Szwecja pomoże w ujęciu zleceniodawcy
Krakowska prokuratura wystąpiła do Szwecji z wnioskiem o pomoc w związku ze śledztwem w sprawie kradzieży napisu z bramy obozu w Auschwitz - Birkenau. Prokuratura na razie odmawia informacji na temat zakresu pomocy i szczegółów wniosku.
- Dokument został sporządzony i podpisany przez prokuratora okręgowego. Dołączono są do niego wyciągi ze stosownych kodeksów. Został przekazany do tłumaczenia. Po tej technicznej czynności zostanie wysłany, prawdopodobnie po południu" - powiedziała rzecznik prokuratury, Bogusława Marcinkowska.
Wniosek prokuratury ma trafić do ministra sprawiedliwości Królestwa Szwecji.
Jak informuje Marcinkowska, w najbliższych dniach prokuratura wyłączy ze śledztwa materiały dotyczące ewentualnych nieprawidłowości w byłym hitlerowskim obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. Podała także, że skradziony napis zbada w najbliższych dniach laboratorium kryminalistyczne małopolskiej policji.
Prokuratura rozważała także możliwość badań kryminalistycznych napisu w innym ośrodku. - Zawsze rozważamy różne koncepcje, za badaniem w laboratorium kryminalistycznym Małopolskiej Komendy Policji przemawia m.in. sprawność i szybkość badania, co jest istotne dla śledztwa - powiedziała prok. Marcinkowska. Jak wyjaśniła, opinia z badań ma zostać przekazana prokuraturze za około 2 do 3 tygodni.
Nowe informacje ws. śledztwa
W sprawie kradzieży tablicy "Arbeit macht frei" znamy coraz więcej szczegółów. Wiadomo, że zamawiający kradzież napisu, był wcześniej w muzeum w Auschwitz-Bierkenau na rekonesansie z co najmniej jednym podejrzanym. Jak wynika ze śledztwa, dokonał rekonansu i wskazał, co ma zostać skradzione.
Prokuratura gromadzi materiał, weryfikuje fakty. Z różnych względów nie zdradza jednak szczegółów, głównie z uwagi na dobro postępowania i taktykę.
Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad obozowej bramy została skradziona w piątek 18 grudnia nad ranem. Napis odnaleziono późnym wieczorem w niedzielę 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy części.
Również w niedzielę policjanci zatrzymali pięciu mężczyzn podejrzanych o kradzież. Prokuratura Okręgowa w Krakowie czterem z nich postawiła zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży napisu "Arbeit macht frei" oraz uszkodzenia tego napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Podobny zarzut - udziału w grupie oraz nakłaniania do kradzieży i zniszczenia napisu - usłyszał w poniedziałek wieczorem piąty podejrzany.
Wszyscy podejrzani trafili do aresztu na trzy miesiące. Według prokuratury, kradzieży dokonano na polecenie osoby z zagranicy, a teren byłego obozu zagłady nie był należycie chroniony. Wnioski te potwierdziła wizja lokalna, przeprowadzona tydzień temu na terenie byłego obozu Auschwitz-Birkenau z udziałem trzech podejrzanych, którzy przyznali się do zarzucanych im czynów.
Czterej mężczyźni dostali się na teren obozu bez trudu i niezauważeni. Przyjechali ok. godz. 18, po raz pierwszy usiłowali dokonać kradzieży ok. godz. 20.30 - 21. Nie dysponowali nawet podstawowym sprzętem, np. drabiną, aby móc wspiąć się i odkręcić tablicę. Poszli po narzędzia do sklepu, potem wrócili, wspięli się po siatce i dokonali kradzieży. Z jednej strony urwali tablicę i zgubili literę "i". Było to ok. godz. 24 - 1 w nocy. Teoretycznie brak napisu powinna zauważyć ochrona, dokonując obchodu terenu. Kradzież zauważono dopiero po godz. 5 rano.
Jak przyznała prokuratura, "materiał procesowy i wiedza operacyjna pozwala na przyjęcie, że głównym zleceniodawcą była osoba zamieszkała poza granicami naszego kraju i nie posiadająca polskiego obywatelstwa". Nie zdementowała informacji medialnych, że chodzi o osobę ze Szwecji.
Z materiałów śledztwa wynika, że czterej sprawcy kradzieży mieli otrzymać 20 tys. zł do podziału i że nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia kradzieży. Dopiero "szum medialny" uświadomił im, jaki wydźwięk ma ich czyn.
Według informacji PAP, uzyskanych ze źródła zbliżonego do śledztwa, sprawcy i polski organizator kradzieży mieli otrzymać ok. 120-125 tys. koron szwedzkich, a do Oświęcimia przyjechali samochodem dostarczonym z zagranicy. Niedokładna kwota wynagrodzenia w koronach szwedzkich wynika z tego, że miała być przeliczana z innej waluty.
Nie oznacza to jednak, że zleceniodawca kradzieży jest obywatelem Szwecji. Ta kwestia nadal jest badana, podobnie jak to, czy osoba nr 6 w sprawie - poza pięcioma polskimi podejrzanymi - była zleceniodawcą, czy tylko pośrednikiem między złodziejami a prawdziwym zleceniodawcą - zastrzega annonimowe źródło PAP.
Skomentuj artykuł