Radość z cudzego nieszczęścia

(fot. Thomas Hawk/flickr.com/CC)

Samobójcza śmierć Robina Williamsa i pewien typ reakcji na nią uświadomiły mi - po raz kolejny - z jaką złą radością, lekceważeniem i pogardą potrafimy reagować na cudze nieszczęście. Tak jakbyśmy w mniejszym czy większym stopniu potrzebowali cudzego nieszczęścia, żeby osłodzić sobie własne życie.

Najpierw uwaga ogólna: żyjemy w czasach, gdy z jednej strony sławni sportowcy, aktorzy, muzycy, czy coraz częściej także ludzie "znani z tego, że są znani" otoczeni są swoistym kultem, z reguły kompletnie niewspółmiernym do ich rzeczywistego życia, ich osobistych przymiotów i wad. Są celebrytami. Tu warto nadmienić, że także katolicy mają swoich celebrytów, którzy czasem okazują się tego niegodni i wtedy katolicka opinia publiczna oddaje się "rytualnemu oburzaniu". Po czym szuka sobie nowych katolickich celebrytów, albo długo docieka, dlaczego z tymi katolickimi celebrytami jednak coś nie wychodzi. Jakby trudno było dostrzec, że jedynymi realnymi "katolickimi celebrytami" mogą być święci. A tych za życia z zasady nikt nie zauważa, albo wprost się z nich szydzi. Ale to na marginesie.

Wracając do meritum: opowieści o "gwiazdach tego świata" na łamach brukowej prasy przypominają nieco mity o pełnych namiętności i porywczości bożkach greckiego Olimpu. Wzloty i upadki celebrytów, kolejne rozwody, wieloletnie terapie od wszelkich uzależnień czy działalność charytatywna dokonywana w świetle fleszy dostarczają nieustannej pożywki czytelnikom gazet, które znajdziemy także w bardzo wielu polskich domach - w tym katolickich. Ich życie, czy ściślej - medialna karykatura tego życia stanowi po prostu jeszcze jeden element show biznesu, skoro czytelnikom zapewniają chwilę rozrywki wieści o tym, że jeden się zapija, druga ma depresję, a trzeci z czwartą znaleźli sobie jednak piątą i szóstego. A siódmy właśnie się zabił, choć był taki zabawny. I już można przewrócić stronę gazety, kliknąć w inny link.

A do tego, co wiąże się i z dyspozycjami natury ludzkiej, i niestety z pewną przywarą w narodowym charakterze Polaków, jest w nas jakaś radość z cudzego nieszczęścia. Niekoniecznie z nieszczęścia celebrytów, o wiele "ciekawsza" i bardziej realna jest cudza klęska życiowa w najbliższym otoczeniu. Szczególnie gdy dotyka ono bogatszych czy ogólniej mówiąc: ludzi co do których sądzimy, że im się powodzi. Bo biednymi się dziś w Polsce pogardza, a bogatsi budzą złość przemieszaną z zazdrością. "Na biednego nie trafiło": mówi polskie powiedzenie, którym często kwituje się ciężką chorobę, życiowe niepowodzenie ludzi - relatywnie często - majętnych. A nie tak rzadko przecież słychać i widać postawę, w której poczucie zazdrości miesza się z satysfakcją: wreszcie ten "bogacz", wreszcie ta rodzina doznała czegoś złego. Albo: "niby tacy bogaci, niby im się powodzi, a tu rozwód/samobójstwo/nałóg/depresja". Cóż milszego niż cudze nieszczęście wobec poczucia, że we własnym czy rodzinnym życiu nie wszystko jest tak cudowne. A przecież "tamci", bogaci, skoro mają pieniądze (czy nie wokół nich kręci się dziś polskie życie?) to przecież "powinni" być szczęśliwi. No ale - "na szczęście" - nie są... I tak się kręcą te małe złośliwe satysfakcje z cudzego bólu.

DEON.PL POLECA

I chyba czymś najbardziej ohydnym jest dziwna radość z jednej z największych klęsk człowieka, jaką jest samobójstwo. Czy to samobójstwo aktora, którego nikt nam przecież nie każe otaczać bezkrytycznym kultem, czy kogoś znanego nam z okolicy. Szczególnie dziwi zła radość z takiej śmierci ze strony katolików, a ponoć w ogóle jesteśmy katolickim społeczeństwem. Jakby w grozie wiecznego potępienia, które jest zwycięstwem szatana było coś, co cieszy ludzi deklarujących się jako uczniowie Chrystusa. I proszę nie mówić, że perwersyjna, "katolicka" radość "z piekła dla innych" to zwrócenie uwagi na bożą sprawiedliwość. Bo oczekiwanie sprawiedliwość od Boga każdy powinien zaczynać od siebie. Bardzo mnie ciekawi, czy miłośnicy "surowej sprawiedliwości" przy okazji własnych spraw nie przypominają sobie jednak także o Bożym miłosierdziu. Dla innych rezerwując tylko Jego sprawiedliwość.

