Obrońcy chcą uniewinnienia Beaty Sawickiej
Uniewinnienia oskarżonej o korupcję b. posłanki PO Beaty Sawickiej zażądali we wtorek w sądzie jej obrońcy. W mowach końcowych - nie stroniących od nawiązań do literatury i filmu - twierdzili, że padła ona ofiarą prowokacji CBA. 10 maja głos zabierze ona sama.
Przed tygodniem prokurator Rafał Maćkowiak zażądał kary 5 lat więzienia i 54 tys. zł grzywny dla Sawickiej, oskarżonej o powoływanie się na wpływy w instytucjach, przyjęcie łapówki i podżeganie do skorumpowania burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego. Dla oskarżonego z byłą posłanką burmistrza, oskarżonego o przyjęcie łapówki od udających biznesmenów agentów CBA prokurator zażądał kary 3,5 roku więzienia i 36 tys. zł grzywny.
Obrona wnosi o uniewinnienie obojga podsądnych. We wtorek przemawiali adwokaci Sawickiej: Jacek Dubois i Mikołaj Pietrzak. Ich zdaniem operacja CBA była nielegalna i sąd powinien to stwierdzić w wyroku. Jak mówili, CBA nie miało przesłanek - wiarygodnej informacji o przestępstwie Sawickiej - nie powinno było więc wszczynać operacji przeciw niej. A inwigilację - przekonywali - wszczęto, rozbudzono jej uczucia i wykorzystano do postawienia przed sądem.
- Prokurator wyszedł na ring i walczył na nim pięknie. Ale walczył z własnym cieniem, a nie toczył walki prawnej - robił uniki przed niewygodnymi dowodami, które nie pasowały do jego tezy. To nie była mowa oskarżająca Beatę Sawicką, lecz mowa w obronie CBA. Pani Sawicka jest tylko kozłem ofiarnym - tak zeszłotygodniowe wystąpienie oskarżyciela podsumował mecenas Dubois. Jego zdaniem prokurator "nie potrafił się zmierzyć ze wszystkimi zebranymi dowodami w tej sprawie i potraktował je wybiórczo".
Według Duboisa gdyby w otoczeniu Sawickiej przed kilku laty nie pojawił się "agent Tomek" z CBA, kobieta nie znalazłaby się na ławie oskarżonych. W jego opinii Sawicka stała się ofiarą nadużyć Biura, które nie powinno testować uczciwości obywateli, a jedynie ścigać przestępstwa korupcyjne, o których uzyska wiarygodną informację.
Dubois zaprzeczył, by Sawicka, idąc na kurs dla członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa, obnosiła się z informacją, że jest posłanką - jak twierdził oskarżyciel. Mec. Pietrzak uznał natomiast, że nie było przypadkiem, iż CBA skierowało swego człowieka właśnie na ten kurs, w którym uczestniczy pięcioro parlamentarzystów opozycyjnej wówczas PO.
Adwokaci podtrzymują, że agent uwiódł Sawicką. - Były takie filmy, jak "Śniadanie u Tiffany'ego" czy "Między słowami", gdzie wszystko dzieje się w głowach ludzi. Ten drugi film nakręciła kobieta, bo żaden mężczyzna nie byłby w stanie. A kobiety czują inaczej. W tym filmie nie ma ani pół słowa o uczuciu. Nie ma dotyku. A tymczasem ta dwójka przeżywa olbrzymie emocje - wszystko się dzieje wewnątrz. Emocje i namiętności, które nie zostały wyrażone. Czy trzeba powiedzieć "kocham cię" i pójść z kimś do łóżka, żeby wyrazić emocje? - pytał adwokat.
Wspomniał też inne literackie przykłady miłości niespełnionej: Mickiewicza i Marylę Wereszczakównę, "Cierpienia Młodego Wertera", czy "Laurę i Filona". - Były emocje w głowach ludzi, a przecież nic między nimi nie zaszło - mówił adwokat.
