Brak następców odwołanych po raporcie Millera

Ogłoszony pod koniec lipca raport komisji Millera wskazuje liczne nieprawidłowości - po stronie polskiej, jak i rosyjskiej, które przyczyniły się do katastrofy smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. (fot. elcommendante / flickr.com)
PAP / slo

W piątek miną trzy miesiące od ogłoszenia likwidacji 36. specpułku oraz dymisji kilkunastu osób w MON i wojsku. Następców oficerów i urzędników odwołanych po raporcie komisji Millera wciąż nie widać, choć - jak informuje wojsko - trwają odpowiednie procedury.

4 sierpnia premier Donald Tusk i nowy szef MON Tomasz Siemoniak poinformowali na konferencji prasowej o likwidacji 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, odejściu wiceszefa MON Czesława Piątasa, zwolnieniu dyrektora generalnego i dyrektora departamentu kontroli MON oraz dymisjach oficerów, w tym trzech generałów, odpowiedzialnych za szkolenie i bezpieczeństwo lotów. Wszystko to stało się po tym, jak badająca katastrofę smoleńską komisja pod przewodnictwem szefa MSWiA Jerzego Millera ogłosiła swój raport, w którym m.in. wskazywała na niedociągnięcia w szkoleniu pilotów w 36. specpułku.

Z tej grupy szybko znaleziono tylko następcę Piątasa. Zastąpił go Czesław Mroczek, poseł PO, członek sejmowej komisji obrony. Mroczek został nie tylko sekretarzem stanu w MON, ale i pełnomocnikiem ministra ds. wdrożenia wniosków z raportu komisji Millera.

Choć MON deklaruje, że jego wolą jest "maksymalnie szybkie obsadzenie poszczególnych wakatów spośród najlepszych kandydatów", do początku listopada nie znaleziono jednak następcy żadnego z odwołanych w sierpniu oficerów i urzędników.

Na początku sierpnia ze stanowiskami pożegnało się trzech generałów: Anatol Czaban (b. szefa szkolenia Sił Powietrznych, w momencie dymisji asystent szefa Sztabu Generalnego WP ds. Sił Powietrznych), Leszek Cwojdziński (szef szkolenia Sił Powietrznych) oraz Zbigniew Galec (b. dowódca Centrum Operacji Powietrznych, a w sierpniu zastępca dowódcy operacyjnego Sił Zbrojnych).

Gen. Czaban niedługo po dymisji ogłosił, że odchodzi z wojska. Nie wiadomo, czy w ogóle ktokolwiek zajmie jego miejsce jako asystenta szefa Sztabu Generalnego. - W ramach trwającego procesu dostosowywania struktur stanowisk wojskowych do potrzeb Sił Zbrojnych zostaną wypracowane decyzje dotyczące przyszłości pozostałych stanowisk generalskich, w tym stanowiska asystenta szefa Sztabu Generalnego ds. Sił Powietrznych - poinformował PAP Departament Prasowo-Informacyjny MON.

W ramach restrukturyzacji dowództw zlikwidowano już stanowisko zajmowane przez gen. Galca. Przed sierpniowymi dymisjami dowódca operacyjny Sił Zbrojnych miał dwóch zastępców. Jak poinformował rzecznik prasowy DO SZ ppłk Mirosław Ochyra, obecnie w dowództwie zostało tylko jedno takie stanowisko.

Najwięcej jednak zdymisjonowanych oficerów służyło w Siłach Powietrznych. Prócz szefa szkolenia SP gen. Cwojdzińskiego zdymisjonowano również: zastępcę szefa oddziału szkolenia lotniczego, zastępcę szefa wojsk lotniczych, szefa oddziału szkolenia służby inżynieryjno-lotniczej, szefa oddziału-szefa bezpieczeństwa lotów, starszego specjalistę oddziału programowania procedur lotniczych, szefa oddziału szkolenia i starszego specjalistę oddziału lotnictwa transportowego.

