protestuje przeciw nazywaniu ich służbą (no teraz może trochę jakby ciszej). Skoro nie są żadną służbą, tylko pracownikami opieki zdrowotnej, to naprawdę nie powinno pacjenta obchodzić, jak mają wynegocjowane umowy z NFZ. To ich biznesowe sprawy, związane z ich zawodem.
M
Mateusz
19 stycznia 2012, 10:22
Artykół po prostu straszny - oczernia ciężko pracujących, często ponad siły lekarzy. Wydaje mi się, że jego autor nie ma pojęcia o czym pisze i nigy nie korzystał z pomocy państwowej służby zdrowia. Tak się składa że na 1 pacjenta przypada regulaminwo 15 minut (wielu lekarzy poświęca dodatkowo swój własny czas - aby mogła ona trwać dłużej proszę Ojca - wie Ojciej o tym?). I każda minuta jest niezwykle cenna jeśli teraz zabierzmy im połowę tego czasu to nie będzie mowy o żadnym leczeniu i reagowaniu na zmiany chorobowe - ergo zaczną umierać ludzie których stan zdrowai wymaga stałych interwencji.  Tak więc popierając działania rządu popieramy tak naprawdę eutanazję osób najstarszych i posiadajacych poważne choroby. Co jak mi się wydaje nie wypada czynić osobie duchownej ani żadnej innej? 
K
kropka
19 stycznia 2012, 10:12
"wyzwolić [lekarza] z jarzma usług kontraktowanych i pozwolić mu szaleć wyłącznie na rynku" Otóż to! Znam takich lekarzy. Nie przyjmują na NFZ, bo wg nich nie mogą wtedy leczyć, tylko muszą wypisywać papierki. Poświęcają pacjentowi tyle czasu ile trzeba. Łącznie z prawidłowym wypisaniem recepty. Jest to uczciwsze postawienie sprawy. A co do biurokracji, której wymaga NFZ - to przecież lekarz może mieć w gabinecie zatrudnioną pielęgniarkę, która pomoże mu wyszukać, wypisać, podać itp.
FB
F. Bulsara
19 stycznia 2012, 09:59
Panie Bulsara, oczywiście wierzę, że świat jest czarno-biały, więc lekarze są święci i nieskazitelni, bo ta Kopacz taka szkaradna. Podziwiac nalezy twoją umiejętność zwracania uwagi na sedno sprawy.
FB
F. Bulsara
19 stycznia 2012, 09:44
W imie prawdy - wzywam moderatorów do przywrócenia moich trzech postów z wczoraj. Chyba trzeba będzie robic print-screeny, czy co...
Jadwiga Krywult
19 stycznia 2012, 09:42
Panie Bulsara, oczywiście wierzę, że świat jest czarno-biały, więc lekarze są święci i nieskazitelni, bo ta Kopacz taka szkaradna.
FB
F. Bulsara
19 stycznia 2012, 09:39
Biedna, naiwna osobko. Naprawde myslisz, że lekarzy obchodzi, czy Sosniarz jest szefem tego czy tamtego? naprawdę w swei świętej naiwnosci myślisz, że nieprzejrzyste  lody sa kręcone na poziomie poradni POZ czy AOS? Popatrz raczej na ministerstwo - prawdziwe pieniadze za kontakty z bigfarma sa własnie tam.  Lekarze z którymi sie spotykasz mogą dać sie korumpowac za plastikowy długopis i bloczek z karteczkami, co chyba jest jeszcze bardziej żałosne, niz danie sie korumpowac za wyjazd na Kanary. Zobacz sobie, kto wiedział dzień przed opublikowaniem, paski której firmy wejda na listę refundacyjną i zakupił masę akcji firmy produkującej te paski. Diomyśl się, skąd wyszła ta informacja i dlaczego. Polska starciła ciężkie pieniądze przeznaczone na informatyzacje opieki zdrowotnej - niewykluczone, że dlatego, iz ówczesna pani minister była zbyt zajeta przekopywaniem ziemi z Smoleńsku. Za to nie odpowie i za bajzel, który zostawioła tez nie odpowie. A wy szukacie odpowiedzialnych wśród ciężko pracujacych lekarzy. Oj, naiwność, naiwność. Tylko juz nie swięta.
