Po spotkaniu na szczycie. Czy to wystarczy?

(fot. europa.eu)
Money.pl / pz

Europejscy politycy dogadali się w sprawie planu walki z kryzysem. Ostatecznie bankowcy zgodzili się na 50 procent strat na greckich obligacjach. Choć na niektóre szczegóły przyjdzie jeszcze poczekać, to zawarte w nocy porozumienie powinno inwestorom wystarczyć. Tym bardziej, że jeszcze przed oficjalnymi decyzjami wzrosty na Wall Street zapewniły jedynie plotki i spekulacje - pisze Paweł Zawadzki, analityk portalu Money.pl.

Przywódcy eurolandu porozumieli się z sektorem bankowym w sprawie redukcji długu Grecji z 50-procentowymi stratami dla posiadaczy greckich obligacji - poinformowali dyplomaci w Brukseli, gdzie nad ranem, po około 10 godzinach zakończył się szczyt strefy euro. Był to ostatni duży element pakietu antykryzysowego negocjowanego przez strefę euro od ubiegłego weekendu. Dług Grecji w rękach prywatnych wierzycieli to około 205 mld euro (łącznie z długiem wobec m.in. eurolandu i MFW to ponad 350 mld euro). - Banki zgodziły się obciąć swe wierzytelności o 100 mld euro.

W ostatniej fazie negocjacje toczyły się już nie tylko między przywódcami, ale między strefą euro i przedstawicielami sektora bankowego, a dokładnie Charlesem Dallarą, dyrektorem zrzeszającego banki Instytutu Finansów Międzynarodowych (IIF). By osiągnąć porozumienie, w negocjacje z bankami osobiście włączyli się kanclerz Angela Merkel, prezydent Francji Nicolas Sarkozy, a także dyrektor generalna Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde. Na tak duże, bo 50 procentowe, straty dla inwestorów naciskały także Niemcy, największa gospodarka w eurolandzie. Merkel, Sarkozy i Lagarde mieli grozić bankowcom, że jeśli nie będzie zgody na 50 proc. redukcji, to dadzą zielone światło dla niekontrolowanego bankructwa Grecji, na którym - jak mieli mówić - banki stracą 100 proc. inwestycji w greckie obligacje.

Wedle wyliczeń ekspertów UE-MFW taka redukcja długu powinna pomóc Grekom zredukować dług publiczny do 120 procent PKB w 2020 roku. Teraz to około 160 procent. - Osiągnęliśmy całościowe rozwiązanie dla Grecji - mówił z nieukrywaną satysfakcją po szczycie jego przewodniczący Herman Van Rompuy.

Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej ma zostać powiększony do kwoty 1 biliona euro dzięki zastosowaniu dźwigni finansowej. Wcześniej spekulowano, że wartość fundusz ratunkowego, który został utworzony z myślą o ratowaniu Grecji, Portugalii i Irlandii, ma zostać zlewarowana nawet do kwoty sięgającej 2 bilionów euro. Na razie jednak nie podano konkretów dotyczących sposobu uzyskania tych pieniędzy. Szczegóły mają zostać przygotowane do końca listopada.

Humory inwestorom już w trakcie europejskiej sesji psuły doniesienia o impasie w rozmowach polityków z bankami odnośnie ich udziału w drugim pakiecie pomocowym dla Grecji. W lipcu ustalono, że banki posiadające w portfelach greckie obligacje dobrowolnie zaakceptują 21-proc. stratę. Wczoraj banki były gotowe dać więcej, jednak nie chciały zgodzić się na stratę większą niż 40 procent. Politycy natomiast upierali się przy wartościach rzędu 50-60 procent. Ostatecznie uzgodniono, że banki będą miały 50-procentowy udział w umorzeniu greckiego długu.

Już na wcześniejszym, unijnym szczycie oficjalnie porozumiano się w kwestii podniesienia kapitałów przez banki z 5 do 9 procent do 30 czerwca 2012 roku. Według wcześniejszych wyliczeń oznacza to, że na ich dokapitalizowanie będzie potrzebne około 100-110 mld euro. W pierwszej kolejności banki mają poszukiwać pieniędzy na rynku. Jeśli się to nie powiedzie, będą mogły liczyć na wsparcie państw UE. Dopiero w trzeciej kolejności kołem ratunkowym ma być sam EFSF.

Jako, że od początku negocjacji Niemcy nie chcieli dołożyć do funduszu ratunkowego nic więcej niż pierwotnie ustalono, czyli 211 mld euro, a EFSF nie będzie finansowany przez Europejski Bank Centralny, do funduszu mogą zostać dopuszczeni również zewnętrzni inwestorzy. Jeszcze dziś prezydent Francji Nicolas Sarkozy ma na ten temat rozmawiać z prezydentem Chin Hu Jintao. Z kolei jutro z wizytą do Pekinu ma udać się szef EFSF Klaus Regling. O tym, że Chiny są zainteresowane wsparciem strefy euro wielokrotnie donosiły już media.

Na przedwczorajszą wiadomość o odwołaniu spotkań, ministrów finansów strefy euro oraz wszystkich ministrów UE, które miały poprzedzić szczyt przywódców regionu, inwestorzy zareagowali pozbywając się akcji. Wczoraj, mimo że na rynki napływały sygnały o impasie w rozmowach na temat restrukturyzacji greckiego długu, czy spekulacje, że rozszerzoną wartość EFSF możemy poznać dopiero pod koniec listopada - mocnych spadków nie było.

O ile zatem przedwczorajsze działania inwestorów sugerują, że zdążyli oni już, choćby częściowo, uwzględnić w notowaniach brak konkretnych decyzji europejskich oficjeli w sprawie kryzysu zadłużenia w strefie euro, to ich wczorajsze zachowanie sygnalizuje, że odbiór działań polityków jest całkiem pozytywny, a giełdowi gracze wcale nie chcą za wszelką cenę pozbywać się akcji.

Najlepiej obrazują to decyzje podejmowane przez inwestorów handlujących na Wall Street, którzy mimo początkowej huśtawki nastrojów, w drugiej fazie sesji ruszyli do kupowania akcji. Jako pretekst do takiego działania wystarczyła im zgoda Europy na dokapitalizowanie banków oraz spekulacje, że Chiny oraz inne rozwijające się gospodarki mogą być zainteresowane zaangażowaniem w program pomocowy dla strefy euro.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Po spotkaniu na szczycie. Czy to wystarczy?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.