"To rząd zmusza do zatrudniania na czarno"

(fot. sxc.hu)
Bartosz Chochołowski, Money.pl

Atrakcyjne ceny dla klientów, ale kosztem niskich płac dla pracowników, umów zlecenie zamiast etatów, czy wręcz pracy na czarno. Tak wygląda sektor zamówień publicznych w Polsce. Szef największej w kraju firmy zajmującej się głównie ochroną i sprzątaniem, w rozmowie z Money.pl po raz pierwszy zdradza, jak wygląda ten biznes od kuchni i kto za to odpowiada.

Zmiany w prawie, podnoszenie podatków, zmiany wysokości płacy minimalnej, składek na ZUS, czy rentowej sprawia, że firma, która wygrała przetarg, nie jest w stanie na nim zarobić. Co robi, aby nie dokładać do interesu?

- "Jeśli rosną koszty i nie można się zmieścić w kwocie, jaką za usługę otrzymujemy, to przedsiębiorcy muszą ciąć koszty - zmniejszają zatrudnienie. Jeśli to za mało, to próbują je uelastycznić, wprowadzać umowy zlecenia. Jeśli to nie pomaga, szukają małego podwykonawcy, który może znajdzie jeszcze niższe koszty - i będzie niestety zatrudniał na czarno" - opowiada w wywiadzie dla Money.pl Grzegorz Dzik, prezes spółki Impel SA, która specjalizuje się w usługach ochrony i sprzątania.

Według obowiązującego prawa, w takiej sytuacji przedsiębiorca nie może wystąpić z wnioskiem o renegocjację kontraktu. Nie może również wypowiedzieć umowy, bo wtedy zostanie wykluczony z kolejnych przetargów. W przypadku ochrony czy sprzątania firma wyłoniona w przetargu podpisuje umowę na kilka lat. Przedsiębiorca kalkuluje swoje koszty w oparciu o aktualną sytuację. Jeśli wygra przetarg, zaczyna realizować usługę i wszystko jest dobrze do momentu, gdy rząd nie zmienia przepisów, które zwiększają koszty.

DEON.PL POLECA


- "Szczególnie ważna jest ochrona interesów w toku, aby zmiana reguł gry, przepisów, podatków, nie powodowała, że już zawarty kontrakt staje się deficytowy" - podkreśla Dzik. - "W takiej sytuacji musi istnieć możliwość zmiany umowy, bo wyższe koszty świadczenia usługi zostały narzucone przez zmianę przepisów."

Zdaniem prezesa, zamawiający nie musi się zgodzić na nową, wyższą cenę. Wtedy firma powinna mieć możliwość wypowiedzenia umowy bez negatywnych konsekwencji. Dziś to niemożliwe, czemu winny jest artykuł 144 ustawy o zamówieniach publicznych. Prowadzi to do patologii w sektorze zamówień publicznych.

- "Mówi się, że pracodawca obniżył płace. W moim interesie jest ich podnoszenie, bo miałbym lepszego, lepiej zmotywowanego pracownika niż konkurencja, miałbym szansę lepiej obsłużyć mojego klienta. Dla mnie to jest porażka: obniżanie, demotywacja. Jak przy tym zapewnić jakość i tak dalej?" - pyta retorycznie prezes Dzik.

Do patologii prowadzi również kryterium najniższej ceny w przetargach. W ten sposób - jak wyjaśnia Grzegorz Dzik - zleceniodawca oszczędza, ale tylko pozornie. Nie kupuje usługi właściwej jakości. Ostatecznie traci na tym też budżet państwa.

- "Konsekwencje są dla państwa oczywiste: firma nie ma zarobku na zamówieniu, pracownik nie dostaje wynagrodzenia, bo takiej szansy w mniejszych firmach też się szuka, a na końcu państwo ma niezrealizowane zamówienie, albo w panice ponosi dodatkowe koszty, aby jednak je w terminie wykonać" - mówi Grzegorz Dzik. - "A skąd później do budżetu ma wpływać CIT i PIT?"

Ustawa doprowadziła do tego, że budżet zleceniodawcy jest częstokroć niższy niż koszty wynikające z płacy minimalnej. - "12,90 zł kosztuje dziś godzina pracy osoby, która zarabia minimalną pensję. Na rynku 70 procent zleceń jest poniżej tej stawki. Zleceniodawcy w ten sposób mają niska cenę, nierealną, ale nie kupują też prawdziwie wartościowej usługi" - podkreśla w wywiadzie Dzik.