N
Nella
19 stycznia 2012, 09:37
Bardzo bym chciała aby czas (10-15 min !!!), który lekarz poświęca mi w gabinecie był przeznaczony na postwienie prawidłowej diagnozy i dobranie najskuteczniejszych lekarstwa a nie na zastanawianie się i szperanie w dokumentach, bazach, rozporządzeniach, aneksach itp. czy jestem ubezpieczona i jaki stopień refundacji mi przysługuje. To nie są kompetencje lekarzy! To jest robota czysto administracyjna a nie medyczna!
Jadwiga Krywult
19 stycznia 2012, 09:33
4. Mamy jedne z najniższych wskażnikó w Europie: Liczba łożek, liczba lekarzy /100 tys mieszkańców, jedną z najgorszych wczesnych wykrywalności nowotworów, Na co komu większa wczesna wykrywalność ? Żeby więcej ludzi dowiedziało się, że leczeni będą dopiero kiedyś tam, bo kontrakt z NFZ skończył się ?
P
Piotrek
19 stycznia 2012, 09:29
 Obecna marszałek sejmu - Ewa Kopacz - niczym biblijny Piłat, zrzuciła ogrom nieszczęść na pacjentów (szczególnie tych przewlekle, a niejednokrotnie i śmiertelnie chorych), fundując im nową ustawę refundacyjną, by następnie umyć ręce. Dzięki pomocy Donalda Tuska udało jej się uniknąć jakiejkolwiek odpowiedzialności, a w piekiełko wmanewrować Bartosza "wreszcie ministra" Arłukowicza, który przehandlował swą lewicowość za stołek. W towarzystwie, w którym szeroko rozumiane straganiarstwo jest cechą pożądaną, nie mogło zabraknąć premii dla współpracowników. Tym samym obecna marszałek, ówczesna minister, a w przyszłości może i pierwszy biskup płci żeńskiej, sypnęła groszem dla swoich współpracowników. Jak wynika z informacji "Faktu", w czasie kiedy Kopacz piastowała urząd ministra, na premie w jej resorcie przeznaczono pięć milionów złotych! Dodamy, że ministerstwo zatrudnia około 500 osób, co zgodnie z wzorem wszystkim po równo, a dla minister reszta, daje circa 10 tysięcy złotych premii na przysłowiową twarz. Sama Kopacz za swoje ministrowanie otrzymała ok. 800 tysięcy złotych, a odchodząc stwierdziła, że "wykonała nawet więcej niż planowała". Bardzo możliwe, że zaradna Kopacz, chciała dużą bańkę odłożyć na później, ale przez przypadek rozdała ją pracownikom. To byłby jedyny aspekt, w którym jej ministerstwo dokonało więcej niż planowało, a nawet niż powinno. Szkoda, że nadwyżki nie poszły na obniżenie kosztów leków, bo niektórzy muszą wyżyć za mniej niż miesięczna premia u minister Kopacz, która całego narodu zatrudnić nie da rady. No chyba, że w kancelarii sejmu. Naczelny Politykier Kraju
Jadwiga Krywult
19 stycznia 2012, 09:28
Zmanipulowani pacjenci wierzą, że zakaz przyjmowania darowizn spadł z sufitu, bo przecież lekarze wcale nie przyjmują prezentów od firm farmaceutycznych. Wierzą też, że lekarze uczciwie pracują na każdym z n etatów, a ich doba ma o wiele więcej niż 24 godziny. Wierzą też, że system wprowadzony na Śląsku ciągle przeszkadza, bo Sośnierz jest jakiś tam, a nie dlatego, że różne rzeczy wyraźnie byłoby widać.
