"Biorę za wszystkie decyzje odpowiedzialność"
Premier Donald Tusk zapewnił, że zadba, by świat dowiedział się o kompletnych ustaleniach ws. katastrofy smoleńskiej. Podkreślił, że bierze polityczną odpowiedzialność za swe decyzje, ale nie weźmie odpowiedzialności "za szerzenie nienawiści w związku z katastrofą".
Premier w niedzielnym wywiadzie w Polsat News mówił m.in. o śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej. "Naszym celem jest rzetelne i obiektywne zbadanie wszystkich przyczyn katastrofy, tak jak to jest tylko możliwe. A nie wykorzystywanie tej katastrofy w polityce przeciw komuś, wewnątrz czy na zewnątrz kraju" - powiedział Tusk.
Podkreślił, że wszyscy chcieliby poznać prawdę w sprawie katastrofy jak najszybciej, ale "to komisja i prokuratura będą decydowały, kiedy jest ten moment, w którym uznają, że niczego więcej dowiedzieć się już nie mogą".
"Wiem, że niektórzy z tytułu tego, co się zdarzyło, ale też ze względu na własne poglądy polityczne, nacechowane bardzo mocno niechęcią do sąsiadów, w tym do Rosji, chcieliby, by katastrofa smoleńska była jakby kolejnym powodem, dla którego relacje polsko-rosyjskie są tragicznie złe" - mówił premier. Według niego stąd często pojawiające się opinie, że "właściwie powinien wypowiedzieć wojnę, jeśli nie faktyczną, to polityczną Rosji z powodu katastrofy smoleńskiej".
Premier podkreślił, że jego zadaniem jest, aby polskie państwo działało w kwestii badania przyczyn katastrofy "jak najskuteczniej, jak najsolidniej". "Dlatego dla mnie ważne jest polskie śledztwo, polska komisja i badanie polskiej komisji, bo to my chcemy mieć pełną wiedzę, by uniknąć takich zdarzeń w przyszłości i aby ludzie i instytucje odpowiedzialni za to, co się zdarzyło, ponieśli też konsekwencje" - zaznaczył.
Według Tuska, jeśli Rosjanie "mają jakiś powód, by nie komunikować pełnej prawdy czy wszystkich ustaleń, to jest tak naprawdę ich strata, ich problem, oni siebie w ten sposób negatywnie definiują". "W mojej ocenie nasza praca przyniesie także te pożądane przez Polaków efekty w wymiarze ogólnoeuropejskim czy światowym, jeśli chodzi także o opinię międzynarodową" - stwierdził.
Szef rządu zaznaczył, że w sensie formalnym jest odpowiedzialny za sposób, w jaki polska komisja badająca katastrofę przedstawi wyniki swoich prac. "I zadbam o to ze szczególną pieczołowitością, by cały świat dowiedział się, jak wyglądają wszystkie kompletne ustalenia" - oświadczył.
Premier pytany był także o to, czy dostrzega "przepaść", która powstała na polskiej scenie politycznej po katastrofie, a także podziały w społeczeństwie. "Każdy w Polsce widzi, co się dzieje wokół katastrofy smoleńskiej" - powiedział Tusk.
"Czuję się człowiekiem odpowiedzialnym z racji urzędu i z racji mojego charakteru. Biorę na siebie odpowiedzialność jako premier za to, co w Polsce się dzieje od kilku lat" - podkreślił. Jak zaznaczył, nie ucieka od odpowiedzialności za żadną z decyzji, które podejmował, "także w ciągu tych najbardziej dramatycznych miesięcy".
Tusk zaznaczył, że bierze na siebie odpowiedzialność także za organizowanie śledztwa smoleńskiego po stronie polskiej, za relacje polsko-rosyjskie oraz za wszystkie decyzje, które w jego imieniu wykonywali jego urzędnicy. "Biorę za wszystkie decyzje pełną polityczną odpowiedzialność" - podkreślił.