- Na stanowiska służbowe zajmowane poprzednio przez oficerów przeniesionych do rezerwy kadrowej nie zostali wyznaczeni jeszcze inni żołnierze, ale zostały wszczęte procedury kadrowe zmierzające do obsadzenia stanowisk - informuje rzecznik prasowy Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz.

Zgodnie z wojskowymi procedurami nowego szefa szkolenia powołuje minister obrony narodowej na wniosek dowódcy Sił Powietrznych. MON nie odpowiada na pytanie, kiedy zostaną powołani następcy zdymisjonowanych generałów. - Obecnie trwają prace nad obsadzaniem poszczególnych stanowisk. O podjętych decyzjach będziemy informować na bieżąco - poinformował MON.

Według ministerstwa brak szefa szkolenia wojskowych lotników nie zagraża płynnemu wdrażaniu zaleceń komisji Millera. - W oczywisty sposób szef szkolenia Sił Powietrznych nie jest jedyną osobą odpowiedzialną za wdrażanie ww. zaleceń. Pracuje pion szkolenia Sił Powietrznych - podkreślił resort i przypomina, że za wdrażanie zaleceń raportu komisji Millera odpowiedzialny jest wiceminister Mroczek.

Nie ma też następców zdymisjonowanych cywilnych urzędników MON. W połowie sierpnia minister Siemoniak pytany, czy nowy dyrektor departamentu kontroli MON będzie cywilem czy wojskowym, odpowiedział: - Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji. Myślę, że będzie to osoba cywilna. Na to stanowisko trwa obecnie konkurs. Termin składania dokumentów minie w piątek. Odwołany w sierpniu dyrektor departamentu kontroli Andrzej Baran stanowisko to zajmował od 2006 r. Trzy lata później przeszedł w stan spoczynku, ale departamentem kierował dalej, już jako cywil. Od sierpnia obowiązki dyrektora departamentu pełni jego zastępca - wojskowy w służbie czynnej gen. Krzysztof Górecki.

Konkurs trwa też na stanowisko dyrektora generalnego MON. Podobnie jak funkcja dyrektora departamentu kontroli jest to wyższe stanowisko w służbie cywilnej, więc nabór na nie musi spełnić określone w ustawie wymogi. Obowiązki odwołanego dyrektora generalnego wykonuje póki co dyrektor departamentu administracyjnego MON.