Zdaniem prezesa sytuacja jest już tak poważna, że rząd wkrótce znowelizuje ustawę o zamówieniach publicznych: "Sytuacja na tym rynku jest tak zła, takie jest duże niebezpieczeństwo zarówno dla pracownika, pracodawcy, w konsekwencji dla państwa, że to musi się zmienić. Doszliśmy do granicy wytrzymałości jeśli chodzi o zarządzanie pracą. Można jeszcze wytransportować 30 procent ludzi w szarą strefę, ale tego już państwo nie wytrzyma. Sam rząd wykrzyczy, że to trzeba zmienić, że trzeba w zamówieniach publicznych zapewnić możliwość otrzymania wynagrodzenia, które umożliwia wykonanie zlecenia."

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"To rząd zmusza do zatrudniania na czarno"
Komentarze (4)
F
franek
1 lutego 2013, 10:46
Solidaryzuję się z trafną oceną sytuacji podaną niżej przez Grzegorza!
F
franek
1 lutego 2013, 10:44
do głosu z DNA: Nie lubisz Polaków - są bezwolni i głupio wybierają. Nie lubisz polskiego rządu - pewnie masz w swoim kraju lepszy. Zapewne byłes wśród rządzących bo dokładnie wiesz że oni tylko dla koryta... Jeśli nie - to czemu na nas plujesz? Jeśli jesteś może katolikiem, to jak tam z ósmym przykazaniem?
D
DNA
1 lutego 2013, 09:34
Szanowny Grzegorzu, zapomniałes dodać, że ten fatalny stan utwalają rządzący nami, który traktuja funkcje społeczne jak koryto, więc kolo się zamyka. Rządzi układ partyjny, a nie światłe umysły oraz serwiliści oglądajacy się na lewo i prawo. Więc co tu wymagac od szarego obywatela, a że ludzie są bezwolni i głupio wybieraja to juz inna sprawa. Demokracja stała się rajem dla oszustów.
G
Grzegorz
1 lutego 2013, 08:38
Niestety w Polsce nie ma woli ze strony poslow i senatorow aby obnizac podatki. Nie ma tez tej woli ze strony urzednikow. Po czesci wina lezy po stronie spoleczenstwa ktore jest w ogromnej masie za tym aby panstwo "dalo", panstwo "zrobilo", panstwo "zadzialalo" Pisal tez o tym jeden ksiadz tu na portalu w artykule poswieconym Jurkowi Owsiakowi. Jesli ponad 60 procent Polakow nie wykazuje zadnej aktywnosci spolecznej, nie angazuje sie w zycie polityczne, to czegoz tu oczekiwac? Konstytucja wyraznie mowi ze to narod jest suwerenem - czyli ja i ty. Ale trzeba powiedziec ze jestesmy biednym spoleczenstwem, zajeci jestesmy tylko przetrwaniem. To konsekwencja minionego ustroju, trzeba to powiedziec wprost. I trzeba dodac ze ta sytuacja nie zmieni sie przez najblizsze 50 lat. Tyle potrzeba mniej wiecej czasu aby wymarlo kilka pokolen skazonych ideologia, mentalnoscia i przyzwyczajeniami z przeszlosci. Obecnie Polska w swoim rozwoju gospodarczym ma poziom Niemiec z 1919 roku. W naszym kraju nie produkuje sie nic juz polskiego, nie mamy polskiego samochodu, pralek, lodowek. Polska mysl techniczna nie istnieje, zerowy poziom inwestycji w wynalazczosc skutkuje tym ze nie rozwijamy sie a tylko zyjemy z dnia na dzien. To od nas " suwerenow" mnie i ciebie, zalezy co bedzie z tym krajem. Mozemy tylko zaczac ale nie ma zadnych szans na poprawe te sytuacji, niestety jest to nieublagane prawo matematyki i socjologii. Trzeba to otwarcie Polakom powiedziec ze ta sytuacja nie ulegnie zmianie z przyczyn o jakich tu tylko wspomnialem. Serdecznie panstwa pozdrawiam.