Matka modela, który popełnił samobójstwo: każda taka obelga, każde wyzwisko niesamowicie go bolało. Zaczął się znieczulać
"Chodził do kościoła, służył do mszy. W pewnym momencie, w tym okresie gimnazjalnym założył sobie na palec różaniec w formie pierścionka. I za ten różaniec został zbombardowany homofobicznymi wyzwiskami. Od tamtej chwili zaczęły się prześladowania" – mówi Katarzyna Koch, której syn odebrał sobie życie 1 czerwca.
Historia Michała - młodego polskiego modela, który popełnił samobójstwo – odbiła się szerokim echem na portalach społecznościowych. Trzy tygodnie po śmierci Michała głos zabrała jego matka Katarzyna Koch, która opowiedziała o kulisach tej tragedii i homofobii, jakiej od wczesnych lat doświadczał jej syn.
"Nieszczęściem było, że namówiłam go na katolickie gimnazjum. Myślałam, że tam będzie miał lepiej. To był mój błąd, to był mój straszny błąd (…) wszystkie problemy związane z homofobią i prześladowaniami syna zaczęły się właśnie w tym gimnazjum. (...) Wszystkie problemy związane z homofobią i prześladowaniami syna zaczęły się właśnie w tym (katolickim – przyp. red.) gimnazjum. Zawsze był wrażliwy. Bardzo o siebie dbał. Kiedy dorastał, dzieci z klasy zaczęły mu dokuczać i wyzywać go od pedałów. (...) Dogryzano mu. Dzieci wszystko wyrażały w sposób wulgarny. Bardzo źle to znosił – wspomina matka Michała.
Kobieta już wtedy postanowiła zareagować w sprawie i wybrała się do dyrekcji szkoły z prośbą o internwencję. - Liczyłam na jakiekolwiek wsparcie, na to, że porozmawia z dziećmi, że wytłumaczy im, że nie można nikogo dyskryminować. Oboje odesłali mnie z kwitkiem. „Powinna się pani zająć synem, bo faktycznie może z nim jest coś nie tak”. Do tej pory nie mogę w to uwierzyć (…) że tak nas potraktowali – żali się Damianowi Maliszewskiemu na łamach „Gazety Wyborczej”.
"W pewnym momencie, w tym okresie gimnazjalnym założył sobie na palec różaniec w formie pierścionka. I za ten różaniec został zbombardowany homofobicznymi wyzwiskami. Od tamtej chwili zaczęły się prześladowania. Dogryzano mu. Dzieci wszystko wyrażały w sposób wulgarny. Bardzo źle to znosi".
Homofobia, z którą stykał się Michał miał wpływ na jego zdrowie fizyczne. Chłopak zapadł m.in. na zespół jelita drażliwego. Wtedy matka poprosiła o interwencję i pomoc księdza, który również odmówił jej wsparcia. – Michał nie chciał chodzić do tej szkoły, więc poszłam do księdza dziekana. Tłumaczyłam, że przecież syn uczestniczy w życiu Kościoła. Służy do mszy i za to, że włożył różaniec na palec, jest gnębiony i wyzywany od pedałów. Ksiądz dziekan spojrzał na mnie i odpowiedział: „Wie pani co? A może jest w tym jakieś ziarno prawdy? Tak że proszę zająć się synem i porozmawiać z nim” – opowiada pani Katarzyna.
Jej zdaniem problemy syna zaczęły się właśnie w gimnazjum i tamto doświadczenie ciążyło na nim do końca życia: „Każda taka obelga, każde wyzwisko niesamowicie go bolało. Odchorowywał to”.
Liceum Michał kończył już w Warszawie, wtedy zaczęły się też pojawiać pierwsze poważne oferty w jego karierze modela. Agencja czekała, aż skończy szkołę, a później realizował kontrakty m.in. w Japonii, Chinach, Wielkiej Brytanii. Stres, którego doświadczał pomimo pracy w środowisku akceptującym jego homoseksualizm, nie mijał. – Czy miał jakiegoś pecha, że gdziekolwiek trafiał, zawsze znalazła się osoba, która miała problem z akceptowaniem homoseksualistów? I od razu używała wobec Michała epitetów. Nawet tutaj, w Malborku, też w sklepie padły słowa: „Po co tu przyszedłeś, pierdolony pedale?” – opowiada matka modela.