Ogłoszony pod koniec lipca raport komisji Millera wskazuje liczne nieprawidłowości - po stronie polskiej, jak i rosyjskiej, które przyczyniły się do katastrofy smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. Za jeden z wielu czynników mających wpływ na zdarzenie komisja uznała nieprawidłowe szkolenia lotnicze w 36. splt. Komisja uznała też za niedostateczne przygotowanie załogi i jej wiedzę o funkcjonowaniu systemów samolotu oraz ich ograniczeniach. Wskazała też na nieprawidłowy dobór załogi i nieskuteczny nadzór Dowództwa Sił Powietrznych nad szkoleniem w 36. specpułku.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Brak następców odwołanych po raporcie Millera
Komentarze (8)
!
!!
3 listopada 2011, 17:01
Wszyscy myślący samodzielnie wiedzą co się stało 10.04.2010r! Każdy kto zaliczył fizykę na średnim i wyższym poziomie wie, że spadając z kilkunastu metrów taki ciężki samolot nie rozsypie się na miazgę, a ludzi trzeba rozpoznawać po DNA? /a ciała były bez ubrań, bo jak stwierdził amerykański badacz katastrof lotniczych; ściągnęło je olbrzymie podciśnienie jakie wytwarza np. eksplozja termobaryczna/. A dlaczego na lotnisku nie było ani karetek, ani wozów straży pożarnej i w ogóle nikt na taką delegację nie czekał /nawet Sasin był w Katyniu/ byli tylko "ambasadorowie"; Turowski i Bahr, no i kierowca i p.Wiśniewski? Pozdrawiam samodzielnie myślących /ta część społeczeństwa jest na wyginięciu/! A swoją drogą, czy nie można by było zbudować - odtworzyć w proporcji 1:1 odcinek skrzydła, wprowadzić go w ruch obrotowy do prędkości liniowej samolotu i ciachnąć brzozę w obecności Doktora Honoris Causa A. Michnika (Szechtera)? Zamknęło by się szczekaczki polskojęzycznym mediom i samej Pani Generałowej, tej od Putina.Katastrofa nie możliwa do wytłumaczenia bez ingerencji tzw. osób trzecich !
!
!!
3 listopada 2011, 16:54
NIE MIESZAJ CZŁOWIEKU ! TYCH KATASTROF W ŻADEN SPOSÓB NIE MOŻNA PORÓWNYWAĆ ! JEDYNIE ZBIEŻNA ROZLEGŁOŚĆ ZNISZCZEŃ MOŻE BYĆ KOLEJNYM DOWODEM NA ZAMACH W SMOLEŃSKU !Nie mam zamiaru mieszać tych strasznych katastrof. Moim zamiarem było pokazanie poprzedniemu Komentatorowi -olil, że taki ciężki samolot - jak pisze -oli, może jednak rozpaść się na kawałki przez uderzenie w drzewa i ziemię - przecież samolot katastrofy w Lesie Kabackim nie eksplodował w powietrzu i się rozpadł, ale rozbił się o ziemię i drzewa. Tragedia w Lesie Kabackim bardzo mnie porusza. Nie chcę jej porównywać do tragedii Smoleńskiej. Ale nie mogę czytać postów o tym, że samolot nie może rozlecieć się na kawałki przez uderzenie w drzewa i ziemię. Niestety jest to możliwe. Świadczy o tym nie tylko w/w tragedia w Lesie Kabackim ale wiele innych tragedii lotniczych na świecie - przy lądowaniu lub startach samolotów. Bardzo bolesna to sprawa ale naturalna...DWIE NIEPORÓWNYWALNE ZE SOBĄ KATASTROFY ! 1) Prędkość samolotu w momencie upadku w lesie Kabackim prawie dwukrotnie większa (praktycznie spadanie lotem ślizgowym z wysokości 8200 m). To tak jakby porównać wypadek samochodu jadącego z prędkością 50 km/godz. z wypadkiem przy prędkości ok. 100 km/godz. ! 2) osłabiona konstrukcja kadłuba (wyrwa w kadłubie i pożar w trakcie lotu). 3) brak sterowności: uszkodzone przewody elektryczne oraz urządzenia, tak od steru wysokości, jak i od steru kierunku. W TEJ KATASTROFIE SAMOLOT ROZPADŁ SIĘ BO BYŁY TEGO POWODY W PRZECIWIEŃSTWIE DO KATASTROFY W SMOLEŃSKU !
