"Zaufanie do firm sondażowych spadnie"

(fot. PAP/ Grzegorz Michałowski)
"Rzeczpospolita" / zylka

W niedzielę tuż po zamknięciu lokali wyborczych Polakom oglądającym telewizję ukazały się zupełnie różne wyniki. W prognozach przygotowanych przez SMG/KRC dla TVN oraz Homo Homini dla Polsatu News kandydat PO Bronisław Komorowski bardzo wyraźnie pokonał lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego. Prowadził odpowiednio aż 12 i 10 pkt proc. Co więcej, niewiele mu brakowało do zwycięstwa już w I turze wyborów - pisze dzisiejsza "Rzeczpospolita".

Tymczasem w prognozie przygotowanej przez TNS OBOP dla TVP różnica wynosiła zaledwie 5 pkt proc., a poparcie dla kandydata PO - niewiele ponad 40 proc. Jak się okazało po podaniu wyników przez Państwową Komisję Wyborczą, to prognoza przygotowana dla TVP się sprawdziła.

Na firmy sondażowe, które nie trafiły z wynikami, posypały się gromy. Tuż po ogłoszeniu wyników politycy różnych opcji mówili o kompromitacji.

- To naprawdę duża wpadka - ocenia dr Anna Materska-Sosnowska, politolog z UW. - Niestety, zapewne sprawi ona, że zaufanie do firm sondażowych, i tak już mocno nadwerężone, jeszcze spadnie. A to może zaowocować jeszcze większymi pomyłkami w przyszłości - dodaje.

Skąd się wzięły tak duże różnice między prognozami? OBOP przeprowadził klasyczne exit polls, czyli wywiady ankietowe przed lokalami wyborczymi. Ankieterzy stali przed 500 lokalami w całym kraju. Ich ankiety anonimowo wypełniło ok. 50 tys. osób.

Tymczasem SMG/KRC i Homo Homini postawiły na sondaże telefoniczne na dużych próbach. - W niedzielę po południu zadzwoniliśmy do 6 tys. osób, pytając, czy głosowały i na kogo. W poprzednich wyborach w ten sposób udało nam się bardzo dokładnie przewidzieć wynik - opowiada Antoszewski.

Więcej na rp.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Zaufanie do firm sondażowych spadnie"
Komentarze (1)
D
Dies
22 czerwca 2010, 11:39
Wg występującego w telewizji przedstawiciela SMG/KRC winni są... respondenci. Opinia publiczna jest winna. Podobnie jak za powódź, biedę kilku milionów Polaków, katastrofę smoleńską, deficyt budżetowy i spadki na giełdzie. W cywilizowanym kraju np. we Francji takie wyniki sondaży i takie tłumaczenie wywołałoby burzę. Z usług owych wiarygodnych "sondażowni" nikt poważny nie chciałby już skorzystać. Rozbrajające jest też tłumaczenie pewnego specjalisty od wizerunku politycznego twierdzącego, że sondaże są zamawiane jak baloniki, billboardy i ulotki, i że są normalnym elementem walki politycznej (w domyśle: można je zafałszować w imię jakiejś wzniosłej idei, czyli cel uświęca środki).