P
Przypołudnica
19 stycznia 2012, 09:06
Zrozumiałe, że odezwali się lekarze. Ewa jest lekarką czy zmanipulowana pacjentką ? Sośnierz wyleciał i ciekawe, w jakim stopniu stali za tym lekarze, bo przejrzystość nie była im na rękę. Sośnierz wyleciał,  o ile pamiętam, kiedy próbował jednocześnie być politykiem i ekspertem i zszedł na boczny tor gdzieś między swoją karierą w służbie zdrowia i rozkręcaniem politycznej. Sądzę, że chciał zyskać coś więcej dla swojej koncepcji i ją upowszechnić, no, ale to może nie wyjść drogą politycznego zaangażowania. Szkoda w sumie. Nie lubię go bardzo osobiście, ale zrobił sporo sensownej roboty. Nawiasem mówiąc... Uwielbiam takie dojrzałe obrzucanie epitetami typu "zmanipulowana pacjentka". Tak trudno uwierzyć, że może istnieć osoba starająca się być bezstronna albo rozumiejąca sytuację innych? Ja również nie jestem lekarzem, ale staram się patrzeć na lekarzy życzliwie. Jak też na kierowców, księży, a nawet urzędników, no, powiedzmy przy politykach bezpieczniki mi się nieco przepalają :)
E
Ewa
19 stycznia 2012, 08:59
Kingo Nie jestem lekarką. Jestem pacjentką. Pacjentką która trafiła na wspaniałych BEZINTERESOWNYCH lekarzy. Na lekarzy, którzy ją prowadzą, bez żadnych znajpmosci ani łapówek.Normalnie pacjentke z ulicy. Lekarzy, kiedy cos sie dzieje mozna do nich zatelefonowac. Nawet na komórkę. Którzy poświeca nawet swój prywatny czas. I to nie jest żadna prywatna słuzba zdrowia. Jak najbardziej państwowa! I niestety kolejki są ogromne. Jakby jeszcze taki lekarz miał coś sprawdzać dodatkowo to sobie nie wyobrażam.
FB
F. Bulsara
19 stycznia 2012, 08:31
W ocenie Konstantego Radziwiłła, wiceprezesa NRL - lekarze stanęli wobec wyzwania niemożliwego do spełnienia. Nie mogą poprawnie wypisać receptę. Nie dlatego, że nie potrafią nauczyć się nazw leków lub nie chcą zajrzeć w przygotowane przez urzędników spisy i listy. Podstawą do refundacji są tzw. wskazania rejestracyjne leku, a dokładniej charakterystyka produktu leczniczego, a w nim pkt. 4.1 - wskazania dla zarejestrowanego leku. Dotychczas mało kto się tym dokumentem interesował, bo to minister zdrowia decydował, które leki są na liście refundowanej. Środki najpotrzebniejsze i te stosowane w chorobach przewlekłych zazwyczaj były bezpłatne lub po uiszczeniu opłaty ryczałtowej. O ile lekarz, zgodnie ze sztuką medyczną zapisał pacjentowi lek - to lek ten był odpłatny według kategorii, do której został zaliczony. Tak było do końca 2011 roku, Od 1 stycznia nastąpiła rewolucja, bo leki będą refundowane tylko wtedy, gdy zostaną przepisane w sytuacjach, ze względu na które producent leku go rejestrował. Osoby cierpiące na choroby, które są opisane w dokumencie rejestracyjnym - będą miały zniżki, pozostałe za taki sam lek zapłacą 100 proc. Lekarze zaczynają interesować się dokumentami rejestracyjnymi konkretnych leków, które przepisują pacjentom. Okazuje się, że sprawa braku refundacji dotyczy większości leków stosowanych w większości wskazań klinicznych. Może tak zatem być, że wielu pacjentów wyjdzie z gabinetów, aby realizować recepty na 100 proc. Zanosi się na to, że walka lekarzy o sprawiedliwe prawo trwać będzie nadal
FB
F. Bulsara
19 stycznia 2012, 08:30
(...) Im więcej czasu upływa od jej wejścia w życie, tym częściej na światło dzienne wydobywane są kolejne przepisy bijące nie tylko w lekarzy, ale także w pacjentów. OZZL zapowiada, że będzie nadal walczył, aby niekonstytucyjne przepisy karzące lekarzy zniknęły nie tylko z uregulowań ustawowych, ale także z rozporządzeń i obwieszczeń ministra zdrowia i zarządzeń prezesa NFZ. Duża grupa lekarzy domagała się całkowitego wyłączenia medyków z procesu refundacji i usankcjonowania przy refundacji wskazań medycznych, a nie rejestracyjnych. Postulaty te nie zostały spełnione. Przy okazji nowelizacji ustawy refundacyjnej znowelizowano ustawę o zawodzie lekarza i lekarza dentysty. Tam wprowadzono przepisy nakładające na lekarzy dodatkowe obowiązki w procesie refundacji leków.