Nie chciałem pisać felietonu-apologii Robina Williamsa. Owszem, ceniłem wiele jego kreacji aktorskich, choćby rolę w mało wspominanym filmie "Być człowiekiem". I trudno pogodzić mi się z myślą o jego samobójstwie. A czuję, że zwroty takie jak "świetny aktor" po prostu nic nie tłumaczą z jego życia, cierpienia i zła, któremu się poddał. Prawdziwy Robin Williams to nie żadna z postaci, jakie zagrał. Niby banalne, ale warte przypomnienia, bo i to ludziom się myli! Jedyne, na czym mi zależało w tej sytuacji, także wobec tych wszystkich złych komentarzy po jego śmierci (pisanych także pod tekstami, które z kolei były zdawkowymi laurkami) to pokazanie jak ohydna jest radość z cudzego nieszczęścia. Szczególnie gdy uwidacznia się u ludzi, którzy sądzą, że są w tym świecie ambasadorami dobra.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Radość z cudzego nieszczęścia
Komentarze (23)
T
toja
26 sierpnia 2014, 11:32
Radowanie się z czyjegoś nieszcześcia jest jawnym zaprzeczeniem Chrześcijaństwa. Bezdyskusyjnie drwienie robienie szopek prymitywnym objawem uchybień moralnych
C
computo
23 sierpnia 2014, 19:45
Najwyższy czas, abytzw. radość z cudzego nieszczęścia - jakąkolwiek sklasyfikować jako dewiację i chorobę psychiczną. Zauważyłam, że "eksplozja" tego rodzaju radości, która nawet już nie tylko przyprawia o histeryczny śmiech, ale wręcz wyzwala żądzę zabijania. Niestety bardzo wyrazista jest u "prawdziwych" katolików, którzy tworzą sobie jaieś schizoidalne światy, w których to oni sa nieskazitelni i "wybrani". Dla nich jest nie ważne, że są oszczercami, zboczeńcami, sadystami znęcającycmi się psychicznie. Liczy się dla nich, że znajdują wokół siebie grupkę, która te chore wizje poprze, bo ta reszta boryka się z takim samym postrzeganiem świata. No i o zgrozo, nazywają to wspólnotą.
WD
Wujek Dobra Rada
22 sierpnia 2014, 04:26
Częściowo zgodzę się z wymową artykułu, bo widziałem co robiono z prezydentem Kaczyńskim. Z czego cześć "wpadek" to pseduwpadki. Ot choćby ta z szalikiem. Fotoreporter Wyborczej zrobił Lechowi Kaczyńskiemu 1000 fotek jak ustawiał szalik reprezentacji Polski, a wybrał jedno, żeby ośmieszyć (pewnie nr 666 ;-)). A potem zimny Lech itd. Tak, ma Pan dużo racji w tym co piszę.
JP
Jarek Prz
21 sierpnia 2014, 11:40
Dobry felieton. Zapominamy zbyt często, że sami tworzymy potworki.
M
mercy
24 sierpnia 2014, 01:49
no, a największy potworek jakiego stworzyliście to ten pustynn potworek jahwe
Y
Yola
21 sierpnia 2014, 11:34
Zbyt szybko zakładacie Państwo, że autorowi chodziło tylko o samobójczą śmierć aktora i tego co się po niej wydarzyło. Jak dla mnie to zdarzenie było tylko buforem do napisania artykułu, w którym owszem, wspomina się śmierć Williamsa, ale który faktycznie skupia się na pewnym zjawisku, zachowaniu Polaków. Nie od dziś wiadomo (a sądzę, że większość z nas odczuła to na własnej skórze), jak otaczający nas ludzie czegoś nam zwyczajnie zazdroszczą, w dodatku nie jest to zazdrość motywująca dla nich ("Jemu się udało, to mi także się uda!"), ale taka wzbudzająca złość, niszcząca coś w człowieku ("Pie****ny farciarz, takiemu to zawsze coś wyjdzie, więcej szczęścia niż rozumu!"). Nie zgodzę się tylko z tym, że musi to być powodowane sytuacją finansową.  Jeżeli chodzi natomiast o celebrytów, gwiazdy kina i innych wielkich tego świata, to ludzie lubią o nich czytać ponieważ: a) chcą widzieć, że to LUDZIE jak wszyscy inny b) wydaje im się, że w ten sposób są "bliżej" swoich idoli i... autorytetów? c) tak, to zwyczajna rozrywka i "dotknięcie" wielkiego świata.