Jego zdaniem w sprawie Sawickiej "dokonano wszelkich manipulacji, aby teraz móc na sali sądu twierdzić, że to była jedynie relacja służbowa". Tak mówił przed tygodniem prok. Rafał Maćkowiak, przywołując słowa samej Sawickiej, która drugiemu agentowi CBA miała powiedzieć, że nic ją nie łączy z agentem Tomkiem.
Na dowód tych bliskich relacji Dubois przypomniał fakty znane z akt sprawy: wspólne wyjścia do kina, wizyty w pokoju hotelowym, wspólne śpiewanie piosenek, tańce, smsy po północy, wysyłanie sobie kwiatów i obdarowywanie się prezentami. - Czy ktokolwiek z nas miał taką służbową znajomość? A co na to powiedziałby nasz partner życiowy? - pytał retorycznie.
- Sawicka przeżywała fascynację mężczyzną, a w tym czasie agent zacieśniał sieć, która doprowadziła ją na ławę oskarżonych. Weźmy takie cytaty z ich rozmów: "Pa, buziaczki". "Nie ma Ciebie, to komu mam śpiewać?", "Tak się za Tobą stęskniłem (...)",
Pa, misiu. Lulaj". Gdyby ktokolwiek wypowiadał podobne słowa w kontaktach służbowych, to padłoby oskarżenie o mobbing - ale tutaj nikt się nie skarżył - ocenił.
Zarazem adwokat podkreślił, że jeśli nawet Sawicka przeżyła romans, to nie uczyniła nic złego. - Weszła w ferwor życia, czuła się jak nastolatka. Powiedziała kiedyś Tomkowi: "robię to dla ciebie". Właśnie taką osobą bardzo łatwo manipulować - skonkludował prawnik.
Szef CBA przeprowadził z "agentem Tomkiem" rozmowę dyscyplinującą na temat konieczności zachowania właściwych relacji między kobietą-figurantką, a mężczyzną-agentem - przypomniał mec. Pietrzak. Jego zdaniem do rozmowy doszło, bo agent przekroczył dozwolone granice. Pietrzak, który był także obrońcą podejrzanej przez CBA i prokuraturę o korupcję celebrytki Weroniki Marczuk, twierdzi, że "agent Tomek", który i w tamtej sprawie wypełniał misję powierzoną mu przez CBA, działał w dokładnie taki sam sposób jak w sprawie Sawickiej.
- Wyrażam też żal, że na ławie oskarżonych siedzą Beata Sawicka i Mirosław Wądołowski (współoskarżony z b. posłanką urzędujący do dziś burmistrz Helu - red.), a nie osoby odpowiedzialne za tę bezprecedensową manipulację i prowokację. O dziwo, te osoby siedzą w innych ławach - powiedział adwokat, nawiązując do mandatów poselskich, jakie z list PiS zdobyli b. szef CBA Mariusz Kamiński i były "agent Tomek" - poseł Tomasz Kaczmarek.
- To tylko linia obrony, jaką prezentuje oskarżona. Wszystko było badane skrupulatnie i nic takiego nie stwierdzono - tak twierdzenia adwokatów skomentował prokurator Rafał Maćkowiak. Żąda on dla Sawickiej 5 lat więzienia i 54 tys. zł grzywny, a dla Wądołowskiego - 3,5 roku więzienia i 36 tys. zł grzywny.
CBA zatrzymało Sawicką, ówczesną posłankę PO, w październiku 2007 r., gdy przyjmowała - jak uznano w akcie oskarżenia - łapówkę. Szczegóły nagłośnił ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński tuż przed wyborami. Wywołało to wątpliwości PO i części mediów co do domniemanego politycznego tła operacji CBA wobec Sawickiej (usuniętej wtedy z PO). Ona sama prosiła w emocjonalnym wystąpieniu szefa CBA, by jej "nie linczował publicznie". Twierdziła, że padła ofiarą prowokacji agenta CBA. Uznała, że oficerowie CBA przekroczyli uprawnienia, podejmując wobec niej inwigilację i że namawiali ją do przestępstwa. Kamiński temu zaprzeczał.
Skomentuj artykuł