FB
F. Bulsara
19 stycznia 2012, 08:27
Super. Moje trzy posty, które zamieściłam wczoraj zostały usunięte. Brawo dla miłujacych prawdę katolików, ze szczególnym wskazaniem na jezuitów. Cenzura dokładnie taka sama jak na forach Gazety Wyborczej. Dodam, że bluzgów nie było, ale inny punkt widzenia od autorskiego. proszę moderację o przywrócenie moich postów w imię prawdy.
Jadwiga Krywult
19 stycznia 2012, 08:18
Zrozumiałe, że odezwali się lekarze. Ewa jest lekarką czy zmanipulowana pacjentką ? Sośnierz wyleciał i ciekawe, w jakim stopniu stali za tym lekarze, bo przejrzystość nie była im na rękę.
E
Ewa
19 stycznia 2012, 08:02
 Ktos ten artykuł napoisał kto nigdy nie był u lekarza zwłaszcza specjalisty , nie stał w ogromnych kilejkach. I ten ktosik - K. Mądel - nie wie jak naprawdę pracuja lekarze i czy mają czas na sprawdzanie czegokolwiek, Zresztą w jaki sposób? Jak mają sprawdzic ubezpieczenie? A jak poziom refundacji - przecież oni nie mają tego zestawienia. Mają szukać? Jezeli jest ok 25-30 pacjentów i na kazde sprawdzenie poszloby tylko...2, 3 minuty to ten ostatni byłby albo nie przyjęty albo czekałby dodatkowo ok godziny, półtorej. Autorowi Krzysztofowi Mądel tylko pozazdrościć zdrowia.
P
Przypołudnica
19 stycznia 2012, 07:47
No nie, naprawdę... Po pierwsze, elementarny szacunek wobec czytelnika wymaga, żeby trochę się przyłożyć do oszlifowania diamentów swych myśli przed publikacją - język tego artykułu jest mętny i toporny. Przebijanie się przez formę nie powinno stanowić większości czasu spędzonego na lekturze. Po drugie - łączenie biurokratycznego bałaganu z zupełnie osobnym problemem kompetencji lekarzy wydaje mi się jednak nadużyciem. W żadnym chyba normalnym zawodzie biurokratyzacja  nie pomaga w wykonywaniu pracy - wszędzie im więcej papierków, tym mniej rzeczywiście wykonanych sensownych zadań. Jeśli zaś dołożenie papierkowej roboty połączyć z osobistą odpowiedzialnością za czyjeś biurokratyczne wymysły, to naprawdę niewiele to ma wspólnego ze zmuszaniem do uczciwej pracy. A tak ogólnie - po prostu zapewne wielu jest uczciwych urzędników, życzliwych pacjentów, zaangażowanych lekarzy, zatem dobrze by było, żebyśmy wszyscy pamiętali przede wszystkim, że to my nimi mamy być. Najlepszy system nie zastąpi prostej dobrej woli pojedynczych ludzi, a w najgorzej działającym systemie da się znaleźć, docenić i zmotywować porządnych ludzi, zamiast wymyślać sobie nawzajem. Jeśli zaś chodzi o p. Sośnierza: jeśli nawet jego reforma jest pojedynczym wybrykiem sensownego zarządzania w ogólnym chaosie, to mimo wszystko jest dowodem, że się da. A jeśli raz się dało, to w końcu uda się jeszcze raz. A uda się jeszcze raz, moim zdaniem, ponieważ Polacy zdecydowanie najlepiej działają w opresji i w opozycji. Nagromadzenie absurdów, biurokracji i zwykłej głupoty może się zaś stać tak wielkie, że nie do zniesienia. I wtedy na pewno zrobimy jakąś insurekcję. Mówię to tylko z lekką ironią, ale życzliwie - po prostu wierzę w nasz naród, że zadziała optymalnie w warunkach dla siebie najbardziej motywujących.