G
Groszek
3 listopada 2011, 12:19
Tak powinna była wyglądać katastrofa z 10.04.2010, gdyby była lotniczym wypadkiem. 26 czerwca 1988 r. w Habsheim we Francji airbus A320 podczas lądowania wleciał w gęsty las, ściął i zmiażdżył mnóstwo drzew, po czym spadł na ziemię. Oderwał mu się ogon i skrzydła, wybuchł pożar. Ze znajdujących się na pokładzie 136 osób (wraz z załogą) zginęło troje pasażerów – dwoje dzieci i usiłująca uratować jedno z nich, kobieta. Śledztwo oprócz rutynowych badań zawartości czarnych skrzynek i wraku, objęło także dokładne pomiary drzew, które zniszczył lądujący airbus. Kapitan nie znał lotniska w Habsheim, nie wiedział, że w okolicy jest las, zszedł na wysokość 30 stóp, choć był przekonany, że jest na wys. 100 stóp. Usiłował potem poderwać samolot, ale już mu się nie udało (silniki nie zareagowały). Jak się okazało (po analizie zapisu FDR) w trakcie niezależnego dochodzenia samego kapitana, zawiodła pokładowa elektronika.
M
marcin
3 listopada 2011, 11:53
NIE MIESZAJ CZŁOWIEKU ! TYCH KATASTROF W ŻADEN SPOSÓB NIE MOŻNA PORÓWNYWAĆ ! JEDYNIE ZBIEŻNA ROZLEGŁOŚĆ ZNISZCZEŃ MOŻE BYĆ KOLEJNYM DOWODEM NA ZAMACH W SMOLEŃSKU ! Nie mam zamiaru mieszać tych strasznych katastrof. Moim zamiarem było pokazanie poprzedniemu Komentatorowi -olil, że taki ciężki samolot - jak pisze -oli, może jednak rozpaść się na kawałki przez uderzenie w drzewa i ziemię - przecież samolot katastrofy w Lesie Kabackim nie eksplodował w powietrzu i się rozpadł, ale rozbił się o ziemię i drzewa. Tragedia w Lesie Kabackim bardzo mnie porusza. Nie chcę jej porównywać do tragedii Smoleńskiej. Ale nie mogę czytać postów o tym, że samolot nie może rozlecieć się na kawałki przez uderzenie w drzewa i ziemię. Niestety jest to możliwe. Świadczy o tym nie tylko w/w tragedia w Lesie Kabackim ale wiele innych tragedii lotniczych na świecie - przy lądowaniu lub startach samolotów. Bardzo bolesna to sprawa ale naturalna...
KM
kolejny mieszacz
3 listopada 2011, 01:32
@ Marcin nie mieszaj ! Na wysokości 8200 m, nad miejscowością Warlubie, niedaleko Grudziądza nastąpiła eksplozja i pożar silnika, który - ze względu na konstrukcję samolotu (po dwa silniki umieszczone blisko siebie po obu stronach kadłuba) - spowodował zniszczenie również sąsiadującego z nim silnika nr 1. Na skutek początkowego wybuchu w silniku nr 2, prawdopodobnie rozżarzony element turbiny uderzył w kadłub samolotu powodując w nim wyrwę, uszkadzając przewody elektryczne oraz urządzenia, tak od steru wysokości, jak i od steru kierunku, a także wywołując pożar w samym kadłubie. uszkodzenia samolotu (a ściślej rozprzestrzeniający się pożar w powietrzu) spowodowały, że 32 minuty po pierwszej awarii (a 55 minut po starcie z Okęcia), w czasie podejścia do lądowania, dowódca samolotu, kpt. Zygmunt Pawlaczyk utracił resztki sterowności przy użyciu trymera, zaś samolot Tadeusz Kościuszko rozbił się 6 kilometrów od lotniska, na południowym skraju warszawskiego Lasu Kabackiego. Wpadając między drzewa z zarejestrowaną prędkością 480 km/h. http://mojapasja-lotnictwo.bloog.pl/id,4110708,ti<x>tle,Czesc-giniemy-Katastrofa-lotnicza-w-Lesie-Kabackim,index.html NIE MIESZAJ CZŁOWIEKU ! TYCH KATASTROF W ŻADEN SPOSÓB NIE MOŻNA PORÓWNYWAĆ ! JEDYNIE ZBIEŻNA ROZLEGŁOŚĆ ZNISZCZEŃ MOŻE BYĆ KOLEJNYM DOWODEM NA ZAMACH W SMOLEŃSKU !
M
marcin
3 listopada 2011, 00:31
