W sobotę o "bezprecedensowy atak na globalne dostawy energii" oskarżył Iran sekretarz stanu USA Mike Pompeo. Jak podkreślił, nie ma wyraźnych dowodów na to, że atak nadszedł z Jemenu, gdzie koalicja pod przywództwem Arabii Saudyjskiej walczy od ponad czterech lat z szyickim ruchem Huti. Konflikt ten jest powszechnie postrzegany jako wojna zastępcza między rywalami w regionie: sunnicką Arabią Saudyjską i szyickim Iranem - zwraca uwagę agencja Reutera.
Ruch Huti od razu wziął na siebie odpowiedzialność za atak.
Rzecznik irańskiego MSZ Abbas Musawi oświadczył, że komentarze amerykańskiego sekretarza stanu są "daremne". "Amerykanie przyjęli politykę «maksymalnego nacisku» na Iran, która z powodu swej porażki skłania się ku «maksymalnym kłamstwom»" - powiedział rzecznik.
Natomiast szef MSZ Iranu Dżawad Zarif napisał na Twitterze, że Waszyngton wraz ze swoimi sojusznikami "utknął w Jemenie" i, że obwinianie Teheranu "nie zakończy katastrofy", do jakiej dochodzi w tym kraju.
Wcześniej dowódca sił powietrznych irańskiej Gwardii Rewolucyjnej Amir Ali Hadżizadeh ostrzegł, że bazy USA i lotniskowce znajdują się w zasięgu irańskich rakiet. Zagroził, że "Iran jest zawsze gotowy na «pełnoprawną wojnę»".
Niektóre irackie media podały, że atak został przeprowadzony w sytuacji, gdy wspierane przez Iran paramilitarne grupy zyskują coraz większe wpływy. Kancelaria premiera Iraku Adila Abd al-Mahdiego w opublikowanym w niedzielę oświadczeniu zaprzeczyła, że atak dronów został przeprowadzony z terytorium Iraku. Irak "przestrzega konstytucji, która uniemożliwia wykorzystanie jego ziem do agresji na kraje sąsiednie" - przekazano.
Z kolei lider jemeńskich Huti Muhammad al-Buch powtórzył w niedzielę, że jego organizacja stoi za atakiem. Powiedział AP, że Huti wykorzystali "słabości" w obronie przeciwlotniczej Arabii Saudyjskiej, aby uderzyć w cele, ale nie rozwinął tego wątku.
Dwie instalacje w mieście Bukajk (Abqaiq) i Churajs (Khurais) na wschodzie Arabii Saudyjskiej stały się w sobotę wcześnie rano celem ataków dronów; doszło do dwóch pożarów, które opanowano, ale produkcja i eksport saudyjskiej ropy naftowej ucierpiały.
Saudyjski książę Muhammad ibn Salman poinformował w sobotę, że ataki dronów na dwie instalacje spowodowały "tymczasowe" wstrzymanie działalności tych dwóch zakładów. Saudyjskie ministerstwo energii oszacowało, że wstrzymana została produkcja 5,7 mln baryłek ropy dziennie, czyli ok. 50 proc. całkowitej produkcji Aramco, co stanowi 5 proc. globalnej podaży na ten surowiec.
Do uderzenia dronów w zakłady największego światowego eksportera ropy doszło w czasie, gdy Aramco przyspieszyło plany pierwszej oferty publicznej koncernu, aby mógł trafić na giełdę w Rijadzie może jeszcze w tym roku. Sobotnie ataki, według Reutera, sprawiają wrażenie najśmielszych z dotychczasowych.
Skomentuj artykuł