OC
OT CO
18 stycznia 2012, 23:29
"żeby zmusić lekarzy do uczciwej pracy"... Jak zmusić , by "nie sądzić  ,aby nie być sądzonym" jezuite, który nie wie co to obiektywna i uczciwa postawa ?
L
LEKARKA
18 stycznia 2012, 23:25
OBRAŹLIWE  I  PŁYTKIE . DIAGNOZA :GRAFOMANIA
J
julow
18 stycznia 2012, 23:15
Artykuł mało precyzyjny, zbyt ogólnikowy. Może tak: 1. pieniądz NIE idzie za pacjentem, 2. każdy cywilizowany kraj na opiekę wydaje ok 8-10% PKB, Polska - 4-5%, 3. Mamy najwieksze procentowo w stosunku do zarobków dopłaty do leków ok 30%, 4. Mamy jedne z najniższych wskażnikó w Europie: Liczba łożek, liczba lekarzy /100 tys mieszkańców,  jedną z najgorszych wczesnych wykrywalności nowotworów, profilaktyka praktycznie nie istnieje
Asia C
18 stycznia 2012, 21:43
"Stawianie pieczątek jest niemoralne, bo tylko on dysponuje możliwością diagnozy i dania medykamentu" Diagnozy są stawiane a medykamenty są przepisywane.  Na pewno ma też moralny obiązek podpisywać się pod czymś co może być nieprawdą?  Nie ma możliwości stwierdzenia, czy pacjenta składka jest na koncie NFZ.... Nie da się sprawdzić czy pacjent naprawde jest  honorowym dawcą krwi czy ma tylko podrobioną legitymację..... Za to można stworzyć prawo, które pozwala karać lekarzy za to, że nie mają jak zweryfikować czy nie zostali oszukani ;)  Genialne!
W
wanda
18 stycznia 2012, 21:29
Dodam,że mrą  nie jak  muchy ale jak ludzie  .Na dyżurach,przy stołach operacyjnych....Chodzimy na pogrzeby.
W
wanda
18 stycznia 2012, 21:11
Lekarz  mający dyżur ,stawia się w szpitalu o 7.00 rano,pracuje ciągle do 7.00 rano następnego dnia i jeszcze  musi do 15.00.Razem-32 godziny.Albo po wyjściu o 7.00 rano ze szpitala, po 24 godzinnym  dyżurze, musi dotrzeć do przychodni i  pracować do 15.00.Ja z czwórką dzieci tak musiałam.Czy Ojciec wytrzymałby tyle w konfesjonale?Gdyby nie sumienna i odpowiedzialna praca szeregowych lekarzy,tyrających ponad siły ,w ramach wrogiego choremu systemu,chorzy zostaliby bez opieki.Wiedzą o tym politycy......i wykorzystują.Lekarzowi nie wolno utrudniać życia choremu,nawet tylko  pieczątką......