"Natomiast nie wezmę na siebie odpowiedzialności za szerzenie nienawiści w związku z katastrofą smoleńską, bo tego nigdy nie robię. I jeśli pada to pytanie, kto jest odpowiedzialny za to, że katastrofa smoleńska jeszcze bardziej podzieliła Polaków, to dla mnie odpowiedź jest jasna" - stwierdził.
Jednocześnie zaznaczył, że rocznica katastrofy 10 kwietnia "to nie jest właściwy moment, by obrzucać się tu taką polityczną odpowiedzialnością". "Możemy różnie oceniać różne zdarzenia. Ale co do tego, kto wykorzystuje katastrofę smoleńską, kto gra na emocjach, ja nie mam wątpliwości, ale zostawiam to ocenie Polaków" - kontynuował premier.
Jak podkreślił, "nie może i nie chce" patrzeć na katastrofę smoleńską jak na "negatywny punkt zwrotny" w historii stosunków polsko-rosyjskich. "My powinniśmy umieć żyć obok siebie - Polacy i Rosjanie - mimo tych tragicznych zdarzeń w historii i mimo tragedii smoleńskiej" - powiedział. Tym bardziej dlatego - mówił premier - że reakcje bardzo wielu Rosjan bezpośrednio po katastrofie były "nadzwyczaj serdeczne i współczujące".
Jednocześnie premier zaznaczył, że ubolewa nad tym, iż standardy postępowania po stronie rosyjskiej "nie zawsze odpowiadają naszym oczekiwaniom". "Tak jest. Ale tylko naiwny się spodziewał, że tam będzie to wyglądało dokładnie tak, jak my byśmy sobie to wymarzyli" - powiedział.
"Ja naiwny nie jestem i dlatego zrobiliśmy - nie ja osobiście - ale polskie służby, polskie państwo zrobiło dokładnie wszystko, by polska strona miała w swojej dyspozycji maksimum materiałów, maksimum dowodów, dzięki którym, jak sądzę, wyjaśnimy wszystko, co tylko jest możliwe do wyjaśnienia" - zaznaczył.
Premier pytany był także o zarzuty, że 10 kwietnia ubiegłego roku zbyt późno poleciał do Smoleńska i zbyt późno zwołał posiedzenie Rady Ministrów. "Zarzuty, jakie formułują przede wszystkim niektórzy z liderów opozycji, w tym przede wszystkim brat zmarłego prezydenta, traktuję z taką wyrozumiałością" - powiedział premier.
"To znaczy, nie akceptuję ich, ale rozumiem motywację. Czasami są to motywacje czysto polityczne, ale czasami są to też emocje ludzi bardzo mocno dotkniętych tą tragedią" - stwierdził. Jak mówił, jego wylot odbyłby się dużo wcześniej, gdyby nie oczekiwanie na odpowiedź prezesa PiS i współpracowników Lecha Kaczyńskiego, czy są gotowi polecieć do Smoleńska razem z nim jednym samolotem.
"Otrzymaliśmy informację o tym, że nie, wtedy kiedy otoczenie Jarosława Kaczyńskiego wraz z nim już byli w powietrzu. Zostawię to bez komentarza, bo ta tragedia nie sprzyja w mojej ocenie formułowaniu jakichś politycznych sądów" - powiedział.
Podkreślił, że tuż po przyjeździe do Smoleńska powiedział premierowi Rosji Władimirowi Putinowi, że nie podejmie "żadnych działań, żadnych decyzji zanim nie dotrze brat zmarłego prezydenta, szczególnie, jeśli chodzi o kwestie co dalej z ciałem prezydenta, pary prezydenckiej". "Tak się stało, czekaliśmy na przyjazd tej drugiej grupy. (...) Rosjanie, w tym premier Putin nie stawiali tu żadnych oporów" - zaznaczył.
Skomentuj artykuł