E
emilia
25 sierpnia 2014, 15:59
Dość dobrze znasz punkt widzenia pt "pie***ny farciarz"... itd. ja nawet empatii nie potrafię tak głęboko uruchomić. A co do reszty Twojej wypowiedzi moje pytanie brzmi: I w związku z tym co?
E
ech:)
21 sierpnia 2014, 08:04
Z doswiadczenia wiem, że ludzie którzy siebie uwazaja za dobrych, takimi nie są. Ileż to razy słyszałam z ust "jacy to jestesmy dobrzy". I dobrze gdy nie kończyło sie to na szkodzeniu.  Prawdą jest też, że czesto słyszę o sławnych, którym coś się stało, chociazby zwykła potrzeba odwyku narkotykowego jest komentowana, że zbyt bogaty, ze sława mu odbiła itd. Znam ludzi, którym tez "coś się przytrafiło" i też słysze komentaże, że ... A jesli do tego to jest jeszcze osoba zamożna to można dodac coś w stylu takim jak napisano w artykule.  Zauwazyłam, że wielu ludzi lubi cieszyć się z cudzych potknięć, niepowodzeń, czy nieszczęść.  Ten biedny, niebiedny i sławny aktor też nie uwolnił się od zazdrośników świata. Ludzi którzy z jednej strony zazdroszczą nawet nowych butów, a zdrugiej strony nic nie robią by te buty sobie kupić. W końcu zazdrość, czy zawiść nic nie kosztuje. Tylko czy aby na pewno? Sama miałam wzloty i upadki.  A jednak, gdy los mi nie sprzyjał zastanawiano się kiedy się stoczę, kiedy to czy tamto stracę. Kiedy nie poddawałam się losowi i po raz kolejny wychodziłam na prosta słyszałam rózne komentarze, rzadko przychylne, za to wiele spekulacji. A przecież nie jestem ani zamozna ani sławna.
M
msl
24 sierpnia 2014, 16:09
Ja natomiast muszę przyznać, że w szczególnie ciężkich chwilach, ku mojemu zdumieniu,  spotkałam się z nadzwyczajną życzliwością, pomocą i wsparciem, często od zupełnie obcych ludzi i to z pewnością nie dlatego, że jestem jakoś nadzwyczajnie sympatyczna. Wydaje mi się, że ludzi porządnych i normalnych jest o wiele więcej niż nam się na codzień wydaje, ale dostrzegamy to dopiero przyparci do muru przez kłopoty lub nieszczęście.
G
grzesiek
21 sierpnia 2014, 00:09
Widzę, że wszysycy podszczypują autora tekstu, bo nie zetknętli się w Internecie z komentarzami wyrażającymi radość czy satysfakcję ze śmierci R. Williamsa. Otóż ja też się nie zetknąłem. Ale c'mon, nie o to chodzi, żeby teraz się licytować, kto jakich komentarzy ile widział bądź nie widział. Zgodzą się chyba pewnie wszyscy, że jeżeli takie komentarze były, to były ohydne (a skoro jesteście tacy oblatani z Internetem, to chyba nie trudno uwierzyć, że takie komentarze rzeczywiście się pojawiły). Autor dobrze tą ohydę wypunktował. Co z resztą było jego celem, o czym sam mówi w ostatnim akapicie. Więc o co chodzi?
A
Adam
21 sierpnia 2014, 09:44
Nikt takich podłych komentarzy nie widać, poza podobno autorem, ale walić w domniemanych komentatorów trzeba mocno i publicznie. Trzeba ich koniecznie potępić, szczególnie, że to Polacy. Ale zaraz, zaraz! Czyż nie o takie właśnie pochopne sądy są potępiane w artykule?
G
grzesiek
21 sierpnia 2014, 10:34
Nie ma w tym artykule pochopnych sądów, bo nie są krytykowane żadne konkretne osoby, a pewne zjawisko. Do reszty Twojej wypowiedzi się nie odniosę, bo jest głupia.
A
Adm
21 sierpnia 2014, 11:59
Można krytykować ludzi en block, całe narody. Nazywa się to anty... A zamiast uzywać epitetów móglbyś przedstawić argumenty. Żeby to jednak zrobić, trzeba byłoby się troche wysilić, trochę pomyśleć. Łatwiej jest obrażać i wskazywac palcem, zresztą jak i w artykule.
G
grzesiek
21 sierpnia 2014, 12:34