Wtedy zaczęły się problemy Michała z nadużywaniem leków. - W związku z tym, że on te wyzwiska i prześladowania źle przyjmował, przestał sobie radzić. Z jednej strony miał pociąg seksualny zgodnie z orientacją, z jaką się urodził, z drugiej nienawidził siebie za to, że jest gejem. W którymś momencie zaczął się znieczulać. Poszedł do psychiatry. Nie powiedział mu prawdy, że jest gejem i że jest prześladowany. Tylko, że reaguje bardzo stresowo na ważne castingi i chciałby, żeby mu przepisał coś, co zniweluje stres. Psychiatra zamiast przepisać jakiś lekki lek, który nie uzależnia, pamiętam jak dziś: przepisał mu xanax. Powinien wiedzieć, że benzodiazepiny uzależniają bardziej niż heroina. I Michał się uzależnił – zwierza się w „Gazecie Wyborczej” Katarzyna Koch.
Kobieta dowiedziała się o tym dopiero, gdy syn odwiedził ją w Polsce. Było wtedy już za późno, a jej zdaniem Michał uzależnił się od leków. Z czasem doszedł do nich alkohol, a psychiczny stan chłopaka pogarszał się z tygodnia na tydzień. Wystąpiło u niego tzw. Uzależnienie krzyżowe.
Michał spędził trochę czasu w ośrodkach terapeutycznych. Według matki odwiedzał je wiele razy. Na jeden z takich turnusów terapeutycznych trafił po nieudanej próbie samobójczej. Ostatnią terapię w swoim życiu przeszedł w ośrodku w Czersku. Musiał ją jednak przerwać w kwietniu tego roku ze względu na pandemię koronawirusa. Po ostrym ataku padaczkowym Michała umieszczono w szpitalu, lecz nie mógł już powrócić do ośrodka w Czersku bez odbycia kwarantanny. Chłopak wrócił więc do domu. - Jak go zabierałam do domu, to płakał. Wreszcie znalazł miejsce, w którym poczuł się bezpiecznie, ale los go potraktował w podły sposób – mówi Katarzyna Koch.
Matka Michała wspomina, że wiele razy wspominał on w różnych rozmowach o samobójstwie. Martwiła się o syna, lecz czasem odbierała to również jako żart, wynik jego specyficznego poczucia humoru. Ostatni raz powiedział jej tak tym na 6 dni przed śmiercią. - 26 maja wyciągnął mnie na cmentarz do mojej mamy. Byłam zmęczona, ale nalegał. Na cmentarzu powiedział mi, że to długo nie potrwa. (…) Zaczął opowiadać, jaki on chce grób, jaki chce pogrzeb. (…) Mówił, że chce przy pomniku dwie róże pnące. Że chciałby mieć grób podobny do grobu Kory. Jak ona chciał mieć karmnik przy grobie – wspomina matka Michała. Kobieta przywołuje również inne wspomnienie z tego samego czasu, gdy syn poprosił ją, aby obejrzała z nim film opowiadający historię geja, który z powodu nieakcepacji i homofobii popełnił samobójstwo. - Wtedy tego nie rozumiałam. Teraz wiem, że chciał mnie w jakiś sposób przygotować… - podsumowuje pani Katarzyna.
Kilka dni później wydarzyła się jednak tragedia. - Pod koniec maja kolejny raz został wyzwany na ulicy od pedałów. To była okropna sytuacja. I to był już dla niego naprawdę potężny cios. Wrócił do domu bardzo wzburzony i powiedział, że ma dosyć, że tego dłużej nie wytrzyma – mówi matka Michała.
