Lewica idzie na wojnę z flipperami. Czy spadną ceny mieszkań w dużych miastach?
Wyrzucenie z rynku flipperów, czyli inwestorów, którzy zarabiają na kupnie, odnowieniu i sprzedaży mieszkań, nie będzie skutkowało spadkiem cen nieruchomości. Rynek bardziej puchnie od tanich kredytów - czytamy w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej”.
Do Sejmu trafił projekt nowelizacji ustawy o podatku od czynności cywilnoprawnych (PCC). Podwyższenie stawek ma uderzyć we flippy tak, by stały się one opłacalne i ukróciły tym samym spekulacje na rynku - podaje gazeta.
Lewica chce by tacy inwestorzy płacili danię od zakupu kolejnych mieszkań w czasie pięciu lat liczonych od końca roku, w którym kupili pierwsze. Kupujący trzeci lokal byłby obciążony 3-proc. podatkiem, kupujący czwarty 4-proc., a piąty i kolejny 5-proc.
Zapłacić mieliby też kupujący mieszkania. Jeśli przedmiotem transakcji będzie lokal kupiony niespełna rok wcześniej, kupujący zapłaciłby aż 10 proc. PCC. Jeśli to lokal sprzedawany po roku, ale przed upływem dwóch lat od zakupu, stawka to 6 proc., a od dwóch do trzech lat 4 proc.
Jak podano, politycy przeceniają wpływ takich inwestorów. Brak też danych w skali flippingu w Polsce. Wg różnych badań to 2-8 proc. obrotu.
Ekspert: ceny mieszkań nie spadną
Nowe przepisy nie sprawią, że ceny mieszkań spadną - uważają eksperci. - Nie jest to przecież najważniejszy czynnik cenotwórczy - podkreśla Tomasz Błeszyński, doradca rynku. Dodaje, że przepisy nie wpłyną też na zwiększenie dostępności mieszkań.
Mówi się o średnich zyskach rzędu 30-50 tys. zł na jednym flippie - podaje „Rzeczpospolita”.
Przepisy proponowane przez Lewicę uderzą też w zwykłych klientów, niemających nic wspólnego z flippingiem. Kupujący trzecie mieszkanie w ciągu pięciu lat to nie zawsze flipper. Flipperem nie musi być też sprzedający lokal przed upływem trzech lat zakupu - podaje gazeta.
Anton Bubiel prezes Rentier.io zaznacza, że dopóki w Polsce nie będzie powstawać więcej mieszkań, nie będzie konkurencji ofert, dopóty ceny mieszkań będą rosnąć, a korzystać z tego będą zarówno spekulanci, jak i zwykli Polacy mający oszczędności i szukający sposobu na ich ochronę przed inflacją.
rp/dm
Skomentuj artykuł