Rozumiem, że chodzi Ci o moją opinię o  Twojej wypowiedzi. Skoro nalegasz, to wyjaśnię, czemu tak uważam. Po pierwsze, wypowiedź jest słaba, bo nie piszesz wprost o co Ci chodzi, tylko używasz jakichś zawoalowanych aluzji. W konsekwencji, trudno stwierdzić o co chodzi w Twojej wypowiedzi. Jest to więc słabe. Ale można się domyślać, że chodziło o przypisanie autorowi jakichś brzydkich motywacji. Prawdziwych motywacji autora nie znasz (chyba, że go spytałeś), a mimo to oceniasz je, jakbyś je znał - to też jest słabe, tym bardziej, że nawet nie podałeś uzasadnienia dla swoich daleko idących sugestii. To powoduje, że mam opinię taką, jaką mam. Jeżeli nie podoba Ci się określenie "głupia" w odniesieniu do Twojej wypowiedzi, to nijeszym się z niego wycofuję, a wzamian wstawiam określenie "mętna, niezbyt mądra".
A
Adam
21 sierpnia 2014, 16:13
No tak, zrozumienie mojej wypowiedzi wymaga pewnego wysiłku. Wyłożę kawę na ławę. Autor gromi ludzi, Polaków za osądzanie i potępianie zachowań bez odpowiednich podstaw. I robi to sam w swoim artykule jeszcze stosując generalizacje typu ludzie i Polacy. Mógłby się odwołać do ... ale pozostawię to domyślności ... znowu;)
G
grzesiek
23 sierpnia 2014, 20:30
Ok, rozumiem. Po Twojej pierwszej wypowiedzi myślałem, że piszesz jako jeden z tych "prawdziwych Polaków", którzy zajmują się tropieniem "wrogów narodu". Przyznaję, że źle zrozumiałem tamtą wypowiedź, widzę, że po prostu chciałeś nawiązać do tekstu. Nie mniej jednak uważam, że to prawda, że mamy swoje narodowe przywary. Uważam też, że autor nie przekonuje nikogo na siłę, że jest nosicielem tych wad. Czytelnik sam ocenia, czy to przypadkiem nie do niego. Uważam, że to nic złego, że są artykuły, które mają skłonić do takich refleksji. Jeżeli uważasz, że to nie do Ciebie, to nie widzę powodu, żeby czuć się oskarżanym.
K
Krzysiek
20 sierpnia 2014, 21:49
Przepraszam, ale o jaką radość chodzi? Uważam się za człowieka, który generalnie ma dobre rozeznanie w tym, co aktualnie „w internetach” się dzieje, i po śmierci Robina Williamsa wiele rzeczy widziałem, ale nie radość! Był smutek, refleksje głębsze i płytsze, laurki dla aktora. Chyba normalna sprawa, że ludzie żałują gdy odchodzi ktoś znany i ceniony. Toteż prosiłbym łaskawie o wskazanie, gdzie tę radość Autor tekstu napotkał.
E
Ewa
20 sierpnia 2014, 17:32
Osobiście widziałam kilkanaście komentarzy, w których autorzy mówili "no taki znany, wszystko miał... pewnie się naćpał i zabił" albo "jak się zwykły człowiek zabije to cisza w mediach, a jak znany ćpun i alkoholik się zabił to wielkie halo..." Także, rozumiem autora tekstu i spotkałam się niestety z "radością" z cudzego nieszczęścia...
K
ka
20 sierpnia 2014, 21:18
W cytowanych komentarzach nie widzę radości...
A
ADam
21 sierpnia 2014, 09:49
No właśnie, nie ma w nich radości, tylko proste stwierdzenie faktu, że o zwykli ludzie nie są obiektem zainteresowania mediów. Ale autor artykułu tak nastawił Ewę, że widzi w komentarzach to, czego tam nie ma. Właśnie tak się urabia ludzi.
M
m
20 sierpnia 2014, 16:42
tez nie rozumiem o jaka radosc chodzi... a z tym potepieniem wiecznym, to hola hola, na szczescie deyduje o tym Boga a nie redaktorzy Deonu, po raz kolejni najswietsi z naswietszych. 
K
karolina
20 sierpnia 2014, 16:11
jaka radość? niby kto cieszy się z jego smierci? absurdalny tekst
A
Ann
20 sierpnia 2014, 16:50
dokładnie raczej wszyscy go opłakują, nie znam osoby, która cieszyłaby się z czyjejś śmierci, nie wiem skąd autor tekstu czerpał inspiracje do takich twierdzeń