Dziś biedy nie widać na pierwszy rzut oka

(fot. Alexandra Zakharova / flickr.com)
PAP / slo

Współczesnej biedy nie widać na pierwszy rzut oka, jej wyznacznikiem nie jest brak określonych gadżetów, ale nierówność szans i wycofywanie się z życia społecznego - mówi PAP ekspertka Instytutu Spraw Publicznych Dominika Potkańska.

W piątek obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem. Został on ustanowiony w 1992 r. przez ONZ. Pierwowzorem był Światowy Dzień Likwidacji Skrajnego Ubóstwa obchodzony z inicjatywy powstałego we Francji "Międzynarodowego Ruchu ATD - Czwarty Świat".

Celem obchodów jest zwrócenie uwagi na problem biedy i wykluczenia społecznego, przypomnienie, że ubóstwo stanowi jeden z głównych problemów państw rozwiniętych. Mimo szybkiego rozwoju gospodarczego i technologicznego, nawet kraje postrzegane jako bogate i sprawnie funkcjonujące borykają się z biedą i nierównościami społecznymi.

Ekspertka ISP zwraca uwagę, że oblicze ubóstwa się w ostatnich latach zmienia i walka z nim obecnie stanowi większe wyzwanie niż niegdyś. Podkreśla, że dziś nie chodzi tylko o zapewnienie osobom ubogim podstawowych potrzeb, bo z tym często same sobie radzą, celem jest wyrównywanie różnic społecznych.

DEON.PL POLECA


Potkańska wskazuje, że dziś osoby biedne mają gadżety, które jeszcze niedawno były wyznacznikami wyższego statusu materialnego, takie jak smartfon, komputer, nowoczesny telewizor. Jednak nie mają równych szans, co jest problemem zwłaszcza w przypadku dzieci, bo przekłada się na całe późniejsze życie i uniemożliwia wyrwanie się z kręgu ubóstwa.

- Te gadżety są istotne, choćby dla zapewnienia akceptacji wśród rówieśników, ale nie przekładają się bezpośrednio na wyrównywanie szans - dostęp do edukacji, do udziału w życiu społecznym - przekonuje ekspertka.

Zwraca uwagę, że wiele z działań, które w zamierzeniu mają wyrównywać szanse, ma charakter stygmatyzujący, przez co przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego i zniechęcają do korzystania z nich. Przykładem takiej niewłaściwej praktyki może być organizowanie w szkołach obiadów dla dzieci korzystających z programów dożywania przy osobnych stolikach.

Zdaniem Potkańskiej dobrym pomysłem jest włączanie w takie działania wszystkich dzieci. "Szkoła jest momentem, gdzie można pewne rzeczy dostrzec i wyłapać, ale jest to coraz większe wyzwanie dla pedagogów, bo skoro wszystkie dzieci mają te same gadżety, są podobnie ubrane, to biedy nie widać na pierwszy rzut oka i żeby rozpoznać te potrzebujące pomocy, trzeba spojrzeć głębiej" - podkreśla Potkańska.

Według niej musimy zmienić myślenie o ubóstwie, dziś nie możemy tego utożsamiać z głodem i zaniedbaniem.

Innym obliczem współczesnej biedy są ubodzy pracujący. Jak podkreśla Potkańska, dziś ubóstwo nie musi już być związane z bezrobociem. Według GUS biedni pracujący to ok. jedna czwarta Polaków - są to wyliczenia w oparciu o wskaźniki Eurostatu, według których, jeśli ktoś zarabia poniżej dwóch trzecich średniej pensji, zalicza się do tej grupy.

- Te osoby nie są objęte pomocą ze strony państwa, nie kwalifikują się do skorzystania ze świadczeń, więc wpadają w takie zamknięte koło - chciałyby wyjść z ubóstwa, pracują, ale nie starcza im na podniesienie kwalifikacji czy zainwestowanie we własną karierę. To jest trudny problem, bo przyczyną jest struktura rynku pracy. To mogą zmienić tylko działania państwa - uważa ekspertka.