Wszyscy myślący samodzielnie wiedzą co się stało 10.04.2010r! Każdy kto zaliczył fizykę na średnim i wyższym poziomie wie, że spadając z kilkunastu metrów taki ciężki samolot nie rozsypie się na miazgę, a ludzi trzeba rozpoznawać po DNA? Przypominam straszną katastrofę w Lesie Kabackim. Samolot może rozlecieć się na kawałki. -Niestety. Poniżej cytat z ostatnich sekund tej tragedii z Wikipedii: O godzinie 11:12:13 samolot Ił-62M SP-LBG Tadeusz Kościuszko z prędkością wynoszącą około 470 km/h[9] zaczął ścinać pierwsze drzewa Lasu Kabackiego. Ostatnie zarejestrowane słowa z pokładu samolotu brzmiały: Dobranoc! Do widzenia! Cześć! Giniemy![14]. W wyniku uderzenia samolotu w drzewa i ziemię nastąpiła całkowita dezintegracja jego konstrukcji. Fragmenty samolotu zostały rozrzucone na przestrzeni około 370 metrów. Pozostałe w zbiornikach paliwo zapaliło się i w miejscu katastrofy wybuchł pożar. Wszystkie osoby przebywające na pokładzie samolotu poniosły śmierć na miejscu w wyniku uderzenia samolotu w drzewa i ziemię[5].
AB
a błędów coraz więcej
2 listopada 2011, 22:38
20 błędów ABW przy opisie komórki stewardesy Piątek, 28 października  2011 Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w trzech postanowieniach o zasięgnięciu opinii biegłego na temat telefonu komórkowego Justyny Moniuszko popełniła aż dwadzieścia błędów, które wykrył biegły - informuje "Nasz Dziennik". Półtora roku po pobraniu sprzętu do badań w liście do rodziców stewardesy, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, funkcjonariusze ABW przyznali, że doszło do "oczywistej omyłki pisarskiej". Według "Naszego Dziennika", nietrudno się domyślić, że liczne błędy w opisie telefonu i jego akcesoriów wykrył biegły. Zauważył, że dane z opisów sprzętu przesłanego mu przez ABW nie zgadzają się z tym, co sam ustalił, sprawdzając przekazany mu aparat. Biegły poinformował o tym ABW, która na tej podstawie dokonała 20 poprawek w 3 postanowieniach o zasięgnięciu opinii biegłego. Wśród 20 "oczywistych omyłek" jest m.in. mylny zapis nr karty telefonu, nieprawidłowa pojemność karty pamięci, błędna informacja, że aparat przekazano wraz z baterią zasilającą. Większość pomyłek dotyczy wielokrotnego podawania nieprawidłowych numerów seryjnych i symboli aparatu, baterii czy innego oprzyrządowania. interia.pl
O
oli
2 listopada 2011, 19:38
Wszyscy myślący samodzielnie wiedzą co się stało 10.04.2010r! Każdy kto zaliczył fizykę na średnim i wyższym poziomie wie, że spadając z kilkunastu metrów taki ciężki samolot nie rozsypie się na miazgę, a ludzi trzeba rozpoznawać po DNA? /a ciała były bez ubrań, bo jak stwierdził amerykański badacz katastrof lotniczych; ściągnęło je olbrzymie podciśnienie jakie wytwarza np. eksplozja termobaryczna/. A dlaczego na lotnisku nie było ani karetek, ani wozów straży pożarnej i w ogóle nikt na taką delegację nie czekał /nawet Sasin był w Katyniu/ byli tylko "ambasadorowie"; Turowski i Bahr, no i kierowca i p.Wiśniewski? Pozdrawiam samodzielnie myślących /ta część społeczeństwa jest na wyginięciu/! A swoją drogą, czy nie można by było zbudować - odtworzyć w proporcji 1:1 odcinek skrzydła, wprowadzić go w ruch obrotowy do prędkości liniowej samolotu i ciachnąć brzozę w obecności Doktora Honoris Causa A. Michnika (Szechtera)? Zamknęło by się szczekaczki polskojęzycznym mediom i samej Pani Generałowej, tej od Putina.