1 czerwca kobieta wychodząc do pracy zostawiła Michałowi kilka papierosów. Wracając do domu, usłyszała od swojego ojca, że Michał wyrzucił je przez okno. Dziadek chłopaka był poważnie zaniepokojony stanem wnuka. Kobieta postanowiła porozmawiać z synem. - Michał zaczął mnie wtedy straszyć, że on i tak sobie coś zrobi, bo ma wszystkiego dosyć – mówi matka. Chłopak wyszedł wtedy do ogrodu, miał w planie kosić trawę. Jednak pani Katarzyna kierowana przeczuciem wezwała policję, informując funkcjonariuszy, że jej sen ma już za sobą jedną próbę samobójczą.
"Pod koniec maja kolejny raz został wyzwany na ulicy od pedałów. To była okropna sytuacja. I to był już dla niego naprawdę potężny cios. Wrócił do domu bardzo wzburzony i powiedział, że ma dosyć, że tego dłużej nie wytrzyma".
- Idę z nimi i mówię, że gdzieś tutaj syn musi być. Ogród mamy bardzo duży. Przeszliśmy przez cały i wtedy usłyszałam, że jedzie pogotowie. Jeden z policjantów powiedział, że muszę wrócić przed dom, powiedzieć załodze pogotowia, że oni są w ogrodzie. Uznałam, że wszystko jest w porządku i że pogotowie zabierze go na ten detoks. Poszłam. Po chwili przychodzi policjant. Prosi o dokumenty syna, o moje dokumenty. Spisuje wszystko. Ale, wie pan, nagle zapytał mnie, czy choruję na serce. Odpowiedziałam, że nie. Wtedy mówi, że niestety ma dla mnie bardzo złą wiadomość: Michał nie żyje. Powiesił się na drzewie – wspomina tragiczny dzień matka Michała.
Od prokurator badającej sprawę, kobieta usłyszała, że „od bardzo dawnia nie widziała tak perfekcyjnie i szybko wykonanego samobójstwa”, więc jej syn musiał być na nie przygotowany od dawna.
Sprawa śmierci Michała jest bardzo świeża. Minęły zaledwie cztery tygodnie. Tym bardziej pani Katarzyna nie może milczeć, gdy słyszy wypowiedzi polityków, które na potrzeby kampanii wyborczej dehumanizują osoby nieheteroseksualne. Ma również wielki żal do niektórych ludzi Kościoła i biskupów, że milczą w sprawie godności osób LGBT lub wręcz podsycają swoimi wypowiedziami negatywne nastroje społeczne. - Pamiętam, jak Michał usłyszał wypowiedź biskupa Jędraszewskiego i dowiedział się o tworzonych strefach wolnych od LGBT. Powiedział mi, że znowu czuje się odrzucony. Że znowu się boi. Był przerażony tym, że wszyscy wiedzą, że jest „pedałem” – stwierdza matka modela.
- Największy żal mam do ludzi, którzy go w żaden sposób nie wsparli wtedy w gimnazjum. Mam żal do polityków i do Kościoła. (…) Tacy ludzie zniszczyli mojego syna. Dzień po dniu i krok po kroku. Gdyby jako dziecko był potraktowany normalnie, gdyby został zaakceptowany ze swoją seksualnością, to funkcjonowałby dzisiaj jako wspaniały człowiek. Niestety, tak się nie stało. Dlaczego oni ich tak ranią? – oburza się Katarzyna Koch.
Na koniec kieruje swoje przesłanie do wszystkich, którzy jej zdaniem przyczynili się pośrednio do samobójstwa jej syna. - Chciałabym im powiedzieć, że Pan Bóg może im wybaczy. Wierzę, że na tą drugą stronę nie zabiera się nic poza naszym sercem. Bierze się nasze uczynki i staje przed Bogiem. I oni też na pewno będą rozliczeni i niech Pan Bóg im wybaczy, bo ja nie potrafię. Naprawdę nie potrafię – mówi.
- Wie pan, że gdybym nie wierzyła, że Michał jest teraz szczęśliwy, tobym już chyba nie żyła. Ale codziennie zadaję sobie pytanie, co to za kraj, w którym trzeba umrzeć, żeby być szczęśliwym? - tymi słowami matka Michała kończy rozmowę z Damianem Maliszewskim z „GW”.
Cały wywiad możecie przeczytać pod tym linkiem>>
Skomentuj artykuł