Zwraca uwagę, że ludzie, którzy wpadli w pułapkę tzw. umów śmieciowych i niskich wynagrodzeń, nie decydują się na założenie rodziny ani na dzieci, ponieważ ich na to nie stać, nie mają też poczucia bezpieczeństwa, stabilności zatrudnienia, często zniechęca ich też sytuacja mieszkaniowa. - Jak się patrzy na statystyki, widać, że dzietność jest najwyższa w grupie pracujących kobiet - im pewniejsze zatrudnienie, tym łatwiej im podejmować tego typu decyzje - mówi Potkańska.

Dlatego - jak przekonuje - kluczowe jest budowanie poczucia bezpieczeństwa młodych ludzi. Brak stabilności zatrudnienia uniemożliwia lub zniechęca do wzięcia kredytu na mieszkanie, a ceny nieruchomości są u nas wysokie, także wynajęcie mieszkania jest drogie. - To jest problem naszego rynku mieszkaniowego i na tę sferę powinno oddziaływać państwo, nie wspierając deweloperów, tylko osoby młode, bo to w znaczącym stopniu wpływa na decyzje o założeniu rodziny - przekonuje ekspertka.

Zwraca uwagę, że ubóstwo prowadzi także do wykluczenia społecznego, ponieważ osoby biedne stopniowo wycofują się z życia społecznego i publicznego. Przestaje ich interesować życie polityczne, sąsiedzkie, przestają wychodzić do ludzi, spotykać się ze znajomymi, bo nie stać ich na wspólne wyjścia. - A życie społeczne jest istotne, by znaleźć pomoc. To zatrważający proces oddalania się od ludzi, który powoduje, że trudniej pomóc takiej osobie - mówi Potkańska.

- Dla mnie zachowanie się w takiej sytuacji jest jakimś elementem wychowania obywatelskiego, to jest element życia w społeczeństwie. Oczywiście nie każdy może udzielić takiej osobie pożyczki albo zatrudnić czy chociaż pomóc w znalezieniu pracy. Ale każdy z nas powinien wiedzieć, jak funkcjonuje system, w jaki sposób pokierować do organizacji, która może pomóc. Ale my mamy taką kulturę maski, nie dzielimy się takimi sprawami z innymi - uważa ekspertka. Jej zdaniem to się wiąże ze sposobem mówienia o ubóstwie. - Postrzegamy je jako porażkę, sytuację, w której ktoś znalazł się z własnej winy, uważamy go za nieudacznika. A przecież przyczyn ubóstwa jest bardzo wiele, część jest od nas niezależna - dodaje ekspertka.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dziś biedy nie widać na pierwszy rzut oka
Komentarze (3)
jazmig jazmig
17 października 2014, 13:28
Jednym słowem nie ma biedy, nie ma ludzi głodnych, bez mieszkań itp. Dlaczego ludzie mają kupować mieszkania, zamiast je po prostu wynająć od właściciela? W Niemczech gros ludzi wynajmuje mieszkania, dlaczego w Polsce musimy je kupować? Czy ktoś się zstanowił nd tym, co jest przyczyną, że brakuje mieszkań na wynajem? W PRL czekał się na mieszkanie kilkanaśccie lat, a ludzie zakładali rodziny pomimo tego faktu. Praca była zagwarantowana, ale płaca już nie. Wielu ludzi zarabiało naprawdę marnie. Jednak ludzie się brali słubu i mieli dzieci. Dlatego uwaam, że analiza przedstawiona w tym artykule wskazuje na to, iż wypowiada się osoba, która posiada nikłą wiedzę o biedzie.
Z
Zenon
17 października 2014, 14:28
napisz swoją diagnozę.Wiedz , że diadgnoza nie jest łatwa i nie jest jednostronna. A wg twojej wypowiedzi wszystko jest proste
E
eilen
17 października 2014, 15:16
Wynajem mieszkania to ok. 1000-1200 zł (kawalerka) na miesiąc + koszty mediów, przy zarobkach ok. 1400-1800 zł netto, nie ma z czego żyć. W przypadku bezrobocia, zasiłek ok. 700 zł. a koszty wynajmu nadal te same. Gdy posiadasz własne mieszkanie, możesz nie zapłacić czynszu i spłacisz spółdzielni czy wspólnocie później, gdy będziesz miał. W skrajnym przypadku możesz się ubiegać o umorzenie. Natomiast przy wynajmie, nie zapłacisz z góry to wylatujesz na ulicę. Takie realia w Polsce. Trzeba by je poznać, zanim się wypowiesz.